Patetyczna (nie) dla każdego - prosto od Filharmoników Berlińskich.



Oto kolejne spotkanie Płytomaniaka z nagraniami Filharmoników Berilińskich, publikowanymi nie w ramach współpracy z największymi wytwórniami płytowymi, lecz pod własnym szyldem. Wcześniej recenzowałem piękny i atrakcyjny album zawierający zapis azjatyckiego tournée, będący pożegnaniem byłego już głównego dyrygenta orkiestry, sir Simona Rattle’a, dlatego owo wydawnictwo miało swoją wagę i dokumentowało pewien okres w jej historii. Podobnie rzecz się ma z omawianą edycją, które teraz trafia na stronę, świadczącą o rozpoczęciu kolejnego etapu w długich, owocnych pod względem artystycznym dziejach, bowiem jest pierwszym projektem sławnego zespołu ze swoim nowym szefem artystycznym. Kirył Petrenko, o dziwo, jak dotąd był artystą dość rzadko rozpoznawalnym przez kolekcjonerów nagrań, jako że niezbyt często rejestrował swoje interpretacje (wśród nich ja osobiście wyróżniam zestaw płyt z symfoniką wybitnego czeskiego kompozytora, Josefa Suka, w barwach CPO). Prezentowany album jest pierwszym zrealizowanym wspólnie przez Filharmoników Berlińskich oraz rosyjskiego kapelmistrza po wybraniu go przez orkiestrę na swojego następnego szefa, choć ten oficjalnie stanowisko objął z początkiem sezonu 2019/20, zainaugurowanym uroczystym koncertem z IX Symfonią Ludwiga van Beethovena jako główną pozycją programu.

Tym razem czeka nas zapis wydarzenia z marca 2017, zawierającego rejestrację Patetycznej Piotra Czajkowskiego. Wybór oczywiście nie dziwi, jako że rosyjscy dyrygenci promują dzieła swych rodaków przy każdej okazji, a poza tym op. 74 należy po prostu do kanonu romantycznego repertuaru. Prezentowane wydawnictwo wywołało duże poruszenie wśród krytyki i słuchaczy, czego dowodem są spolaryzowane poglądy z jednej strony, oraz deszcz wyróżnień z drugiej. Ja staram się pozostawać niejako pośrodku, doceniając początek nowej ery w historii wspaniałego zespołu i żywiąc pewne oczekiwania w stosunku do jego nowego szefa, ale z drugiej nie potrafię wydobyć z siebie jakiegoś szczególnego i bezwarunkowego entuzjazmu po zapoznaniu się z rekomendowanym nagraniem.

Dowodzi ono, rzecz jasna, niewątpliwych kompetencji kierującego zespołem kapelmistrza, jak przede wszystkim fantastycznej dyspozycji Filharmoników Berlińskich, co oczywiście nie dziwi, znając renomę formacji, ale mimo wszystko za prawie za każdym razem wprawia odbiorców w zachwyt. Orkiestra gra zjawiskowo: imponująca sprawność techniczna, doskonałe smyczkowanie (część trzecia), absolutna perfekcja w realizacji zapisów partytury pod kątem zróżnicowania dynamiki, artykulacji, brzmienia, będąca zapewne wynikiem wytężonej pracy na próbach z nowym szefem. Czystość i precyzja gry poszczególnych sekcji instrumentalnych zasługuje na naprawdę wielkie uznanie i to nie tylko dlatego, że muzycy chcieli się zaprezentować z jak najlepszej strony podczas wydarzenia, będącego początkiem „ery Petrenki” (ów koncert był pierwszym wspólnym po zapadnięciu decyzji o powierzeniu kapelmistrzowi funkcji – tu można obejrzeć klip promocyjny). Jest to po prostu standard profesjonalizmu i artyzmu Berlińskich Filharmoników, zasłużenie plasujących się na czołowym miejscu nieoficjalnych rankingów najlepszych orkiestr symfonicznych świata.

Doceniając niewątpliwe zalety zespołu i fakt owocnej współpracy ze swoim nowym głównym dyrygentem, nie sposób jednak nie zatrzymać się przy jego osobie. Niewątpliwie jest to bardzo sprawny i doskonale pod względem muzycznym przygotowany kapelmistrz, ale osobiście nie wiem, czy czas usytuuje go w gronie legendarnych mistrzów batuty, kierujących ową orkiestrą w przeszłości, by wymienić takie sławy, jak Wilhelm Furtwängler, Sergiu Celibidache czy Herbert von Karajan (notabene wszyscy trzej mający na koncie wspaniałe płytowe rejestracje VI Symfonii Czajkowskiego). Podziwiam analityczne podejście Petrenki, znającego doskonale partyturę i wiedzącego, co w niej jest. Problem jednak jest taki, czy aby owa techniczna i warsztatowa perfekcja nie przysłania przypadkiem tego, co w kreacji dzieła muzycznego jest najważniejsze – głębi, szczerości i autentyczności przeżycia. Patetyczna od pierwszej do ostatniej nuty brzmi czysto dźwiękowo fantastycznie, ale gdzie pozostaje to nieuchwytne, trudny do opisania słowami, ale wyraźnie odczuwalny element, poruszający odbiorcę, sprawiający, że jego serce przy słuchaniu bije znacznie szybciej. Obawiam się, że w moim przypadku powyższego zabrakło, lecz nie sądzę, że jest to wynikiem jakiejś oziębłości (wypraszam sobie tego rodzaju podejrzenia, ponieważ muzyki słucham z pasją – i z nią o sztuce dźwięków piszę) czy powierzchownej znajomości nagrania; tekst powstaje bodajże po czwartym przesłuchaniu albumu.

Symfonia jest ukształtowana formalnie pod batutą Rosjanina tak jak należy, każda z czterech części ma właściwy sobie rys: pierwsza jest intrygującym połączeniem mrocznych barw, dramatyzmu i liryzmu, druga ujmuje elegancją wyrazu i melancholijną śpiewnością, trzecią uznać można za majstersztyk możliwości technicznych i brzmieniowych zespołu, a także temperamentu prowadzącego całość, finał zaś opisać można jako przejmujący akt rozpaczy z emocjami doprowadzonymi do maksimum. Pod względem czysto muzycznej charakterystyki nie da się temu podejściu niczego narzucić. Mnie jedna nie za bardzo przypada do gustu skłonność Petrenki do narzucania dość szybkich temp, o czym w swoim czasie z małym entuzjazmem informowałem na blogu, przy okazji omawiania Piątej. Patetyczna też wpisuje się w podobną tendencję mistrzów batuty, którzy znacznie częściej prowadzą ją raczej żywo, niż z umiarem czy wolno. Szczególnie wyraźnie to słychać w szeroko zakrojonej części pierwszej – choć wstęp (Adagio) swoimi ponurymi, utrzymanymi w ciemnych barwach akordami umiejętnie wprowadza w początkowe Allegro non troppo, to po wybrzmieniu pierwszej kulminacji tegoż rozpoczyna się przepiękny, wzruszający temat drugi (Andante), intonowany przez klarnet, podejmowany następnie przez sekcję dętą i doprowadzany przez smyczki i cały zespół do szczytów lirycznej ekspresji – ale dlaczego tak szybko, dokąd się Petrenko tak śpieszy, dlaczego nie pozwala zaczerpnąć oddechu i sycić się owym względnie niedługim momentem spokoju i szczęścia dłużej? Takie podejście wręcz rujnuje mój obraz tej niezwykle ważnej części dzieła, cenionego, kochanego przeze mnie i znanego mi w postaci zapisu nutowego, mającego trafiać do serca i emocji, a tymczasem będącego źródłem frustracji i rozczarowania. Podobnie rzecz się ma z zagonionym Scherzem (trwającym tu stereotypowo 8’34”), w którym prawie wszyscy dyrygenci pędzą na złamanie karku do przodu, nie zwracając uwagi na fakt, ile majestatu, potęgi i szczegółów faktury można wydobyć przy wolniejszym pulsie - cóż, nie każdy z nich jest geniuszem formatu Sergiu Celibidache (EMI) lub Leonarda Bernsteina (DG). Całość i poszczególne ustępy mają bardzo podobny, a nawet wręcz identyczny czasowy wymiar, co słynne nagranie Eugeniusza Mrawińskiego z 1961 roku (było równie szybkie, nie zamykało się w pełnych 44 minutach, co w porównaniu z prawie godzinnymi kreacjami obu powyżej wspomnianych panów stanowi istotną różnicę), lecz tamto przynajmniej przemawiało żywo do emocji odbiorcy, tchnął z niego wyjątkowy autentyzm, a siła interpretacji legendarnego maestro i Filharmoników Leningradzkich nawet dziś, prawie po 60 latach, wywiera niesamowite wrażenie i przekonuje w pełni. Pomimo wszystkich niewątpliwych zalet prezentowanego nagrania: fantastycznej berlińskiej orkiestry, dogłębnej pracy nad partyturą, nadzwyczaj rzetelnej kontroli nad treścią i formą, energii i zaangażowaniu kapelmistrza, nie mogę tego samego z pełnym przeświadczeniem i spokojem sumienia powiedzieć o wizji Kiryła Petrenki. Pozostawia we mnie niedosyt i pewne wątpliwości.

Dodam, że materiał dźwiękowy został pod kątem publikacji bardzo rzetelnie przygotowany pod względem technicznym, jako że jakość dźwięku jest na naprawdę wysokim poziomie. Album został ponownie wydany w nietypowej, aczkolwiek ekskluzywnej formie: książki z kolorową, twardą okładką i barwną obwolutą, o dość dużym formacie w kształcie prostokąta, z bogatą warstwą ilustracyjną (reprodukcje zdjęć i portretów kompozytora, fotografie dyrygenta i formacji) i faktograficzną (szczegółowe informacje o Symfonii, przedmowa członków zarządu i muzyków orkiestry, analiza dzieła i interpretacji dyrygenta oraz tegoż biogram, podanie składu osobowego Filharmoników Berlińskich). Wygląda tak:







Na nabywców albumu czeka niespodzianka – sam dysk jest w wersji hybrydowej CD/SACD, ale tuz pod nim skrywa się kolejny krążek, zawierający klucz do pobrania ścieżek dźwiękowych w odpowiednio wysokiej jakości ze strony internetowej w formie plików, jak też siedmiodniowy dostęp do Cyfrowej Sali Koncertowej (Digital Concert Hall). Dziwi może jedynie fakt, że tak renomowana instytucja, wypuszczająca starannie przygotowane pod każdym względem produkcje, poprzestaje na niespełna trzech kwadransach trwania płyty, podczas gdy są na rynku albumy mieszczące na jednym nośniku 85-88 minut muzyki (pojawią się nawet na mojej stronie). Czy nie warto było uzupełnić Patetycznej o utwór wpisujący się w jego emocjonalny i duchowy wymiar, będący na dodatek kolejnym istotnym świadectwem współpracy rosyjskiego dyrygenta i niemieckiego zespołu – Śmierć i wyzwolenie Ryszarda Straussa, który został wspólnie wykonany w ramach początku sezonu 2018/19? Szkoda. W moim przekonaniu byłby to oznaka większego szacunku dla kieszeni melomanów, choć znając interpretację owego poematu, miałbym chyba kolejne powody do ustykiwań na wizję Petrenki i jego nadmierny (czytaj: zbyt szybki) entuzjazm.


Paweł Chmielowski


Piotr Czajkowski
Symfonia nr 6 h-moll op. 74 „Patetyczna”
Berliner Philharmoniker • Kirył Petrenko, dyrygent
BPHR 190261 • w. 2019, n. 2017 • SACD, 44’07” ●●●●○○

Autor bloga dziękuje Filharmonikom Berlińskim i panu Stefanowi Stahnke za nadesłanie albumu do recenzji.

Płytomaniak.blogspot would like to thank Berliner Philharmoniker und Mr. Stefan Stahnke for sending the album and making this review possible.

Komentarze

Popularne posty