Czesi w Bambergu - fortepianowa rewelacja wytwórni Supraphon.
Sięgając
po ten album, zastanawiałem się, jak zacząć mój tekst i nasunęły
mi się dwie, niezbyt chyba optymistyczne, refleksje. Myśląc o
czeskiej muzyce w jej najbardziej popularnym wydaniu, przychodzą do
głowy arcydzieła muzyki symfonicznej dwóch najpopularniejszych
kompozytorów z kraju nad Wełtawą: Bedřicha
Smetany i Antonína Dvořáka,
przy czym sądzę, że owo zainteresowanie ogranicza się w znacznie
mierze może do dziesiątki najsłynniejszych dzieł. Pozostały
dorobek owych mistrzów, nie mówiąc już o innych twórcach, znany
jest może wyłącznie pasjonatom, odkrywającym w kameralistyce,
wokalistyce, operze, muzyce instrumentalnej czy religijnej rzeczy
naprawdę godne uwagi. Czy ktoś np. kojarzy jakieś konkretne
pozycje pod hasłem „czeskie koncerty fortepianowe”? Obawiam się,
że w odpowiedzi może paść jedynie przykład mało u nas znanego i
pozostającego nieco w cieniu na tle sławniejszych tytułów w œvre
kompozytora Koncert g-moll autora Tańców słowiańskich.
Inną kwestią pozostaje obecność dzieł tego gatunku spoza
germańskiego i słowiańskiego kręgu repertuarowego (czytaj:
rosyjskiego, ewentualnie naszego) w świadomości przeciętnego
polskiego melomana czy organizatora życia kulturalnego. Błękitna
rapsodia George’a Gershwina, ewentualnie jego Koncert F-dur,
obie pozycje Maurycego Ravela, trzy kompozycje Béli
Bartóka i Ferenca Liszta, by
zajrzeć do bratanków Węgrów, Norwegowie chełpią się
arcydziełem Edwarda Griega, może jedynie Noce w ogrodach
Hiszpanii Manuela de Falli wzbogacą tę jakże „imponującą”
listę.
Dobrą
okazją, by choć w części zmienić ten stan rzeczy i poszerzyć
swoje muzyczne horyzonty, jest rekomendowana przeze mnie z
przyjemnością płyta wytwórni Supraphon. Znalazły się na niej
dwie wybitne pozycje czeskiego repertuaru: wzmiankowany powyżej
Koncert fortepianowy g-moll op. 33 Antonína
Dvořáka oraz IV Koncert
„Inkantacje” H 358 Bohuslava Martinů.
Propozycja ciesząca się już znakomitymi recenzjami, doceniana w
fachowych kręgach, czego potwierdzeniem są liczne wyróżnienia
światowych gremiów, by wspomnieć chociażby przyznaną przed
miesiącem nagrodę miesięcznika BBC Music Magazine. Nie dziwi to w
przypadku wybitnych artystów młodszego pokolenia, którzy od lata
poświęcają się promowaniu rodzimej twórczości, nie tylko w
barwach praskiego wydawcy (bardzo interesujący pianista Ivo Kahánek,
o ambitnej dyskografii, z której bodajże trzy pozycje z muzyką
kameralną miałem okazję recenzować przed laty), ale również
współpracując z najsławniejszymi europejskimi zespołami i innymi
wydawcami (przypadek dobrze znanego z recenzji Płytomaniaka,
odnoszącego oszałamiające sukcesy dyrygenta Jakuba Hrůšy).
Obaj panowie są nie tylko bohaterami nagrania, ale również uczestnikami
zajmującej rozmowy o prezentowanych kompozycjach, zapisanej jako
materiał tekstowy w książeczce albumu. Można się z niej sporo
dowiedzieć zarówno o autorach muzyki, jak też samych dziełach i
sposobach interpretacji oraz artystycznych doświadczeniach wirtuoza
i kapelmistrza. Lektura jest według mnie bardzo ciekawa i chwalę
zarówno artystów, jak i producenta nagrania oraz wydawcę za jej
zamieszczenie, za dobry pomysł, który wyróżnia się pozytywnie
wśród licznych, nierzadko nudnych i wnoszących niewiele nowego
typowych komentarzy dominujących w bookletach płyt.
Na
uwagę wielbicieli pianistyki zasługują oba nagranie dzieła.
Koncert fortepianowy Dvořáka
pozostaje w cieniu swego skrzypcowego, a przede wszystkim
wiolonczelowego odpowiednika, moim zdaniem niezbyt słusznie, jako że
jest pozycją interesującą, a dla odbiorcy – bardzo atrakcyjną.
Z pewnością inne zdanie mają pianiści, którzy z rzadka po niego
sięgają, uskarżając się na trudność partii solowej, uchodzącej
przez długi czas wręcz za niewykonalną. Być może to było
przyczyną uznawania op. 33 za słabsze i krytykowania kompozytora za
nieumiejętność pisania na instrument, co zadziwia w kontekście
ilości dzieł kameralnych z jego udziałem, niekiedy znakomitych, by
wspomnieć oba wspaniałe Kwintety A-dur, pieśni, czy na
fortepian solo (boksy z tymi ostatnimi zajmują zwykle 4-5 krążków),
jak również faktu, że pracował przy owym medium. Gdyby tak
rzeczywiście było, to czy po Koncert g-moll sięgnęłyby
takie legendy pianistyki i dyrygentury jak np. Światosław
Richter i Carlos Kleiber? Nie wydaje mi się, nie sądzę również,
by obaj mistrzowie mieli słaby gust repertuarowy. Nagranie
Supraphonu dowodzi tezy wręcz przeciwnej – jest to utwór
efektowny, popisowy, choć bardzo trudny dla pianisty, ale bez
wątpienia przystępny i dobry w odbiorze. Kompozytor posługuje się
tu niewielką orkiestrą, bez puzonów, tuby, obsada jest identyczna
z klasycznym zestawieniem Symfonii Londyńskich Józefa Haydna
(podwójne drewno, zaledwie para rogów i trąbek oraz kotłów), ale
treść jest zdecydowanie romantyczna, przepojona pasją i emocjami,
zaś rozmiary – 4o minut – stawiają go w rzędzie największych
wyzwań dla wykonawców, takich jak Koncerty Piotra
Czajkowskiego czy Johannesa Brahmsa. Dla prowadzącego Bamberskich
Symfoników Jakuba Hrůšy utwór
ma „ogromną siłę i piękno, jest jednym z ciekawszych
<akompaniamentów>; chodzi w nim o równoważny dialog, w
którym orkiestra i dyrygent mają sporo do zaoferowania”. Po
wysłuchaniu kreacji zapisanej na dysku czeskiej wytwórni przyznaję
mu absolutną rację: jest on ogromnym sukcesem obu Czechów, oraz
oczywiście Bamberskich Symfoników, zespołu mającego z Pragą
sporo wspólnego u swego powstania. Nie ulega wątpliwości
symfoniczny rozmach kompozycji, za sprawą mistrzowskiego sposobu
prowadzenia przez młodego mistrza batuty, zwracającego baczną
uwagę na dobór odpowiednich temp, pokazywanie interesujących w danym momencie solowych wejść instrumentów, ale i walorów całych grup w orkiestrze, dialogujących
z pianistą praktycznie bez przerwy (za wyjątkiem krótkiej ekspozycji tematów
w szeroko rozbudowanej części pierwszej). Ivo Kahánek
jawi się tutaj jako fenomenalny wirtuoz, pokonujący techniczne
trudności partii solowej w sposób imponujący, bo w odbiorze nie
słyszymy zmagań z materią, lecz tylko naturalność gry,
frazowania, logikę, pianistykę naprawdę wysokiej klasy. Zachwyca
jego respektowanie oznaczeń dynamicznych i artykulacyjnych,
produkuje z jednej strony dźwięk bardzo „męski”, mięsisty,
soczysty i imponujący wolumenem, z drugiej – subtelny, śpiewny,
sprawdzający się w drugim, lirycznym, ludowego pochodzenia temacie
części pierwszej czy przepięknym, nastrojowym, spokojnym ogniwie
środkowym, z licznymi interakcjami z instrumentami dętymi. Czeski
temperament i spontaniczność z kolei przysłużyły się
interpretacji finału, w którym szczególnie ważną rolę odgrywa
rytmika, mająca niekiedy rys taneczny, co w przypadku Dvořáka
oczywiście nie dziwi. Co istotne, pianista zaprezentował oryginalną
wersję, bez późniejszych retuszy, mających na celu poprawienie
„niewdzięcznej” partii solowej. Zaprezentował ją doskonale.
Bardzo dobra realizacja nagrania, sytuująca fortepian i orkiestrę w
należytej równowadze, pozwala docenić zarówno samo dzieło, o
niewątpliwym słowiańskim rodowodzie i romantycznym charakterze,
jak i znakomitą kreację: bardzo muzykalną, pełną swobody, ale
niezwykle starannie przygotowaną, opierającą się na miłości
pianisty i dyrygenta do rodzimej twórczości. Op. 33 brzmi po prostu
porywająco, świeżo, naturalnie, tak jakby został odkryty dopiero
teraz. Uznaję to za jeden z największych walorów albumu,
przedstawiającego chyba najlepiej zagrane i zrealizowane
technicznie, przynajmniej w ostatnich latach, wykonanie Koncertu
g-moll.
Podobne
cechy wykazuje kompozycja zdecydowanie mniej znana, przynajmniej u
nas: Inkantacje Bohuslava Martinů.
Wielkie zasługi w jej propagowaniu miał pierwszy interpretator i
adresat dedykacji: wspaniały czeski pianista, Rudolf Firkušný
(1912-1994). Na rynku można znaleźć co najmniej kilka nagrań z
jego udziałem, choć samo dzieło do często rejestrowanych nie
należy, a szkoda. Sięgali po niego głównie sami Czesi (Emil
Leichner, Josef Páleníček),
jak i artyści zagraniczni, lecz mający środkowoeuropejskie
korzenie (np. Robert Kolinsky czy Giorgio Koukl). Sądzę jednak, że
interpretacja Ivo Kahánka i
Jakuba Hrůšy może się wysunąć
na czoło współczesnych nagrań IV Koncertu. Od
początku uderza niezwykły dynamizm, zarówno partii solowej,
wykorzystującej fenomenalnie możliwości wyrazowe oraz techniczne
instrumentu, a także orkiestry – bardzo bogatej w detale,
fascynującej kolorystycznie i imponującej mistrzowskim
posługiwaniem się poszczególnymi sekcjami przez kompozytora, co
jednakże nie powinno dziwić z uwagi na ogromne doświadczenie
Bohuslava Martinů jako autora
utworów symfonicznych czy oper. Utwór nosi niezbyt zrozumiałą
nazwę – słowniki wyrazów obcych definiują owo pojęcie jako
„obrzędowe zaklęcie”. Intencją twórcy było wytworzenie
niezwykłej dźwiękowej atmosfery, tajemniczej, czarownej, ale
jednocześnie wyrazistej w ekspresji, zawartej w dwuczęściowej,
nieskrępowanej formie, dającej mu pełnię swobody i rozwijania
myśli; tym samym Czech odszedł od tradycyjnego ujęcia gatunku, za
to przybliżył się do fantazji czy symfonii. Otwiera to pole do
popisu dla wykonawców, z czego obaj bohaterowie przedsięwzięcia
skwapliwie skorzystali. Dla Ivo Kahánka
twórczość kompozytora jest bliska, zna i rozumie ją doskonale, co
przekłada się na porywające wykonanie partii solowej: efektownej,
wymagającej, niełatwej, wpisującej się w najlepsze dokonania i
tradycje koncertu fortepianowego jako takiego w XX wieku. Jest też
bardzo zróżnicowana wyrazowo, nie brak tu epizodów dramatycznych,
a nawet tragicznych, sąsiadujących z odcinkami o charakterze
romantycznym, a niekiedy impresjonistycznych o fascynującej barwie i
połączeniach instrumentalnych (np. wyraźny udział harfy czy ważna
rola perkusji). Wykonawcy z jednej strony oddają zamierzoną przez kompozytora fantazję i nieskrępowanie, z drugiej zaś, z godną podziwu
dyscypliną, podążają rygorystycznie za zapisami partytury.
Powstaje w ten sposób zadziwiająca słuchacza oryginalna symbioza
przeciwieństw, lecz bardzo spójna, przekonująca, zachwycająca w
efekcie końcowym jako całość. Fortepian i orkiestra grają ze
sobą, ale jednocześnie przeciw sobie, nieustanne dialogowanie
tworzy interesującą dźwiękowo historię, wpisując się w słowa
samego Bohuslava
Martinů, twierdzącego, że „magia jest królestwem
muzyki”.
Niech
do tej przepięknej krainy zaprowadzą nas Ivo Kahánek,
Bamberscy Symfonicy oraz prowadzący całość w sposób wystawiający
mu jak najlepsze świadectwo, Jakub Hrůša.
Mam tu na myśli fakt, że
dyrygent nie traktuje orkiestrowego akompaniamentu z taryfą ulgową, podchodzi do niego bardzo poważnie i odpowiedzialnie. Wydobywa z
orkiestry maksimum emocji oraz szczegółów partytur, nadających
obu dziełom wymiar niemalże symfonii z solowym fortepianem i będących
najwybitniejszymi czeskimi dziełami napisanymi na taki skład.
Współpraca obu muzyków i
niemieckiej orkiestry, której kapelmistrz szefuje od roku 2016,
przynosi naprawdę doskonałe rezultaty w mało znanym dla nas,
polskich odbiorców, repertuarze. Nie ulega wątpliwości zaangażowanie artystów, autentyzm ich przekazu, wiara w wartość dzieł. Pianista i dyrygent mają
prawdziwe powody do dumy, podobnie jak wytwórnia Supraphon.
Doskonałe opinie krytyki i słuchaczy, jakimi prezentowany krążek
cieszy się od swej premiery mającej miejsce pod koniec ubiegłego września, nie są dziełem
przypadku. Miłośnicy pianistyki i wybitnych wykonań z pewnością
powinni sięgnąć po owo nagranie. Jego fragmenty można
przesłuchać i całość zakupić w formie plików na stronie wydawcy.
Paweł
Chmielowski
Antonín
Dvořák – Koncert fortepianowy g-moll op. 33 • Bohuslav Martinů
– Koncert fortepianowy nr 4 „Inkantacje”, H 358
Ivo
Kahánek, fortepian • Bamberger Symphoniker • Jakub Hrůša,
dyrygent
Supraphon
SU4236-2 • w. 2019, n. 2017/2019 • CD, ●●●●●●
Autor
bloga dziękuje wydawcy, firmie Supraphon, za nadesłanie albumu do
recenzji. Polski dystrybutor wytwórni Supraphon,
niezainteresowany współpracą i promocją swoich tytułów u
Płytomaniaka,
nie przyczynił się w żaden sposób do ukazania się omówienia
powyższego nagrania na stronie.
Autorův
vřelý
dík
za pomoc v posouzení této nahrávky patří společnosti Supraphon
a.s z Prahy a zejména panu Lukáši Kadeřábkovi.
Komentarze
Prześlij komentarz