Beethoven 2020 (13) - Rémi Geniet gra Sonaty fortepianowe. Fascynująco.

 


Nie jest to chyba moją specjalną intencją, ale wychodzi na to, że stosunkowo często Płytomaniak recenzuje nagrania młodych pianistów, stojących dopiero u progu międzynarodowej kariery. Nie inaczej jest w niniejszym przypadku, choć ponownie się zastrzegam, że mamy do czynienia z omówieniem wydawnictwa, które okazało się kilka lat temu, a mianowicie w roku 2017, a od tamtego czasu sprawy mogły pójść bardzo do przodu i określenie „na progu” prawdopodobnie straciło na aktualności. Wcale by mnie to nie zdziwiło, albowiem wysłuchanie prezentowanego albumu świadczy jak najlepiej o jego bohaterze – 23-letnim w czasie rejestracji materiału na krążek Francuzie, Rémim Geniecie. Miło mi przy tym okazji ponownie sięgnąć do katalogu wytwórni Mirare, mogącej się pochwalić nie tylko wybitnymi dokonaniami artystów z nią współpracujących, ale również ciekawymi projektami fonograficznymi, interesującym repertuarem i staranną edycją swoich albumów. Przypomnę, że jak na razie jedyną recenzją owej firmy był przepiękny Brahmsowski album Adama Lalouma, który tak mnie zachwycił kilka miesięcy temu.

Bardzo lubię, jeśli recitale solowe mają nadrzędną ideę lub chociażby zamieszczony repertuar uporządkowany jest wg jakiegoś klucza. Doceniam, że Rémi Geniet wybrał cztery z kilkudziesięciu Sonat Beethovena nie na chybił trafił, ale ułożył je wg chronologii powstania: dysk zaczyna Druga z roku 1795, następnie mamy Dziewiątą (1799), potem słynną Księżycową (1801), zaś całość wieńczy przedostatnia pozycja tego gatunku – Trzydziesta pierwsza, ukończona ponad ćwierć wieku po najwcześniejszej z nagranych. Daje to lepszą możliwość prześledzenia kolejności i rozwijania się stylu kompozytora, niż chociażby zaprezentowany przez Katie Mahan jej recital, omawiany tutaj stosunkowo niedawno. Dodam, że podoba mi się to o wiele bardziej niż pomysł amerykańskiej pianistki, eksplorującej utwory fortepianowe Beethovena w odwrotnym układzie.

Cenię Sonatę A-dur op. 2 nr 2, zaś interpretacja młodego francuskiego artysty utwierdza mnie zarówno w sympatii dla samego utworu, jak i jego bardzo dobrego wykonania. Stylistycznie jest wprost bez zarzutu, ze świetnie dobranymi tempami i bardzo przejrzystym prowadzeniem linii melodycznych i całej narracji, pozwalających na słyszenie wszystkiego, co jest zapisane w partyturze. Lekki, dość perlisty dźwięk z częściach szybkich z pewnością pomaga w pokazaniu biegłości palcowej i zręczności obu rąk, ale nie oznacza to, że mamy do czynienia z wykonaniem mało wyrazistym pod względem ekspresji i wolumenu brzmienia – nic z tych rzeczy, tam gdzie trzeba Rémi Geniet nadaje dźwiękom odpowiednią siłę. Moją szczególną uwagę zwróciła część wolna, w której główną rolę odgrywają równomierne pochody w basie, a na ich tle rozwija się partia prawej ręki – jest w tym coś nieuchronnego, niczym w muzyce Jana Sebastiana Bacha, co akurat nie jest błędnym skojarzeniem, jeśli weźmiemy pod uwagę wspaniały fonograficzny debiut młodego Francuza, wypełniony utworami lipskiego kantora. Jego duch bez wątpienia przyświeca i treści, i interpretacji poruszającego i skłaniającego do głębokiej refleksji Largo appasionato. Choć ogólnie cały recital wydaje się być sukcesem młodego pianisty w wypośrodkowaniu elementu klasycznego i romantycznego, intelektualnego i emocjonalnego, to akurat owo piękne ogniwo ma chyba mniej pasji, za to dużo kalkulacji – jest jednak bardzo przekonujące i niczego nie mogę takiej wizji zarzucić. Słuchałem jej z zachwytem.

O ile klasyczna w formie i treści Druga dopiero rozpoczynała wieloletnią drogę kompozytora na polu gatunku, o tyle dwie pozostałe pozycje wykazują już wyraźne ślady poszukiwań oraz innowacji, przejawiających się na przykład w pozbawieniu cyklu części wolnej (op. 14 nr 1) lub pierwszej szybkiej, utrzymanej w formie allegra sonatowego (op. 27 nr 2). Obie też zaczyna kompozytor wypełniać również nową treścią. Wbrew bardzo skondensowanej formie i mozartowskiej wręcz klarowności konstrukcji tematów i ich rozwijania, w trwającej niewiele ponad 12 minut Sonacie E-dur słychać już zapowiedź zupełnie nowego typu emocji, czego najlepszym przykładem jest niedługie środkowe Allegretto, jakiego by się nie powstydził tworzący ponad trzy dekady później Mendelssohn czy Schumann. Także finał dowodzi, że widzenie w Dziewiątej kolejnego przykładu inspiracji wyłącznie klasycznymi dokonaniami poprzedników może być błędne, a to za sprawą dość burzliwego i pełnego energii finału, wykonanego tutaj z niewątpliwym temperamentem, ale zawsze przy zachowaniu najlepszych zasad kultury gry i elegancji wyrazu, przez młodego francuskiego pianistę. Rémi Geniet doskonale sprawił się również w najsłynniejszej z Sonat skomponowanych przez Ludwika van Beethovena. Któż bowiem nie kojarzy Księżycowej, a przynajmniej jej przepięknej, najbardziej znanej części, egzystującej w wielorakich opracowaniach, często niestety kiczowatych i przesłodzonych? Równomierne triole w basie, otwierające Adagio sostenuto mogą się wydawać początkowo nieco za szybkie, ale pozory mylą i takie wrażenie mija – szybko się można przyzwyczaić do tempa nadanego przez artystę, który nie popada w przesadę ani zbyt pod względem pośpiechu, czego przykładem, niestety, są liczne, mniej przekonujące nagrania, autorstwa nawet wybitnych wirtuozów, ani w zakresie ekspresji, wiernie podążając za wytycznymi autora w zakresie dynamiki czy środków wyrazu. Dzięki temu owo ogniwo brzmi naturalnie, niewymuszenie, jest pełne prostoty – i wzruszającego piękna. Wyczulenie artysty na właściwą charakterystykę poszczególnych ogniw Sonaty cis-moll również dochodzi do głosu w pogodnym, synkopowanym Allegretto, a przede wszystkim w burzliwym Presto agitato. I tutaj kultura gry francuskiego pianisty wystawia mu najlepsze świadectwo – jego występ nie jest ani bezmyślną rąbaniną po klawiszach, ani efekciarskim gnaniem do przodu w celu pokazania swojej niewątpliwej wirtuozerii – przejrzystość partii obu rąk, trafny dobór tempa, umiejętne posługiwanie się dynamiką i środkami wyrazu sprawiają, że efektowny, dramatyczny finał Księżycowej wywarł na mniej bardzo dobre wrażenie. Instrument, na którym gra Rémi Geniet (Steinway D), brzmi znakomicie.

To samo mogę z czystym sumieniem rzec o ostatniej, najbardziej chyba artystycznie wymagającej pozycji krążka, XXXI Sonacie As-dur op. 110. Jest to już zupełnie inny muzyczny świat kompozytora podsumowującego swą fortepianową twórczość, a zarazem wybiegającego w przyszłość; autora dokonującego syntezy zastanego, nauczonego z wymyślonym przez siebie i istniejącym w nieograniczonej fantazji. Nietypowy układ części, z których pierwsza jest wszystkim po trochu: allegrem sonatowym, rondem, wariacjami, druga trwa niespełna dwie i pół minuty, ostatnia zaś poprzedzona jest pełną wyrazu, powolną introdukcją wprowadzającą w ulubioną przez Beethovena w późnym etapie twórczości i często w ostatnich Sonatach i Kwartetach stosowaną swobodnie poprowadzoną fugą. Wyzwań interpretacyjnych co niemiara, a efekt końcowy zasługuje absolutnie na podziw dla sztuki wykonawczej Francuza. Ponownie przemyślane, dobrze pasujące do wszystkich ogniw tempo (umiarkowane w rozmarzonym, romantycznym w wyrazie Moderato cantabile molto espressivo, należycie szybkie, lecz niezagonione w Allegro molto, dzięki czemu słuchać wszystko, pełne spokoju i głębi w Adagio, a następnie zrozumiałe i czytelne w polifonicznych przebiegach fugi). Jakim bogatym w dynamiczne detale dźwiękiem posługuje się pianista, dzięki czemu kulminacje i najgłośniejsze partie noszą w sobie określone znaczenie, ile szlachetności i czysto brzmieniowego piękna wydobywa z tej Sonaty, radząc sobie pod względem technicznym ze zmieniającą się często narracją oraz fakturą. Wspaniale przy tym łączy świat emocji, wychodzących od serca autora, przefiltrowanych przez własną wrażliwość, a następnie docierających do odczuć słuchacza z niewątpliwym rysem intelektualnym, abstrakcyjnym, wpisanym przecież w ścisłe polifoniczne formy. Jest to rzecz godna naprawdę wielkiej uwagi w przypadku artysty mającego zaledwie 23 lata– w tym kontekście zdobyta przezeń jako najmłodszego uczestnika główna nagroda na Międzynarodowym Konkursie Beethovenowskim w Bonn nie jest dziełem przypadku.

Jeśli ktoś z koneserów pianistyki nie miał okazji do poznania prezentowanego wydawnictwa w momencie jego rynkowej premiery kilka lat temu, ma okazję do nadrobienia zaległości, tym bardziej, że Rémi Geniet zdecydowanie zasługuje na uwagę z racji swego ogromnego talentu i pasji, która emanuje z jego interpretacji. Można na wiele sposoby analizować i chwalić grę wykonawców, ale to „coś”, co trudno nazwać jednym właściwym słowem, a co stanowi o wyjątkowości danej kreacji, natychmiast przykuwającej uwagę słuchacza, słychać w grze francuskiego pianisty od pierwszej do ostatniej nuty. To pięknie zagrany, przemyślany, ludzki i pełen uczuć Beethoven – fascynujący. Choć dostępnych jest mnóstwo konkurencyjnych nagrań uznanych mistrzów klawiatury, to propozycja wytwórni Mirare z pewnością może nie tylko się na ich tle obronić, ale również zaspokoić oczekiwania wielbicieli naprawdę wysmakowanych i utrzymanych na wysokim poziomie kreacji.


Paweł Chmielowski


Ludwig van Beethoven

Sonaty fortepianowe: nr 2 A-dur op. 2 nr 2, nr 9 E-dur op. 14 nr 1 , nr 14 cis-moll op. 27 nr 2, nr 30 As-dur op. 110

Rémi Geniet, fortepian

Mirare MIR 321 • w. 2017, n. 2016 • (CD), 75’39” ●●●●●●

Komentarze

Popularne posty