Walery Gergiew i Bruckner - nowy cykl Symfonii na płytach (7).

 


Powoli żegnam się z kompletem Symfonii Antona Brucknera, wydanymi własnym sumptem przez Filharmoników Monachijskich, a dobrą okazją do tego jest podsumowanie moich wrażeń odniesionych przy słuchaniu Czwartej, najpopularniejszej, najczęściej nagrywanej i nasuwającej tym samym okazję do porównań między wykonaniami. Ostatnio dość niespodziewanie zaskoczyła mnie, pozytywnie zresztą, kreacja Christiana Thielemanna i Wiedeńskich Filharmoników, których inicjatywa, opublikowana przez Sony Classical, jest najpoważniejszą konkurencją dla przedsięwzięcia bawarskiego zespołu. Nie oznacza to, że przyjmowaną jednogłośnie z zachwytem i akceptacją, oba wydawnictwa zbierają różne opinie, przy czym ja mam okazję do oceny wyłącznie boksu zawierającego zapisy „żywych” wykonań z bazyliki St. Florian. Generalnie wzbudza u mnie pozytywne wrażenie, czego najlepszym przykładem jest najnowsza relacja, poświęcona IV Symfonii Es-dur.

Zdaję sobie doskonale sprawę, że przychylność, jaką cieszą się u mnie wizje Walerego Gergiewa i prowadzonego przez niego do momentu wybuchu wojny na Ukrainie zespołu nie sytuują moich ocen w gronie większości, ale nic na to nie poradzę, że opisuję swoje wrażenia, nie bacząc, czy komuś się to spodoba czy nie, a tym bardziej nie idąc śladem sławnych medialnych krytyków i znawców pouczających cały świat, kto jest dobry albo zły. Kieruję się swoim własnym odczuciem i emocjami, jakie wywołują u mnie wartościowe lub nieinteresujące muzyczne kreacje, a w niniejszym przypadku było dla mnie od pierwszych dźwięków jasne, że mamy do czynienia z pierwszą z nich.

Po raz kolejny przedmiotem opisu jest zapis koncertu „na żywo”, który odbył się w bazylice St. Florian we wrześniu 2017 roku. We wcześniejszych tekstach podkreślałem, że raczej nie jestem zbyt wielkim fanem nagrań dokonywanych w tamtym miejscu i zdania nie zmieniłem przy słuchaniu Romantycznej, ale o dziwo, właśnie ta płyta wywarła u mnie stosunkowo najlepsze wrażenie pod względem jakości dźwięku, a z tym poprzednio bywało różnie. Nie wiem, czemu zawdzięczać to subiektywne odczucie, które zresztą odbiorcy albumu mogą podzielać lub nie, ale było dla mnie naprawdę przyjemnym zaskoczeniem. Pogłos we wnętrzu wielkiej i wspaniałej świątyni tym razem mniej mi przeszkadzał, brzmienie zespołu ujmuje rozpiętością dynamiki i czystością, na plan pierwszy wysuwa się naprawdę zapadająca w pamięć blacha – partie waltorni, puzonów czy trąbek, tak ważne w poszczególnych częściach dzieła zachwycają kunsztem grających na nich - muzyków, dowodzących renomy jednej z najlepszej orkiestr filharmonicznych Europy. Omawiany aspekt nagrania wzbudził u mnie bardzo dobre wrażenie jakieś świeżości i oryginalności, które bardzo dobrze wpisywały się w tajemniczy, piękny i poruszający klimat IV Symfonii.

Pod względem interpretacji, jeśli już używamy tego pojęcia, również nie mam specjalnych powodów do narzekań. Krytycy i nieprzychylni Gergiewowi zarzucają mu często, że wcześniej nie miał chyba zbyt wielu okazji do prowadzenia Symfonii Brucknera, a złośliwi mogliby również z satysfakcją dodać, że po opublikowaniu zestawu nagrań poświęconych kompozytorowi i przymusowym opuszczeniu stolicy Bawarii, nie będzie ich miał również w najbliższej przyszłości. Nie podzielam w pełni tych zarzutów, choć jakiś sens mają, ale namacalny rezultat sięgnięcia po nowy repertuar jest wg mnie interesujący i zasługujący na uwagę. W przypadku Czwartej mamy do czynienia z kreacją wciągającą od pierwszej do ostatniej nuty, utrzymaną na wysokim poziomie technicznym, konsekwentną, pozbawiona ewentualnych przerysowań, energiczną i w jakimś stopniu odświeżającą dotychczasową, doskonale znaną i zakorzenioną głęboko w świadomości i pamięci słuchacza. Jeśli chodzi o wybór partytury, mamy do czynienia z najczęściej wykonywaną „hybrydową” wersją z lat 1878 i finałem ukończonym dwa lata później (przy okazji warto mieć na uwadze fakt, że chyba żadna z Symfonii Antona Brucknera nie miała tak długiej i skomplikowanej historii, skutkującej co najmniej trzeba pełnymi postaciami dzieła i kilkoma odrębnymi częściami odrzuconymi w poszczególnych fazach swojego powstania). Tempa są dość szybkie, zastanawiająco szybkie jak na występ w kościele o ogromnej powierzchni; ma się wrażenie, że Walery Gergiew, odwrotnie niż Rémy Ballot, którego cykl opublikowany przez wytwórnię Gramola również będzie przedmiotem mojego zainteresowania, nie uwzględnił owej okoliczności, nadając narracji żywość i zdecydowanie. Co więcej, dyryguje tak, jak by był w sali koncertowej, nie zaś w bazylice, co można potępiać, ale ja zamiast tego chciałbym poznać studyjne nagranie Czwartej, które zresztą fonograficzna agenda Filharmoników Monachijskich opublikowała jako jedno z pierwszych we własnym katalogu. Wyrazistym tempem cechuje się szczególnie pierwsze ogniwo, zamykające się w niespełna osiemnastu minutach, ale wszystko jest na swoim miejscu, nie ma się wrażenia jakiegoś zgrzytu czy naruszania struktury muzycznej. Również kolejna część, wolna, nie nudzi, a co więcej, intryguje i chyba po raz pierwszy informuje słuchacza, że mamy do czynienia z marszem, o czym świadczy regularny, miarowy puls. Dynamiczne Scherzo ujmuje zgraniem, precyzją i żywiołowością rytmu; tutaj monachijskie waltornie i trąbki mają szczególne pole do popisu. Udany jest niełatwy pod względem formalnym, konstrukcyjnym i narracyjnym najdłuższy, prawdziwie monumentalnie zakrojony Finał; na szczęście dyrygentowi udaje się utrzymać i tutaj naSęcie oraz energię cechującą jego podejście do partytury od początku pierwszej części. Całości słucha się w moim przekonaniu bardzo dobrze i z poczuciem przyjemnego zaskoczenia – bardziej ze strony Walerego Gergiewa niż Filharmoników Monachijskich, jako że ich obeznanie z dziełami Antona Brucknera, zaś z IV Symfonią Es-dur w szczególności, nie ulega najmniejszej wątpliwości.

Można się z moimi refleksjami zgodzić lub nie, zachowując przyjazny lub wrogi stosunek do rosyjskiego kapelmistrza, ale z prezentowaną wersją Romantycznej tak czy tak warto się zapoznać, ot, choćby po to, by utwierdzić się w swoich przekonaniach lub dać się przyjemnie zaskoczyć. Jak zawsze trudno jest jednoznacznie ocenić końcowy rezultat wykonania pod batutą kontrowersyjnego artysty, ale ja nie mam mu nic do zarzucenia. Niniejsza Czwarta wzbudziła u mnie pozytywne odczucia; jestem ciekaw, jak będzie się mieć sprawa z jeszcze innymi fonograficznymi wizjami owego arcydzieła. Płytomaniak nie może narzekać na brak materiału do analizy. Nie tylko w 200. rocznicę urodzin Antona Brucknera.


Płytomaniak


Anton Bruckner

Symfonia nr 4 Es-dur „Romantyczna”

Münchner Philharmoniker • Walery Gergiew, dyrygent

MPHIL0018 • w. 2020, n. 2017 • CD, 68'30” ●●●●●○

Komentarze

Popularne posty