Emmanuel Despax przedstawia: dwie strony muzyki J. Brahmsa.
Kolejna płyta z muzyką Johannesa Brahmsa, których nigdy u Płytomaniaka za wiele – i znowu tylko dwa dzieła, podobnie jak poprzednio, na zachwycającym albumie Supraphonu z arcydziełami kameralistyki. Na tamtym między zamieszczonymi kompozycjami, należącymi przecież do jednego, ważnego w dorobku autora rozdziału, nie zachodziły aż tak wielkie kontrasty, jak w przypadku omawianego przedsięwzięcia, będącego ciekawą pozycją dla wielbicieli pianistyki. Istotnie, jego główną postacią jest Emmanuel Despax, pianista francuski, rodem z Paryża, ale zamieszkały w Londynie, związany kontraktem z wytwórnią Signum Classics. Specjalizuje się, jeśli można tak powiedzieć, w muzyce romantycznej i neoromantycznej, a oprócz standardowego repertuaru sięga także po dzieła mniej znane, jak chociażby nagrane wcześniej dla Hyperionu Koncerty Hansa Bronsarta i Antona Urspucha, uczniów Franciszka Liszta. Prowadzi ożywioną działalność artystyczną, występuje w prestiżowych miejscach i festiwalach, jest też laureatem licznych konkursów, z których jeden, skierowany do studentów londyńskiego Royal College of Music, jest szczególnie ważny w biografii artysty i wiąże się bezpośrednio z prezentowanym przeze mnie albumem.
Emmanuel Despax został zdobywcą I nagrody tamtego wydarzenia za sprawą interpretacji I Koncertu fortepianowego d-moll op. 15 Johannesa Brahmsa. Dzieła o potężnych rozmiarach, niełatwego technicznie, będącego prawdziwym wyzwaniem dla wykonawców. Utwór ten jest jednym z ulubionych utworów francuskiego pianisty, który od młodzieńczych lat i chwili poznania, marzył o jego zagraniu, a kiedy to się spełniło – o nagraniu na płytę. Muszę się przyznać, że doskonale rozumiem fascynację niezwykłą partyturą; i na mnie wywarła ogromne wrażenie po pierwszym przesłuchaniu, stając się moim najukochańszym reprezentantem gatunku. Gdybym miał zabrać na bezludną wyspę tylko jeden koncert fortepianowy, co byłoby oczywiście niewdzięcznym zadaniem, wahałbym się właśnie między op. 15 a którymś z genialnych osiągnięć na tym polu autorstwa Ludwika van Beethovena lub Wolfganga Amadeusza Mozarta. Nie wiem jednak, czy jeśli zdecydowałbym się na zabranie Koncertu d-moll Johannesa Brahmsa, byłaby to niniejsza, utrwalona w roku 2020 na płycie w Londynie, w słynnej Hali Henry'ego Wooda kreacja, aczkolwiek nie daje mi ona powodów do narzekań, a wręcz przeciwnie – podczas kilkunastu sesji odsłuchowych coraz bardziej mi się podobała i zawsze wywierała na mnie pozytywne wrażenie. Konkurencja fonograficzna jest jednak ogromna, nie można narzekać na brak wspaniałych i udanych pod każdym względem wersji.
Ta będąca przedmiotem mojego opisu, trafiła mi do przekonania pod kilkoma względami. Po pierwsze, na uwagę zasługuje współpraca pianisty z pełniącą tu ogromnie ważną rolę Orkiestrą Symfoniczną BBC, prowadzoną przez Andrew Littona, tego samego kapelmistrza, który na pamiętnym studenckim festiwalu towarzyszył młodemu Francuzowi w zdobyciu głównej nagrody. Doskonałe porozumienie datujące się od owego wydarzenia, pogłębione biegiem lat, przynosi odpowiednie efekty na nagraniu, zaś sam dyrygent, który też jest z wykształcenia pianistą, perfekcyjnie zna materię dzieła i wie, jak wielkim wyzwaniem dla obu partnerów jest partytura Koncertu d-moll. Nie słychać „rozjeżdżania się” wizji wykonania, partie fortepianu i orkiestry stanowią jedną całość i pod względem relacji akustycznych, czyli balansu pierwszego medium wobec drugiego, i spójności interpretacji. Ta intryguje pod wieloma względami. Mnie osobiście spodobały się szerokie tempa, sprawdzające się przede wszystkim w potężnej części pierwszej; mimo że trwa ponad 24 minuty, ani przez moment nie czułem znużenia czy opadnięcia napięcia cechującego przecież nie tylko ów ustęp, ale i cały Koncert. Zmiany temp przysłużyły się narracji: epickiej, pełnej rozmachu, ale także szczegółom instrumentacyjnym. Partia fortepianu w obu rękach jest wyraźnie słyszalna nawet na tle intensywnych dialogów z orkiestrą w pełnym składzie. Muzyka nabiera oddechu i choć być może jestem odosobniony w swojej opinii, nie widzę nic złego w ujęciu wstępnego Maestoso bardziej monumentalnie niż w większości innych kreacji. Przypomina mi to trochę pierwsze nagranie Krystiana Zimmermana z Leonardem Bernsteinem: równie imponujące pod względem łącznego czasu trwania każdej z trzech części dzieła, oddziałujące na odbiorcę swoją powagą, siłą wyrazu i pięknem. Całość, zawierająca się w solidnych 52 minutach nie jest wg mnie specjalnie kontrowersyjna i wcale tak bardzo nie odbiega od najsłynniejszych rejestracji I Koncertu, by wspomnieć choćby legendarny album Emila Gilelsa i Filharmoników Berlińskich pod rewelacyjną batutą Eugena Jochuma (DG).
Oceniając stosunek młodego pianisty do dzieła, wydaje mi się, że próbuje on znaleźć jakiś (złoty) środek między liryczną a dramatyczną stroną; wrodzona wrażliwość i zamiłowanie do uczuciowych i głębokich kreacji, idąca w parze z dobrym smakiem, elegancją, nie stoi na przeszkodzie grze zaangażowanej, wyrazistej pod względem rytmicznym, o bogatej palecie dynamiki, co wystawia jak najlepsze świadectwo imponującej technicznej biegłości wirtuoza, a co jak co, ale op. 15 Johannesa Brahmsa wymaga nie tylko artyzmu, ale też fizycznej wytrzymałości, „krzepy”, znakomitego posługiwania się środkami pianistycznymi z trylami i akordami na czele. W części pierwszej Koncertu jest wiele takich miejsc: choć sam początek delikatnie wprowadza instrument solowy, to w końcu pokazuje on pełnię swoich możliwości w ekspozycji, burzy akordów zaczynających przetworzenie, w kulminacji repryzy, a następnie w dramatycznej codzie, zakończonej silnymi uderzeniami dźwięków tonacji zasadniczej w dynamice fortissimo z całą orkiestrą. Jak wielki kontrast do tych zmagań wprowadza natchnione Adagio, perła romantycznej liryki chwytająca za serce, o której nieprzychylni młodemu kompozytorowi (25-latkowi!) krytycy wypisywali różne głupoty, podczas gdy są to jedne z najbardziej głębokich i uduchowionych stronic muzyki zapisanych nie tyko w XIX wieku; oddane z wyjątkową wrażliwością i skupieniem przez francuskiego pianistę, któremu towarzyszą solówki instrumentów dętych i cały skład w szczególnie namiętnym, utrzymanym w pięknym romantycznym nastroju epizodzie środkowym. Również dynamiczne finałowe Rondo wywarło na mnie odpowiednio pozytywne wrażenie za sprawą dobrego, żywego, lecz nieprzesadnego tempa, kulturą wykonawczą i udzielającymi się emocjami – dramatyczne zmagania między fortepianem a orkiestrą przyniosły dopiero na końcu rozwiązanie i „szczęśliwe” zakończenie w postaci zmiany tonacji na dur. I Koncert fortepianowy Johannesa Brahmsa – prawdziwy dźwiękowy monument, oszałamiający swoją prawdziwie symfoniczną strukturą, powagą, głębią i dramatyzmem niemających sobie równych w dziejach muzyki, znalazł w osobach Emmanuela Despaxa i Andrew Littona, a także członków Orkiestry BBC artystów, którzy w moim przekonaniu sprostali jego wymaganiom, a ich kreacja warta była uwiecznienia na płycie. Dziwię się krytycznym opiniom na jej temat; osobiście nie mam jej nic do zarzucenia, a zarzucana statyczność mi nie przeszkadza. Nie mogę odmówić dużej wartości rezultatowi wspólnej pracy, nie docenić roli więzów łączących pianistę z dyrygentem, szczerości artystycznej wypowiedzi i przekonania mnie do swojej wizji: być może nie tak porywającej i oszałamiającej co inne wersje, ale autentycznie przeżytej i własnej. Mnie się spodobała.
I tym samym przechodzimy do drugiej pozycji programu albumu, wprowadzającej wymieniony na wstępnie znaczący kontrast: jest nią zbiór Walców op. 39, napisanych na cztery ręce i mających zdecydowanie lżejszy charakter, o czym świadczy lubiany przez kompozytora i falujący rytm na trzy czwarte w różnych swych odmianach, jak też słyszalne gdzieniegdzie węgierskie nuty. Po tak intensywnym emocjonalnie przeżyciu, jakie stało się udziałem w trakcie słuchania Koncertu d-moll, obcowanie z szesnastoma króciutkimi i tanecznymi miniaturami może wywołać pewien szok i uprawniać do wątpliwości w słuszność takiego doboru repertuaru. Osobiście też bym wolał, by op. 15 stanowiło jedyną pozycję na krążku lub uzupełniały go solowe kompozycje fortepianowe o większej wadze, jak na przykład Ballady op. 10 czy ostatnie kompozycje, które, mam nadzieję, Emmanuel Despax również zarejestruje na płycie. Nie słucham zbyt często Walców, ale nie uznaję ich za jakieś szczególnie nieudane czy nieciekawe, bo trudno w dorobku Johannesa Brahmsa znaleźć „zły” utwór. Dla słuchaczy ceniących „lżejszą muzę” niniejsza interpretacja będzie ciekawym uzupełnieniem nagrania, tym bardziej interesującym, że francuski pianista sprawdza się i tutaj, a co więcej, towarzyszy mu jego żona, pochodząca z Japonii Miho Kawashima. Artyści wykonują zbiór na cztery ręce, ale nie wiadomo, kto dokładnie gra jaką partię w danym utworze – jednym się to nie spodoba, inni nie mają nic przeciwko temu. Ja należę do drugiej grupy i choć niekoniecznie potrzebuję do szczęścia nagrania Walców op. 39, ich wykonanie może się spodobać: poszczególne pozycje cyklu są zróżnicowane pod względem temp i nastrojów, ujmują melodyką i rytmem, słychać w nich i żywioł, i zadumę z typową dla kompozytora melancholią. Stanowią istotne z punktu widzenia głównego bohatera nagrania uzupełnienie krążka i pokazują dwie, jakże odmienne strony pięknej i niepowtarzalnej muzyki Johannesa Brahmsa.
Album wytwórni Signum Classics jest kolejnym z udziałem pianistów francuskich, sięgających po muzykę Johannesa Brahmsa, co Płytomaniak dokumentował na stronie w postaci omówień interpretacji takich pianistów, jak Adam Laloum, François Chaplin, Christophe Sirodeau czy przede wszystkim Alexandre Kantorow. Doceniam ich interpretacje zarówno muzyki na fortepian solo, jak i obu Koncertów. Sądzę jednak, że artystą, który najpełniej mógłby wpisać się w moją fascynację twórczością wielkiego kompozytora, jest zdecydowanie Geoffroy Couteau. Szkoda, że z powodu bojkotu wytwórni i jej polskiego dystrybutora nie mogę donieść odwiedzającym Płytomaniaka o jego imponujących dokonaniach w tym repertuarze. Jest czego słuchać!
Płytomaniak
Johannes Brahms
Koncert fortepianowy nr 1 d-moll op. 15; Walce na fortepian na cztery ręce op. 39
Emmanuel Despax, fortepian; Miho Kawashima, fortepian • BBC Symphony Orchestra • Andrew Litton, dyrygent
Signum Classics SIGCD666 • w. 2021, n. 2020 • CD, 71'57” ●●●●○○
Nagranie w wersji fizycznego dysku audio zostało nadesłane do autora przez wydawcę, wytwórnię Signum Classics. Jej polski dystrybutor nie przyczynił się w żaden sposób ani do uzyskania materiału do recenzji, ani do jej publikacji na stronie.
Komentarze
Prześlij komentarz