Jonathan Nott w Bambergu (4) - Symfonie Mahlera (4).
Jubileusz 200. urodzin Antona Brucknera ma się w najlepsze, o czym świadczyć będą kolejne omówienia nagrań z jego muzyką, które pojawią się u Płytomaniaka już niebawem, ale tymczasem nie zapominam również o równie mocno przeze mnie lubianej twórczości Gustawa Mahlera. Sięgam ponownie po poszczególne nagrania cyklu zrealizowanego dla wytwórni Tudor przez Symfoników z Bambergu i Jonathana Notta, projekt zasługujący zdecydowanie na uwagę wielbicieli kompozytora, zwłaszcza tych, którzy jeszcze w jakiś sposób nie mieli okazji poznać osiągnięcia szwajcarskiego wydawnictwa. Poprzednie dwie pozycje, zawierające element wokalny w postaci głosu altowego i sopranowego, zdobyły moje wielkie uznanie i rozbudziły oczekiwania na następne, równie udane propozycje szeroko zakrojonego przedsięwzięcia. Do połączenia głosów solistów/solistek, a także chóru, no i oczywiście orkiestry jeszcze wrócę, ale tym razem postanowiłem zapoznać się z muzyką wyjątkowo absolutną i czysto instrumentalną. Tym ważniejszą w dorobku kompozytora, że będącym ostatnim ukończonym przez niego przed śmiercią dziełem – IX Symfonią D-dur. Nie jest to pod względem chronologii ukazywania się na rynku nagrań finałowy wolumin całego cyklu, ale nie zmienia to faktu, że Dziewiąta zawsze w przypadku rejestracji kompletu Symfonii Mahlera zajmuje szczególe miejsce. Również dlatego, że jej najlepsze i najbardziej poruszające rejestracje fonograficzne nie zawsze były osiągnięciem dyrygentów dokonujących uwiecznienia na płytach wszystkich dzieł tego gatunku, co jest również przypadkiem omawianego albumu.
Moje wrażenia po wielokrotnym słuchaniu Symfoników Bamberskich pod batutą ich byłego szefa, są mieszane ze wskazaniem na zdecydowanie pozytywne, ale nie jest to w moim przekonaniu ani najlepsza interpretacja Dziewiątej jako takiej, ani najbardziej wyróżniająca się część dwunastopłytowego zestawu, opublikowanego przez wytwórnię Tudor w jednym dużym boksie. Generalnie jestem miłośnikiem interpretacji bawarskiej orkiestry przede wszystkim w wielkim romantycznym repertuarze, czego doskonałe świadectwa znaleźć można w katalogu szwajcarskiego wydawcy nie tylko w przypadku twórczości Gustawa Mahlera. Również i tutaj gra zespołu bardzo mi się spodobała za sprawą naprawdę pięknego i szlachetnego brzmienia, jakie emanuje z całości nagrania, wystawiając prezentowaną kreację na czele tych nagrań, które zainteresują przede wszystkim koneserów czystości, przejrzystości i bogactwa dźwięku dobiegającego z głośników, produkowanego przez poszczególne sekcje formacji. Na ich czołowo wysuwa się generalnie drewno i blacha, co ma swoje wady, o czym za chwilę, ale także niewątpliwe zalety – ogrom detali melodycznych powierzonym ich przez kompozytora, co szczególnie dobrze odnosi się do części drugiej, zadziwiającego konglomeratu żartu, groteski i tanecznych rytmów z austriackim ländlerem na czele. W ogóle partytura Dziewiątej jest wspaniała pod względem czysto orkiestrowego blasku, ale omawiane nagranie tak ujmuje jego wyrafinowaniem i bogactwem, że nie sposób nie docenić tego aspektu nagrania. Niestety, nie wszystko jest idealnie. Zadziwiające jest, że praktycznie przez większość czasu trwania nie słychać zbyt dobrze smyczków innych niż skrzypce – a przecież kompozytor powierza im odpowiedzialne zadania, często dzieli je na mniejsze zespoły i wie, jak się niemi posłużyć, tymczasem dopiero finałowe Adagio, wykonane notabene pięknie i wzruszająco, ukazuje pełnie brzmienia i wyrazowych możliwości tej podstawowej grupy instrumentalnej każdego symfonicznego i filharmonicznego zespołu. Równie zdziwiony byłem z powodu mało eksponowanej roli talerzy, zwłaszcza ich uderzeń w kulminacjach – akurat w Dziewiątej jest ich tylko kilka, zwłaszcza w szeroko zakrojonej części pierwszej, ale również w pozostałych ogniwach brzmią one tutaj słabo i anemicznie, a przecież nie o to chodziło kompozytorowi, chcącemu podkreślić najważniejsze momenty muzycznej narracji. Szkoda, że dźwiękowcy odpowiedzialni za przygotowanie materiału mieli chyba pod tym względem chwile wyjątkowej słabości albo niechęci do czyneli, bo o takie zaniedbanie dyrygenta i perkusistę bym akurat nie podejrzewał. O ile ogólny obraz jakości technicznej tego nagrania jest zdecydowanie pozytywny, to powyższe elementy zaburzają w jakimś stopniu pozytywne wrażenie. Dodałbym do tego jeszcze fakt, że o ile rozpiętość dynamiki budzi generalnie uznanie, to trzeba się przyzwyczaić do bardzo cichej gry, zwłaszcza w ostatnich pięciu minutach Finału, opartego na różnych wariantach zamierającego ostatecznie pianissima i piana. Bez dodatkowego podkręcenia głośności umykają główne myśli w nich zawarte. Zdaję sobie sprawę, że nie jest rzeczą łatwą sprostać wymaganiom postawionym przez autora w partyturze i jednocześnie zaspokoić oczekiwania odbiorców słuchających nagrania, ale w niniejszym przypadku nie udało się owych sprzeczności odpowiednio dobrze pogodzić. Nie mogę przejść nad wskazanymi sytuacjami do porządku dziennego, osobiście żałuję, że do nich doszło, bo w przeciwnym razie mielibyśmy do czynienia z naprawdę wspaniałą, bardzo atrakcyjną i kompletną w zakresie realizacji technicznej kreację IX Symfonii, a nie jest ich zbyt wiele na rynku.
Nie daje mi za to powodów do narzekań inna, równie ważna strona nagrania. Jonathan Nott prowadzi utwór w bardzo dobrych tempach, odnajdując chyba przysłowiowy złoty środek każdej z czterech części. Podoba mi się, że uniknął zagrożenia zarówno zbyt szerokiej narracji w części pierwszej, trwającej prawie pół godzinny, jak i ostatniej, jak też zbytniego pośpiechu w tejże, co niestety zdarza się niektórym wybitnym kapelmistrzom, „rozprawiającym” się z nią w zaledwie dwadzieścia minut. Warto przy tej okazji zauważyć, że oba skrajne ogniwa są utrzymane generalnie w wolnych tempach, zaś środkowe – w żywszych, oddanych zresztą z odpowiednią wyrazistością przez orkiestrę. Zasługą Symfoników z Bambergu i Jonathana Notta jest wyeksponowanie niezwykle przejmującego, smutnego piękna Dziewiątej, która do łatwych interpretacyjnie nie należy, a lista problemów do pokonania jest w jej przypadku długa: skomplikowana forma i architektura, potężne rozmiary czasowe, konieczność myślenia poziomego i pionowego w odczytywaniu zapisu nutowego ze szczególnie istotną roli polifonii w prowadzeniu głosów, nadanie odpowiedniego balansu poszczególnym sekcjom orkiestry, precyzja gry i intonacji. Osobiście sądzę, że prezentowana na płycie wytwórni Tudor kreacja broni się, a jej słuchanie za każdym razem sprawiało mi wiele satysfakcji.
Podsumowując swoje wrażenia odniesione ze słuchania albumu wytwórni Tudor mogę stwierdzić, że nie żałuję czasu, jaki mu poświęciłem. Mam nadzieję, że melomani, którzy sięgną po uwiecznioną na nim wizję Jonathana Notta i Bamberskich Symfoników docenią jej walory i być może odnajdą jeszcze inne, dodatkowe, własne. Na mnie piękna dźwiękowo i wysmakowana, przejmująca interpretacja zrobiła spore wrażenie, nawet jeśli nie zaliczę jej do grona najwybitniejszych i najbardziej przekonujących pod każdym względem wersji IX Symfonii. Warto posłuchać.
Płytomaniak
Gustaw Mahler
Symfonia nr 9
Bamberger Symphoniker • Jonathan Nott, dyrygent
Tudor 7162 • w. 2009, n. 2008 • 2 SACD, 83'29” ●●●●○○
Nagranie zostało nadesłane do autora bezpośrednio przez wydawcę, wytwórnię Tudor.
Komentarze
Prześlij komentarz