Momenty wzruszeń i piękna - Christophe Sirodeau gra muzykę J. Brahmsa.

 


Mam nadzieję, że Czytelnicy strony nie mają mi za złe, że po raz kolejny – nie pierwszy i nie ostatni – sięgam po swój ulubiony fortepianowy repertuar, czyli wyjątki z pięknej twórczości Johannesa Brahmsa, autora bardzo przeze mnie lubianego i w najwyższym stopniu cenionego. Choć nagrania z jego kameralistyką czy symfoniką też się pojawią na stronie, to teraz przedstawiam kolejne interesujące czysto pianistyczne nagranie, otrzymane aż z dalekiej Anglii (w czasie epidemii nie jest to rzecz łatwa czy oczywista). Ciekawe jest, że po raz kolejny z muzyką niemieckiego romantyka mierzy się kolejny francuski wirtuoz – za czasów życia samego kompozytora istniały przecież narodowościowe antagonizmy, utrudniające recepcję jego twórczości w pewnych rejonach Europy (kraj nad Loarą był akurat tym przyjmującym niechętnie dzieła Niemca, również z powodu ówczesnych wydarzeń politycznych i wojennych). Na blogu zachwycałem się wcześniej wyjątkową kreacją młodego Adama Lalouma, doceniłem co prawda artyzm gry Françoisa Chaplina, lecz niezadowalająca jakość dźwięku nie pozwoliła mi życzliwiej spojrzeć na jego występ, teraz grono kolegów powiększa Christophe Sirodeau – i wywiera na mnie bardzo dobre wrażenie.

Artysta, liczący obecnie 49 lat, ma bogaty fonograficzny dorobek, obejmujący przede wszystkim dzieła nieco mniej znanych kompozytorów, takich jak np. Samuel Feinberg, Viktor Ullman czy Nikos Skalkottas, ale także własne, łącząc intensywną działalność koncertową, nagraniową oraz twórczą. Przypomina w tym poniekąd samego Johannesa Brahmsa, w swoim czasie również bardzo aktywnego również jako dyrygent, organizator życia muzycznego, czynny pianista i chórmistrz, a także edytor. Po wysłuchaniu prezentowanego nagrania nie ulega wątpliwości że i wykonawcę, i autora wybranych Intermezzi łączy silna więź, a zainteresowanie tego pierwszego utworami drugiego opiera się na głębszych podstawach i nie jest dziełem przypadku. Można się o tym dowiedzieć, czytając przedmowę samego Christophe'a Sirodeau, zawartą w książeczce albumu, wspominającego również nie zawsze przyjemne wydarzenia z początku swojej muzycznej edukacji – już wtedy Johannes Brahms był jego „najlepszym przyjacielem przy fortepianie”.

Prezentowany album zawiera wybór 14 Intermezzi, wybór osobisty i świadomy, aczkolwiek, jak sam bohater nagrania przyznaje, niezwiązany z jakimś konkretnym kluczem, każącym mu wykonać recital w takim porządku, jaki został utrwalony na płycie wytwórni Melism. Być może w przyszłości ukaże się kontynuacja projektu, uzupełniająca dotychczas nagrany materiał o pozostałe kompozycje noszące identyczny tytuł i inne wyjątki z cyklicznych utworów Johannesa Brahmsa. Sądzę, że warto na to czekać, a tymczasem przypominam, że w swoim czasie Płytomaniak z przyjemnością zrecenzował inny album poświęcony wszystkim miniaturom nazwanych przez kompozytora jako intermezzo, wydany przez Tacet i przynoszący kolejną wybitną pianistyczną kreację Jiewgienija Koroliowa, wybijającą się na tle rejestracji fortepianowej muzyki autora Niemieckiego requiem, zrealizowanych w ostatnich latach.

Uważam także, że Christophe Sirodeau jako wykonawca nie ma się absolutnie niczego wstydzić i jego kreacja może wytrzymać porównanie nawet z tak wybitną i wysmakowaną, jaka stała się udziałem wspomnianego powyżej rosyjskiego wirtuoza. Już sam układ programu świadczy o własnej wizji repertuaru i sposobu na jego przekazanie. Choć artysta zastrzega, że kolejność zaprezentowanych na krążku miniatur właściwie nie da się wyjaśnić jakiś szczególnym powodem, to można pójść właśnie tym tropem, odnajdując w nim logikę i głęboki sens. Paradoksalnie, początkiem albumu są dwa wyjątki z ostatniego czysto fortepianowego opusu 119: „wybitnie melancholijne”, zadumane Intermezzo h-moll oraz skontrastowane z nim pod względem (żywszego) tempa niezwykle romantyczne w wyrazie Intermezzo e-moll. Kwintesencję dojrzałego stylu Johannesa Brahmsa są Fantazje op. 116, otwierające czteroczęściowy cykl dwudziestu miniatur, zgromadzonych łącznie w czterech kolejno po sobie następujących opusach, datowanych na lata 1892-1893. Czwartą pozycją w pierwszym z tych zbiorów jest subtelne Adagio E-dur, będące, podobnie zresztą jak pozostałe trzy miniatury, niezwykłym intymnym wyznaniem; o jego aurze świadczy mało znany fakt, że początkowo zostało przez Brahmsa nazwane nokturnem. W kolejnym typowe dla kompozytora synkopy i krzyżowanie rąk sprawiają, że kompozycja cechuje się wyjątkowym urokiem, celowo zaplanowanym przez autora, każącego grać owo Intermezzo e-moll z należytą gracją i uczuciowo (Andante con grazie ed intimissimo sentimento). Spokojem, ale zarazem konsekwencją w prowadzeniu wyrównanego basowego akompaniamentu na tle pięknej, uczuciowej melodii w prawej ręce, wyróżnia się przedostatnia miniatura cyklu, ponownie utrzymana w tonacji E-dur i nosząca oznaczenie Andantino teneramente. Bezbrzeżny smutek i wręcz rezygnacja tchnie natomiast z drugiego utworu z op. 116 – Intermezza a-moll. Jeśli słowa samego Johannesa Brahmsa o „kołysankach mego bólu” odnoszą się bardziej do op. 117, to wspomniany utwór równie trafnie wpisuje się w zacytowane określenie, ewokując niezwykle nostalgiczny, słodko-gorzki klimat. Jest bardzo „jesienny”, jak wszystkie cztery zbiory, brzmi pod palcami Christophe'a Sirodeau wyjątkowo przejmująco nie tylko o tej porze roku, dotkniętej smutnymi doniesieniami z kraju i ze świata o narastającej epidemii i społecznych niepokojach. Wartość całego przedsięwzięcia podkreśla jeszcze niezwykle osobisty stosunek pianisty do samego repertuaru, jak również okoliczności powstania nagrania – album jest zadedykowany pamięci jego ojca, zmarłego przed rokiem.

Kolejny punkt programu stanowią fragmenty op. 76 – zbioru wydanego znacznie wcześniej, bo w roku 1878. Słychać w nich nieco odmienną stylistykę – instrumentalnej miniatury zainspirowaną twórczością wielkich romantyków z Robertem Schumannem na czele, uroczych drobiazgów z nutą liryzmu i melancholii z jednej strony, doprawionych żywszymi i wyrazistszymi emocjami z drugiej. Na płycie wytwórni Melism Christophe Sirodeau zarejestrował najpierw nr 3 i 4, a między nimi a nr 6 i 7 wstawił komplet Intermezzi op. 117, w których słychać ewidentne pogłębienie strony wyrazowej oraz zupełnie inny typ ekspresji. Idealnie pasuje do nich określenie Edwarda Hanslicka „monologi przy fortepianie”. W całej literaturze fortepianowej trudno znaleźć ich odpowiednik – Johannes Brahms zawarł w nich wyjątkowe bogactwo najbardziej osobistych emocji. Ów typowy dla nich przejmujący smutek i natchnienie słychać doskonale pod palcami francuskiego pianisty, tworzącego opowieści przemawiające do serca odbiorcy, których te małe arcydzieła wymagają. Nie śpieszy się z narracją, ogromną uwagę poświęca barwie, brzmieniu, uderzeniu, z wyczuciem stosuję pedalizację, co wpisuje się w treść i czysto dźwiękowe walory trzech Intermezzi, ale nie zapomina również o tym, by tok opowieści urozmaicać kontrastami temp, czego dowodzi nieco szybszy niż zazwyczaj puls ostatniego z nich, utrzymanego w tonacji cis-moll i i oznaczonego jako Andante con moto; istotnie, tej ruchliwości jest tutaj odpowiednio dużo. Z kolei ostatnia pozycja programu, przepiękne Intermezzo A-dur op. 118 nr 2, wykonana jest w moim przekonaniu idealnie pod względem temp. Rozrasta się prawie do 8 minut, ustępując co prawda ekstremalnemu podejściu Ivo Pogorelicia (DG), co stanowi dość znaczący kontrast z większością kreacji pianistów, gnających tutaj do przodu (np. Martin Stadtfeld na dysku wytwórni Sony gra je w zaledwie 5’21”), podczas gdy sama warstwa wyrazowa owej kompozycji do tego absolutnie nie skłania i każe raczej zatrzymać się i docenić jego wyjątkową zawartość „przebogatego i arcyciekawego” utworu. Sądzę, że współcześni wirtuozi powinni się nie tylko w przypadku op. 118 nr 2 kierować wskazówkami samego kompozytora, piszącego o jednej z owych pozycji tak (poniższe tłumaczenia zostały wykonane przez Pawła Kamasę): Ten drobiazg jest wybitnie melancholijny i „grać bardzo wolno” to mało powiedziane: każdy takt i każda nuta powinny brzmieć ritardando, opóźnione i niejako zwolnione, jakby chciało się z nich wyssać melancholię.

Nie mogę się od tych Twoich pereł oderwać, gram je na okrągło całymi dniami. Ciągle chciałabym się dowiedzieć, która z nich jest mi najdroższa, ale nic z tego, nie dochodzę do żadnej konkluzji – kocham je wszystkie równie mocno. Dzięki Ci za ten promień słońca, którym mnie obdarowałeś!

Tak w jednym z listów do Johannesa Brahmsa swoje wrażenia opisywała Clara Schumann, interpretatorka owych ostatnich fortepianowych opusów, obdarzona wielką wrażliwością, wnikliwością i talentem. Podczas obcowania z muzyką wielkiego kompozytora na niniejszym nagraniu również i ja zastanawiałem się, który z czternastu utworów najbardziej przypadł mi do gustu, wywierając na mnie szczególnie dobre wrażenie. Choć od dawna największą miłością darzę Intermezzi op. 117, sądzę, że i pozostałe wykonane przez Christophe'a Sirodeau kompozycje z pewnością zdobędą uznanie nie tylko wielbicieli twórczości samego autora Niemieckiego requiem, ale również kreacji pianistycznych w naprawdę dobrym wydaniu. Powinni ją docenić nie tylko koneserzy, ale również „zwykli” słuchacze ceniący interpretacje wysmakowane, skupione, intymne, pozbawione wszelkiego popisu. Momentów wzruszeń i piękna, aczkolwiek smakujących gorzko i utrzymanych w ciemnych barwach, na pewno tu nie brak.


Paweł Chmielowski


Johannes Brahms

14 Intermezzi (wybór): opp. 76, 116-119

Christophe Sirodeau, fortepian

Melism MLS-CD-022 • w. 2020, n. 2019 • CD, 62’33” ●●●●●○


Autor bloga serdecznie dziękuje panu Johnowi Croninowi za nadesłanie albumu do recenzji.

Płytomaniak.blogspot would like to thank Mr. John Cronin from Music & Media Consulting for sending the album and making this review possible.

Komentarze

Popularne posty