Beethoven 2020 (9) - Kwartety smyczkowe na orkiestrę - prosto z Francji.

 


Jak dotąd w jubileuszowej serii poświęconej muzyce Ludwika van Beethovena brakowało jego Kwartetów na dwoje skrzypiec, altówkę i wiolonczelę, ale zaległość i tak będzie nadrobiona jeszcze co najmniej dwa razy, a tymczasem przedstawiam propozycję francuskiej wytwórni Aparté zawierającą dwa ważne dzieła tego gatunku, tym razem w opracowaniu na orkiestrę smyczkową. W praktyce koncertowej, ale również na płytach, często można usłyszeć XI Kwartet f-moll op. 95, chyba najpopularniejszy i najbardziej efektowny pod względem na przeróbki składu, wykonywany zazwyczaj w wersji Gustawa Mahlera, tak jak w nagraniu, które mam przyjemność zaprezentować. Nie wiadomo jednak, jak wygląda sytuacja z XIV Kwartetem cis-moll op. 131, będącym jednym z sześciu ostatnich osiągnąć – i to jakich! - kompozytora na tym polu, powstałych w ostatnich latach życia. Brakuje informacji, kto jest autorem transkrypcji i jak ona wygląda – czy dzieło zostało rozpisane na pełny skład orkiestry smyczkowej z kontrabasami jako oddzielnym głosem w partyturze, czy też owe instrumenty uczestniczą jedynie „z doskoku” we fragmentach o największej ekspresji oraz dynamice. Owe dwie tendencje występują w nagraniach tych kompozycji i mają swoje wady oraz zalety. Jest jeszcze jedna możliwość: kiedy za jakiś czas przedstawię jedną z propozycji Orkiestry z Cleveland, okaże się, że wykonany XV Kwartet a-moll op. 132 został przez dyrygenta Franza Welsera-Mösta pomyślany z dublowaniem wiolonczel o oktawę niżej przez kontrabasy. Przy tej okazji można się zastanowić nad celowością tego rodzaju zabiegów, przecież repertuaru dla orkiestr smyczkowych nie brakuje, za to pojawiają się opracowania dzieł napisanych wyłącznie na cztery solowe instrumenty z uwzględnieniem ich faktury, możliwości wyrazowych czy artykulacyjnych. Osobiście, wolę genialne dzieła Beethovena słuchać w oryginale, zaś podobne transkrypcje słyszeć można tak naprawdę w przypadku tylko kilku najsłynniejszych dzieł największych mistrzów: autora Fidelia właśnie, Śmierci i i dziewczyny Franciszka Schuberta, ewentualnie któregoś z Kwartetów lub ich części Piotra Czajkowskiego, wreszcie zaś jako pięć Symfonii kameralnych Dymitra Szostakowicza. Odnosząc się do ostatniego przykładu, trzeba jednak wziąć pod uwagę fakt, że owe opracowania powstały za samą zgodą autora, a autor nowych wersji, czyli Rudolf Barszaj, był wyśmienitym muzykiem, słynnym dyrygentem i altowiolistą, dlatego nie są to tylko zwykłe okazjonalne przeróbki, lecz pełnoprawne, idiomatyczne dzieła sztuki o wielkiej randze repertuarowej.

Kto ciekaw, może zatem skonfrontować swoje przyzwyczajenia i własną wizję Kwartetów smyczkowych Ludwika van Beethovena, znanych dotychczas w oryginale, z ich opracowaniem. Sądzę, że nikt sięgający po dysk wytwórni Aparté nie dozna rozczarowania. Przyznam się, że dość mało do tej pory słyszałem o bohaterach omawianego nagrania – Orkiestrze z Owernii pod dyrekcją Roberto Forésa Vesesa, mimo że już od jakiegoś czasu współpracują z francuskim wydawcą, eksplorując przede wszystkim smyczkowy repertuar różnych epok. Nie oznacza to jednak, że ograniczają się wyłącznie do dzieł napisanych na skrzypce, altówki, wiolonczele i kontrabasy, bo jak dowodzi na przykład dyskografia Francuzów czy portal YouTube, grupa wykonuje Symfonie klasyka, jak również utwory innych kompozytorów w powiększonym o drewno, blachę i kotły składzie.  

Tutaj jednak słyszymy sekcję smyczkową o dość małej obsadzie, liczącej około dwudziestu muzyków. Nadaje to całości zwrotności, lekkości i przejrzystości, dzięki czemu wyraźnie słychać szczegóły instrumentacyjne czy bogactwo artykulacji. Dobra jakość dźwięku produkcji uwypukla bardzo staranną pracę dyrygenta i zespołu nad kwestiami smyczkowania, frazowania, wypracowania dynamiki i jej imponującego zróżnicowania. Nie ma tu mowy o ukryciu niedostatków warsztatowych czy nieprzygotowania materiału – mikrofony rejestrują wszystko, co być może chciałoby się ukryć przed dociekliwymi krytykami i słuchaczami. Orkiestra z Owernii składa się jednak ze zbyt dobrych i doświadczonych muzyków, by takie niebezpieczeństwo zaistniało. Muszę przyznać, że pierwszych, niezwykle dynamicznych i przepojonych energią akordów Kwartetu f-moll, zagranego z zaangażowaniem i pasją, byłem pod wrażeniem poziomu gry i empatii wykonawców dla muzyki Beethovena. Bardzo precyzyjna intonacja, wyrafinowany w zakresie sposobu wydobycia dźwięk, gwałtowne akcenty w kulminacjach, „podkręcone” tempo dowodzą maestrii członków zespołu i kierującego nimi kapelmistrza i wyznaczają naprawdę wysoką jakość produkcji. Napięcie nie opada ani przez moment trwania zaledwie dwudziestominutowego arcydzieła, jednego z najbardziej porywających, „kompaktowych”, zwięzłych, ale przepełnionych dramatycznymi emocjami przykładów gatunku – sądzę, że pod tym względem może się z op. 95 równać jedynie utrzymany w tej samej tonacji Kwartet op. 80 Feliksa Mendelssohna-Bartholdy’ego, a przede wszystkim wstrząsający Ósmy Dymitra Szostakowicza.

O ile pierwsza pozycja programu krążka bez najmniejszych problemów wywrze odpowiednie wrażenie na słuchaczach, o tyle druga jest już pozycją znacznie bardziej wymagającą, ale nic dziwnego, jest to przecież jeden z ostatnich Kwartetów Ludwika van Beethovena, dzieł napisanych jako ostatnie przed śmiercią, rozsadzających dotychczasową formę i treść gatunku, wybiegających pod wieloma względami daleko w przyszłość. Wystarczy spojrzeć już na samą budowę op. 131 – aż siedem części, z ekstremami w zakresie czasu trwania: od pięćdziesięciu sekund trzeciego ustępu (Allegro molto vivace) po trzynaście minut następującego po nim wolnego ogniwa, emocjonalnego jądra dzieła (Andante, ma non troppo e molto cantabile). Również tutaj precyzja gry i skupienie się na szczegółach przez muzyków oraz dyrygenta przynosi bardzo dobre rezultaty, ale jednocześnie nie tracą z pola widzenia całości architektury, powiązań między poszczególnymi segmentami kompozycji. Tempa są wyważone i płynne, zmieniając się odpowiednio zgodnie z wymogami partytury i intencjami autora, również ekspresja dzieła różni się bardzo od dzikości i pasji poprzednika, ale jest nie mniej przekonująca. Uwagę przykuwa wrażliwość rytmiczna i błyskotliwość gry, bardzo dobre wrażenie wywiera szeroki wolumen brzmienia, stylowość, elegancja, oszczędna wibracja. Choć prawdopodobnie nic nie zastąpi oryginału, to słuchanie XIV Kwartetu cis-moll w powiększonym składzie Orkiestry z Owernii jest doświadczeniem bardzo cennym i w niczym nie umniejsza wrażeń wynoszonych podczas obcowania z niewątpliwie trudnym zarówno w odbiorze, jak również i interpretacji arcydziełem dziewiętnastowiecznej kameralistyki, ale bez wątpienia fascynującym i zadziwiającym nawet dziś, prawie po dwustu latach od swego powstania.

Prezentowany album nie jest tegoroczną nowością, ukazał się na rynku trzy lata temu, ale nie mogłem sobie odmówić tej przyjemności i postanowiłem się z nim zapoznać pod kątem późniejszego omówienia w postaci recenzji w ramach mojego cyklu „Beethoven 2020”. Jest pozycją interesującą oraz wartościową z repertuarowego, wykonawczego i technicznego punktu widzenia. Dowodzi ogromnego potencjału Orkiestry z Owernii, pokazującej się w naprawdę dobrej formie pod energiczną i precyzyjną batutą Roberto Forésa Vesesa. Warto posłuchać.


Paweł Chmielowski


Ludwig van Beethoven

Kwartety smyczkowe: nr 11 f-moll op. 95 i nr 14 cis-moll op. 131 (w wersji na orkiestrę smyczkową)

Orchestre d’Auvergne • Roberto Forés Veses, dyrygent

Aparté AP152 • w. 2017, n. 2016 • CD, 57’37” ●●●●●○○


Autor bloga dziękuje wytwórni Aparté i pani Stéphanie Flament za nadesłanie albumu do recenzji.

Płytomaniak.blogspot would like to thank Aparté and Ms. Stéphanie Flament for sendig the album and making this review possible.




Komentarze

Popularne posty