Beethoven 2020 (12) - dramat i euforia genialnych Symfonii.

 


Miło mi donieść, że kolejna renomowana instytucja muzyczna dostrzegła Płytomaniaka i postanowiła współpracować z nim, nadsyłając swoje wydawnictwa do recenzji. Na stronie można było przeczytać omówienia płytowych produkcji takich prestiżowych formacji, jak Wiedeńscy Symfonicy, Londyńska Orkiestra Symfoniczna, Królewska Orkiestra Concertgebouw, a przede wszystkim Monachijscy i Berlińscy Filharmonicy, do których niniejszym dołączają ich londyńscy koledzy. Jak widać, droga od powyższych cieszących się należytym uznaniem podmiotów do Wrocławia jest paradoksalnie znacznie krótsza i łatwiejsza do przebycia, niż ta dzieląca stolicę Dolnego Śląska od Opola, Poznania czy Warszawy. Gdy nie brak dobrej woli i chęci współpracy, to przeszkody geograficzne można pokonać, więc z tym większą przyjemnością przedstawiam pierwszą recenzję fonograficznej agendy Londyńskiej Orkiestry Filharmonicznej, do której nagrań będę regularnie sięgać.

Nie dziwi fakt, że pierwsze omówione przeze mnie wydawnictwo poświęcone jest tegorocznemu jubilatowi – przed nami ostatni miesiąc, grudzień, więc staram się zaprezentować na stronie jak najwięcej nagrań z muzyką Ludwika van Beethovena. Przed nami album, który nie jest co prawda absolutną nowością, ukazał się na rynku jakiś czas temu i przynosi na dodatek zapis koncertów sprzed 16 lat. Po dokładnym zapoznaniu się z nim doszedłem do wniosku, że decyzja o jego publikacji jest uzasadniona i może stanowić cenny wkład nie tylko w odświętnej dyskografii autora Missa solemnis, ale również na trwale zapisać się w dorobku zarówno Londyńskich Filharmoników, jak też prowadzącego ich w listopadzie 2004 roku ówczesnego szefa, Kurta Masura (1927-2015).

Zapaleni kolekcjonerzy płyt, zwłaszcza starszego pokolenia, doskonale kojarzą niemieckiego maestro z tym repertuarem, zwłaszcza że artysta miał w dorobku liczne nagrania arcydzieł Beethovena, dokonane głównie dla wytwórni Berlin Classics, Philips czy Warner. Zwłaszcza dwukrotnie zarejestrowane Symfonii z Orkiestrą Lipskiego Gewandhausu może być uważany za jego główne osiągnięcie w tej dziedzinie (przy tej okazji można odnotować kolejny z wielu przypadków wybitnych mistrzów batuty, którzy pozostawili po sobie co najmniej dwa komplety pełnego cyklu; inna sprawa, czy słusznie). Londyńska Orkiestra Filharmoniczna jak na razie opublikowała dwa kompakty, dokumentujące koncerty w listopadzie 2004 roku: pierwszy z nich, będący przedmiotem mojego omówienia, zawiera Eroikę i V Symfonię, na kolejnym znalazła się Pierwsza oraz Czwarta.

Posiadacze wspomnianych w poprzednim akapicie nagrań mają okazję do porównań i zmiany dotychczasowych preferencji, jeśli uważnie zapoznają się z wydawnictwem LPO. Słyszymy tutaj Kurta Masura jako niezwykle doświadczonego i cieszącego się światową renomą kapelmistrza, znającego od podszewki swój ulubiony repertuar i mimo sędziwego wieku (77 lat) – w znakomitej formie, dyrygującego z pamięci, bez partytury. Co więcej, przepełnionego niezwykłą energią i pasją, idealnie wpisującą się w materię i ducha najsławniejszych, najbardziej dramatycznych i porywających Symfonii Ludwika van Beethovena. Już dwa wstępne akordy pierwszej części Eroiki, zagranej na koncercie z 24. listopada, rozpoczęte zdecydowanie, bez zbytniego filozofowania, czy jest to Napoleon, czy Aleksander, okazujące się być tym, czym powinny: Allegro con brio, dają przedsmak jakości i wartości wykonania zapisanego na dysku. Cechuje się wyjątkowym dynamizmem i żywiołowością, tak trafnie wpisującymi się w charakter III Symfonii. Dyrygent wprowadza szybkie jak na niego tempa, co może zaskakiwać koneserów jego wcześniejszych nagrań, przede wszystkim pierwszego kompletu powstałego ponad trzydzieści lat wcześniej w Lipsku. Co prawda nie jestem jakimś zapalonym zwolennikiem pośpiechu w muzyce, o czym uważni Czytelnicy strony zapewne dobrze wiedzą, a w przypadku arcydzieł Beethovena w szczególności, ale nie sposób odmówić tak efektownej wizji kapelmistrza spójności, a przede wszystkim siły przekonywania. Siły tym większej, że grający pod jego dyrekcją (nie batutą, ponieważ od czasu fatalnego wypadku samochodowego Kurt Masur dyrygował bez niej) Londyńscy Filharmonicy dają ze siebie wszystko: nic dziwnego, byli w połowie okresu współpracy z niemieckim maestro na stanowisku głównego dyrygenta, trwającej w latach 2000-2007 i znaczonej dziesiątkami wybitnych i niezapomnianych kreacji. Szybkie tempo przysłużyło się zatem obrazowi całości Eroiki, trwającej łącznie około 48 minut, jako jednego z najbardziej rewolucyjnych i wyrazistych symfonicznych arcydzieł XIX stulecia, a wespół z pasją kapelmistrza i skrupulatnie realizującej jego zamierzenia orkiestry, czyni z omawianego wykonania zjawisko, którego nie powinno się ignorować, a co więcej – zasługuje ono na odnotowanie nie tylko w historii Londyńskich Filharmoników, ale również współczesnej dyskografii.

Również wykonana w tej samej sławnej Royal Festival Hall trzy dni później (27. listopada 2004) Piąta cechuje się podobnymi właściwościami, wynikającymi przede wszystkim z wieloletniej praktyki wykonawczej dyrygenta: siłą, energią, pasją, dynamizmem, który jest tym bardziej efektowny, że oddany zwiększonymi zasobami orkiestrowymi w postaci dodatkowego instrumentarium, pojawiającego się w Symfoniach Beethovena po raz pierwszy: fletu piccolo, kontrafagotu oraz trzech puzonów, mocno zaznaczających swoją obecność w spektakularnym Finale. Kurt Masur nie waha się przed używaniem pełnego, masywnego dźwięku, nie boi się podkreślać siły i splendoru sekcji blachy, w związku z czym jego wizja jest dla mnie pod tym względem o wiele bardziej przekonująca niż dość nijaka interpretacja Marka Janowskiego na dysku wytwórni Pentatone, recenzowanej tutaj kilka miesięcy temu. Na uwagę zasługuję skrupulatność, z jaką Kurt Masur podchodzi do doskonale znanej mu od dziesięcioleci partytury, zwracając uwagę na bogactwo dynamiki i respektowanie oznaczeń kompozytora – znaki powtórzeń nie tylko ekspozycji ogniw skrajnych, ale również części trzeciej (Scherzo), czego nie czynią wszyscy mistrzowie batuty. Nie robił tego sam niemiecki kapelmistrz na swoich wcześniejszych nagraniach z Lipska, za to w porównaniu z interpretacją z Nowego Jorku (Warner Classics) trochę przyśpieszył (34’58). Symfonia c-moll w wykonaniu Londyńskich Filharmoników imponuje rysem dramatycznym i gwałtownymi wybuchami emocji (Allegro con brio, I), potęgą i majestatem dźwięku (Andante con moto, II), rytmiczną wyrazistością i sprawnością techniczną orkiestry (III), blaskiem i radością jasnej tonacji C-dur, symbolizującej przejście od mroku do światła w porywającym Allegro (IV). Nic dziwnego, że tak efektowne i naprawdę wyraziste wykonanie, rozpięte między dramatem a euforią, wywołało gorący aplauz londyńskiej publiczności – owacje, których urywek zamieszczono po wybrzmieniu ostatnich, triumfalnych taktów Piątej, są w moim przekonaniu jak najbardziej zasłużone.

Prezentowane wydawnictwo jest jednym z wielu publikacji Londyńskiej Orkiestry Filharmonicznej, dokumentującej swoje występy w barwach własnej fonograficznej agendy. Nie mamy w tym przypadku do czynienia z dopracowaną technicznie produkcją studyjną, dlatego należy mieć na uwadze fakt słuchania zapisu koncertu z typową dla tegoż jakością dźwięku, notabene całkiem satysfakcjonującą, aczkolwiek nie do końca idealną. Znakomita kreacja dyrygencka Kurta Masura i wspaniale grający muzycy sprawiają, że powyższa kwestia nie jest aż tak istotna, jak siła emocji i dynamizm tchnących z wybitnych i poruszających kreacji arcydzieł Ludwika van Beethovena. Słuchałem ich z prawdziwą przyjemnością. Jeśli ktoś chciałby mieć naprawdę dobre, żywe i poruszające wykonania dwóch genialnych Symfonii mistrza z Bonn na jednym krążku (tutaj zajmują one aż 83 minuty), to omawiane propozycja z pewnością może w pełni zaspokoić podobne oczekiwania.

Paweł Chmielowski


Ludwig van Beethoven

Symfonia nr 3 Es-dur op. 55 „Eroica”, Symfonia nr 5 c-moll op. 67

London Philharmonic Orchestra • Kurt Masur, dyrygent

LPO – 0112 • w. 2019, n. 2004 • (CD), 83’02 ●●●●●○


Autor bloga serdecznie dziękuje Londyńskiej Orkiestrze Filharmonicznej w osobie pani Alexandry Lloyd za nadesłanie nagrania w formie elektronicznej do recenzji.

Płytomaniak.blogspot would like to thank London Philharmonic Orchestra and Ms. Alexandra Lloyd for sending the album and making this review possible.


Komentarze

Popularne posty