W hołdzie Mistrzowi - płyta na urodziny Arvo Pärta.



Rzadko kiedy moje recenzje są powiązanie z datami i przypadającymi na nie jakimiś rocznicami czy istotnymi wydarzeniami, choć zdarzyło się tak już co najmniej kilka razy. Okazją, która posłużyła mi tym razem do napisania kolejnego tekstu, jest wyjątkowa: 85. rocznica urodzin nie byle kogo, bo samego Arvo Pärta (ur. 11.09.1935). Z ubolewaniem muszę stwierdzić, że jak dotąd dosyć rzadko muzyka estońskiego mistrza była przedmiotem analizy u Płytomaniaka, choć jest to jeden z moich ulubionych kompozytorów, wysoko przeze mnie ceniony i lubiany. Cóż, przyznaję, czasami nie dość często pochylam się nad płytami czy plikami z twórczością „faworytów” (szczególne wyrzuty sumienia w tym względzie mam przy okazji osoby i dorobku Ralpha Vaughana Williamsa). Tym bardziej się cieszę, że właśnie dzisiaj mogę przedstawić nagranie zasługujące nie tylko na prezentację, ale również najwyższą ocenę.

Album, który mam przyjemność zarekomendować, nie jest jubileuszowym wydawnictwem, przygotowanym specjalnie z okazji urodzin Arvo Pärta, bowiem ukazał się już dwa lata temu. Tym niemniej, jego zawartość w postaci najsłynniejszych i najbardziej przez publiczność lubianych skrzypcowych dzieł kompozytora, a także znakomite wykonanie, będące zasługą artystów o światowej renomie, sprawiają, że jego znaczenie wymyka się granicom czasowym. Z pewnością będzie cieszyć melomanów przed długie lata, tym bardziej, że powstawało w obecności samego twórcy, o czym świadczą chociażby materiał fotograficzny zamieszczony w książeczce płyty. Szkoda tylko, że wytwórnia Onyx nie wzniosła się na szczyty inwencji i dobrego smaku i nie dobrała bardziej stylowej czy też pasującej okładki, ponieważ ta obecna przedstawia wizerunek samego Arvo Pärta między dyrygentem a skrzypaczką w dziwacznej pozie i mimice, narażającej wybitnego muzyka na nie zawsze pozytywne komentarze (jest to przynajmniej moje odczucie, nie wiem, czy słuszne).
 
Nie jest to zresztą w tym przypadku najważniejsze, najbardziej istotna jest oczywiście sama muzyka i jej wykonanie. Dość dawno nie słyszałem o nowych fonograficznych projektach Wiktorii Mułłowej, za to z kolei Paavo Järvi, idąc chyba w ślady ojca, znanego z niezwykle różnorodnego i bogatego płytowego dorobku mistrza batuty, Neeme, prowadzi bardzo aktywną działalność, nagrywając bardziej lub mniej znany repertuar z zespołami, którymi dyryguje na stałe lub gościnnie. Tym razem pod jego batutą brzmi Estońska Narodowa Orkiestra Symfoniczna, co nawiązuje zarówno do narodowości jego samego, jak i kompozytora. Zaprezentowane na dysku kompozycje nie wymagają bardzo dużej obsady instrumentalnej, rozpisane są jedynie na smyczki oraz ewentualnie kilka dodatkowych instrumentów (niewielka perkusja we Fratres, dzwony ad libitum w Darf ich…, również nieobowiązkowy wibrafon w Passacaglii, fortepian preparowany i bęben lub tam-tam w Tabula rasa). Prowadzenie przed niego orkiestry zasługuje na najwyższe pochwały, co przynajmniej w moim przypadku nie jest rzeczą oczywistą, jeśli się zna jego temperament, szybkie tempa, które nie zawsze przypadają mi do gustu (jak np. w cyklu Symfonii Ludwika van Beethovena z Niemiecką Filharmonią Kameralną z Bremy). Choć w przypadku owych kompozycji słyszymy je w zdecydowanej większości w interpretacji zmniejszonych składów czy kameralnych formacji, to nie czuć tutaj jakiejś szczególnej masywności brzmienia, niepasującej do treści i formy arcydzieł Arvo Pärta. Z pewnością jakąś rolę odgrywa fakt dyrygowania znanym i dobrym zespołem z ojczyzny, nie mówiąc już o dyrygowaniu utworami najsłynniejszego estońskiego kompozytora (kilkanaście lat temu nagrywał go dla ówczesnej wytwórni Virgin Classics). Ciekawe byłoby fakt sięgnięcia przez kapelmistrza nie tylko po batutę, ale również zdecydowanie się być wykonawcą partii drugich skrzypiec w ostatniej z wymienionych pozycji, a także grać na fortepianie w pięknej, nastrojowej i hipnotyzującej miniaturze Spiegel im Spiegel, towarzysząc rosyjskiej wirtuozce. Ze swych zadań wywiązałby się zapewne znakomicie, pokazując się w nowym świetle jako instrumentalista i kameralista. Szkoda jedynie, że nie jest to prawda, a niektóre niestarannie przygotowane opisy w znanych i prestiżowych internetowych serwisach sprzedających pliki muzyczne dorabiają artyście dodatkowe zajęcie, mijając się, niestety, z prawdą. Paavo Järvi występuje tutaj jedynie jako dyrygent, podczas gdy wykonawcami ww. partii są: skrzypek Florian Donderer oraz pianista Liam Dunachie, których udział zasługuje nie tylko na zwykłą wzmiankę, ale również na pochwały. 
 
Warto przy tej okazji wspomnieć, że niemalże wszystkie zaprezentowane na krążku dzieła związane były z osobą i działalnością łotewskiego skrzypka Gidona Kremera, którego zasługi w propagowaniu muzyki autora Tabula rasa, ale nie tylko, są przecież niepodważalne. Tutaj jednak w głównej roli występuje Wiktoria Mułłowa, artystka słynąca z wirtuozerii, muzykalności, ale także starannego doboru i repertuaru oraz niezbyt licznych, ale za każdym razem przyciągających uwagę fonograficznych kreacji. Sięga zarówno po barok, jak i epokę współczesną, odciskając ślad na wykonywanych przez siebie kompozycjach. Nie inaczej jest w przypadku skrzypcowych dzieł Arvo Pärta. Rosyjska artystka pokazuje w nich prawdziwą perfekcję techniczną, ostrą jak brzytwa artykulację, wspaniałe cieniowanie dynamiki, zawsze słyszalne granie w najwyższym rejestrze. Można by się zastanowić, czy owe przymioty aby na pewno pasują do twórczości estońskiego mistrza, mającej przecież ogromny ładunek uczuciowy i głębię, skłaniającą odbiorców do refleksji. Odpowiadam: tak, ponieważ sam popis imponujących umiejętności warsztatowych, który nie opierał się na czysto muzycznej inspiracji i dogłębnym zrozumieniu materiału, na pewno by nie wystarczył. Tutaj interpretacji, a właściwie kreacji, Wiktorii Mułłowej, nie da się absolutnie niczego zarzucić. Łączy pierwiastek intelektualny z emocjonalnym, rozum i serce, wczuwa się w treść dzieł i oddaje ją odpowiednimi środkami wyrazu oraz techniki, prowadząc słuchacza przez absolutnie fascynujący świat muzyki Arvo Pärta. Ta jest pełna kontrastów wszelkiego rodzaju: pod względem temp, rozmiarów samych dzieł (najkrótsze Darf ich...trwa niecałe trzy minuty, podczas gdy najdłuższa Tabula rasa – ponad pół godziny), stylistyki, jako że czerpie oczywiście z tradycji, ale mocno osadzona jest w świecie dwudziestowiecznej moderny, czego dowodzi śmiały język harmoniczny, zróżnicowana artykulacja, wykorzystująca wszelakie możliwości brzmieniowe i wyrazowe solowych skrzypiec. Zasługą Wiktorii Mułłowej jest fakt, że brzmią one niezwykle charakterystycznie zarówno we fragmentach motorycznych i dynamicznych, jak też kantylenowych i refleksyjnych, a tych przecież w twórczości estońskiego mistrza nie brakuje. Każda z pozycji programu wywiera bardzo dobre wrażenie i wręcz hipnotyzuje wyjątkową prostotą (Spiegel im Spiegel to prosty, tonalny akompaniament fortepianu i melodia opierająca się na akordach F-dur z długimi, wytrzymanymi dźwiękami solowych skrzypiec w wolnym tempie, trwający ponad 9 minut, stanowiący jednocześnie pewne wyzwanie dla smyczkowców w zakresie stosowania wibracji), lecz także wyjątkowym natężeniem ekspresji i wyrafinowaniem. Ciekawe, że często się z ciszy rodzi, ciszą na różne sposoby operuje i w niej zamiera, czego pięknym przykładem są ostatnie takty drugiej części Tabula rasa, bardzo trafnie zatytułowanej przez kompozytora (Silentium). Chyba właśnie Czysta tablica jest moim faworytem spośród wszystkich zaprezentowanych na krążku pozycji, choć każda z nich osobna zachwyciła mnie w tym samym stopniu. 
 
Muzyka Arvo Pärta od kilkudziesięciu lat jest źródłem natchnienia, prawdy, głębi i piękna dla kolejnych pokoleń artystów, muzyków oraz „zwykłych” odbiorców. Jej niekwestionowane walory podkreśla w pełni prezentowane przeze mnie nagranie wytwórni Onyx, warte zainteresowania nie tylko z okazji urodzin kompozytora. Wspaniały repertuar idzie w parze z bardzo dobrą jakością dźwięku i wybitną kreacją wykonawczą. Słuchanie twórczości estońskiego kompozytora jest gwarancją wzruszeń, refleksji i przeżyć estetycznych nieporównywalnych z niczym innym. Jak do mało której pasuje do niej słynne stwierdzenie Fryderyka Nietzschego, że „życie bez muzyki byłoby pomyłką”.

Paweł Chmielowski

Arvo Pärt   
Darf ich…; Fratres; Passacaglia; Tabula rasa; Spiegel im Spiegel 
Wiktoria Mułłowa, skrzypce • Estońska Narodowa Orkiestra Symfoniczna • Paavo Järvi, dyrygent

Onyx ONYX4201 • w. 2018, n. 2017/18 • CD, 59’02” ●●●●●●

Autor bloga dziękuje wytwórni Onyx i pani Debrze Jameson za nadesłanie albumu w formie plików dźwiękowych do recenzji.

Płytomaniak.blogspot would like to thank Onyx and Ms. Debra Jameso for sending the files and making this review possible.


Komentarze

Popularne posty