Gianadrea Noseda i Symfonie D. Szostakowicza (2) - nowy cykl LSO Live.
Stosunkowo niedawno omawiałem co prawda inne nagranie muzyki Dymitra Szostakowicza, ale korzystam z okazji z faktu, że przypada właśnie 48. rocznica śmierci kompozytora (9.08. 1975), więc wypadałoby ją w jakimś stopniu uczcić. Sądzę, dobrą okazję do tego stanowi kolejny zapis powstającego właśnie interesującego cyklu Symfonii, realizowanego od kilku lat w postaci wykonań poszczególnych dzieł przez Londyńską Orkiestrę Symfoniczną, na podium której staje wtedy jej główny dyrygent gościnny – Gianandrea Noseda. Miałem już niewątpliwą przyjemność omawiania jednego z albumów, wchodzącego w skład owego przedsięwzięcia, zawierającego Leningradzką, która wywarła na mnie bardzo dobre wrażenie, nie tylko za sprawą wyśmienitego wykonania, ale również bardzo dobrej jakości dźwięku. Podobne zalety odkryłem w drugim dysku, jaki trafił w moje ręce bezpośrednio od fonograficznej agendy zespołu, LSO Live, prezentującego zapis koncertu z kwietnia 2018 roku. Wykonano wtedy (w drugiej części wieczoru) VIII Symfonię c-moll.
Nazywana słusznie „poematem męki” (i, dodajmy już od siebie, cierpienia), przypomina monumentalizmem formy poprzedniczkę, ale przewyższa ją ogromnym ładunkiem emocjonalnym i siłą wyrazu. Brak tutaj triumfalnego i optymistycznego finału, znanego z niezwykle spektakularnego zakończenia Siódmej, całość rozpoczyna się wolno w posępnym, wolnym dwugłosie wiolonczel i kontrabasów w niskim rejestrze, kończy w zamierających dźwiękach smyczków, przy czym jakakolwiek obecność światła rozjaśniającego ponurą atmosferę dzieła jest bardzo subtelna i ledwo słyszalna. Sam Szostakowicz mówił o tym tak: „ Życie jest piękne. Wszystko, co ciemne i haniebne, zniknie; wszystko, co piękne, będzie triumfować”. Słuchając uważnie Ósmej, trzeba brać dużą poprawkę na powyższą interpretację skierowaną na oficjalny użytek jednego z wywiadów. Nie ma tu bowiem żadnego triumfu ani piękna w bardzo prostym i dosłownym rozumieniu. Powstała w najgorszym okresie II wojny światowej, prawykonana w listopadzie 1943 roku, stanowi zarówno odbicie przeżyć związanych z nią samą, jak i przede wszystkim koszmaru egzystencji w Związku Radzieckim objętym intensywnym terrorem komunistycznej dyktatury. Nie dziwi fakt, że tak jednoznaczny pod względem zawartości utwór przyniósł kompozytorowi z jednej strony uznanie, z drugiej zaś krytykę i obojętność ze strony niektórych przedstawicieli ówczesnego środowiska muzycznego. Może to było przyczyną faktu, że nie przyznano jej Nagrody Stalinowskiej za rok 1943, choć była przedmiotem gorących dyskusji w tej kwestii. Czas zweryfikował opinie, potwierdzając te z nich, które uznawały Ósmą za dzieło wybitne i ważne w dorobku kompozytora, aczkolwiek nigdy nie zdobyła takiej popularności, jak jej poprzedniczka.
Obecnie nie można narzekać na obecność kompozycji w najlepszych salach filharmonicznych, podobnie jak w przemyśle fonograficznym w postaci nagrań. Do grona zdecydowanie wartościowych i interesujących płytowych dokonań zaliczyć trzeba najnowszą, o której mam przyjemność donosić w tym omówieniu. Wspomniałem już o tym, że moje pierwsze zetknięcie z powstającym cyklem Symfonii Dymitra Szostakowicza, podjętym przez Londyńską Orkiestrę Symfoniczną z włoskim mistrzem batuty, zdobyła moje wielkie uznanie i sytuacja powtarza się przy okazji drugiego albumu, będącego obiektem mojego żywego zainteresowania. Nie chcę zapeszać, ale jeśli pozostałe pozycje serii będą utrzymane na równie dobrym poziomie wykonawczo-technicznym, to miłośnicy kompozytora będą mogli cieszyć się kolejną znakomitą kolekcją, których w ostatnich latach powstało całkiem sporo w barwach innych wytwórni (Naxos – Wasyl Petrnko, Sony Classical – Michael Sanderling, Melodya – Aleksander Sładkowski).
Być może niektórych zdziwi fakt, jak bardzo w swojej działalności koncertowej i nagraniowej Gianandrea Noseda poświęca się muzyce rosyjskiej, bo oprócz wspomnianego projektu, ta sama LSO Live wydaje zapisy prowadzonych przez niego koncertów ze słynnymi utworami Modesta Musorgskiego, Piotra Czajkowskiego czy Mikołaja Rimskiego-Korsakowa (również nimi zajmę się w swoim czasie). Cóż, artysta w swoim czasie intensywnie współpracował z Teatrem Maryjskim w Sankt Petersburgu, więc okazji do dogłębnego poznania miejscowego repertuaru, zarówno symfonicznego, jak i operowego, nie zabrakło. Procentuje to teraz w postaci interesujących i atrakcyjnych albumów, z których co najmniej dwa zasługują zdecydowanie na uwagę miłośników wielkich kreacji dyrygenckich i muzyki rosyjskiej. Jest to też udziałem niniejszego krążka z VIII Symfonią Szostakowicza. Cechuje się dogłębnie przemyślaną strukturą i zawartością, a także umiarkowanymi tempami, co w przypadku pełnego temperamentu dyrygenta nie zawsze jest rzeczą oczywistą. Udaje się artyście znaleźć złoty środek w warstwie agogicznej – 65 minut trwania wpisuje się w najlepsze standardy wykonawcze, unikając ekstremów: narracji bardzo szybkiej, obecnej chociażby w skądinąd ciekawym i naprawdę dobrym komplecie wytwórni Arts, gdzie Oleg Caetani wydaje się bić rekord świata w prowadzeniu Ósmej (53 minuty!), jak i zbyt rozwlekłej, co szczególnie grozić może szeroko zakrojonej części pierwszej utworu, trwającej niemalże tyle samo, co analogiczne ogniwo Leningradzkiej. Wg mnie, takie podejście wychodzi na dobre utworowi i choć być może znajdą się krytycy i słuchacze preferujące bardziej dynamiczne podejście, to ja daję kredyt zaufania kapelmistrzowi i zdaje się na jego wizję, tym bardziej, że nie mam do niej żadnych zastrzeżeń, zarówno na początku, w środku, jak i w zakończeniu – wszystkie pięć skontrastowanych pod względem rozmiarów i treści części jest wypełnionych odpowiednio intensywnymi emocjami, ale bez popadania w skrajności, a przy tym zagranych przez Londyńską Orkiestrę Symfoniczną po prostu znakomicie. Imponuje cały zespół i jej poszczególne sekcje, z których każda ma pole do popisu. Ósma rozpisana jest na stosunkowo dużą obsadę, której Szostakowicz powierza odpowiednie zadania: smyczkom, drewnu, perkusji oraz blasze. Warto śledzić uważnie od początku do końca narrację, nie tylko dlatego, że utrzymuje napięcie, nie pozwalając się odbiorcy nudzić, co w przypadku potężnej, trwającej ponad godzinę partytury jest kwestią ryzykowną, ale dlatego, że można usłyszeć w wielu miejscach fragmenty przykuwające uwagę czymś szczególnym. Dla mnie jest nim chociażby repryza głównego tematu pierwszej części utrzymana w dynamice fortissimo i z udziałem pełnego składu orkiestry. Po jego wybrzmieniu następuje prawie czterominutowe smutne i przejmujące solo rożka angielskiego – instrumentu używanego przez kompozytorów wyłącznie w tym celu, a autor Leningradzkiej był chyba tym, który perfekcyjnie wykorzystał jego barwę i brzmienie w wyjątkowo poruszających odcinkach swoich dzieł orkiestrowych. Piękno i czystość gry, wspaniałe brzmienie zespołu, jego wyczulenie na szeroką skalę niuansów dynamiki, a także umiejętność radzenia sobie z wyzwaniami natury rytmicznej (motoryczne ogniwo środkowe ) świadczą jak najlepiej o formie Londyńskiej Orkiestry Symfonicznej, jak również o intensywności pracy z wymagającym, kompetentnym i zaangażowanym dyrygencie, mającym jasną wizję wykonywanej muzyki i nadającym jej indywidualne znamiona interpretacji. Płytomaniak jeszcze co najmniej kilka razy będzie je analizował, zarówno w muzyce Dymitra Szostakowicza, jak i wspomnianych wyżej rosyjskich mistrzów, ale nie tylko – przyjrzy się chyba zbyt energicznym, ale nie mniej wyrazistym kreacjom Symfonii Ludwika van Beethovena , wykonywanymi tym razem po drugiej stronie Atlantyku, z Narodową Orkiestrą Symfoniczną z Waszyngtonu. Jedno jest pewne: Gianandrea Noseda dość często będzie bohaterem moich omówień.
Utrzymaną na naprawdę wysokim poziomie przekonującą i poruszającą interpretację dopełnia wyśmienita realizacja techniczna z bardzo dobrym, czystym, pełnym, wyraźnym dźwiękiem, który bardzo przysługuje się odbiorowi całości. Sprawia, że słuchanie VIII Symfonii Dymitra Szostakowicza jest przyjemnością ze zmysłowego punktu widzenia. Owa zaleta nie może jednak przesłonić faktu, że nie mamy do czynienia z muzyką dla rozrywki, przyjemności czy zabicia czasu. Wstrząsające świadectwo czasów, w jakich powstał, utwór fascynuje siłą przekazu, doskonałością konstrukcji i znakomitym wykorzystaniem możliwości orkiestry, będąc godnym swojego twórcy. Choć z pewnością znajdą się koneserzy bardziej dynamicznych i utrzymanych w jeszcze większej temperaturze emocjonalnej płytowych kreacji dzieła, będących zasługą głównie dyrygentów rosyjskiego pochodzenia, to prezentowana wersja wpisuje się w bardzo dobry standard wykonawczy, cechując się przy tym świetnym dźwiękiem. Warto się z nią zapoznać.
Paweł Chmielowski
Dymitr Szostakowicz
Symfonia nr 8 c-moll op. 65
London Symphony Orchestra • Gianadrea Noseda, dyrygent
LSO Live LSO822 • w. 2018, n. 2018 • SACD, 65'08” ●●●●●○
Nagranie w postaci fizycznego albumu audio zostało nadesłane do autora bezpośrednio przez wydawcę, fonograficzną agendę Londyńskiej Orkiestry Symfonicznej. Jej polski dystrybutor nie przyczynił się w żaden sposób ani do uzyskania materiału do recenzji, ani do opublikowania tejże na stronie.
Komentarze
Prześlij komentarz