Rewelacja czy rewolucja? Rewiolacja! Z altówką w roli głównej.

 


W przerwie między słuchaniem wielkiej symfoniki, a tej będzie w najbliższym czasie naprawdę sporo, by zapowiedzieć co najmniej kilka lub kilkanaście pozycji z muzyką rosyjską, dziełami Schuberta, Beethovena, Brahmsa, Straussa, Brucknera czy Mahlera, sięgam po album sytuujący się na przeciwległym biegunie obsady – z solową altówką w roli głównej. Robię to nie tylko dla swojego rodzaju psychicznej higieny, ale przede wszystkim z wewnętrznej potrzeby i żywego zainteresowania płytą, o której w końcu mogę napisać kilka słów. Żałuję, że tak późno i te słowa kieruję przede wszystkim do głównego „bohatera” nagrania otrzymanego bezpośrednio od niego samego, za co serdecznie dziękuję. Nieczęsto się zdarza, by wytwórnie lub wykonawcy sami proponowali Płytomaniakowi swoje propozycje do recenzji, dlatego cieszy mnie każdorazowo taka inicjatywa, tym bardziej, że w przypadku fonogramu będącego tematem mojego omówienia, mamy do czynienia z pozycją, która od czasu swojej rynkowej premiery cieszy się znakomitymi opiniami krytyków, zdobyła też nagrody i zdążyła utrwalić renomę solisty na polskiej i międzynarodowej scenie muzycznej. Od siebie dodam, że wspomniane wyżej sukcesy są całkowicie zasłużone, a moim zdaniem niniejszy album jest naprawdę godny uwagi z co najmniej kilku względów.

Wypełniony jest w całości muzyką na altówkę solo, co dowodzi jego oryginalności w zalewie konkurencyjnych tytułów z twórczością instrumentalną. Pianiści i skrzypkowie czy wiolonczeliści nie mają problemów z nagrywaniem swoich recitali, czy to solo, czy w duecie, ale w przypadku albumu zawierającego wyłącznie kompozycje na ukrytą gdzieś w orkiestrze czy kameralnych smyczkowych formacjach altówkę, można mówić o niewątpliwym wydarzeniu. Osobiście, bardzo to doceniam, ponieważ bardzo lubię i cenię ów instrument, niezastąpiony w przywołanych wyżej składach, ale zasługujący na większe zainteresowanie jako medium samo w sobie. Przyjemność sprawia mi jej brzmienie, łączące możliwości skrzypiec i wiolonczeli, wyraziste, pełne i głębokie i doceniam ambitne próby pokazania altówki w roli głównej na płytach, co zdarza się niezbyt często, a szkoda. Sądzę, że dużą rolę w zmianie tego stanu rzeczy odegra zarówno sam prezentowany album, jak i występujący na nim artysta, prowadzący niezwykle intensywną działalność koncertową, pedagogiczną i popularyzatorską – Krzysztof Komendarek-Tymendorf, absolwent Akademii Muzycznej im. Stanisława Moniuszki w Gdańsku, obecnie związany z nią jako nauczyciel, zajmujący się kształceniem młodych adeptów w grze na altówce i poznających tajniki muzyki kameralnej.

Płyta wytwórni Naxos dowodzi, że studenci mają się czego i od kogo uczyć. Na uwagę zasługuje ambitny, choć trochę za krótki wg mnie, repertuar (całość trwa niespełna 51 minut, co w przypadku niżej podpisanego nie zaspokoiło jego apetytu na kolejne kompozycje mogące trafić na krążek). Dwie pozycje o większych rozmiarach i w formie cyklicznej oraz dwie miniatury – wszystkie zaprezentowane z jednakową starannością, pasją, troską o wierność nutowemu zapisowi. Płytę otwiera Sonata (1959) Fiodora Drużynina (1932-2007), wybitnego rosyjskiego kompozytora, a jednocześnie czynnego wykonawcy, znakomitego solisty i kameralisty, członka sławnego Kwartetu Beethovena. Choć data powstania utworu koreluje z nabierającym wtedy na znaczeniu nurtem awangardowym w muzyce XX wieku, znaczonym chociażby powstającymi w tym samym czasie pierwszymi głośnymi kompozycjami Krzysztofa Pendereckiego, to ów powiew moderny z Zachodu nie był jeszcze na tyle silny, by w utworze Drużynina nie móc docenić jego niewątpliwych walorów i przystępności, wpływających na wartość i atrakcyjność dzieła. Kilkunastominutowy utwór, zawarty w czterech klasycznie skonstruowanych i skontrastowanych częściach, udowadnia mistrzostwo autora i jego perfekcyjną znajomość możliwości technicznych i wyrazowych altówki. Z pewnością dla słuchaczy, którzy tak jak ja sięgną po niniejszy album, Sonata będzie utworem nowym, ale zdecydowanie ciekawym i wartym poznania. Wywrze na nich z pewnością bardzo dobre wrażenie, zwłaszcza w tak przemyślanej i doskonale brzmiącej wersji.

To samo da się powiedzieć o dziele jeszcze większego formatu, zwłaszcza czasowego, ale również formalnego, bo złożonego aż z pięciu niezwykle precyzyjnie zaprojektowanych i różniących się od siebie ogniw – III Sonacie (1982) Mieczysława Weinberga (1919-1996). Autor był znakomitym pianistą, ale w jego bogatej i zróżnicowanej twórczości można znaleźć dzieła na inne instrumenty, za co ich wirtuozi powinni mu być naprawdę wdzięczni! Trwająca prawie 28 minut kompozycja stanowi nie lada wyzwanie zarówno dla wykonawcy, jak i słuchacza – ale ten ostatni, jeśli tylko poświęci dziełu maksimum zainteresowania i zaangażowanie nie ma się czego obawiać, za to odkryje muzykę wielkiej wagi i głębi, utrzymaną w charakterystycznym dla twórcy stylu i języku. Oczywiście, nie da się nie myśleć o muzyce Dymitra Szostakowicza, nie tylko z racji przyjaźni łączącej go z Mieczysławem Weinbergiem, ale również faktem napisania przez Rosjanina niezwykle poruszającej Sonaty na altówkę i fortepian, jego ostatnim utworze, pisanym tuż przed śmiercią i zadedykowanym Fiodorowi Drużyninowi. Pomimo tego, III Sonata autora Pasażerki jest pozycją jednoznacznie własną, w której indywidualność i znakomite pomysły muzyczne nie ulegają najmniejszej wątpliwości. Kompozycja Weinberga do łatwych pod względem technicznym zdecydowanie nie należy; nic dziwnego, pisana była dla Michaiła Tolpygi, innego znakomitego wirtuoza altówki. Słuchałem jej z przejęciem, podziwiając kunszt wykonawczy Krzysztofa Komendarka-Tymendorfa, który włożył wiele pracy w przygotowanie dzieła pod kątem rejestracji płytowej. Zna je zresztą znakomicie, co słychać, a na dodatek, jak podaje informacja w książeczce albumu, opracował również szczegóły smyczkowania i palcowania w utworze, nagranym, podobnie jak poprzednią pozycję, po raz pierwszy w Polsce.

Całość materiału dopełniają dwie miniatury – wirtuozowski i stawiający soliści znaczne wymagania warsztatowe kaprys Hommage à Paganini, który napisał słynny dziewiętnastowieczny skrzypek Henri Vieuxtemps w hołdzie założonym legendarnemu mistrzowi wiolinistyki, lecz przeznaczonym na altówkę. Kolejny miły polski akcent nagrania, po wybitnej i zapadającej w pamięć III Sonacie Mieczysława Weinberga, stanowi dobrze znany i popularny Kaprys polski Grażyny Bacewicz, tutaj zaprezentowany w wersji (znakomitej!) sporządzonej przez Jerzego Kosmalę. Przyciąga uwagę początek – śpiewny i nastrojowy, który po krótkim łączniku przechodzi w efektowny epizod o ludowych inspiracjach i żywym, tanecznym charakterze. Mimo niedługich rozmiarów (niewiele ponad dwie i pół minuty), jest kompozycją wymagającą perfekcyjnej techniki i muzykalności.

Tak bogaty i zróżnicowany program znalazł idealnego interpretatora, a także kreatora, w osobie Krzysztofa Komendarka-Tymendorfa, który, kierując się dobrym smakiem i artystyczną intuicją, przygotował recital przełamujący stereotypy i pokazujący piękny instrument w innym, fascynującym świetle. Każda z czterech pozycji programu w jego wykonaniu intryguje, budząc podziw dla umiejętności artysty, o komponentach których wspomniałem przy opisie poszczególnych dzieł. Prezentowany album, opatrzony tytułem będącym swoistą językową zabawą, z pewnością może trafić do przekonania nawet tym słuchaczom, którzy altówki dobrze nie znają, zaś imponująca znajomość materii, muzykalność i sztuka przekazania emocji słuchaczowi, są gwarancją przeżyć wysokiej próby. Nagrania wytwórni Naxos słuchałem z przyjemnością, łącząc swoje zamiłowanie do instrumentu z zaciekawieniem i poznawaniem nowego repertuaru, a to wszystko opartym na obcowaniu z kreacją godną nie tylko znakomitego wirtuoza, ale przede wszystkim wybitnego artysty. Krzysztof Komendarek-Tymendorf z pewnością jeszcze nie raz czy dwa sprawi melomanom równie dobre i satysfakcjonujące muzyczne niespodzianki. Będę mieć co najmniej jeszcze jedną okazję donieść o nich przy kolejnych okazjach.

Jeśli miałbym znaleźć jakieś subiektywnie pojmowane niedostatki przedsięwzięcia, to życzyłbym sobie dopełnienia albumu o kolejne pozycje, by przekroczyć chociażby godzinę czasu trwania. Równie cenna byłaby możliwość zamieszczenia polskiej wersji językowej tekstu w książeczce albumu, skądinąd ciekawego i zasługującego na przekład, tym bardziej, że prezentowane wydawnictwo, powstałe przy znaczącym udziale i wsparciu różnych podmiotów z kraju, mogłoby być jeszcze lepszą wizytówką solisty, a jednocześnie dawać okazję do poznania godnej pochwały inicjatywy melomanom, którzy być może nie władają zbyt dobrze niemczyzną czy angielszczyzną. Dociekliwi mogą, co prawda, znaleźć to w internecie, ale tak czy owak miło by było widzieć informacje o repertuarze i wykonawcy w naszym języku. Miałbym jeszcze jedną uwagę do jego fragmentu, poświęconego polskim akcentom w albumie. Autorka opracowania uznaje za takowy wyłącznie obecność Kaprysu Grażyny Bacewicz, sytuując Mieczysława Weinberga w gronie kompozytorów zza wschodniej granicy. Naprawdę, nie sądzę, że po tylu latach przywracania do powszechnej świadomości faktów biograficznych i jego twórczości jako takiej, urodzony i wykształcony w Warszawie i do końca życia posługujący się językiem polskim kompozytor zasłużył sobie na taką niezręczność!


Paweł Chmielowski


ReVIOLAtion

Fiodor Drużynin – Sonata na altówkę solo • Mieczysław Weinberg – Sonata na altówkę solo nr 3 op. 135 • Henri Vieuxtemps – Capriccio „Hommage à Paganini” op. 55 • Grażyna Bacewicz – Kaprys polski

Krzysztof Komendarek-Tymendorf, altówka

Naxos 8.551432 • w. 2020, n. 2017 • CD, 50'58” ●●●●●

Autor dziękuje panu Krzysztofowi Komendarkowi-Tymendorfowi za nadesłanie egzemplarza albumu do recenzji.

Komentarze

Popularne posty