Walery Gergiew i Bruckner - nowy cykl symfonii na płytach (2).
Kolejne zmierzenie się Walerego Gergiewa w ramach projektu nagraniowego wszystkich numerowanych Symfonii Antona Brucknera ponownie przenosi słuchaczy do bazyliki klasztoru w Sankt Florian koło Linza, w którym we wrześniu 2018 roku ponownie zagościli Filharmonicy Monachijscy. O jednym z tytułów dokumentujących przedsięwzięcie donosiłem kilka miesięcy temu przy okazji omawiania Drugiej, teraz mam przyjemność podzielić się swoimi refleksjami po wysłuchaniu Dziewiątej. Dzieła, którego rejestracji nie brakuje zarówno na rynku fonograficznym, jak i na blogu, jako że cieszy się dużą popularnością wśród najlepszych zespołów symfonicznych, a także ceniących twórczość Austriaka melomanów, do których zalicza się także niżej podpisany.
Generalnie mówiąc, prezentowany album wpisuje się w stylistykę wykonania recenzowanej przez Płytomaniaka poprzedniczki, dowodząc przede wszystkim bardzo dobrej formy orkiestry, co nie powinno dziwić, jeśli znamy jej renomę – jednej z najlepszych formacji nie tylko w Europie. Ma też bogate tradycje wykonywania dzieł Antona Brucknera, zarówno pod gościnnymi batutami słynnych dyrygentów, jak i swoich naczelnych szefów artystycznych, by wymienić Sergiu Celibidache. Nie zazdroszczę kolejnym pokoleniom kapelmistrzów, choćby i głośnych i znanych, mierzenia się z taką legendą. W moim przekonaniu, jedynie zapraszany przez Filharmoników Monachijskich wspaniały niemiecki maestro, Günter Wand, mógł bez najmniejszych wahań czy poczucia frustracji regularnie sięgać po potężne partytury i realizować swoje zamierzenia z doskonałym skutkiem, czego świadectwem są nagrania opublikowane przez wytwórnię Profil (z ulubionym repertuarem owego artysty: dziełami Franza Schuberta, Ludwiga van Beethovena, Johannesa Brahmsa, a przede wszystkim właśnie Antona Brucknera). Nie wiem, czy Walery Gergiew uwzględnia w swoich decyzjach programowych i wykonaniach niezwykle ważny rozdział w historii zespołu, na czele którego stoi od roku 2015 i czuje się w jakimś stopniu skrępowany wystawianiem się na nieuniknione porównania, lecz pozostaje to jedynie w sferze bardzo daleko idących domysłów. Na pewno nie brakuje mu odwagi i konsekwencji, by firmować swoim nazwiskiem kolejny cykl – po kompletach dzieł kompozytorów rosyjskich, a także Johannesa Brahmsa, Gustawa Mahlera czy naszego Karola Szymanowskiego, ocenianych przez krytyków różnie, dobiega czas finalizacji najnowszego projektu, zrealizowanego na żywo w klasztorze Sankt Florian i opublikowanego przez Filharmoników Monachijskich w ramach własnego wydawnictwa. Nie tak dawno, bo zaledwie kilka tygodni temu, pojawiła się informacja o finalizacji całości i rynkowej premierze nagrań z IV, V, VI oraz VII Symfonią.
Jak zabrzmiała we wrześniu 2018 roku Dziewiąta, w czasie bez koronawirusa, z publicznością i bez ograniczeń sanitarnych, utrudniających lub wręcz uniemożliwiających filharmonicznym zespołom prowadzenie normalnej działalności artystycznej? Pisałem wcześniej, że wolałbym zobaczyć w wersji video owe koncerty w bazylice klasztoru Sankt Florian, zaś zdecydowanie bardziej usłyszeć produkcje studyjne. Powodem jest fakt, że miejsce występu wspaniałej orkiestry do idealnych pod względem akustyki nie należy, z czego zdałem sobie od razu sprawę zarówno przy okazji poznawania albumu z II Symfonią, jak i teraz. Moje zastrzeżenia dotyczą kulminacji w pełnym składzie o największym natężeniu dynamiki, zwłaszcza z udziałem kotłów w szybkim tempie (przede wszystkim część pierwsza, ale także wywierająca zawsze doskonałe wrażenie druga), którym brakuje czystości i przejrzystości. Ogólnie jednak rzecz biorąc, jakość dźwięku w większości nie daje powodów do ciągłych narzekań, a całość jest zdecydowanie do przyjęcia, zaś fragmenty powolne, z rozrzedzoną fakturą, np. solówkami instrumentów dętych na tle smyczków, są naprawdę satysfakcjonujące. Jedni krytycy i słuchacze machną ręką na takie ustykiwania, zarzucając „szukanie dziury w całym”, inni podzielą lub nie moje uwagi, ale jakby nie patrzeć, jest to bardzo ważny element wartości każdego nagrania. Nie chodzi nawet o sam fakt rejestracji utworu na żywo, podczas koncertu, bo są przecież nagrania live bardzo zadowalające zarówno pod względem artystycznym, jak i technicznym, pojawiły się nawet w swoim czasie na blogu w przypadku tej samej IX Symfonii. Sądzę, że w bazylice Sankt Florian owo dzieło zabrzmiało może niezupełnie perfekcyjnie pod kątem oczekiwań audiofilów, ale za to naprawdę autentycznie, a ciemne barwy, dramatyczny wyraz i potężne masy dźwięku większego składu orkiestry dobrze wpisały się w porównania dzieł Brucknera do dźwiękowych katedr.
Podkreśliłem bardzo dobrą formę Filharmoników Monachijskich, doskonale zaznajomionych z materią i formą wielkich symfonii austriackiego kompozytora. Pięknie prezentują się instrumenty smyczkowe, o aksamitnym, spójnym brzmieniu, zaś w większym niż poprzednio stopniu zaznacza swój udział sekcja blachy, poszerzona o 4 tuby Wagnerowskie lub waltornie, których wyraziste dźwięki otwierają Dziewiątą (mroczny, tajemniczy temat główny pierwszej części) i kończą ją (długie, wytrzymane akordy z puzonami w dynamice piano w ostatnich taktach natchnionego Adagia). Gra wspaniale, wyraziście, tam gdzie trzeba efektownie i z odpowiednią siłą, ale równie mocno zachwyca we fragmentach operujących mniejszą dynamiką, w dłuższych wartościach rytmicznych, przypominających chorał. Walery Gergiew dobiera dobre tempa, wpisujące się w standard wykonawczy IX Symfonii (62 minuty; wersja trzyczęściowa), nie szuka udziwnień, co może być zaskakujące w kontekście wbudzanych przez niego interpretacyjnych kontrowersji, być może wiedząc, że surowa, potężna i wymagająca Dziewiąta nie nadaje się do tego celu. Muszę przyznać, że moją uwagę zwróciło Scherzo, prowokujące niektórych kapelmistrzów do gry wulgarnej, prymitywnej, za szybkiej, eksponującej rytmikę i dynamikę głównego tematu – tutaj trafne tempo i skrupulatność w oddaniu wszystkich myśli i instrumentacyjnych szczegółów, które słychać, niewątpliwie przysłużyła się jakości artystycznej wykonania. Artysta starannie realizuje zapis partytury, myśląc zarówno o poszczególnych epizodach budujących narrację, jak i architektonice całości trzech precyzyjnie zaprojektowanych przez kompozytora i odpowiednio pieczołowicie zagranych ogniw.
Choć prezentowane nagranie, jak większość albumów sygnowanych nazwiskiem Walerego Gergiewa, z pewnością podzieli melomanów i słuchaczy wg ich indywidualnych preferencji oraz sympatii i antypatii, to warto się z nim uważnie zapoznać. Doceniam tę kreację, której nie można odmówić zaangażowania dyrygenta, jak i doskonałego poziomu gry Filharmoników Monachijskich. Czy Symfonie Antona Brucknera zagoszczą na stałe w repertuarze sławnego mistrza batuty czy też on ograniczy się tylko do wypuszczenia na rynek następnego wielkiego cyklu dzieł, utrwalając renomę jednego z najgłośniejszych i najbardziej wszechstronnych współczesnych kapelmistrzów? Czas pokaże, sądzę jednak, że żaden wielbiciel twórczości wielkiego kompozytora nie powinien przejść obojętnie zarówno obok prezentowanego nagrania Dziewiątej, jak i całego kompletu, dostępnego już w postaci pojedynczych krążków, jak i jednej zbiorczej edycji w pudełku.
Paweł Chmielowski
Anton Bruckner
Symfonia nr 9 d-moll
Münchner Philharmoniker • Walery Gergiew, dyrygent
MPHIL0014 • w. 2019, n. 2018 • CD, 62’43” ●●●●●○
Autor bloga serdecznie dziękuje Filharmonikom Monachijskim i panu Christianowi Tauberowi za nadesłanie albumu do recenzji. Ani światowy, ani polski dystrybutor tego wydawcy, niezainteresowany współpracą z Płytomaniakiem i promocją swoich tytułów na blogu, nie przyczynił się w żaden sposób do ukazania się tekstu na stronie.
Ein ganz herzlicher Dank des Textautors geht an Münchner Philharmonikern und Herrn Christian Tauber für die Zusendung des Albums zur Rezension.
Musze koniecznie nadrobić zaległości muzyczne :)
OdpowiedzUsuń