Jakub Hrůša w Bambergu (3) - Symfonie Brahmsa i Dvořáka (2).

 


Poniższy album dość długo czekał na swoją recenzję, lecz przyczyną nie była jakaś niechęć, jako że zawiera mój ulubiony repertuar, a w dodatku jego bohaterem jest darzony przeze mnie sympatią i uwagą młody czeski dyrygent, Jakub Hrůša. Stali czytelnicy bloga wiedzą, że osobie i karierze tego artysty poświęcam dość dużo miejsca, by wspomnieć relację z jego debiutu u Filharmoników Berlińskich czy dobrze przez mnie przyjęte albumy wytwórni Pentatone oraz Tudor. W barwach tej ostatniej w ubiegłym roku ukazał się album, będący początkiem nowej serii fonograficznej, zawierającej Symfonie Johannesa Brahmsa oraz Antonína Dvořáka. Został on przeze mnie omówiony również na blogu i kończąc ówczesną recenzję obiecałem, że na stronę trafi również kontynuacja projektu, co niniejszym przedkładam odwiedzającym Płytomaniaka. W chwili obecnej jednakże nie mam żadnych informacji w sprawie kolejnej, trzeciej części przedsięwzięcia. Szkoda by było, gdyby całość zakończyła się w połowie, na drugim woluminie.

Zanim zajmę się samą wartością artystyczną prezentowanego wydawnictwa, moim zdaniem wysoką i satysfakcjonującą, konieczne trzeba poświęcić uwagę warstwie edytorskiej. Ponownie mamy do czynienia z albumem zawierającym dwa kompakty. Wątpliwości co do podobnego rozwiązania wyrażałem już wcześniej, ale o ile wtedy ostatnie Symfonie obu mistrzów raczej nie mogłyby się zmieścić na jednym krążku – to zaczyna się zmieniać, Płytomaniak zajmie się na przykład rejestracją Orfeusza i Eurydyki w edycji jednopłytowej, trwającej 88 minut – to niniejszy przypadek trudno już zrozumieć z powodów praktycznych, jako że spokojnie można by było zawrzeć Trzecią Brahmsa (39’) i Ósmą Dvořáka (37’) na pojedynczym kompakcie. Od biedy mogę zrozumieć decyzję producentów i wydawców nagrania, by zachować pierwotny układ przedsięwzięcia, każący poszczególny dysk poświęcać jednemu kompozytorowi i jego dziełu, ale jest to moim zdaniem bardzo kontrowersyjne, ponieważ pozostawia ponad połowę czasu niewykorzystaną. Każdy z nabywców będzie musiał sobie odpowiedzieć sam na pytanie, czy coś takiego go zadowala i czy na pewno jest warte ceny zakupionego produktu. Na jego korzyść za to przemawia staranna edycja – bardzo dobrze opracowana książeczka, która w języku niemieckim, angielskim oraz francuskim przypomina i szczegółowo omawia więzy łączące obu kompozytorów oraz historię ich relacji, włącznie ze zwięzłym kalendarium życia i twórczości. Jej częścią jest także ciekawa i dość długa rozmowa Wolfganga Sandnera z dyrygentem, podejmująca interesujące wątki o sposobach interpretacji, tradycji wykonawczej oraz samym repertuarze, Dla szczególnie dociekliwych odbiorców może to być sposobem na pełniejsze poznanie intencji wykonawców i ich lepsze zrozumienie.

Niektórzy krytycy oceniający poniższe nagrania chwalą za wykonanie jednego dzieła, zaś mniej entuzjazmu kierują w stronę drugiego – w zależności od własnych preferencji. Przyznam się, że niewiele znalazłem elementów interpretacji, wobec których mógłbym skierować jakiekolwiek uwagi krytyczne. Całość przedsięwzięcia ponownie wzbudziła u mnie duże uznanie przede wszystkim za sprawą odpowiedzialnego, rozważnego podejścia dyrygenta do popularnych Symfonii. W Trzeciej Brahmsa dobiera spokojne, wyważone, ale trafne tempa, pozwalające nie tylko na przebrnięcie przez piekielnie trudną pod względem rytmicznym część pierwszą, ale również pokazanie szczegółów może niezbyt efektownej, ale celowej instrumentacji pozostałych ogniw oraz walorów występu Symfoników z Bambergu. Pomaga w tym zdecydowanie wspaniała jakość dźwięku – czystego, bliskiego, wyraźnego, bardzo dobrze zbalansowanego, pokazującego w pełnej krasie najlepsze strony poszczególnych sekcji instrumentalnych orkiestry i brzmieniowego piękna. Kultura gry niemieckiego zespołu wywiera jak najlepsze wrażenie. Jakub Hrůša nie sili się ani na wykonawcze szaleństwa, ani na dążenie do pokazania siebie i swojego sposobu interpretacji za każdą cenę, stawia raczej na staranne odczytanie zapisu partytury. Pod jego batutą Trzecia cechuje się idealną formalną dyscypliną, znakomitą konstrukcją, wpisującą się w ściśle określone zamierzenia kompozytora, ale także elegancją i szlachetnością z jednej strony oraz siłą wyrazu z drugiej.

W przypadku popularnej VIII Symfonii Dvořáka mamy do czynienia z rejestracją koncertu na żywo (poprzedniczka była produkcją studyjną), mającego miejsce w Sali im. Josepha Keilbertha, artysty niezwykle zasłużonego dla Bamberskich Symfoników, lecz jakość dźwięku nadal utrzymuje się na bardzo wysokim poziomie. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że op. 88 autora Rusałki jest nie tylko punktem popisowym dla każdej renomowanej orkiestry – a za taką należy uznać tą występującą pod batutą młodego artysty, czego dowodzą liczne nagrania w wytwórni Tudor, np. wspaniały komplet dzieł Gustawa Mahlera pod dyrekcją byłego szefa, Jonathana Notta, ale przede wszystkim za żelazny repertuar każdego pochodzącego z Czech kapelmistrza. Znamy przecież dziesiątki kreacji tamtejszych mistrzów batuty, z najsłynniejszymi dyrygentami na czele, by wspomnieć chociażby Rafaela Kubelíka, Karla Ančerla (niedługo Płytomaniak zajmie się jednym z jego nagrań, ale nie w muzyce Dvořáka) czy Václava Neumanna. Nawet na tle tak renomowanej konkurencji prezentowane wykonanie broni się i pokazuje nowe elementy interpretacji: fantazję wykonawczą, większą swobodę, zaplanowaną również przez samego kompozytora, będącego w chwili tworzenia Ósmej na szczycie sił twórczych, piękne frazowanie, szlachetność brzmienia, bogactwo instrumentacji, a także niewątpliwy temperament zarówno dyrygenta, jak i muzyków z orkiestry. Pomimo tego Jakub Hrůša starannie kontroluje przebieg narracji, dbając o bardzo dobre tempa, proporcje między poszczególnymi grupami instrumentów i odpowiednią ekspresję. Nie daje się porwać szaleństwu, cokolwiek by to nie znaczyło. Do Symfonii G-dur przylgnął przydomek Angielska, w moim przekonaniu niezbyt zrozumiały, za to nie ulega wątpliwości, że jest to dzieło – arcydzieło – kompozytora czeskiego. Słowiański duch, naturalność i elementy inspirowane muzyką ludową (wyrazista rytmika) są w nim ewidentne, by wspomnieć choćby o spektakularnym finale, rozpoczętym fanfarą trąbek. W tradycji naszych południowych sąsiadów nie jest to jednak sygnał do boju, lecz...do tańca i zabawy.

Odniosłem bardzo dobre wrażenie podczas słuchania prezentowanego albumu, nie tylko za sprawą mistrzostwa samego repertuaru, należącego do arcydzieł europejskiej muzyki końca XIX wieku, ale także niezmiennie wysokiego poziomu gry Symfoników Bamberskich pod dyrekcją swojego czeskiego głównego dyrygenta i jego talentu interpretacyjnego. Być może inni krytycy czy melomani nie podzielą moich odczuć, ale nie mam niczego do zarzucenia zarówno w zakresie samego wykonania, jak i koncepcji, nie mówiąc już o bardzo dobrej realizacji dźwięku całości. Mnóstwo istniejących na rynku propozycji dostarczają sceptykom i krytykom powątpiewającym w wysoką wartość omawianego przedsięwzięcia argumentów za swoimi dotychczasowymi faworytami, ale ja jestem przekonany, że an współczesnym rynku płytowym znajdzie się jeszcze miejsce również na omawianą produkcję: inteligentną, wysmakowaną, elegancką, przekonującą. Mam nadzieję na kontynuację projektu z utworami Johannesa Brahmsa i Antonína Dvořáka – wysłucham go z przyjemnością.


Paweł Chmielowski

 

Johannes Brahms – Symfonia nr 3 F-dur op. 90 • Antonín Dvořák – Symfonia nr 8 G-dur op. 88

Bamberger Symphoniker • Jakub Hrůša, dyrygent

Tudor 1743 • w. 2019, n. 2018 • 2 SACD, 75’56” ●●●●●○


Autor bloga dziękuje wytwórni Tudor i panu Wladkowi Głowaczowi za nadesłanie albumu do recenzji.

Płytomaniak.blogspot would like to thank Tudor and Mr. Wladek Glowacz for sending the album and making this review possible.


Komentarze

Popularne posty