Libertà! - operowy majstersztyk z Harmonii Mundi.
„Zawsze
marzył o swobodnym tworzeniu idącym za wewnętrznym głosem bez
oglądania się na odbiorcę. Jego wzorce sublimacji były swoiste.
Gdy komponował operę, a więc postępował tylko za wymogami
libretta, które zresztą wybierał nader troskliwie i w zgodzie ze
swoimi potrzebami, tekst najwyraźniej wyzwalał fantazję z
wszelkich ograniczeń, ona zaś płynęła spontanicznie i
przewyższała słowa magią muzyki. Nie zawsze tak było w przypadku
innych kompozycji” (Nobert Elias – Mozart. Portret geniusza.
Wydawnictwo W.A.B. 2006).
Przytoczenie
owego cytatu wydało mi się bardzo na miejscu w kontekście
omówienia albumu, który swoją uwagę kieruję na ciekawy okres w
twórczości scenicznej Wolfganga Amadeusza Mozarta, okres między
ukończeniem i wystawieniem Uprowadzenia z Seraju a
stworzeniem pierwszego z trzech arcydzieł do libretta Lorenza da
Ponte – Wesela Figara. Etap wypełniony poszukiwaniami
kolejnego ciekawego tekstu nadającego się do zilustrowania, próbami
nie zawsze doprowadzonymi do końca, o czym świadczą również
zaprezentowane na tym albumie wyjątki z jego mniej znanych dzieł.
Szefujący formacji Pygmalion Raphaël
Pichon, młody francuski kapelmistrz współpracujący z wytwórnią
Harmonia Mundi przy różnych ciekawych pod względem repertuarowym
projektach nagraniowych, wykorzystał owe pozostające zwykle na
uboczu zainteresowania współczesnych wykonawców ustępy z
niedokończonych oper, wybrane arie koncertowe i szkice kompozytora
na głos solowy i orkiestrę, a także fragmenty z utworów innych,
współczesnych Mozartowi kompozytorów, tworząc w ten sposób
swoisty muzyczny kolaż. Ów zestawiony przez siebie, lecz oparty na
różnych opracowaniach „wesoły dramat” (dramma giocoso)
składa się z trzech scen. Każda z nich odnosi się w dość
ewidentny sposób do tryptyku powstałego przy współpracy z ww.
włoskim librecistą. Szalony dzień rozgrywa się na
zamku hrabiego, na którym szykuje się do ślubu para służących,
Rozpustnik ukarany przenosi nas dokądś do Hiszpanii,
opisując miłosne perypetie uwodziciela i jego ofiar, zaś w Szkole
kochanków stary, cyniczny filozof proponuje dwóm młodym
żołnierzom próbę na wierność ich wybranek. Czym się to
wszystko skończyło – wiemy doskonale z genialnego libretta i
muzyki Wesela Figara, Don Giovanniego oraz Così
fan tutte. Omawiane przedsięwzięcie można potraktować z
pewnym przymrużeniem oka, jako niezwykle interesujące wprowadzenie do owych arcydzieł, lecz zrealizowane przy użyciu
innej materii i odrębnego tekstowego podłoża, lecz w efekcie
końcowym zdecydowanie udane i przekonujące.
W
treść i charakter pierwszej sceny wprowadzają nas trzy wyjątki z
niedokończonej opery, noszącej znamienny w kontekście
nawiązań do wiadomego dzieła tytuł: Zawiedziony małżonek
(La sposo deluso
KV 430).
Bardzo dobrym początkiem jest efektowna, pełna humoru uwertura,
której nie brak również pięknego melodycznie i wzruszającego
środkowego epizodu. Prowadzi attaca do kwartetu Ah! Che ridere!,
przeznaczonego na tenora, basa i dwa soprany. Produkcja pod względem
wokalnym jest naprawdę satysfakcjonująca (liczy się przecież
pierwsze wrażenie): głosy brzmią wyśmienicie, muzyka toczy się
wartko, z humorem, umiejętnie wprowadzając słuchacza
zaznajomionego z komentarzem książeczki i fragmentami libretta w
intrygę rodem z komedii dell’arte, a
jednocześnie w doskonały nastrój.
Potwierdza to również
niedługa solowa aria, wykonywana przez 34-letniego amerykańskiego
barytona, Johna Chesta, wpisującego się ładną barwą i dobrym
warsztatem w styl muzyki klasyka. Aż chciałoby się go usłyszeć w
którejś z ról w Weselu
lub w Così… Warto
się też przysłuchać akompaniamentowi orkiestry z partią
fortepiano. Następnie
przechodzimy do fragmenty Cyrulika sewilskiego,
ale nie powszechnie znanego genialnego dzieła Gioacchina Rossiniego,
ale napisanego wcześniej przez Giovanniego Paisiella. Niedługą,
ale uroczą arię Saper bramante
wykonuje młody Holender Linard Vrielink w sposób, który się
spodoba miłośnikom dobrego śpiewu. Jego przyjemny, ładny tenor na
tle subtelnego akompaniamentu orkiestrowego ze znaczącym udziałem
mandoliny, potwierdza opinię (Piotr Kamiński - 1000 i jedna opera. PWM) o stylu kompozytora, „spowijającego głos w
miłą barwę i ujmujący nastrój”.
Następnie doskonałą okazję do popisu technicznego i
interpretacyjnego znajduje w długiej i znanej arii koncertowej Bella
mia fiammia, adio KV 528
sopranistka Siobhan Stagg. Owa kompozycja cieszy się dużym
zainteresowaniem śpiewaczek, również u nas (wspomnieć
można na przykład nagranie
Olgi Pasiecznik z Wrocławską Orkiestrą Barokową sprzed lat).
32-latka z Australii wypada bardzo dobrze zarówno w dość
rozbudowanym recytatywie, jak i we właściwej części śpiewanej,
łącząc biegłość techniczną, siłę wyrazu i zaangażowanie
zawarte w swoim bardzo ładnym, sprawnym wokalnym
instrumencie. Słucha się
jej z przyjemnością. Bierze udział także w kolejnej pozycji
programu, niedługim kanonie Caro
bell’idol mio KV 562,
który jest we większym fragmencie wykonywany najpierw przez trzy
głosy żeńskie, dopiero
mniej więcej w połowie dołączają
do przepięknie brzmiącego tercetu instrumenty dęte, prowadząc nas
bez pauzy do energicznej arii basowej Ogni momento diconle
donne, jednego z kilku
zamieszczonych tu fragmentów opery Gęś z Kairu
KV 422. Wykonujący ją Argentyńczyk Nahuel di Pierro, jest
nadzwyczaj przekonujący,
tak bardzo, że aż
się ma wrażenie słuchania La
vendetta z Figara.
Chwilę uspokojenia przynosi cudowanie brzmiąca, niedługa
canzonetta Ridente la
calma KV 152. Zasługą
34-letniej Francuzki Sabine
Devieilhe jest interpretacja pełna uczucia, spokoju, wyśmienicie
pasująca do przepięknej linii melodycznej z
klarnetem w roli głównej w partii orkiestry. Pełen słodyczy głos
artystki może naprawdę wzruszyć. Nie inaczej jest też w duecie
Siobhan Stagg i Linarda Vrielinka Spiegarti non poss’io
z III aktu Idomenea.
Pierwszą scenę wyimaginowanego wesołego dramatu kończy tercet Se
lontan, ben mio, tu sei KV 438.
Jest niedługi, ale bardzo liryczny, nastrojowy, trochę
melancholijny, ale zachwyca piękną melodyką, subtelnym
towarzyszeniem instrumentów i zestrojeniem głosów.
Druga
scena zaczyna się mocnym akcentem – uwerturą do Thamosa,
Króla Egiptu
(KV 345). Dramatyczna w
wyrazie, otwarta głośnymi, posępnymi akordami, pełna pasji i
wzburzenia, ale również elegancji, jest muzycznym odbiciem
gwałtownych kontrastów i uczuciowości znanej miłośnikom
twórczości Józefa Haydna i okresu „Burzy i naporu (Sturm und
Drang)”. Podobnie zresztą jak w czysto instrumentalnym wstępie do
pierwszej, jak i trzeciej sceny wyimaginowanego dramatu, bardzo
dobrze spisuje się w niej grająca oczywiście na historycznych
instrumentach formacja Pygmalion. Wyraźnie zaznacza swoją
obecność grupa instrumentów dętych blaszanych, dodając muzyce
ekspresji. Znacznym kontrastem wyrazowym jest następujący po nim,
radosny, pogodny i efektowny sekstet z I aktu opery Una
cosa rara „Mozarta z
Walencji”- hiszpańskiego kompozytora Vincente Martína
y Solera (1754-1806). Poważny
nastrój i mollowa tonacja powracają w szeroko zakrojonym,
dramatycznym recytatywie i takiej arii Così
dunque tradisci...Aspri
rimorsi atroci KV 432 autorstwa
tym razem samego Wolfganga Amadeusza. W roli głównej po raz drugi
Nahuel di Pierro, imponujący bardzo dobrze brzmiącym, pełnym
autorytetu basem, sprawdzającym się w muzyce o dużym ładunku
emocjonalnym, w czym pomaga mu dynamizm partii orkiestry, jej akcenty
i dopowiadające opowieść śpiewaka odzywki instrumentów.
Zarówno solista, jak i orkiestra pod energiczną dyrekcją Raphaëla
Pichona w samym zakończeniu owej drugiej sceny kierują myśli
odbiorcy w stronę słynnego cmentarnego fragmentu Don
Giovanniego i arii Komandora.
Mroczna, porywająca aria Ne
pulvis et cinis, w której
udział bierze również chór, jak również niedługi antrakt są
niezwykle
sugestywnymi fragmentami Thamosa, Króla Egiptu,
spinającymi niczym klamra środkową część nagrania. Wyjątkową
aurą cechuje się również czterogłosowy kanon Nascoso è
il mio sol KV 557, wykonany w
tonie rzewnej skargi, lecz przepięknie brzmiącej, przy wsparciu
smutnego brzmienia klarnetu i innych instrumentów dętych. Aria
Vado, ma dove KV 583
należy do niższego głosu kobiecego – i to jakiego! 34-letnia
Włoszka Serena Malfi obdarzona jest wyrazistym mezzosopranem. Jest w
swojej produkcji bardzo zaangażowana i przekonująca, a jej występ
mnie osobiście zachwyca, podobnie jak sama kompozycja, będąca
jednym z bardzo wielu Mozartowskich wokalnych klejnotów. Znaczne wymagania
postawił autor w Per pietà,
non ricercate KV 420 tenorowi.
Linard Vrielink obdarzony jest bardzo ładnym, jasnym, mocnym głosem,
doskonale wpisującym się w styl prezentowanej muzyki. Śpiewa
z przejęciem i energią, zaś blask
zarówno partii wokalnej, jak
i wyrazistego
udziału orkiestry udziela
się odbiorcy. Warto zwrócić baczną uwagę na tego artystę.
Sabine Devieilhe z
kolei również błyszczy w arii No, che non sei
capace KV 419,
rozpoczętej imponująco z kotłami i trąbkami, co nadaje utworowi
wyjątkowy odświętny i efektowny charakter, wspartej przez
wokalistykę najwyższej próby. Francuska artystka może się w niej
popisać jakością swojej koloratury i słychać, że kompozytor
pisał ją dla śpiewaczki mogącej sprostać naprawdę dużym
wyzwaniom natury technicznej. Bardzo udany i porywający jest ustęp
z Gęsi z Kairu,
sekstet Corpo di Satanasso!,
będący finałem I aktu niedokończonej opery. Przeznaczony jest na
sześciu solistów oraz chór. Mógłby też stanowić fenomenalne
zwieńczenie drugiej sceny naszego "wesołego dramatu",
gdyby nie fakt, że ów tworzą przejmujące, dramatyczne w
wyrazie fragmenty Thamosa,
wspomniane powyżej.
Początek
trzeciej, ostatniej części nagrania stanowi uroczy wstęp do
Dyrektora
teatru
KV 486. Pygmalion pod dyrekcją Pichona ujmuje brawurą i radością
gry w wirtuozowskiej, rozpędzonej Uwerturze.
Przypomina mi analogiczny w wyrazie fragment ukochanego przeze mnie
Così
fan tutte.
Następuje
po niej niemiecka aria Männer
suchen stets zu
naschen
KV 433. Dobrze sobie radzi w wyzwaniami językowymi (dobra
dykcja!)
oraz interpretacyjnymi Nahuel di Pierro; w jego produkcji słychać
zdecydowanie, rys figlarności i dobrego humoru. Podobnie
optymistyczna, lecz bardziej liryczna w charakterze,a
przy tym piękna i uczuciowa,
jest śpiewana przez Johna Chesta Io
ti
lascio, oh cara addio
KV Anh.245. Równie zaangażowana emocjonalnie
jest
ostatnia solowa aria Da schlägt
die Abschiedsstunde z
Dyrektora,
za którą artystyczną odpowiedzialność przejęła fantastyczna
Sabine
Devieilhe, potwierdzając
własne imponujące warunki głosowe i umiejętności. Kolejne dwa "numery"
to wyjątki z twórczości scenicznej Antonia Salieriego (Szkoła
zazdrośników),
z których szczególnie zapada w pamięć pogodny, żartobliwy sekstet
Son le
donne sopraffine
w wykonaniu wszystkich uczestniczących w nagraniu śpiewaków.
Prowadzi nas attaca do dwóch ostatnich kompozycji Wolfganga
Amadeusza Mozarta: tercetu z Zawiedzionego
małżonka
oraz kwartetu Più
non si trovano
KV 549, stanowiącego dla odbiorcy pewne, być może nawet dość
duże, zaskoczenie. Nie jest to szczególnie błyskotliwe i głośne
zakończenie zestawionej na nagraniu "opery"- ma spokojny,
liryczny, refleksyjny charakter. Wspaniale w niej prezentują się głosy Sabine
Devieilhe, Sereny Malfi, Linarda Vrielinka i Johna Chesta.
Dużo
by można było napisać o całym przedsięwzięciu, idei mu
przyświecającej, analizować sensowność i znaczenie
wykorzystanego materiału muzycznego i literackiego,
a także rozbierać na czynniki pierwsze poszczególne elementy tak
ułożonej całości i pojedyncze kreacje wokalne. Projekt Libertà
bardzo mi przypadł do gustu. Jest gruntownie przemyślany i
perfekcyjnie, a przy tym konsekwentnie, od początku do końca,
zrealizowany pod względem artystycznym oraz technicznym (dobry
dźwięk produkcji). Formacja Pygmalion i jej kierownik, Raphaël
Pichon mogą być z siebie naprawdę dumni, podobnie jak zaproszone
międzynarodowe grono wokalistów młodszego pokolenia. Brzmią
znakomicie i przekonująco w każdej pozycji programu albumu. Każdy z nich zasługuje na słowa
uznania i zachwytu. Czego więcej trzeba do szczęścia miłośnikowi
pięknego śpiewu i klasycznej opery?
Jedno
jest pewne przynajmniej w moim przypadku: dzięki albumowi Harmonii
Mundi można jeszcze bardziej pokochać twórczość Wolfganga
Amadeusza Mozarta.
Paweł
Chmielowski
Libertà!
Mozart et l'opera.
Mozart et l'opera.
Wolfgang
Amadeusz Mozart • Giovanni Paisiello • Vincente Martín y Soler •
Antonio Salieri – arie koncertowe i fragmenty z oper
Sabine
Devieilhe, Siobhan Stagg. sopran; Serena Malfi, mezzosopran; Linard
Vrielink, tenor; John Chest, baryton; Nahuel di Pierro, bas •
Pygmalion •
Raphaël
Pichon, dyrygent
Harmonia
Mundi HMM 902638.39 • w. 2019, n. 2019 • 2 CD, 104’58” ●●●●●●
Autor
bloga serdecznie
dziękuje
firmie Pias,
dystrybutorowi wytwórni Harmonia Mundi i panu Tony’emu
Duckworthowi
za nadesłanie albumu w
formie plików do
recenzji.
Płytomaniak.blogspot
would like to thank Pias
Poland & Eastern Europe
and
Mr.
Tony
Duckworth
for sending the album and making this review possible.
Komentarze
Prześlij komentarz