Händel bardzo osobisty - arie nie tylko z oper śpiewa Simone Kermes.
Omawiana
płyta ma dla artystki, Simone Kermes, wymiar osobisty. Poprzez nią
składa ona hołd – niezwykle intymny – Georgowi Friedrichowi
Händlowi, twórcy, któremu, jak stara się nas przekonać, bardzo
wiele zawdzięcza. Wskazuje przy tym na swoje związki z nim, czyli
zbieżne punkty na własnej linii życia i historii kompozytora, jak
też momenty, gdy jego muzyka jej towarzyszyła, pomagała, sprawiła
że znalazła się w punkcie, w którym znajduje się teraz. Tekst
zamieszczony w książeczce stanowi nie tylko wzruszającą
deklarację lojalności, ale jest, per se, wyznaniem miłosnym.
Takie są też zaprezentowane wykonania.
Jaka
jest więc miłość Simone Kermes? Łagodna, pełna ciepła,
wrażliwa, nieco sentymentalna. Artystka urzeka swym pięknym,
jasnym, delikatnym sopranem, momentami zabarwionym słodkim kremem
(odrobinę, ale tylko odrobinę jak Philippe Jaroussky). Szczególnie
wzruszająco wypadają w jej wykonaniu arie i ustępy powolne. Mam tu
na myśli przede wszystkim cztery numery. Pierwszą jest cudowna
Piangerò z Juliusza Cezara zaśpiewana z krystaliczną
wręcz czystością i niewinnością. Dalej, pełne zadumy i
przejmujące Ah! spietato! z Amadigi di Gaula oraz Se’l
mio duol non è si forte z Rodelindy. I wreszcie,
prawdziwy majstersztyk: wybrana na zamknięcie recitalu Lascia
ch’io pianga z Rinalda: wykonana arcysubtelnie, w
nadzwyczajnym skupieniu, pełnym oddaniu artystki, z cudownymi piano
i niuansami dynamicznymi. A do tego jeszcze kapitalna, stylowa
improwizacja skrzypiec w finale, cudo! W każdej z piętnastu
zaprezentowanych na płycie arii można by odnaleźć coś
interesującego. Są jednak fragmenty, na które moglibyśmy też
ponarzekać. Słabiej wypadają bowiem ustępy utrzymane w szybszych
tempach, z drobniejszymi wartościami nutowymi. W takich przebiegach
w śpiewie czasem brakuje biegłości, koloratury są niepewne,
słychać pewien wysiłek, przez który najbardziej cierpi piękno
głosu. Nie wszystko brzmi też czysto. Zastrzeżenia te tyczą się
przede wszystkim arii Disserratevi, o porte d’Averno z
oratorium Zmartwychwstanie oraz Scherza in mar la navicella
z Lotaria. W przypadku innych utworów mankamenty te jednak
bądź nie zaznaczają się wcale, bądź też są ledwie znaczące.
Poza tym – muzyka Händla zawsze brzmi pięknie!
Zespół
towarzyszący Simone Kermes, to założona przez nią przed dwoma
laty orkiestra muzyki dawnej Amici Veneziani. Muzycy grają
porządnie, w dobrym, barokowym stylu. W szybszych przebiegach
zespołowi brak jednak odpowiedniej mocy i ognia. Dla porównania,
posłuchajmy środkowej części Piangerò najpierw w
wykonaniu „Weneckich Przyjaciół”, a następnie Les Arts
Florissants pod batutą Williama Christiego z cudownego albumu
händlowskiego boskiej Danielle De Niese. Ale początkowe Furie
terribili! z Rinalda z „efektami specjalnymi” robią
wrażenie.
Najnowsza
płyta Simone Kermes została standardowo ładnie wydana z
ilustrowaną książeczką i zamieszczonymi tekstami wykonywanych
arii. Szczęśliwie, nie ma tu kiczu, sukien i pstrokatych barw
znanych z innych albumów artystki. A pewna naiwność przebijająca
z listu Simone do Georga Friedricha jest nawet urocza…
Łukasz
Kaczmarek
Georg
Friedrich Händel
Mio
caro Händel
Arie
z oper
Simone
Kermes, sopran • Amici
Veneziani • Boris Begelman,
koncertmistrz
Sony
Classical 19075861772 • w.
2018, n.2018 • 79’47”
●●●●○○
Autor
bloga dziękuje firmie Sony Music Entertainment Poland i panu Adamowi
Zarzyckiemu za
nadesłanie albumu do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz