Przegląd nagrań Tonkünstler-Orchester (5) - "hity" rosyjskiej symfoniki.
Tę płytę powinienem w zasadzie opublikować już po Nowym Roku, w okresie karnawału, bowiem wprowadza słuchacza w iście szampański nastrój, ale wbrew pozorom nie za sprawą polek i walców rodem z Wiednia, lecz prawdziwymi hitami, jeśli można to tak nazwać, rosyjskiej symfoniki. Dawno jej u Płytomaniaka nie było, dlatego nie mogłem odmówić sobie niewątpliwej przyjemności zarekomendowania kolejnego nagrania Tonkünstler-Orchester, której jeden z poprzednio omawianych przeze mnie albumów, wypełniony w całości dziełami Modesta Musorgskiego, również wywarł na mnie jak najlepsze wrażenie; widocznie austriacka formacja ma szczęście do twórców ze Wschodu. Oczywiście, Płytomaniak nie uczestniczył ani nie uczestniczy w ich bojkocie, w odróżnieniu od wielu polskich instytucji muzycznych, a dodatkową atrakcją prezentowanego przedsięwzięcia jest wart odnotowania dyrygencki debiut młodego artysty, urodzonego w roku 1995 w Wiedniu w rodzinie armeńsko-austriackiej, Emmanuela Tjeknavoriana. W momencie rejestracji niniejszego albumu miał zaledwie 25 lat, ale cóż to jest za debiut! Do tej pory sprawdzał się też znakomicie jako skrzypek, mający na koncie liczne koncerty i nagrania z wielkim repertuarem, by wspomnieć chociażby o dwóch arcydziełach wiolinistycznej literatury okresu romantyzmu, czyli Koncertach Johannesa Brahmsa i Jeana Sibeliusa, ale od jakiegoś czas pochłania go sztuka dyrygowania – realizacja dziecięcego marzenia, które w końcu spełnił. Ze znakomitym skutkiem!
W tym miejscu pozwolę sobie na małą dygresję o innych „gwiazdach” batuty najmłodszego pokolenia, bardzo promowanych przez największe wytwórnie w sposób przypominający istny obłęd, co sprawia, że niektórzy z nich już niedługo będą szefować jednocześnie trzem znanym zespołom po obu stronach oceanu, czego do tej pory muzyczny świat chyba nie widział. Oglądanie fragmentów próby, prowadzonej przez najbardziej obecnie rozchwytywanego i udzielającego się wszędzie artysty, którą stanowiło Bolero Maurycego Ravela, było dla mnie doświadczeniem wprost traumatycznym...Inni, w równie młodym lub zbliżonym wieku, obejmują stanowiska w uznanych niemieckich filharmonicznych instytucjach, przy czym nie wiadomo nawet dlaczego, bo o ich znaczących kapelmistrzowskich osiągnięciach jakoś niespecjalnie słychać, ale z drugiej strony posucha w świecie dyrygentury jest tak duża, że nawet szacowne podmioty ulegają obłędowi promowania medialnie dobrze się prezentujących kapelmistrzów i zatrudniania ich na eksponowane stanowiska, na które powinni awansować po dekadach działalności i „wspinania się” na kolejne szczeble kariery. Zorientowani w temacie melomani mogą się domyśleć, kogo mam na myśli, ale w przypadku niniejszego albumu jestem święcie przekonany, że los gwiazdy jednego czy drugiego sezonu jego bohaterowi absolutnie nie grozi. Z wielką sympatią oraz uwagą zamierzam śledzić dalsze losy Emmanuela Tjeknavoriana, bowiem w pełni przekonał mnie swoim debiutanckim albumem jako dyrygent, a wcześniej wywarł także bardzo dobre wrażenie jako solista na płytach wytwórni Berlin Classics. Talent niewątpliwy, osobowość również, młody artysta wie, czego chce, spełnia marzenia, wydaje się mieć dobrze poukładane w głowie, do której woda sodowa nie powinna raczej uderzyć, a wszystko to dobrze wróży na przyszłość.
Program albumu, będącego produkcją studyjną, poświęcony jest w całości muzyce rosyjskiej. Zawiera bardzo popularne, dobrze znane utworu, kochane przez publiczność i choć może ich dobór może wydawać się mało twórczym, to jednak fakt sięgnięcia po owe przeboje filharmonicznych sal wystawia dobre świadectwo młodemu artyście, ponieważ jest to repertuar w jakimś stopniu dla niego „bezpieczny”, a jednocześnie atrakcyjny i mogący zainteresować szerokie rzesze melomanów. Nie oznacza to jednak, że mamy do czynienia z dziełami łatwymi w sensie technicznym i interpretacyjnym, bo tylko ignorant, niezdający sobie sprawy chociażby z problemów smyczkowania i artykulacji w słynnej uwerturze do Rusłana i Ludmiły Michaiła Glinki mógłby twierdzić coś podobnego. Album zaczyna się tym właśnie mocnym, efektownym akcentem i od pierwszych dźwięków utwór oszałamia słuchacza wirem muzycznych zdarzeń, porywa energią i blaskiem orkiestrowego brzmienia. Podany jest w bardzo szybkim tempie, jak na mój gust troszkę zbyt szybkim, ale doskonała dyspozycja zespołu i precyzja ich gry sprawiają, że nigdzie nie zdarzają się nieprzyjemne „niespodzianki”, a Uwertura od pierwszego do ostatniego taktu skrzy się temperamentem, radością gry i stanowi udany, błyskotliwy początek nagrania. Jego koniec z kolei należy do równie spektakularnej pozycji, bardziej rozbudowanej czasowo, ale także cieszącej się ogromna popularnością wśród publiczności i dającym orkiestrze pole do popisu. Tańce połowieckie z Kniazia Igora, tutaj prezentowane bez chóru, brzmią wyśmienicie. Świetnie dobrane tempa, płynne przechodzenie z jednego wątku do drugiego, umiejętne posługiwanie się instrumentami w kontekście eksponowania głosów solowych czy też całych grup, dbanie o należyty balans pomiędzy nimi, a przede wszystkim unikanie "zwykłego" popisywania się graniem szybko i głośno, wystawiają orkiestrze i młodemu dyrygentowi jak najlepsze świadectwo. Mnie Tańce Aleksandra Borodina w tym wykonaniu zachwyciły, bo do doskonale znanej, efektownej i niezwykle powabnej, orientalnej treści, czyli olśniewającej szaty zewnętrznej, udało się „przemycić” interpretację sięgającą głębiej, przemyślaną, opartą na ważnych komponentach wykonania dzieła muzycznego, świadczącą o kulturze gry zespołu i pomysłowości kapelmistrza. Jest tu ciepło brzmienia, wielość detali, przejrzystość faktury, logiczna narracja, nie tylko pożądana przez słuchaczy na koncertach „czysta” wirtuozeria. Przyniosło to znakomity efekt końcowy, spajając niczym błyskotliwa klamra nagranie Tonkünstler-Orchester.
Pomiędzy nimi znalazło się miejsce dla kompozycji znacznie większych rozmiarów i o utrwalonej pozycji w repertuarze – Szeherezada op. 35 Mikołaja Rimskiego-Korsakowa. To właśnie pragnienie poprowadzenia tej imponującej czteroczęściowej suity towarzyszyło Emmanuelowi Tjeknavorianowi od piątego roku życia, co mu się udało w dwie dekady później. W nagraniu słuchać miłość artysty do ukochanej kompozycji, jej dogłębne zrozumienie, a przede wszystkim znakomite zrealizowanie zapisów potężnej, rozpisanej na dużą orkiestrę symfoniczną, partytury. Jest wiele rzeczy, które wywarły na mnie jak najlepsze wrażenie. Mądry stosunek do tempa: młody mistrz batuty nie stawia na pośpiech i błyskotliwość za wszelką cenę, co oczywiście wychodzi arcydziełu Rosjanina na dobre, a wręcz przeciwnie: stosuje zasadę złotego środka. Pozwala muzyce na oddech, na ujawienie licznych detali fascynującej instrumentacji. Całość przekracza 45 minut, ale w żadnym razie nie można mówić o jakiejś szczególnie spowolnionej interpretacji: jest w niej dobrze pojęty umiar, który świadczy o dobrym smaku i nigdy nie narusza typowych właściwości poszczególnych czterech części Suity. Nie ma absolutnie mowy o jakiejkolwiek nudzie, ciężkości czy powierzchowności, które w mniej udanych, mniej przekonujących interpretacjach grożą tej muzyce. To jest właśnie powód, dlaczego osobiście stosunkowo rzadko obcuję jako kolekcjoner płyt ze Szeherezadą – stosunkowo niewiele jest bowiem tak udanych i przemyślanych kreacji, które w pełni oddają walory samego utworu, a jednocześnie potrafią mnie zaintrygować od pierwszej do ostatniej nuty. W przypadku niniejszego albumu jestem pewien, że będzie często gościł w moim odtwarzaczu. Narracja poprowadzona jest wspaniale, poszczególne opowieści mienią się nastrojami, barwami i emocjami, zaś muzycy z orkiestry mogą popisać się kunsztem technicznym i wrażliwością. Oczywiście, nie sposób przeoczyć ważnej partii skrzypiec w wykonaniu koncertmistrza Kiryła Maksymowa, ale na uwagę zasługują również inne partie solowe, jak chociażby przepięknie brzmiącego oboju czy fagotu. Poszczególne sekcje orkiestry ujmują dobrym balansem, jedna nie zagłusza drugiej, zaś jako całość prezentują się fantastycznie, co wynika nie tylko z niewątpliwego potencjału grających, ale też cyzelowaniu szczegółów z zapisu nutowego i ogromu pracy, jaki zostało w to włożony. Pomimo tego, kompozycja trafia od razu do serca odbiorcy, oszałamia dźwiękowym pięknem, śpiewnością melodii, naturalnością, ogromem barw i brzmień, a także wirtuozerią, rytmiczną precyzją i szeroką paletą dynamiki. Słychać to wszystko dzięki naprawdę bardzo dobrej jakości technicznej nagrania, co sprawia, że akt dyrygencki Emmanuela Tjeknavoriana naprawdę imponuje w kontekście młodego wieku artysty i licznej fonograficznej konkurencji. Ośmielam się twierdzić, że mamy tutaj do czynienia z jedną z najpiękniejszych, najbardziej ujmujących wersji płytowych Szeherezady Mikołaja Rimskiego-Korsakowa ostatnich lat.
Wspaniale wykonany program, rosyjska symfonika w najbardziej popularnym i przystępnym wydaniu, znakomity dźwięk, a do tego jak zawsze profesjonalna i estetyczna warstwa edytorska z bogatym w informacje komentarzem tekstowym oraz kolorowymi zdjęciami orkiestry i dyrygenta, czynią z albumu Tonkünstler-Orchester pozycję w pełni przekonującą, udaną pod każdym względem i bardzo atrakcyjną w odbiorze, idealną dla melomanów ceniących miły naszemu słowiańskiemu sercu repertuar.
Płytomaniak
Michaił Glinka – Uwertura do opery Rusłan i Ludmiła • Mikołaj Rimski-Korsakow – Szeherezada op. 35 • Aleksander Borodin – Tańce połowieckie z opery Kniaź Igor
Kirył Maksymow, skrzypce • Tonkünstler-Orchester • Emmanuel Tjeknavorian, dyrygent
TON1007 • w. 2021, n. 2020 • CD, 63'51” ●●●●●●
Album w wersji fizycznej został nadesłany do autora bezpośrednio przez wydawcę, Tonkünstler-Orchester. Jej polski dystrybutor nie przyczynił się w żaden sposób do uzyskania materiału do recenzji, ani do opublikowania tejże na stronie.
Komentarze
Prześlij komentarz