Mała orkiestra, wielka muzyka - Klangkollektiv Wien gra arcydzieła Beethovena.

 


To już moje drugie spotkanie z Wiedeńskim Kolektywem Dźwiękowym, że tak pozwolę sobie przełożyć na język polski oryginalną nazwę zespołu, który wywarł na mnie, i nie tylko na mnie, ale na austriackiej krytyce i publiczności, bardzo dobre wrażenie swoim debiutem z Symfoniami Franciszka Schuberta. W międzyczasie formacja kierowana przez francuskiego dyrygenta, Rémy’ego Ballota, nagrała kolejne albumy, eksperymentując ze swoimi możliwościami brzmieniowymi i obsadą oraz eksplorując klasyczny repertuar z arcydziełami symfoniki. Zanim omówię w postaci recenzji ostatni z nich, zawierający utwory Wolfganga Amadeusza Mozarta i Józefa Haydna, z przyjemnością zarekomenduję drugą, świeżą i oryginalną płytową propozycję wiedeńskich muzyków z nieortodoksyjnym podejściem do materii: dwóch genialnych kompozycji Ludwika van Beethovena.

Niniejsza jest zapisem koncertu na żywo, mającego miejsce w marcu 2019 roku, czego dowodem są zamieszczone na końcu wykonań obu dzieł oklaski publiczności, zgromadzonej w stosunkowo niewielkiej Lorey-Saal w wiedeńskiej dzielnicy Penzing. Oklaski moim zdaniem uzasadnione z powodu bardzo dobrego wykonania, wynikającego z owocnej współpracy między dyrygentem a orkiestrą i oryginalnego podejścia do materii. Na czym ono polega? W prezentowanym nagraniu słyszymy wyraźnie „odchudzoną” liczebnie sekcję smyczków, liczącą 21 wykonawców, co nawiązuje do skromnej obsady Eroiki podczas jej premiery w pałacu Lobkowiców w 1804 roku. Partię samych pierwszych skrzypiec realizuje tu zaledwie sześciu muzyków, drugich skrzypiec – pięciu, mamy też cztery altówki i wiolonczele, wsparte dwoma kontrabasami. Dla bardzo tradycyjne usposobionych słuchaczy ów krok może wydawać się wręcz czymś obrazoburczym i wątpliwym dla dotychczasowych przyzwyczajeń w odbiorze, jednakże ja, osobiście, wyczulony na „nowinki” w zakresie interpretacji utworów Ludwika van Beethovena, nie czynię z tego powodu zarzutów pomysłodawcom przedsięwzięcia, tym bardziej, że wykonanie jest, podobnie jak w przypadku wzmiankowanego debiutu z Symfoniami Schuberta, naprawdę na bardzo dobrym poziomie, a przy tym przekonujące od początku do końca.

Zmniejszenie składu orkiestry ma niebagatelne konsekwencje dla dźwiękowego obrazu całości, przede wszystkim zaś dla brzmienia, transparentnego i świeżego, które musi się opierać przede wszystkim na instrumentach dętych. Zasługą muzyków Klangkollektiv Wien jest fantastyczna gra tej sekcji, wysuwającej się teraz na plan pierwszy nie tylko w Eroice, ale również sławnej Uwerturze „Egmont”. Jej pełen wyrazu, poruszający wstęp zachwyca czystością intonacji i potęgą dźwięku waltorni oraz trąbek, jakiego nie powstydziłby się najlepsze składy filharmoniczne nie tylko z Europy. Również drewno spisuje się znakomicie, imponując precyzją gry i ładnym dźwiękiem, radząc sobie świetnie z wymaganiami pełnienia większej niż dotychczas roli. Świetnie dobrane tempa, bardzo dobrze poprowadzona narracja z odpowiednim budowaniem napięcia i jego rozwiązaniem w kulminacjach, a następnie triumf finałowej apoteozy, wywierają jak najlepsze wrażenie, zachwycając przejrzystością brzmienia, zaangażowaniem wykonawców i doskonałą współpracą z Rémym Ballotem.

Niektórzy krytycy uznają jego projekt fonograficzny poświęcony Symfoniom Antona Brucknera w brawach tej samej wytwórni Gramola, za bardzo kontrowersyjny. Nie trzeba zachęcać Płytomaniaka do zainteresowania się podobną tematyką i dlatego już w kolejce do zrecenzowania czeka nagranie Siódmej, ale, jak dowodzi niniejsze wydawnictwo, nie widzę niczego, co mógłbym francuskiemu dyrygentowi w przypadku twórczości Beethovena zarzucić. Ma bardzo przemyślaną i spójną wizję zarówno Uwertury, której wykonanie bardzo mi się podobało, jak i III Symfonii Es-dur. Znając dzieje jej powstania, kto by przypuszczał, że jedno z największych arcydzieł muzyki miało swoją premierę w arystokratycznej, nie typowo koncertowej czy filharmonicznej wg współczesnych realiów sali, grane przez niewielu ponad 30 wykonawców. Do tego faktu, jak już wiemy, nawiązuje skromna obsada orkiestry, wykonującej Eroikę w marcu 2019 roku. Podobnie jak we wstępie do Egmonta, tak i w niej samej rzuca się w „uszy” wątłość brzmienia smyczków, ale i tak ich wykonawcy sprawują się znakomicie, grając z naprawdę wyraźnie słyszalnym zaangażowaniem i przekonaniem. Znowu wysuwa się na plan pierwszy sekcja dęta, ale to w niczym nie narusza zarówno kształtu utworu, ani tym bardziej jego siły oddziaływania na odbiorcę – ten w omawianym wykonaniu odnajduje świeżość i atrakcyjność kreacji, wiele szczegółów instrumentacji, dobre tempa, brzmiące naprawdę atrakcyjnie, a przy tym stylowo, dzięki nowym relacjom w obsadzie. Całość jest poza tym oddana bardzo dobrym, pełnym, czystym i przyjemnym dźwiękiem, zaś realizacja techniczna jest bez zarzutu. Choć Klangkollektiv Wien gra na współczesnych instrumentach, to w moim przekonaniu jego próba dotarcia do historycznych realiów powstania dzieła i oddania jego dźwiękowego kształtu jest zdecydowanie bardziej do przyjęcia niż agresywne, nierzadko sekciarskie i uzurpujące sobie prawo do wyłącznego decydowania, co jest właściwym odczytaniem intencji kompozytora rejestracje HIPowe, wspierane przez ich apologetów w mediach czy internecie. Sądzę, że to wystarczy tradycyjnie zorientowanym melomanom do zarówno do zainteresowania się niniejszym nagraniem, jak i odnalezienia w nim czegoś dla siebie.

Czasu spędzonego z arcydziełami Ludwika van Beethovena zdecydowanie nie uznaję za stracony, a co więcej – czekam na kolejne wykonanie Klangkollektiv Wien, tym razem w mniej rewolucyjnym, ale nadal wspaniałym, klasycznym repertuarze pozostałych wiedeńskich klasyków – Symfonii „Zegarowej” oraz „Jowiszowej”.



Paweł Chmielowski


Ludwig van Beethoven

Symfonia nr 3 Es-dur op. 60, „Eroica”; Uwertura „Egmont” op. 84

Klangkollektiv Wien Rémy Ballot, dyrygent

Gramola 99210 w. 2020, n. 2019 (CD), 58’47” ●●●●●

Komentarze

Popularne posty