Günter Wand i wielka symfonika na koncertach - w Monachium (1).

 


Wydawnictwo Profil od dłuższego czasu, bo od kilkunastu lat, wypuszcza na rynek płyty poświęcone wielkiemu niemieckiemu dyrygentowi, Günterowi Wandowi (1912-2002). Czerpiąc z bogatych archiwów zachodnich rozgłośni radiowych i instytucji koncertowych, uzupełnia oficjalną, lecz niestety skromną ilościową dyskografię artysty w barwach wytwórni RCA, która obecnie jest dostępna niestety w ograniczonym wymiarze, wystawiając niezbyt dobre świadectwo fonograficznemu potentatowi. Maestro, jak zapewne zorientowani melomani wiedzą, zasłynął przede wszystkim jako wykonawca wielkiej klasycznej i romantycznej germańskiej symfoniki, prowadząc niezapomniane koncerty z dziełami L.van Beethovena, F. Schuberta, J. Brahmsa i przede wszystkim A. Brucknera, z którego twórczością związany był w wyjątkowy sposób. W obszernej edycji nagrań Wanda niniejszy album jest ważną pozycją, albowiem stanowi jedną z kilku płyt dokumentujących współpracę mistrza z Filharmonikami Monachijskimi, zespołem o światowej renomie i najwyższych kompetencjach w dziedzinie wykonywania muzyki ostatniego z wymienionych twórców. Ukazywały się najpierw pojedynczo na przestrzeni kilku lat, zaś w roku 2016 wytwórnia Profil opublikowała je w jednej zbiorczej edycji, której nabycie polecam słuchaczom z racji lepszej dostępności na rynku i korzystniejszej ceny w porównaniu z zakupem poszczególnych krążków. Wygląda ona tak:  




Właśnie w stolicy Bawarii w grudniu 1995 r. zabrzmiała V Symfonia B-dur, dzieło potężne, o wyjątkowym znaczeniu, wymagające doskonałego wyczucia i przemyślanego umiejscowienia wszystkich elementów wykonania, składających się na kreację owej partytury: zagadnienia temp, frazowania, architektury całości i poszczególnych części, relacji między sekcjami instrumentalnymi, utrzymywania napięcia od początku do końca. Nie każdy, nawet najsłynniejszy mistrz batuty, umie poradzić sobie z tak trudnym zadaniem i dlatego ja osobiście cenię tylko największych dyrygentów, znających doskonale formę i treść dzieł Brucknera, którzy w Piątej odnosili zasłużony sukces – nie dziwi lista najsłynniejszych nazwisk typu Sergiu Celibidache, Eugen Jochum, Herbert von Karajan, Lorin Maazel, Georg Solti oraz oczywiście Günter Wand. Warto przypomnieć fakt, że niemiecki maestro po raz pierwszy poprowadził i nagrał ów utwór dopiero w wieku 62 lat, co jest szczególnym świadectwem odpowiedzialności i szacunku do dzieła, cechy z reguły obcej zdecydowanej większości współczesnych „gwiazd” batuty, którzy nawet nie mogą sobie pomarzyć o talencie i renomie takich mistrzów, jak właśnie Wand. Można przypuszczać i posiłkować się przy tej okazji innymi dostępnymi nagraniami, że przez 20 lat od swego debiutu z Piątą niewiele zmienił się obraz kompozycji pod jego batutą. Jej znakiem rozpoznawczym stały się dość szybkie tempa, monumentalizm formy i dramatyczna siła ekspresji muzyki, a także perfekcja wykonawcza, opierająca się przede wszystkim na szacunku dla partytury i zamierzeń autora.

Jeśli chodzi o prezentowane nagranie, to jedyną krytyczną uwagę mogę w zasadzie skierować pod adresem temp. O ile w szeroko zakrojonej części pierwszej nie naruszają one materii i budowy dzieła oraz jego odbioru przez słuchacza (włącznie z powolnym wstępem, jedynym takim rozwiązaniem w całej symfonicznej twórczości Brucknera, zagranym co prawda też trochę szybciej niż zwykle, ale jeszcze w granicach mojej tolerancji), to podejście do drugiego ogniwa spodobało mi się mniej. Słyszymy Adagio zawierające się w 15 minutach i 38 sekundach, co zresztą nie jest jeszcze taką tragedią, ale mimo wszystko agogiczny wymiar owego fragmentu całości jest w moim przekonaniu niezupełnie satysfakcjonujący i nie pozwala się delektować pięknem i głębią jednego z najbardziej uduchowionych i przejmujących utworów kompozytora. Po co się śpieszyć? Trzeba raczej się skupić, rozpłynąć się w nim, odrzucić wszelką gonitwę, by Adagio zabrzmiało w pełnej krasie i wywarło odpowiednie wrażenie. Mam ogromny szacunek do Güntera Wanda i zdaję sobie sprawę, że koncertowe wykonanie rządzi się swoimi prawami, określoną dramaturgią, własnymi reakcjami i odczuwaniem wykonywanej muzyki w danym momencie, lecz zbyt szybki wg mnie przebieg drugiej części Piątej nieco zaburzył mój generalnie pozytywny obraz całości jego interpretacji, tym bardziej, że do pozostałych ustępów utworu nie mam podobnych zastrzeżeń. Dyrygent buduje w nich wzorowo formę, eksponuje napięcie i dramaturgię, nasyca brzmienie orkiestry pełnym, wyraźnym dźwiękiem, zwłaszcza w mającej spore pole do popisu blasze w finale. Jego wykonanie spodobało mi się za sprawą cech opisanych powyżej, ale również z powodu kunsztownej techniki kompozytorskiej, udowadniającej, że Anton Bruckner był niezrównanym mistrzem w zakresie prowadzenia narracji w wielu partiach instrumentalnych; sam zresztą określił Symfonię jako „swoje mistrzowskie dzieło kontrapunktyczne”, w co nie można wątpić ani przez chwilę.

Nagranie jest wartościowe, choć jego obraz przysłonił niestety cień zbyt szybko zagranego, pięknego Adagia, a także odbiegająca od ideału jakość dźwięku, co w kontekście rejestracji wykonania koncertowego jest jednak zrozumiałe. Późniejsza zaledwie o miesiąc kreacja V Symfonii, udokumentowana przez wytwórnię RCA z Filharmonikami Berlińskimi, mimo niewielkiego odstępu czasowego wydaje się bardziej odpowiadająca moim gustom i zasłużenie cieszy się znakomitymi recenzjami krytyki, z którymi zgadzam się i ja. Pomimo tego, zapaleni wielbiciele Brucknerowskiej symfoniki i wybitnych kreacji dyrygenckich z pewnością nie powinni zignorować omawianego tytułu. Na przestrzeni lat dzielących rynkową premierę od momentu publikacji mojej recenzji na blogu okazało się, jak cenną inicjatywą był zamysł wytwórni Profil o wydawaniu kolejnych albumów z zapisami koncertów Güntera Wanda- zarówno w Monachium, jak i w Berlinie, z tamtejszą Niemiecką Orkiestrą Symfoniczną. Płytomaniak z przyjemnością znajdzie dla nich miejsce na blogu.


Paweł Chmielowski


Anton Bruckner

Symfonia nr 5 B-dur

Münchner Philharmoniker • Günter Wand, dyrygent

Profil PH06012 • w. 2006, n. 1997 • (CD), 75’41” ●●●●○○

Komentarze

Popularne posty