Niewątpliwa przyjemność słuchania - wspaniałej symfoniki A. Dvořáka.



Jest kilka powodów, dlaczego recenzja poniższego nagrania ukazuje się właśnie teraz na stronie. Wczoraj przypadła kolejna rocznica urodzin Antonína Dvořáka (8. IX. 1841), pomyślałem zatem, że nie będzie złym pomysłem uczczenie jej na miarę skromnych możliwości w postaci omówienia ciekawego i wartościowego nagrania, wypełnionego w całości muzyką Mistrza. Po drugie, już dość dawno nie gościła u Płytomaniaka bardzo miła jego sercu muzyka czeska, więc wypadałoby choć w części nadrobić owo zaniedbanie. Nie trzeba mnie do tego specjalnie zachęcać! Trzecim, istotnym powodem, jest konieczność zrecenzowania przynajmniej jednego z nagrań, jakie otrzymałem bezpośrednio od wytwórni Tudor, za co składam serdeczne podziękowania jej szefowi, panu Wladkowi Głowaczowi. Miło, że polskiego krytyka oraz jego stronę zauważa i docenia renomowana szwajcarska wytwórnia, podczas gdy polscy wydawcy i dystrybutorzy z tym mają problem, choć odległość z Zurychu do Wrocławia jest zdecydowanie większa, niż z Poznania, Opola czy Warszawy… Czwartą przyczyną, dla której postanowiłem poświęcić swoją uwagę nagraniu albumu z IX Symfonią i Suitą „Amerykańską” Antonína Dvořáka, jest osoba kierującego gościnnie Symfonikami z Bambergu Robina Ticciatiego, urodzonego w roku 1983 brytyjskiego dyrygenta włoskiego pochodzenia, który mimo młodego jak na dyrygenta wieku, odniósł już wiele międzynarodowych sukcesów, zarówno na polu symfoniki, jak i opery (najnowsze osiągnięcie: Tristan i Izolda na Festiwalu w Glyndebourne), prowadząc najsłynniejsze orkiestry amerykańskie i europejskie. Melomani znają go również z nagrań, dokonywanych głównie dla wytwórni Linn Records z udziałem Szkockiej Orkiestry Kameralnej, na czele której stał w latach 2009-2018 oraz Niemieckiej Orkiestry Symfonicznej (kieruje ją od roku 2018). Istotnie, jest to zdecydowanie „głośne” nazwisko na współczesnej muzycznej scenie, toteż z ciekawością sięgnąłem po jedno z jego wcześniejszych nagrań, by przekonać się, że wspomnianej powyżej sukcesy nie były dziełem przypadku.

Sam repertuar może nieszczególnie zaskakiwać, zwłaszcza Symfonia „Z Nowego Świata”, bodajże najpopularniejsze i najchętniej nagrywane dzieło tego gatunku nie tylko w twórczości samego kompozytora, ale i światowej dyskografii, znane z wielu wybitnych interpretacji. Nie będzie przesadą twierdzenie, że chyba nie ma kapelmistrza, który by jej przynajmniej raz nie prowadził lub nie utrwalił na nośnikach, powiększając tym samym imponującą liczbę wykonań dzieła. Sam się niekiedy zastanawiam, gdzie tkwi źródło jego popularności? W fascynującym, oryginalnym temacie wolnej części, granym przez rożek angielski (jedna z najpiękniejszych solowych partii na ten instrument w dziejach muzyki)? W kilku chwytliwych, bardzo amerykańskich z ducha fragmentach pierwszego i trzeciego ogniwa, nadających im lokalny koloryt? W groźnych akordach smyczków rodem niemalże z horroru otwierających finał czy jego wojowniczym, fanfarowym sygnale trąbek głównego tematu, nasuwających militarne skojarzenia? IX Symfonia jest wg mnie dziełem niezwykle dramatycznym i choć daleko jej do posępności genialnej Siódmej, to nie sposób przeoczyć faktu, że dominuje w niej od początku do końca tonacja minorowa i odpowiednio nasycona ekspresja, rozjaśniająca się jedynie przelotnie w krótkich fragmentach wszystkich części i ostatecznie kulminująca w oczyszczającym dur w ostatnich taktach finału., zakończonych nie triumfalnie, ale w zamierającym pianissimo. To, z czego zdają sobie sprawę nieliczni, niestety, mistrzowie batuty, tacy jak chociażby wspaniały maestro Klaus Tennstedt w mało znanym, lecz szalenie interesującym nagraniu z Filharmonikami Berlińskimi, umyka w zdecydowanej większości interpretatorów kompozycji, wykonywanej przy każdej możliwej okazji, nawet radosnej, z czym jej charakter się po prostu kłóci (podobnie rzecz się ma ze Szkocką Feliksa Mendelssohna-Bartholdy’ego, której większość interpretacji nie oddaje sprawiedliwości).

Krzywiącym się na myśl o kolejnej fonograficznej wersji Dziewiątej melomanom można pół żartem odpowiedzieć, że od przybytku głowa nie boli, zaś zamieszczone na krążku firmy Tudor wykonanie jest w moim przekonaniu znakomite i wysuwa się na czoło nowszych interpretacji płytowych utworu. Bardzo dobre tempa, wręcz idealne, trafnie dobrane do właściwości z każdej części, wypieszczona pod każdym względem dynamika i frazowanie, czystość brzmienia, pięknie brzmiące wszystkie grupy instrumentalne, zapał grających i dyrygenta. To wszystko sprawia, że mamy do czynienia z niezwykle dynamiczną i angażującą odbiorcę kreacją, która wywiera naprawdę duże wrażenie. Warto to podkreślić w przypadku doskonale znanego utworu, mającego dziesiątki, jeśli nie setki konkurencyjnych nagrań. Bardzo doceniam grę Symfoników Bamberskich, zespołu, który często współpracuję z wytwórnią Tudor za sprawą nagrań kolejnych dyrygentów – gościnnych (Robin Ticciati), jak i naczelnych (Jonathan Nott – Symfonie G. Mahlera, o których sobie w tym miejscu za jakiś czas powiemy oraz Jakub Hrůša). Prezentuje się tutaj w bardzo dobrej formie, zaś szczególne pole do popisu ma sekcja blaszana – jej muzycy bardzo lubią Symfonie Antonína Dvořáka, zwłaszcza Dziewiątą, choć obsada nie jest specjalnie rozbudowana (klasyczny kwartet rogów, dwie trąbki i trzy puzony; osamotniona tuba wchodzi jedynie na kilkanaście taktów w części wolnej, dodając jej niesamowitego kolorytu brzmieniowego). W nagraniu od początku do końca słychać splendor i potencjał owej sekcji oraz bardzo dobrą grę muzyków. Całość pozytywnego obrazu podkreśla znakomita, pełna niuansów, jakość dźwięku.

Znakomite wrażenie wywarła inna kompozycja, nawiązująca do pobytu kompozytora w Stanach Zjednoczonych i nosząca wręcz bezpośrednio wskazującą na ów fakt nazwę: Suita „Amerykańska”, w wersji na niedużą orkiestrę (op. 98b). Lubię ten utwór, szkoda, że stosunkowo rzadko pojawia się i na koncertach, i na płytach, ale w sumie nie można o nim powiedzieć, że jest jakoś niedoceniany czy mniej wartościowy. Oczywiście, obecność takiego arcydzieła, jakim jest IX Symfonia, może sprawiać, że to, co nagrane później na płycie może wydawać się mniej ważne czy ciekawe, ale i temu utworowi należy zdecydowanie dać szansę – jest ciekawy i porywający, a przy tym fenomenalnie zagrany. Niektóre, mniej zaangażowane czy przekonujące rejestracje mogą powodować, że przeciętny meloman usłyszy w nim „zapychacz” czasu na krążku, co nie jest oceną sprawiedliwą. Robin Ticciati i Symfonicy z Bambergu pokazują w pełnej krasie wszelkie walory Suity: doskonałość i zwięzłość formy, zamykającej się w pięciu niedługich, charakterystycznych częściach, przepiękną i porywającą jak zawsze w muzyce Dvořáka melodykę i rytmikę (trzecie ogniwo nosi oznaczenie Alla Polacca, przypominając poloneza), wrażliwość i skupienie z jednej strony, zaś temperament pasję z drugiej. Bardzo uważne słuchanie dzieła dowodzi, jak starannie odczytana jest partytur pod kątem wypracowania odpowiedniej dynamiki i jej zróżnicowania, zaś czytelny, wyraźny i precyzyjnie artykułowany dźwięk wywiera bardzo dobre wrażenie, podobnie jak fakt, że orkiestra, mimo niedużej obsady, i tutaj ma pole do popisu. Autorską inicjatywą dyrygenta jest z pewnością silniejsze niż zazwyczaj wyeksponowanie kulminacji w sekcji blachy i perkusji, co dodaje dziełu splendoru i atrakcyjności – słucha się go znakomicie. Jest to w moim przekonaniu jedno z najlepszych wykonań Suity A-dur, zarówno w warstwie interpretacji, jak i realizacji technicznej, czyli jakości dźwięku.

Jestem ciekaw, czy inne, nowsze płyty Robona Ticciatiego sprawią mi równie wielką satysfakcję, ale niniejsza, poświęcona muzyce czeskiej, jest w stanie zadowolić nawet najwybredniejszych miłośników muzyki Antonína Dvořáka oraz wielkiej symfoniki. Słuchałem albumu wytwórni Tudor z prawdziwą przyjemnością – i jeszcze niejeden raz po niego sięgnę.


Paweł Chmielowski


Antonín Dvořák

Symfonia nr 9 e-moll op.95, „Z Nowego Świata” ; Suita A-dur op. 98b, „Amerykańska”

Bamberger Symphoniker • Robin Ticciati, dyrygent

Tudor 7194 • w. 2014, n. 2013 • SACD, 67’13” ●●●●●

Komentarze

Popularne posty