Walery Gergiew i Bruckner - nowy cykl Symfonii na płytach (6).

 


Pisanie o kolejnym woluminie Symfonii Antona Brucknera pod batutą ich byłego szefa, Walerego Gergiewa, wydanego przez własne wydawnictwo orkiestry, jest zadaniem równie interesującym ze względów poznawczych, co frustrującym z powodu trudności w ostatecznej ocenie przedsięwzięcia. Podobne wahania towarzyszyły mi w zasadzie od początku omawiania cyklu, rozpoczętego w sumie najlepszym jak dotąd nagraniem z całości, Dziewiątą. Zdaję sobie również sprawę, że zaliczam się do mniejszości, która raczej docenia tę inicjatywę, zajmującą przecież w fonograficznym dorobku bawarskiego zespołu ważne miejsce. Nie zmienia to jednak faktu, że przy słuchaniu każdego z krążków zestawu miotają mną raczej przeciwstawne uczucia ciekawości, fascynacji i frustracji, co sprawia, że trudno jest mi mówić zarówno o jednoznacznym zachwycie, ale jeszcze trudniej – o kategorycznej krytyce projektu, wykazującego zarówno silne, jak i słabe strony. Pisałem już o nich przy wcześniejszych okazjach, nie będę robić tego szczegółowo w tym miejscu ponownie. W każdym razie – nie ma mi czego zazdrościć, bo choć możliwość obcowania ze wspaniałą muzyką tegorocznego dostojnego jubilata jest wartością samą w sobie, to wady i zalety poszczególnych części oraz całości cyklu są dla mnie twardym orzechem do zgryzienia.

Nie inaczej jest w przypadku wykonanej na żywo 24/25. września 2019 roku w klasztorze Sankt Florian, VI Symfonii A-dur, bardzo przeze mnie lubianej i mającej szczęście do wybitnych kreacji fonograficznych, również w wykonaniu samych Filharmoników Monachijskich. Dostępne są, oprócz niniejszego, co najmniej dwa albumy, również zawierające zapis koncertów, ale w siedzibie zespołu, pod znakomitymi batutami, których kompetencji w tym repertuarze ani przez chwilę nie można kwestionować: Sergiu Celibidache (1991/EMI Classics/Warner Classics), oraz gościnnie – Güntera Wanda (1999/Hänssler Profil). Sądzę, że do miana „specjalisty” od muzyki Brucknera Waleremu Gregiewowi nie jest specjalnie blisko, chociaż ma na koncie nagrany komplet Symfonii tegoż; inna sprawa, czy po zakończeniu – w atmosferze skandalu – swojej funkcji naczelnego dyrygenta Monachijczyków i opublikowaniu przez ich fonograficzną agendę dziewięciopłytowego boksu ze wszystkimi numerowanymi Symfoniami, sławny kapelmistrz będzie po nie sięgał z własnej i nieprzymuszonej woli, prowadząc je na koncertach w Rosji? Czy nie było tak samo, jak po zarejestrowaniu równie niejednoznacznego w ocenie zestawu z muzyką Gustawa Mahlera (dekadę wcześniej, przy okazji szefowania Londyńskiej Orkiestrze Symfonicznej), czy, co gorsza, po opłaconych przez polskie władze albumach z „naszym” Karolem Szymanowskim?

VI Symfonia Brucknera uchodzi za najbardziej „normalną”, cokolwiek miałoby to oznaczać, w jego dorobku. „Normalnie” prowadzi ją także Walery Gergiew; zdecydowanie wolałbym, jeśli już, mieć do czynienia z jego wykonaniami studyjnymi; sądzę, że w innych warunkach akustycznych i technicznych wizja kontrowersyjnego artysty byłaby łatwiejsza w ocenie. Chodzi mi przede wszystkim o podnoszone przeze mnie przy każdej okazji wcześniej trudności z przyzwyczajeniem się do niełatwej akustyki bazyliki Sankt Florian, która, w moim przekonaniu, nie nadaje się do celów koncertowych, a już na pewno nie do wykonywania muzyki symfonicznej przez orkiestry o dużym składzie. Z tym samym zagadnieniem będę się musiał mierzyć przy opisywaniu swoich wrażeń odniesionych przy słuchaniu koncertów z tego samego miejsca, zarejestrowanych przez wytwórnię Gramola, ale w porównaniu z nią osoby przygotowujące nagrany przez Filharmoników Monachijskich materiał miały chyba więcej możliwości i niniejsza wersja Symfonii Antona Brucknera wydaje mi się pod względem jakości dźwięki nieco bardziej przekonująca, choć nie znaczy to, że jest idealna! Nie można tu mówić w ogóle o ideale, lecz jedynie o minimalnym poziomie satysfakcji, a to w przypadku zarówno występów tak renomowanego zespołu, jak i tak intrygującego repertuaru, jest zbyt mało.

Problemy związane z miejscem rejestracji muzyki dawały o sobie znać wcześniej, przy omówieniach poprzednich części projektu, dają teraz przy obcowaniu z zapisem Szóstej, będą zapewne też dawać w późniejszych woluminach. Wiąże się to bezpośrednio z kluczowym zagadnieniem w wykonaniach muzyki Antona Brucknera, nie tylko w kościelnych – niestety – wnętrzach: z tempem. Choć kompozycja pod batutą Walerego Gergiewa zawiera się w bardzo satysfakcjonujących 58 minutach, to ów wymiar czasowy pasowałby idealnie do radiowego lub nagraniowego studia o lepszej akustyce – wtedy mógłbym mówić o naprawdę interesującej i zasługującej na uwagę kreacji dzieła. Cztery części są uformowane poprawnie wg wskazań partytury, osobistego odczucia kapelmistrza i dotychczasowych standardów wykonawczych, przy czym szczególnie w energicznym i zwartym ustępie pierwszym oraz trzecim (Scherzo) słychać niedobry wpływ żywego tempa na właściwości wyrazowe muzyki i słyszalność wszystkiego, co jest zapisane w partyturze. Przepięknie część wolna (Adagio), której Gergiew nadał należycie wzruszający, powolny i głęboki puls, świadczy, jak bogaty i pełny jest utwór, jeśli pozwoli mu się wybrzmieć bez zbędnego pośpiechu; ponad 17 minut tej niezwykle uduchowionej kompozycji świadczy tutaj o bardzo dobrej decyzji dyrygenta, podobnie jak środkowa część (Trio) wspomnianego powyżej Scherza; niby najmniej „ważny” epizod w całej partyturze, ale dzięki umiejętnemu zwolnieniu narracji przykuwa uwagę dialogami instrumentów dętych, a grającym na nich członkom zespołu należą się ogromne brawa za piękną barwę i frazowanie. O komplikacjach relacji tempo-akustyka w przypadku niniejszego wykonania Szóstej świadczy bardzo wyraźnie główny temat pierwszej części (Majestoso, powinno być Maestoso), będący w jakimś sensie absolutną rewelacją za sprawą charakterystycznego rytmicznego rysunku. Jest ważnym czynnikiem formotwórczym, określa znacząco prowadzoną narrację i wpływa na zawartość owego ogniwa. Powinno się ono wyróżniać powagą, zgodnie z podaną powyżej nazwą i bogactwem ekspresji, zaś sam zapadający w pamięć temat o rytmie punktowanym w wykonaniach studyjnych szczególnie przykuwa uwagę w kulminacjach: na początku ekspozycji, a następnie w efektownej repryzie, kiedy wykonuje go cała orkiestra (kotły!) na tle potężnego głównego tematu blachy, a potem w kodzie. Przy całej mojej sympatii dla zespołu i w jakimś sensie dla dyrygenta, nie mogę z pełnym przekonaniem stwierdzić, że jego potęgę, piękno i spektakularność słyszę w warunkach wykonania w kościele w wymiarze, jaki bym sobie życzył. Nie pozwala na to akustyka, która w dynamice forte i fortissimo, a także w szybkim tempie, nie pomaga muzyce Antona Brucknera wybrzmieć w pełni. A szkoda, bo w studio nagraniowym partytura mogłabym zabrzmieć w całym bogactwie, a zważywszy na ogólnie pozbawioną rutyny i jakichś szczególnych szaleństw interpretacyjnych wizję Walerego Gergiewa, byłoby to całkiem interesującym doświadczeniem.

Trudno jest wypośrodkować chęć nagrodzenia lubianego przez siebie i renomowanego zespołu za wykonanie dzieła należącego do jego żelaznego repertuaru oraz niesprzyjające okoliczności niejako z góry wpisane w owo wydarzenie, a następnie przybierające ostateczną postać jako zapis występu na nośniku – płycie. Pragnienie usłyszenia wielkiej kreacji w idealnym kształcie pod względem akustycznym i technicznym, nie idzie w tym konkretnym przypadku w parze z możliwościami oferowanymi przez klasztor Sankt Florian – miejsce co prawda wspaniałe, integralnie powiązane z osobą Antona Brucknera, ale niezbyt odpowiednie do prezentacji jego muzyki przeznaczonej na wielką obsadę. Ostateczny wynik moich rozmyślań wydaje się być naiwną próbą pogodzenia oczywistych sprzeczności i udzielenia swoistego „kredytu zaufania”, ponieważ pozytywnych wrażeń odniesionych przy słuchaniu niniejszej VI Symfonii w moim przypadku trochę jednak było – i życzę potencjalnym odbiorcom prezentowanego nagrania ich podzielenia. Bardziej krytycznym melomanom i innym znawcom polecam zapoznanie się również z koncertową wersją owego arcydzieła – ale zarejestrowaną w znacznie bardziej sprzyjającym miejscu i pod batutą artysty, który po muzykę Antona Brucknera sięgał przez wiele lat, aż do końca swojej wspaniałej i długiej kariery, nie zaś z przypadku czy koniunkturalizmu: płytę BR Klassik, opisywaną przeze mnie z wielkim zadowoleniem kilka lat temu.


Płytomaniak


Anton Bruckner

Symfonia nr 6 A-dur

Müchner Philharmoniker Walery Gergiew, dyrygent

MPHIL0020 w. 2020, n. 2019 CD, 58'38” ●●●●○○

Przedmiotem omówienia jest nagranie w postaci fizycznego dysku audio wchodzącego w skład wielopłytowego boksu, który został nadesłany do autora bezpośrednio przez wydawcę, fonograficzną agendę Filharmoników Monachijskich. Ani polski, ani światowy dystrybutor MPHIL nie przyczynił się w żadnym stopniu do uzyskania materiału do recenzji i do ukazania się tejże na stronie.


Komentarze

Popularne posty