Przegląd nagrań Orkiestry Concertgebouw (12) - Salome.

 


Rzadko, bo rzadko, ale pojawia się u Płytomaniaka opera, choć jednym z powodów tego stanu rzeczy jest dość mała liczebnie produkcja nagrań audio. To, co miało zostać nagrane, powstało już wiele lat temu i w wielu wersjach, z reguły znacznie doskonalszych od współczesnych wizji, na odkrycie pozostają jedynie sceniczne dzieła zupełnie zapomniane lub komponowane przez współczesnych twórców, co chyba mało kogo, poza samymi zainteresowanymi, obchodzi, bo sukcesu kasowego, frekwencyjnego i atrakcyjnych partii wokalnych nie zapewniają. Zostawiam jednak takie rozważania na bok, by sięgnąć po jedno z nowszych rejestracji utworu należącego do żelaznego operowego repertuaru i jednocześnie poprzysiąc częstsze słuchanie nagrań z muzyką lubianego i cenionego przeze mnie Ryszarda Straussa, bo jego dotychczasowa obecność na blogu była dość skromna. O ile płyt z jego muzyką symfoniczną nie brakuje i co chwile wydaje się kolejne, o tyle albumów z pełnymi rejestracjami oper uświadczyć raczej nie można, więc cieszę się z samego faktu możliwości poznania jednego z nich.

Przedstawiam płytowy zapis ze spektakli Salome w Operze Holenderskiej, mających miejsce w lipcu 2017 roku, z udziałem połączonych sił owej instytucji, Orkiestry Concertgebouw, międzynarodowego grona solistów oraz prowadzącego całość Daniele Gattiego, który w owym czasie jeszcze stał na czele słynnej formacji jako naczelny dyrygent. Wydane w barwach fonograficznej agendy zespołu, podobnie jak inne wcześniej recenzowane przeze mnie tytuły, ale ma również swoją wersję video na DVD oraz Blu-ray to właśnie nimi w pierwszym rzędzie polecam się zainteresować wielbicielom opery, ponieważ słuchanie krążków SACD jest, owszem ciekawym doświadczeniem, ale żeby w pełni przekonać się o wadach i zaletach omawianego przedsięwzięcia, trzeba go przede wszystkim zobaczyć. Sądzę, że warstwa wizualna spektakli z pewnością może wywrzeć odpowiednie wrażenie na odbiorcach, bo w jakimś stopniu zapowiada to już szata graficzna albumu audio. Jest wydany bardzo ładnie i profesjonalnie, od razu wzrok przykuwa krwista czerwień, budząca skojarzenia z brutalnością wydarzeń w słynnej operze; kilka zdjęć ze spektakli zamieszczonych w książeczce jest już czarno-białych. Szczegółowy wykaz wykonawców oraz osób odpowiedzialnych za przygotowanie wydarzeń, rys historyczny powstania dzieła oraz jego streszczenie są w czterech wersjach językowych, libretto zaś – w trzech. Całość przybiera postać małej książki w twardej oprawie z dołączonymi i umieszczonymi w środkami dwoma krążkami; ponieważ opera wykonywana jest bez przerw, jeden z dysków kończy się na początku czwartej sceny, zaś drugi jest jej kontynuacją.

O ile każde współcześnie realizowane nagranie operowe warte jest zainteresowania melomanów, o tyle w przypadku takiego arcydzieła mającego znakomitą konkurencję z przeszłości, umiejscowienie najnowszej interpretacji może być kłopotliwe. Jest dla mnie jasne, że najlepsze wersje Salome pochodzą sprzed kilkudziesięciu lat, a niniejsze wykonanie, choć ciekawe i warte poznania, a przede wszystkim obejrzenia, w żaden sposób nie zmieni dotychczasowych preferencji krytyków i słuchaczy. Zasadniczym powodem jest skompletowanie bardzo dobrej i wyrównanej obsady do tak wymagającej wokalnie pozycji, a we współczesnych czasach jest tym ciężko. Jednym z przejawów takich trudności jest konieczność słuchania słabej, niezrozumiałej lub w najlepszym wypadku poprawnej dykcji śpiewaków. Niniejsze nagrania nie jest, niestety, wolne od tego rodzaju mankamentów. Nie uważam za normalne spędzanie prawie dwóch godzin z nosem w książeczce na studiowaniu oryginalnego niemieckiego libretta, by śledzić tok akcji i dowiedzieć się, o czym jest mowa, a raczej śpiew w danym momencie. Porównanie ze starszymi nagraniami z wyraźnym dźwiękiem i o niebo lepszej wymowie odtwórców nie tylko głównych ról działa zdecydowanie na korzyść tych drugich, co w przypadku tak ciekawych postaci, jakimi są najważniejsze postacie Salome, zubaża możliwości poznawcze i estetyczne doznania odbiorcy. Czułem się pod tym względem nieusatysfakcjonowany. Sytuacji nie poprawił fakt, że mamy do czynienia z zapisem „żywych” wykonań, podczas których do odbiorcy przed odtwarzaczem dochodzą dźwięki ze sceny ze wszystkimi tego konsekwencjami. Choć wydawca, fonograficzna agenda znakomicie się sprawującej Orkiestry Concertgebouw, dołożył starań do odpowiedniej edycji i realizacji technicznej albumu, to dźwięk i jego balans w kontekście orkiestra-soliści nie są równie dobry, co w przypadku dopracowanych produkcji studyjnych. Fakt ów trzeba mieć na uwadze, jeśli tylko będzie się mieć okazję nabycia omawianego wydawnictwa. Częste są fragmenty utrzymane w maksymalnej dynamice, z głośną grą ogromnych rozmiarów zespołu, na tle którego głosy nie zawsze są czytelne i wyraźnie słyszalne.

Inna sprawa, że we wspomnianych starszych rejestracjach śpiewacy nie tylko popisują się znacznie lepszą dykcją, ale również większą charyzmą muzyczno-artystyczną niż ich młodsi koledzy i koleżanki ze współczesnych generacji. O obsadzie prezentowanego nagrania, a zasadzie pięciu najbardziej istotnych ról, można powiedzieć ogólnie dobre rzeczy, ale i tak nie wytrzymuje najmniejszego porównania z najlepszymi rejestracjami płytowymi arcydzieła Straussa, by wspomnieć chociażby dwa szczególnie intensywne i przekonujące pod tym względem nagrania Herberta von Karajana (EMI) oraz Georga Soltiego (Decca). Panowie mieli jako tytułową bohaterkę najlepsze śpiewaczki, jakie tylko można sobie wymarzyć w piekielnie trudnej roli i każda nowa wersja nieuchronnie będzie się sprowadzała do z góry skazanych na niepowodzenie konfrontacji obecności i śpiewu Hildegard Behrens czy Birgit Nilsson. W przypadku nagrania RCO, Malin Byström budzi uznanie podjęciem się tak trudnego zadania i nie ma powodów do wstydu: jest w dobrej formie wokalnej i chociaż trudno w jej przypadku mówić o ideale samego autora, czyli „szesnastolatki z głosem Izoldy”, to z wymaganiami technicznymi i psychologicznymi radzi sobie dobrze, przechodząc metamorfozę od ukazującej się po raz pierwszej i w sumie niepewnej sytuacji księżniczki, do wykorzystującej podziw i uwielbienie mężczyzn (smutny koniec młodego i naiwnego Narrabotha, niestety tutaj niezbyt zapadającego w pamięć Petera Sonna), odrzucającej nienormalne zainteresowanie ojca, Heroda, po opętaną fizyczną żądzą i pragnieniem śmierci Jana Chrzciciela zdeprawowaną kobietę. Jej główna ofiara prezentuje się całkiem dobrze, popisując się głosem niskim, pełnym i pewnym w prowadzeniu frazy, o szerokim wolumenie i przekonującym w charakterze; szkoda, że śpiewak o dużym potencjale, jakim jest Jiewgienij Nikitin, jest tak skompromitowany z powodu swoich politycznych sympatii.

Wspomniałem już o biednym Narrabocie, śpiewanym niezbyt ładnie i z problemami w zakresie intonacji, nieszczególnie atrakcyjnej barwy i nadmiernej wibracji przez Petera Sonna. Gdzie mu tam do Wiesława Ochmanna czy Waldemara Kmentta, brzmiących odpowiednio młodzieńczo i niewinnie, a przy tym dobrze i wyraźnie artykułujących tekst po niemiecku. Inny tenor, czyli Herod w osobie Lance'a Rayana, też nie wzbudził mojego szczególnego entuzjazmu, choć fragmenty, w których kłócił się z Herodiadą (Doris Soffel), a zwłaszcza jej złośliwe przytyki i aluzje, o dziwo, wprowadziły jakiś niespodziewany rys komediowy do całej tragedii i wywołały nawet lekki uśmiech na mojej twarzy przy czytaniu libretta. Skądinąd ta para zasługuje na dużą uwagę reżyserów podejmujących się wystawienia opery opartej na bardzo dobrym i dającym spore możliwości tekście Oscara Wilde'a. Walka o dominację w związku, stosunek do córki, pragnienie zachowania za wszelką cenę twarzy (i władzy), domaganie się szacunku od drugiej strony, kwestia dotrzymania złożonej obietnicy, bardzo niezdrowe relacje rodzinne – to tylko niektóre z kwestii podjętych przez pisarza doskonale rozumiejącego ciemne zakamarki ludzkiej duszy.

Podsumowując moje rozważania o stronie wokalnej nagrania, pozostawiającego u mnie pewien niedosyt, zdecydowanie preferuję przekonujące mnie w każdym calu, nie tylko w osobach głównych bohaterów, ale i w pobocznych rolach, nagrania z przeszłości. Jeśli chodzi o warstwę instrumentalną, to jak zawsze w przypadku udziału Orkiestry Concertgebouw, nie mogę się nachwalić poziomu jej gry i artystycznej maestrii. Muzycy brzmią fantastycznie, a ułatwia im to Ryszard Strauss, przewidujący ogromną obsadę, dającą pole do popisu wszystkim sekcjom, ze szczególnie istotną rolą blachy. Instrumenty brzmią fantastycznie: czysto, wyraźnie, ich brzmienie wywołuje jak najlepsze wrażenie. Dyrygent, Daniele Gatti, mierzący się z arcytrudnym zadaniem odtworzenia skomplikowanej i potężnej partytury, wykorzystuje swoje bogate doświadczenia nabyte w teatrze operowym i na filharmonicznym podium: muzyka jest nieodłączną i wstrząsającą częścią dziejącej się tragedii, czuć intensywność emocji, napięcie i wyrafinowanie. Oczywiście, najsłynniejszym fragmentem Salome pozbawionym udziału głosu jest tzw. Taniec siedmiu zasłon w czwartej scenie – zabrzmiał tutaj odpowiednio tajemniczo i zmysłowo.

Trudno jest mi jednoznacznie ocenić niniejszą rejestrację jednej z najwspanialszych oper XX wieku. Ma swoje wady, subiektywnie przeze mnie odbierane, ale również zalety, które być może odkryją w jeszcze większym stopniu inni słuchacze. Aby w pełni docenić te ostatnie, należałoby raczej zapoznać się z wizualnym zapisem spektakli z Operze Holenderskiej, podczas gdy samo nagranie audio musi stawiać czoła nieuniknionym porównaniom z legendarnymi dokonaniami przeszłości, a one bywają bezwzględne i jednoznaczne. Amsterdamska Salome wydaje się być w pierwszym rzędzie operą do obejrzenia, nie tylko do słuchania. W przypadku co najmniej dwóch wcześniej wymienionych starszych nagrań, które weszły do historii i na sam szczyt dyskografii muzyki Ryszarda Straussa, sam dźwięk mi zdecydowanie wystarczy do pełni szczęścia.


Płytomaniak


Richard Strauss

Salome op. 54

Lance Ryan, tenor (Herod); Doris Soffel, mezzo-sopran (Herodiada); Malin Byström, sopran (Salome); Jiewgienij Nikitin, baryton (Jan Chrziciel); Peter Sonn, tenor (Narraboth) Royal Concertgebouw Orchestra Amsterdam Daniele Gatti, dyrygent

RCO 18001 w. 2018, n. 2017 2 SACD, 111'15” ●●●○○○

Nagranie w wersji fizycznego albumu audio zostało nadesłane do autora bezpośrednio przez wydawcę, fonograficzną agendę Królewskiej Orkiestry Filharmonicznej z Amsterdamu. Zarówno polski, jak i światowy dystrybutor tego wydawcy nie przyczynili się w żaden sposób do uzyskania materiału do recenzji i opublikowania tejże na stronie.

Komentarze

Popularne posty