Z archiwów "Praskiej Wiosny" - ostatnia Má vlast Rafaela Kubelíka.

 


Długo musiał tegoroczny zasłużony jubilat czekać na pojawienie się na blogu, ale późno niż wcale, również i dzień, w którym pojawia się u Płytomaniaka tekst mu poświęcony nie jest przypadkowy, i to z co najmniej dwóch powodów. Właśnie dziś przypada 140. rocznica śmierci Bedřicha Smetany, obchodzona cały muzyczny świat, nie tylko w ojczyźnie, w której na dodatek rozpoczyna się znany i cieszący się międzynarodowym zainteresowaniem Festiwal Praska Wiosna. Jak na piękną i zobowiązującą tradycję przystało, wydarzenie ma swoją wyjątkowo odświętną inaugurację w postaci wykonania Mojej Ojczyzny tego kompozytora – cyklu poematów symfonicznych. Nie jest to tylko specjalność, i to o najwyższej wadze, dla czeskich orkiestr, zapraszane są najświetniejsze zespoły z Europy i spoza niej. O randze Festiwalu świadczy chociażby fakt, że po słynną partyturę sięgała goszcząca w Pradze np. Londyńska Orkiestra Symfoniczna czy, jak właśnie w niedzielny wieczór, w którym piszę te słowa, Filharmonicy Berlińscy pod dyrekcją swojego szefa, Kiryła Pietrenki.

Z pewnością powstanie nagranie dokumentujące owo niezwykłe wydarzenie, ale przy okazji wspomnienia o ojcu czeskiej muzyki, a zarazem w ramach planowanej małej serii tekstów mu poświęconych, zdecydowałem się wybrać wyjątkowy dźwiękowy zapis jednej ze wcześniejszych edycji Praskiej Wiosny, a mianowicie koncert inaugurujący festiwal w roku 1990. Data niezwykle istotna w dziejach ówczesnej Czechosłowacji tuż po upadku komunizmu i uzyskaniu własnej, niezależnej państwowości, z czym związane były powszechne nadzieje. Emocje potęgował powrót do ojczyzny po ponad czterdziestoletniej przerwie Rafaela Kubelíka – jednego z największych dyrygentów ubiegłego stulecia, który z powodów politycznych opuścił rodzinny kraj w roku 1948, w wieku 34 lat, pędząc od tamtej pory żywot emigranta. Tęskniący za ojczyzną artysta nie zapominał o twórczości czeskich kompozytorów, wykonując ją i nagrywając na płyty przy każdej nadarzającej się okazji, z czego najbardziej skorzystała wytwórnia Deutsche Grammophon w okresie piastowania przez kapelmistrza funkcji naczelnego szefa Orkiestry Symfonicznej Radia Bawarskiego w latach 1961-1979.

12. maja 1990 roku przeszedł do historii nie tylko festiwalu, ale i Czech. Można się o tym przekonać, oglądając na portalu You Tube cały koncert i od samego początku doświadczyć ogromu napięcia, nadziei i emocji, jakie związane były z wykonaniem arcydzieła Bedřicha Smetany przez Czeską Filharmonię, poprowadzona przez swojego byłego dyrektora po raz pierwszy od czterdziestu dwóch lat. Dyrygenta, legendy wykonawstwa swojego stulecia, który w owym czasie nie prowadził już aktywnej kariery, albowiem postępująca i męcząca choroba stawów kazała mu się wycofać z czynnego życia muzycznego już w roku 1985. Również fakt, że zrobił wyjątek i jeszcze kilka razy zadyrygował swoim byłym zespołem na pamiętnym koncercie na Rynku Staromiejskim w Pradze, w tamtejszym Rudolfinum oraz na pożegnalnym występie w Japonii, dodawał inauguracji festiwalu jeszcze większej wagi, czyniąc z niego wydarzenie nie tylko muzyczne, ale wręcz państwowe i patriotyczne o niespotykanej skali.

Płyta wytwórni Supraphon z jego zapisem cały czas cieszy się doskonałymi opiniami słuchaczy i krytyki, podzielającymi w pełnej zgodzie zdanie o jego wartości i sile oddziaływania muzyki Bedřicha Smetany. Od premiery rynkowej upłynęło już sporo lat, ma już swoje miejsce w dziejach fonografii, więc trudno mi jest poddawać ją ocenie w takim samym stopniu, co najnowsze rejestracje Mojej Ojczyzny, co zresztą nastąpi już niedługo. Sądzę, że przy tej okazji przynajmniej raz mogę sobie darować szczegółowe analizy wykonania, skądinąd takiego, któremu nie da się nic zarzucić. Niemniej, nie ma mowy o jakiejkolwiek taryfie ulgowej, tym bardziej, że prezentowanie nagranie po trzydziestu latach od swojego powstania zachowuje nadal w pełni swoje walory. W pełni przemawia pod względem czysto muzycznym, jakości interpretacji, jak i technicznym, zachowując bardzo dobry jak na rejestrację live dźwięk, aczkolwiek już w technice cyfrowej i dopracowany w najmniejszych szczegółach, by odpowiadał standardom przełomu XX i XXI wieku. Słychać obecność publiczności, ale nie przeszkadza to w odbiorze, zaś na końcu, po ostatnich, triumfalnych taktach wieńczącego całość Blaníka, można się przekonać, jak entuzjastycznie praska publiczność przyjęła wykonanie Mojej Ojczyzny, dzieła, którego znaczenie wykracza daleko poza cykl poematów symfonicznych. Dla Czechów jest to utwór-symbol narodu, jego aspiracji, nadziei, tożsamości i pragnienia wolności. Nie dziwi w tym kontekście fakt, że Czeska Filharmonia, uskrzydlona obecnością „swojego” byłego szefa, gra jak w transie, zaś sam Rafael Kubelík, wzruszony i przejęty, wydawał się być cudownie uzdrowiony, a jednocześnie wspiął się na wyżyny sztuki dyrygenckiej. Jego ostatnia Má vlast, bodajże piąta zarejestrowana na płytach po nagraniach z Chicago, Wiednia, Bostonu i Monachium, była prawdziwym powrotem do ojczyzny, manifestem patriotyzmu i wiary w lepsze jutro. Porywającym siłą emocji i oddziaływania nawet dziś, mistrzowsko zrealizowanym, przemyślanym i głęboko uczuciowym.

Istnienie wiele efektownych i wartościowych nagrań cyklu poematów symfonicznych Bedřicha Smetany, ale mało które z nich może się równać z tak poruszającym i sięgającym do najszczerszych i najpiękniejszych zakamarków nie tylko czeskiej duszy wykonaniem, jak zapis koncertu sprzed trzydziestu dwóch lat. Coś pięknego.


Płytomaniak


Bedřich Smetana

Má vlast (Moja Ojczyzna – cykl poematów symfonicznych)

Česká filharmonie • Rafael Kubelík, dyrygent

Supraphon 11 1208-2 031 • w. 2002, n. 1990 • CD, 77'46” ●●●●●●

Komentarze

Popularne posty