Nowe, świeże, niebanalne - nagranie dwóch Symfonii P. Czajkowskiego.

 


Można powiedzieć, że maj u Płytomaniaka był trochę monotematyczny, zdominowała go bowiem z jednej strony muzyka czeska, z drugiej zaś – rosyjska, ale sam zainteresowany nie ma absolutnie nic przeciwko temu, bo i jedna, i druga jest bardzo bliska jego sercu. Nic dziwnego zatem, że ostatni tekst w tym miesiącu również będzie dotyczył wybranej tematyki, lecz po dosyć intensywnym kontakcie z twórczością Dymitra Szostakowicza nadchodzi czas na sięgnięcie do bogatego dorobku Piotra Czajkowskiego, obchodzącego 7. maja swoje 186. urodziny. Okazją ku temu jest pojawienie się ciekawej nowości w wytwórni Claves, bardzo przeze mnie lubianej i prowadzącej ciekawe projekty wydawnicze.

Nieżyczliwy mogliby się uśmiechnąć z satysfakcją, gdy za takie uznaję najnowsze przedsięwzięcie szwajcarskiej oficyny, czyli dwupłytowy album z V i VI Symfonią, na których obecność w katalogach naprawdę nie można narzekać. Istotnie, należą do najczęściej nagrywanych kompozycji autora Jeziora łabędziego, ale prezentowane nagranie wprowadza do dotychczasowej dyskografii obu arcydzieł istotny nowy wątek: każde pochylić się nad historią prawykonań i edycji partytur, a jak dowodzi bardzo ciekawy komentarz w książeczce, te miały skomplikowaną historię, co utrudnia życie dociekliwym badaczom i wykonawcom po dziś dzień.

Wszyscy doskonale znamy V Symfonię e-moll op. 64, która powstała błyskawicznie, w ciągu dwóch letnich miesięcy w 1888 roku, jednakże po swej petersburskiej premierze w listopadzie, przyjętej przez publiczność entuzjastycznie, zaś przez krytykę z zastrzeżeniami, wywoływała u kompozytora wątpliwości. Ich efektem były zmiany dokonane przez europejskim tourné, a zwłaszcza pierwszym wykonaniem w Niemczech, mającym miejsce w marcu 1889 w Hamburgu. Dotknęły przede wszystkim finał utworu, lecz w opublikowanej drukiem partyturze nie zostały uwzględnione. Tymczasem niedługo po śmierci Czajkowskiego zainteresował się tą pierwszą wersją słynny holenderski dyrygent, Willem Mengelberg, który skopiował oznaczenia i modyfikacje autora i wykorzystywał je w swoich wykonaniach Piątej. Oryginał niestety zaginął, ale to, co udało się ustalić, zostało zawarte w najnowszej edycji, tzw. urtekście, opracowanym przez prof. Christopha Flamma, użytej zresztą w prezentowanym nagraniu. Zaskakuje przede wszystkim w finale: znacząco skróconym w porównaniu do „oficjalnej” i doskonale znanej wersji, z uderzeniem w talerze w jednym miejscu i zmienioną instrumentacją w kodzie. Choć są to ciekawe i wiele wnoszące do percepcji dzieła elementy, zdecydowanie wolę tę postać Piątej, która przyjęła się w salach koncertowych i na płytach.

Z Patetyczną też nie jest sprawa prosta, przede wszystkim dlatego, że prawykonanie (28 października 1893) i ukazanie się jej pierwszej drukowanej wersji przedziela niezwykle istotne wydarzenie: śmierć kompozytora. Oryginalny manuskrypt zawiera poprawki i skreślenia, nieuwzględnione przez oficjalną partyturę. W trakcie późniejszych wykonań VI Symfonii dochodziło do jej modyfikacji, by wspomnieć chociażby słynny pomysł austriackiego dyrygenta Hansa Richtera o zamianie fagotów na klarnety basowe w pierwszej części tuż przed agresywnym akordem - początkiem przetworzenia. Edvard Napravník, prowadzący drugie wykonanie dzieła, w niespełna dwa tygodnie po tajemniczym zgonie Czajkowskiego, w partyturze pozostawił sporo oznaczeń zaznaczonych na czerwono: zwykle ewidentnych błędów. Inną sprzeczność tworzą oznaczenia tempa i smyczkowania w finale, niewidoczne w manuskrypcie, zaś obecne w opracowaniu na cztery ręce, dokonanym przez samego kompozytora. Badacze, a także dyrygenci, muszą zatem włożyć sporo trudu w zbadania, co jest autentyczną intencją twórcy, co nie zawsze jest w pełni możliwe i na ile powszechnie znana postać partytury Szóstej uwzględnia wszystkie wspomniane szczegóły. Autor urtekstowego opracowania poprzedniego dzieła, wspomniany prof. Christoph Flamm, uczynił podobną rzecz w przypadku op. 74, aczkolwiek wykonanie zarejestrowane na niniejszym albumie wykorzystuje krytyczne opracowanie oryginalnego tekstu nutowego, powstałe znacznie wcześniej i opublikowane przez zasłużoną niemiecką oficynę Breitopf & Härtel. Szkoda, że w momencie dokonywania rejestracji Symfonii h-moll ów urtext nie był jeszcze dostępny; jestem ciekaw, jakie „niespodzianki” przyniosłoby jego wykonanie.

Te zaś zdecydowanie zasługuje na uwagę nie tylko miłośników, ale również krytyków muzyki Piotra Czajkowskiego. Realizuje, w sumie skutecznie, założenie przyświecające edytorowi nowych pierwotnych wersji obu partytur, skupiając się na uczynieniu brzmienia bardziej klarownym, przejrzystym, uwzględniając szczegóły instrumentacji i zrywając z ciężkim, pompatyczno-efektownym sposobem interpretacji na wzór nagrań z ery ZSRR. Istotnie, interpretacja Orkiestry Szwajcarii Włoskiej pod batutą Markusa Poschnera jest doznaniem naprawdę ożywczym i świeżym nawet dla zapalonego wielbiciela wielkiego repertuaru. Cechuje się niesamowitą energią – poszczególne ogniwa są jak na mój gust za szybkie (Piąta, uwzględniając nawet skróty w czwartej części, trwa 42 minuty, zaś Szósta – 44, przy czym tempa są bardzo podobne do tych ze słynnego nagrania Eugeniusza Mrawińskiego z 1960 r.), ale w sumie nie przeszkadza mi to aż tak bardzo, dlatego że są ważnym komponentem spójnej i przemyślanej wizji całości. Bardzo staranny zapis partytury i odpowiednie posługiwanie się grupami instrumentów pokazuje detale, korespondencję motywiczną i tematyczną dziejącą się w głosach (polecam przy tej okazji uważne przysłuchanie się przetworzeniu pierwszej części Symfonii e-moll). Bardzo dobre przygotowanie merytoryczne idzie w parze z wykonaniem zaangażowanym, i chociaż całość jest energiczna oraz błyskotliwa, nie brak tu miejsc zachwycających liryzmem, pięknym brzmieniem i bardzo emocjonalnych, jak np. eleganckim walcu i przejmującym finale Patetycznej. Od pierwszego zetknięcia się z prezentowanym nagraniem ma się poczucie z jego swoistą wyjątkowością, świeżością i siłą przekonywania. Wrażenie obcowania z małą orkiestrą, która nie przytłacza za wszelką ceną siłą, głośnością i masywnością – taki wręcz kameralny sposób interpretacji jest dość interesujący. Choć w moim przypadku pozostaję wiernym innym, bardziej tradycyjnym wielkim kreacjom obu arcydzieł, doceniam wkład Orkiestry Szwajcarii Włoskiej i prowadzącego ją w sposób twórczy i bardzo konsekwentny w realizacji swych zamysłów Markusa Poschnera. Szkoda, że głupota i bezczelność niektórych zagranicznych wydawców, a przede wszystkim ich polskich dystrybutorów, nie daje mi okazji do poznania i zachwycania się jego kreacjami poszczególnych wersji Symfonii Antona Brucknera, które nagrywa stopniowo dla austriackiej wytwórni Capriccio. Jeśli podchodzi do nich w sposób równie interesujący i pozbawiony rutyny, co w przypadku muzyki Piotra Czajkowskiego, to można oczekiwać całkiem interesujących rezultatów.

Prezentowane wydawnictwo ma swoje niewątpliwe zalety, opisane pokrótce powyżej, jak i wady, do których należy niewykorzystanie czasu trwania obu krążków na nagranie dodatkowego materiału. Niemniej, dobra jakość dźwięku i ciekawa interpretacja rzucająca nowe światło na doskonale znany repertuar sprawiają, że warto posłuchać obu wspaniałych Symfonii na albumie wytwórni Claves.


Płytomaniak


Piotr Czajkowski

Symfonie nr: 5 e-moll op. 64 i 6 h-moll op. 74, „Patetyczna”

Orchestra della Svizzera italiana • Markus Poschner, dyrygent

Claves 50-3104/05 • w. 2024, n. 2021/2022 • 2 CD, 86'27” ●●●●○○

Nagranie w wersji fizycznego albumu audio zostało nadesłane do autora bezpośrednio przez wydawcę, wytwórnię Claves. Jej polski dystrybutor nie przyczynił się w żaden sposób ani do uzyskania materiału do recenzji, ani do publikacji tejże na stronie.

Komentarze

Popularne posty