Ralph Vaughan Williams i dwie Symfonie - vol.1 serii wytwórni Onyx.
Tytułem
wstępu pozwolę sobie na wyznanie skruchy, że muzyka jednego z
moich najukochańszych kompozytorów tak długo musiała czekać na
swoje miejsce na stronie. Jest to dla mnie tym bardziej
zawstydzające, że na co dzień z jego twórczością obcuję
często, gości regularnie w odtwarzaczu, jest zatem ważną
częścią kontaktów niżej podpisanego ze sztuką dźwięku. Nie potrafię za
bardzo wyjaśnić, dlaczego dotąd tak mało było tekstów
poświęconych mistrzowi, jakim był bez wątpienia
Ralph Vaughan Williams (1872-1958).
Czym
prędzej nadrabiam owe zaległości, przedstawiając znakomity
początek serii, rozpoczętej przez wytwórnię Onyx w
roku 2016,
poświęconej muzyce orkiestrowej kompozytora, a wśród niej
wybijają się, rzecz jasna, Symfonie.
Na Wyspach Brytyjskich nie można narzekać na brak nagrań tego
repertuaru, od wielu dekad, by nie rzec, że wręcz od stulecia, należącego do kanonu wykonawczego
tamtejszych orkiestr oraz mistrzów batuty. W ich gronie
w propagowaniu dorobku Ralpha Vaughana
Williamsa szczególnie zasłużyło się trzech kapelmistrzów: sir Adrian Boult, sir
John Barbirolli oraz Vernon Handley. Teraz dołącza do nich Andrew Manze,
znany doskonale niegdyś jako skrzypek grający repertuar barokowy i
klasyczny, współpracujący z formacjami posługującymi się
instrumentami historycznymi.
Od lat jednak, o czym mało kto wie, sięga po batutę i dzieła kolejnych epok, zwłaszcza XIX i XX wieku. Nie będzie wielkiej przesady w twierdzeniu, że z doskonałym skutkiem, przynajmniej w przypadku anonsowanego przedsięwzięcia, powstałego przy udziale Królewskiej Orkiestry Filharmonicznej z Liverpoolu. Zespół ma już na koncie cieszące się dużą renomą nagrania utworów orkiestrowych kompozytora, dokonane w latach 1973-1993 z Vernonem Handleyem i wydane przez Classics for pleasure/EMI.
Mam przyjemność posiadać ten, chyba już obecnie niedostępny, klasyczny zestaw siedmiu płyt, który zawiesił wysoko poprzeczkę w dziedzinie wykonawstwa twórczości Anglika. Co ciekawe, znalazł się na nim dysk z identycznym układem, jak krążek będący przedmiotem mojego omówienia, zawierający II oraz VIII Symfonię.
Od lat jednak, o czym mało kto wie, sięga po batutę i dzieła kolejnych epok, zwłaszcza XIX i XX wieku. Nie będzie wielkiej przesady w twierdzeniu, że z doskonałym skutkiem, przynajmniej w przypadku anonsowanego przedsięwzięcia, powstałego przy udziale Królewskiej Orkiestry Filharmonicznej z Liverpoolu. Zespół ma już na koncie cieszące się dużą renomą nagrania utworów orkiestrowych kompozytora, dokonane w latach 1973-1993 z Vernonem Handleyem i wydane przez Classics for pleasure/EMI.
Mam przyjemność posiadać ten, chyba już obecnie niedostępny, klasyczny zestaw siedmiu płyt, który zawiesił wysoko poprzeczkę w dziedzinie wykonawstwa twórczości Anglika. Co ciekawe, znalazł się na nim dysk z identycznym układem, jak krążek będący przedmiotem mojego omówienia, zawierający II oraz VIII Symfonię.
Zacznijmy
trochę nie po kolei, ale od tej ostatniej, ukończonej w roku 1955 i
zadedykowanej pierwszemu interpretatorowi, „wspaniałemu
Johnowi” Barbirollemu. W jej przypadku przypomina mi się od razu
to, co nie kto inny, jak sam Hektor Berlioz napisał o Ósmej
Ludwiga
van Beethovena: „To dzieło jest kolosalne. Szczerze mówiąc, za
obłęd można uważać porównywanie jej z jakąkolwiek, choćby
najpiękniejszą symfonią Mozarta – zbyt nierówni są
współzawodnicy”. Choć jest w tym pewien rys przesady, przyznaję
rację autorowi Fantastycznej,
bo op. 93 uwielbiam i uznają ją za jeden z najwspanialszych płodów wyobraźni i geniuszu mistrza z Bonn, choć konkurencji w jego dorobku przecież
nie brak. Podobnie rzecz się ma z Ralphem Vaughanem Williamsem –
która z dziewięciu pozycji gatunku zasługuje na miano
najlepszej? Słuchacze i krytycy mogą się spierać, ale Ósma
może naprawdę uplasować się wysoko na takich listach pomimo
swoich niewielkich rozmiarów (trwa 28 minut) i stosunkowo niedużej
obsady. Mam do niej słabość i naprawdę doceniam to dzieło,
również za sprawą doskonałego wykonania szkockich filharmoników
i ich kapelmistrza. Pokazują w VIII
Symfonii
jej wszystkie walory, zaś głównie oszałamiające bogactwo kolorystyczne za sprawą
fenomenalnej instrumentacji. Warto zwrócić uwagę na groteskowe
Scherzo,
w którym pole do popisu ma wyłącznie drzewo i blacha, a także na
przepiękną, wzruszającą Cavatinę
rozpisaną tylko na smyczki – ich produkcja cechuje się wielką
ekspresją, żądaną zresztą przez samego kompozytora (lento
espressivo), a także głębokim, wyrazistym brzmieniem. W
pozostałych ustępach dochodzi do głosu pełen skład, poszerzony
głównie o sekcję perkusji, mającej naprawdę wiele do powiedzenia
(porywający, triumfalny finał, tajemnicze Wariacje
bez tematu
jako część pierwsza). Ralph Vaughan Williams mistrzowsko
wykorzystuje w nich np. brzmieniowe i wyrazowe właściwości
czelesty, dzwonów, wibrafonu czy dzwonków. Dzieła słucha się
wyśmienicie – wzrusza odbiorcę liryzmem, melancholią, głębią,
porywa żywiołem kulminacji i feerią barw, oddanych przez muzyków
z orkiestry z pasją i kunsztem.
Podobne
słowa zachwytu można odnieść do wykonania niewątpliwego
arcydzieła – długiej, trwającej ponad trzy kwadranse, operującej
większym składem instrumentalnym II
Symfonii,
zaprezentowanej tutaj w swojej ostatecznej, zrewidowanej wersji. Mam
do niej osobisty stosunek – od niej rozpoczęło się moje
poznawanie dzieł Ralpha Vaughana Williamsa i była to w przypadku
zarówno samego utworu, jak i twórczości autora jako takiej, miłość
od pierwszego wejrzenia, a w zasadzie usłyszenia. Muzycy
z Liverpoolu idealnie oddaję niezwykłą atmosferę utworu, o
którego dosłownych związkach z metropolią nad Tamizą można
poczytać w niedługiej, ale treściwej książeczce. Jak pięknie,
niczym z mgły, rozwija się z ciszy i pianissimo delikatny wstęp
instrumentów dętych (klarnety) i smyczków (kontrabasy z wiolonczelami), otwierający utwór, by za chwilę
doprowadzić do potężnej kulminacji i przejść do zdecydowanie
bardziej energicznych odcinków, mających w intencji autora
zobrazować gwar i ruch wielkiego miasta. Londyńska
jest naprawdę absolutnie angielska, a także wzruszająca i
niezwykle zróżnicowana pod względem wyrazowym, a przy tym –
mistrzowsko skonstruowana formalnie. Nie brak tu fragmentów
żywiołowych, w których orkiestra po prostu błyszczy, zwłaszcza
perkusja i blacha, ale znacznie częściej kompozytor zachwyca
słuchacza, a mnie w szczególności, odcinkami pełnymi spokoju,
liryzmu, nostalgii, o
subtelnej i wyrafinowanej instrumentacji. Ważną
rolę odgrywają w nich obie harfy, rożek angielski oraz solo
altówki.
Nie ulega najmniejszej wątpliwości zaangażowanie wykonawców,
dających z siebie naprawdę wszystko, by tak wspaniałe dzieło
zabrzmiało w całej okazałości – udaje im się to znakomicie.
Andrew Manze prowadzi oba dzieła rozważnie, lecz z pasją i ze
zmysłem
kontroli, nie tracąc jednak z oczu najważniejszego: artyzmu,
pokazania piękna i ogromu myśli muzycznych, a także przepychu barw
i efektownej instrumentacji. Tempa są wyważone, nieśpieszne,
trochę wolniejsze niż w przypadku nagrania Vernona Handleya, co
według mnie wychodzi interpretacji zdecydowanie na dobre. Słychać
szczegóły orkiestracji, w czym pomaga realizacja dźwiękowa
produkcji na odpowiednio dobrym poziomie. Polecam użycie słuchawek - oferują więcej detali, które mogą niekiedy umknąć ze szkodą dla pełniejszego obrazu obu Symfonii.
Nie
pozostaje mi nic innego, jak zachęcić do zapoznania się z płytą
wytwórni Onyx zarówno koneserów muzyki symfonicznej, jak i
początkujących miłośników twórczości Ralpha Vaughana
Williamsa. Każdy znajdzie w niej coś dla siebie: ci pierwsi wspaniałe
rezultaty pracy orkiestry i dyrygenta. Ci drudzy - piękno i typowo angielską
atmosferę, oryginalną i kuszącą, bardzo atrakcyjną w odbiorze.
Warto rozpocząć przygodę z twórczością jednego z największych symfoników XX wieku od prezentowanego nagrania. Nie mogę się doczekać, kiedy będę mógł przedstawić kolejne
pozycje z tak dobrze zainaugurowanego projektu. Osobiście, obiecuję poprawę: mam nadzieję częściej prezentować muzykę ulubionego kompozytora na stronie.
Paweł
Chmielowski
Ralph
Vaughan Williams
Symphonies vol. 1
Symphonies vol. 1
Symfonia
nr 2 „Londyńska”, Symfonia nr 8
Royal
Liverpool Philharmonic Orchestra •
Andrew Manze, dyrygent
Onyx
ONYX 4155 •
w. 2016, n. 2016 • 75’33 ●●●●●○
Autor
bloga dziękuje wytwórni Onyx
za
nadesłanie albumu w formie plików dźwiękowych
do
recenzji. Polski dystrybutor tego wydawcy, który nie jest w ogóle
zainteresowany współpracą i promowaniem swoich tytułów na blogu, nie przyczynił
się w żaden sposób do ukazania się omówienia powyższego
nagrania na stronie.
Płytomaniak.blogspot
would like to thank Onyx
and
Ms. Debra
Jameson
for
sending the files
and
making this review possible.
Komentarze
Prześlij komentarz