Udany początek nowego cyklu - Paavo Järvi i Symfonie P. Czajkowskiego (1)

 


Jak dotąd niezbyt intensywnie zajmowałem się osobą i działalnością Paavo Järviego, jakby nie patrzeć jednego z najgłośniejszych i najbardziej rozchwytywanych współczesnych mistrzów batuty, aczkolwiek „prywatnie” śledzę jego fonograficzne dokonania już od dawna, poprzez kolejne zmiany wytwórni, z którymi się wiązał kontraktem i orkiestr, na czele których stawał jako naczelny dyrygent. Mogę przy te okazji wspomnieć nagrania muzyki symfonicznej i wokalno-instrumentalnej Jana Sibeliusa, ukazującej się w nieistniejącym już Virgin Classics, klasykę XIX i XX wieku, rejestrowaną dla amerykańskiej firmy Telarc, czy bliższą współczesnej perspektywie czasowej współpracę z RCA, znaczoną bogactwem płyt z wielką symfoniką (cykle Beethovena, Brahmsa, Brucknera) na czele. Od sezonu 2019-2020 estoński kapelmistrz szefuje Orkiestrze Tonhalle z Zurychu i właśnie na ten okres datuje się początek kontraktu z wytwórnią Alpha, znaną kiedyś z wysmakowanych edytorsko i artystycznie produkcji poświęconych głównie muzyce dawnej. Ponieważ Paavo Järvi jest artystą bardzo aktywnym, sporo nagrywa i z każdym rokiem jego dyskografia w barwach francuskiego wydawcy poszerza się regularnie o kolejne dzieła z żelaznego symfonicznego repertuaru. Cześć z nich jest powielana, inne z kolei pojawiają się w jego fonograficznym dorobku po raz pierwszy, jak chociażby komplet Symfonii Feliksa Mendelssohna-Bartholdy'ego (absolutna nowość) czy Piotra Czajkowskiego.

Oba są już dostępne w postaci zbiorczych boksów, przy czym w przypadku ostatniego z nich (zarejestrowanego wcześniej) muszę stwierdzić, że pierwsza pozycja zestawu daje wyobrażenie, jak znakomitych rezultatów pracy Paavo Järviego z Tonhalle-Orchester Zürich można się spodziewać. Cykl zaczyna się niezwykle mocnym akcentem w postaci dwóch arcydzieł – V Symfonii e-moll op. 64 oraz poematu Francesca da Rimini op. 32. Oba mają znakomitą i utytułowaną reprezentację na płytach, nagrał je np. maestro Neeme Järvi dla wytwórni BIS na początku naszego wieku. Syn idzie w ślady ojca już od dawna, sięgając po batutę – ze znakomitym skutkiem, jak dowodzi prezentowane przeze mnie nagranie. Nowsze przypomina pod paroma względami w jakimś stopniu osiągnięcie nestora współczesnej dyrygentury w wyrazistych tempach, starannej realizacji zapisów partytury, ostrych konturach rytmicznych, nie można jednak powiedzieć, że jest jego kopią. Paavo Järvi jest bowiem zbyt kompetentnym i odpowiedzialnym artystą, by powielać cudze, choćby najlepsze i najbliższe pomysły, udowadnia w każdej minucie nagrania, że ma własna, dokładnie przemyślaną i perfekcyjnie zrealizowaną wizję obu kompozycji. Rezultat jest bardzo przekonujący i stanowi znaczące osiągnięcie w dyskografii kapelmistrza.

Udała mu się rzecz trudna, a mianowicie spodobała mi się jego wersja doskonale znanej, a przede mnie szczególnie ulubionej V Symfonii, a zaspokoić oczekiwania niżej podpisanego w zakresie w pełni udanej kreacji owego dzieła jest rzeczą bardzo trudną, o czym np. świadczy przypadek nowego szefa Filharmoników Berlińskich, Kiryła Pietrenki. Bardzo dobrze dobrane tempa, unikające porywczości i nadmiernego pośpiechu, tworzą naprawdę solidne ramy czasowej czteroczęściowej całości (48 minut). Świetne rozumienie związków między poszczególnymi etapami narracji w obrębie każdego z ustępu, a przy tym respektowanie intencji kompozytora, żądającego często modyfikacji tempa na przestrzeni poszczególnych części, skutkują narracją wciągającą swobodą, naturalnością i dramatyzmem. Czuć tutaj rozmach, Paavo Järvi „opowiada” tutaj historię dziejącą się we wszystkich ogniwach w najlepszym stylu, wciągając odbiorcę już na samym początku – powolnym wstępie, będącym zalążkiem muzycznej akcji i nośnikiem głównego tematu, przewijajacego się następnie w całym przebiegu utworu w postaci dosłownej oraz zmodyfikowanej. Świetne przejście z wolnego wstępu do szybkiego, ale niezagonionego i ukazującego niuanse Allegro dowodzi zmysłu konstrukcyjnego i formalnego kapelmistrza, sprawdzającego się również w centralnym pod względem dramaturgicznym miejscu Symfonii – drugiego ogniwa. I tu, i tam, i w pozostałych ustępach również, dyrygent dba o nasycenie narracji odpowiednio wielkimi emocjami, podkreśla nie tylko wspaniałą melodykę, ale również intensywną ekspresję w imponujących kulminacjach, nie popadając nigdy w przesadę. Walc, należycie elegancki i wysmakowany brzmieniowo (smyczki w bardzo dobrej formie), daje chwilę oddechu po zaangażowaniu i zmaganiach mających miejsce wcześnie, zaś Finał, z majestatycznym wstępem, pokazującym główny temat w zmienionej, „optymistycznej” postaci pokazuje w pełnej krasie wirtuozerię szwajcarskich muzyków, zwłaszcza smyczków, którym kompozytor powierza szczególnie dużo pracy, ale przede wszystkim sekcji blachy i kotłów, wieńczącej triumfalnie czterema akordami całość. I tutaj dyrygent z wielką troską i odpowiedzialnością podchodzi do skrupulatnego odwzorowania zapisu nutowego, co jak najlepiej o nim świadczy, zaś moim osobistym probierzem w tej dziedzinie jest przejście z powolnego wstępu do szybkiego tematu i nadanie temu drugiemu odpowiedniej postaci, granego z reguły źle pod względem melorytmicznym przez większość, nawet najsłynniejszych, orkiestr i dyrygentów. W przypadku niniejszej interpretacji nie mam powodu do zarzutów, a radość z usłyszenia odpowiedniego fragmentu, tak jak należy, jest wielka.

Chwaląc wiele aspektów wykonania jednego z najwspanialszych i najpiękniejszych utworów orkiestrowych nie tylko okresu romantyzmu, nie zapominam o drugiej pozycji albumu, poemacie symfonicznym Francesca da Rimini op 32. Szeroko rozbudowany, z jeszcze większą obsadą instrumentalną, trwający prawie 26 minut, składa się z trzech części, z których skrajne sugestywnymi środkami muzycznymi obrazują męki piekielne za „grzeszne” uczucie, zaś środkowa, wyjątkowo emocjonalna i intensywna, zawiera jeden z najpiękniejszych i najbardziej spektakularnych tematów miłości w twórczości Piotra Czajkowskiego. Blask orkiestrowego brzmienia i siła wyrazu, jaką Paavo Järvi osiąga w tym niedocenianym arcydziele, wywierają silne wrażenie, udowadniając zaangażowanie wykonawców i ich dogłębną znajomość nie tylko dosłownego nutowego zapisu, ale również tego, co jest niejako „w nim”. Zalety interpretacji opisane powyżej można również powtórzyć w przypadku Franceski, przy czym szczególnie istotny wydaje mi się kunszt, z jakim kapelmistrz posługuje się poszczególnymi grupami instrumentów, podających sobie myśli, frazy i motywy. Żadna grupa nie zagłusza drugiej, czytelność faktury i planów dźwiękowych z tematami głównymi i ich kontrapunktami w kunsztownej orkiestracji jest wyraźnie słyszalna, przykuwa uwagę i dowodzi warsztatowej maestrii. Imponuje dramatyzm i siła wyrazu, zaś użycie całego, wielkiego składu w kulminacjach, a taka wieńczy poemat Francesca da Rimini, jest naprawdę poruszające.

Prezentowanego nagrania słucha się naprawdę dobrze za sprawą bardzo dobrej formy dyrygenta i jego „nowego” zespołu, jak również solidnej jakości dźwięku, co sprawa, że album wytwórni Alpha imponująco otwiera cykl Symfonii Piotra Czajkowskiego, obiecując muzyczne doznania najwyższej próby. Jestem ciekaw, czy powtórzą się w innych pozycjach kompletu.


Płytomaniak


Piotr Czajkowski

Symfonia nr 5 e-moll op. 64; Francesca da Rimini op. 32

Tonhalle-Orchester Zürich Paavo Järvi, dyrygent

ALPHA 659 w. 2020, n. 2019/2020 (CD), 74'00” ●●●●●○

Nagranie w wersji elektronicznej zostało udostępnione autorowi przez zagranicznego dystrybutora wytwórni Alpha Classics. Jej polski przedstawiciel nie przyczynił się w żadnym stopniu ani do uzyskania materiału do recenzji, ani do opublikowania tejże na stronie.

Komentarze

Popularne posty