Muzyczna podróż do Królestwa niebieskiego - i czasów Heinricha Laufenberga.

 


Po wielkiej symfonice, dominującej ostatnio na blogu, postanowiłem sięgnąć po innego rodzaju muzykę, a przede wszystkim po odległe epoki. Na początek powracam do bardzo ciekawego i naprawdę pięknego nagrania, wydanego co prawda ładnych parę lat temu, ale które w niczym nie straciło na swojej atrakcyjności i ośmielam się użyć tego słowa, swoistej dźwiękowej i emocjonalnej magii. Może to znak, że zdecydowanie zbyt rzadko słucham twórczości innej niż współczesna lub dwóch poprzednich stuleci i powinienem zmienić upodobania? Przypomniałem sobie zatem niedawno nagranie wytwórni Ramée, specjalizującej się w muzyce dawnej, tym bardziej zasługujące na uwagę, że jego niewątpliwym atutem jest ważny wątek polski w osobie głównej bohaterki, jeśli mogą tak ją określić, przedsięwzięcia. Zapaleni kolekcjonerzy płyt i uczestnicy organizowanych w naszym kraju koncertów z pewnością bardzo dobrze kojarzą nazwisko Agnieszki Budzińskiej-Benett. Śpiewaczka, muzykolożka, instrumentalistka, związana jest z formacją Ensemble Peregrina, z którą nagrywa muzykę średniowiecza (o jednej z takich produkcji można przeczytać tutaj). Artystka współpracuje także z innymi grupami, jak np. z Ensemble Dragma. Jednym z najciekawszych fonograficznych osiągnięć międzynarodowego zespołu, obejmującego tutaj również Jane Achtman i Marca Lewona, jest wydana przez wytwórnię Ramée nadwyczaj interesująca płyta poświęcona twórczości Heinricha von Laufenberga (1390-1460) i jego współczesnym.

Ów raczej nieznany większości współczesnych melomanów kompozytor przyszedł na świat we Freiburgu, zmarł zaś w Strassburgu, w ciągu życia związany był z oboma ośrodkami. Jako duchowny i autor pieśni działał w Szwajcarii oraz Niemczech Południowo-Zachodnich. Większa część jego dorobku nie dochowała się wskutek tragicznego pożaru w Strassburgu w 1870 roku podczas wojny francusko-pruskiej. Na szczęście dziewiętnastowieczni badacze odtworzyli jego literacką spuściznę; niestety nie da się tego powiedzieć o zdecydowanej większości materiału muzycznego, który na potrzeby nagrania omawianej płyty musiał zostać zrekonstruowany. Wielość i ważkość problemów z tym związanych wymagała dogłębnej pracy nad źródłami oraz sprawdzenia w praktyce, podczas koncertów, słuszności wprowadzonych rozwiązań. Sądzę, że nie da się im niczego zarzucić –podjęta próba przywrócenia do życia tej fascynującej twórczości doby późnego średniowiecza wydaje się być bardzo udana i przekonująca w efekcie końcowym.

W sumie mamy na krążku osiem z siedemnastu zachowanych pieśni z linią melodyczną; uzupełnione są kompozycjami innych twórców, anonimowych, z nieznanym bliżej z imienia i nazwiska mnichem z Salzburga na czele. Ensemble Dragma składa się zasadniczo z tercetu, ale nagranie obejmuje również występ gości: Hanny Marti oraz Elisabeth Rumsey. Wszyscy jednocześnie grają i śpiewają, wykonując partie wokalne i instrumentalne, a jeśli chodzi o tę ostatnią, posługują się typową dla epoki obsadą: harfą, dzwonkami, lutnią z plektronem, symfonią, fidelą. Program albumu, trwającego niemalże 80 minut, jest wielką gratką dla miłośników zarówno historii języka niemieckiego, jak i muzyki późnego średniowiecza. Piękny dźwięk sopranu Agnieszki Budzińskiej-Benett śpiewającej bądź solo, bądź z akompaniamentem, cechuje się wysokiej klasy artyzmem i siłą oddziaływania. Z kolei wokalna produkcja Marca Lewona wydaje się nawiązywać do popularnej, ludowej stylistyki. Wspaniałe jest instrumentalne tło wykonania, które fantastycznie buduje odpowiedni, intrygujący nastrój i stanowi rozkosz dla ucha.

W książeczce dołączonej do płyty nie tylko omówiono osobę i znaczenie Heinricha von Laufenberga oraz perypetie związane ze zniszczeniem większej części jego twórczości i problemy dla rekonstruktorów, ale zamieszczono też teksty nagranych pieśni i ich przekłady na trzy języki. Stworzono w ten sposób prawdziwą skarbnicę wiedzy dla koneserów i amatorów muzyki niemieckiego późnego średniowiecza. Choć podobne projekty zwykle kierowane są do znawców epoki i historycznych praktyk wykonawczych, fascynująca twórczość dawnych mistrzów zaprezentowana na płycie wytwórni Ramée swoim bogactwem wyrazu i dźwiękową atrakcyjnością może bez wątpienia zainteresować, a nawet zachwycić początkujących melomanów. Jej siła przekazu i bezpośredniość są niewątpliwe i fascynujące. Debiutancki krążek formacji Ensemble Dragma sprzed lat pod tym, jak i każdym innym względem, okazał się sukcesem. Warto posłuchać i poznać naprawdę interesujący rozdział muzycznej historii sprzed kilkuset lat, choć być może przyda się ostrożność w czasowym i ilościowym jego dawkowaniu. Zarejestrowany materiał trwa ponad 77 minut i dobrym pomysłem jest poznawanie poszczególnych fragmentów nagrania stopniowo, bo jednorazowe przesłuchanie całości od początku do końca może być pewnym wyzwaniem dla słuchaczy obcujących na co dzień z muzyką odmiennych gatunków i bliższych nam epok. Z drugiej strony jednak, zaprezentowane na dysku kompozycje są tak intrygujące, a ich wykonanie zaangażowane i poruszające emocje odbiorcy, że drugie rozwiązanie nie powinno nikomu wyrządzić szkody, a czas poświęcony muzycznemu „Królestwu niebieskiemu” Heinricha Laufenberga i jego współczesnych jest tego zdecydowanie warty.


Paweł Chmielowski


Kingdom of Heaven

Muzyka Heinricha Laufenberga i jego współczesnych

Ensemble Dragma 

Ramée RAM 1402 • w. 2014, n. 2014 • CD, 77’31” ●●●●●

Komentarze

Popularne posty