Kantaty basowe J. S. Bacha - tym razem na płycie wytwórni Claves.

 


Oto kolejne, nie pierwsze i nie ostatnie, spotkanie Płytomaniaka z niejako „etatową” barokową formacją szwajcarskiej wytwórni Claves, realizującej w jej barwach interesujące projekty fonograficzne. Grupą wokalno-instrumentalną, kierowaną od momentu założenia w roku 2005 przez basa i i dyrygenta jednocześnie, Stephana MacLeoda. Jest to formacja o międzynarodowej obsadzie, jako że można w niej znaleźć nawet polskie nazwiska (fagocista Tomasz Wesołowski i sopranistka Aleksandra Lewandowska), co w przypadku jej wielu europejskich odpowiedników nie dziwi. Wcześniej miałem przyjemność zapoznać się z nagraniem Mszy h-moll Jana Sebastiana Bacha, nagranej i odtwarzanej przeze mnie w trudnym, pandemicznym momencie, o czym zresztą pisałem na blogu. Pierwszy kontakt z fonograficznym owocem działalności grupy wywarł na mnie pozytywne wrażenie i obiecałem sobie, że z przyjemnością sięgnę po jej kolejne dokonania. Najnowszym osiągnięciem jest krążek również poświęcony dziełom wielkiego lipskiego kantora, ale już znacznie skromniejszy, jeśli chodzi o rozmiary i obsadę – zawiera wyłącznie wybrane kantaty, w których ponownie ważną i podwójną rolę solisty (basa) oraz prowadzącego całość kapelmistrza pełni Stephan MacLeod.

Krążek otwiera kantata Ich will den Kreuzstab gerne tragen (Chcę drzewo krzyża nieść na swych barkach), BWV 56. Zabrzmiała po raz pierwszy 27. października 1726 roku w kościele św. Mikołaja, zaś jej tworzywem literackim jest tekst anonimowego poety, który jednakże czerpał inspirację z dzieł innych twórców epoki, wśród których nie sposób nie wymienić Erdmanna Neumeistera, autora popularnego wówczas dzieła o podobnym tytule: Ich will den Kreuzweg gerne tragen (Chętnie pójdę drogą krzyża). Podobnie jak we wszystkich zamieszczonych na nim pozycjach, nie ma w niej wstępnego chóru, od razu przechodzi do rzeczy solista, śpiewając długą, piękną i poruszającą arię w tonacji g-moll nadającą tytuł całemu dziełu. Śpiewa o naśladowcy Chrystusa, podejmującego, jak tamten, swój krzyż i kroczącego przez życie niczym pielgrzym wśród doli i niedoli, lecz świadomego celu swej doczesnej wędrówki. Inną rzeczą charakterystyczną jest fakt, że w pierwszym ustępie basowi towarzyszy pełny skład zespołu instrumentalnego, co prawda mało liczebnego, ale kompozytor wykorzystuje go w pełni, co w podobnych miejscach dzieł tego samego gatunku nie było u niego często stosowanym zabiegiem. Jest też jedną z niewielu noszących w oryginalnym rękopisie właściwą i nadaną przez samego Bacha nazwę kantata. Ustęp drugi, oznaczony jako recytatyw, nie przypomina zbytnio standardowych fragmentów takiego charakteru: mniej jest w nim deklamacji, za to więcej śpiewu, co słychać w interpretacji Stephena MacLeoda, oddającego zamysł librecisty o niewątpliwych walorach literackiego artyzmu i użyciu kunsztownych porównań ludzkiego życia do statku przemierzającego morskie wody. Kompozytor prostym, ale sugestywnym akompaniamentem wiolonczel imituje fale, ustające w momencie zakończenia podróży i zejścia na (bezpieczny) ląd – do niebiańskiego miasta, Jerozolimy. Trzecia, rozbudowana część, druga w kolejności solowa aria, stanowi uderzający kontrast z powawstępu, cechując się żywym tempem i radosnym nastrojem, oddającego radość z oczekiwania na spotkanie ze Zbawicielem. Czwarty ustęp, w postaci niedługiego, udramatyzowanego recytatywu, ilustruje tęsknotę za śmiercią (O, niech stanie się to jeszcze dziś!). Podobne refleksje i poważny nastrój odnaleźć można w końcowym, utrzymanym w powolnym tempie, chorale (Przyjdź o śmierci, siostro snu), rozpoczętym w c-moll, zakończonym akordem G-dur, co symbolizuje ostateczne zjednoczenie się z Jezusem i rozpoczęcie prawdziwego życia – wiecznego.

Żadne chyba nagranie kantat basowych Jana Sebastiana Bacha nie może się obejść bez bodajże najpopularniejszej pozycji gatunku – Ich habe genug (Dość już), BWV 82, wykonanej po raz pierwszy na Święto Oczyszczenia Marii 2 lutego 1727 r. Wynika to z dwóch wspaniałych i szeroko zakrojonych arii, będących polem do popisu dla śpiewaków. Rozpoczynająca całość pierwsza z nich, nadająca dziełu swój tytuł, jest perłą w barokowym repertuarze i jednym z najpiękniejszych pozycji muzyki wokalno-instrumentalnej autora Pasji Mateuszowej. Wspomnienie owego tytułu jest przy tej okazji naprawdę na miejscu, ponieważ charakterystyczny interwał i zarys melodii w pierwszych słowach na samym początku arii z kantaty przypomina jej poruszającą i wybitną (altową) odpowiedniczkę z wielkiego arcydzieła – Erbarme dich. W pierwszym ustępie kompozytor obdarzył potomnych niezwykle wzruszającą i piękną muzyką w trybie moll, gdzie na tle smyczków i koncertującego oboju bas śpiewa słowa paradoksalnie wyrażające radość i spełnienie, wynikające ze spotkania z Jezusem. Wydawałoby się, że powinna to oddawać muzyka optymistyczna i pogodna, tymczasem słyszymy od początku do końca tryb mollowy, dźwięki nacechowane jakimś dogłębnym smutkiem i głębią – tak bardzo oddziałującymi na kolejne pokolenia słuchaczy Kantaty nr 82. Następnym ogniwem jest niedługi recytatyw, przytaczający początkowe słowa dzieła, prowadzący do następnej wielkiej i poruszającej arii – Schlummert ein, ihr matten Augen, szeroko zakrojonej, tym razem w trybie dur, będącą swoistą kołysanką dla umęczonej ziemskim bytowaniem duszy – śmierć przybiera w tekście libretta postać słodkiego snu, stanowiącego przejście do życia wiecznego. Dobitnie to potwierdza finałowa aria, utrzymana w szybkim tempie i trójdzielnym metrum, o charakterze tanecznej gigue. Choć powraca tu początkowa posępna tonacja c-moll, całość, podobnie, jak poprzednia kantata, kończy „rozjaśniający” akord w dur, wyrażający ostateczne spotkanie ze Zbawicielem. Słychać tu niezrozumiały dla nas, współczesnych, odległych od osiemnastowiecznej religijnej mentalności wers: Ich freue mich auf meinen Tod („Cieszę się na swoją śmierć”).

Trzecia pozycja krążka wyróżnia się nie tylko najmniejszymi rozmiarami. Der Frieden sei mit dir (Pokój niech będzie z Tobą), BWV 158, cechuje się także niejasnością okoliczności powstania, albowiem nie wiadomo, kiedy została skomponowana oraz prawykonana. Brak jej oryginalnego rękopisu, zachowała się w późniejszym odpisie sporządzonym nie przez autora, ale przez kogoś innego. Zawarty w niej materiał literacki (nieznanego autora) sugeruje, że chodziło o utwór przygotowany na trzeci dzień Świąt Wielkanocnych. To nie koniec jej niezwykłości. Rozpoczyna się tym razem nie arią, lecz recytatywem, którego pierwszy wers nadaje tytuł całości: ten apel („Pokój niech będzie z tobą”), powtarza się jeszcze dwa razy, ale w formie krótkiej śpiewanej melodii, nie zaś deklamowanego tekstu, jak pozostałe fragmenty owego pierwszego ustępu, opartego na urywku z Ewangelii Św. Łukasza. Po nim następuje piękna i natchniona aria Welt, ade, ich bin dein müde („Żegnaj świecie, jestem tobą zmęczony”), napisana do słów Johanna Georga Albinusa. Szczególną rolę pełnią w niej partia koncertujących skrzypiec i ich ornamentów, wzbogacających element wokalny, czyli melodię śpiewaną przez solistę, a także wykonywany przez sopran chorał, którego melodię kompozytor zaczerpnął z kompozycji innego mistrza niemieckiej barokowej muzyki, Johanna Rosenmüllera. Pozostałe dwie części stanowią konkluzję całości, a jej sensem jest gwarancja zmartwychwstania i życia wiecznego. Drugi recytatyw Nun, Herr, regiere meinen Sinn („Panie, udziel łask swych zdroju”) jest również interesujący ze względu na obecność elementów śpiewanych i szczególną rolą słowa „korona”, występująca zresztą w poprzedzającym go duecie. Czwartą część stanowi niedługi, piękny chorał Hier ist das rechte Osterlamm („Oto Baranek prawdziwy”) z pełną obsadą wokalną.

Ciekawostką jest ostatnia pozycja płyty – nie jest to już kantata religijna, a na dodatek jej podłożem literackim nie jest tekst w języku niemieckim, ale we włoskim. Amore Traditiore (Miłości, ty zdrajczyni), BWV 203. Napisana jest tylko na głos basowy oraz klawesyn, ten ostatni ma rozbudowaną rolę nie tylko medium realizującego basso continuo, ale również wysuwającego się na plan pierwszy wręcz jako instrument obligatoryjny, koncertujący. Istnieją wątpliwości odnośnie jej autorstwa, co wydaje się tym bardziej uzasadnione, że podobnie jak w przypadku jej poprzedniczki, nie wiadomo dokładnie, kiedy i dla kogo kompozycja powstała. Wiemy, że Jan Sebastian Bach był doskonale zaznajomiony z nowinkami przychodzącymi z południa i miał dobrą orientację w życiu muzycznym i repertuarze ówczesnej Italii, dlatego sam fakt powstania takiej kompozycji może nie dziwić, ale efekt końcowy pozostawia znak zapytania, czy to aby na pewno jego dzieło? Na korzyść tezy o autentycznym autorstwie z kolei przemawia analiza stylu dzieła i jego spójności. Osobiście, zdecydowanie wolę twórczość sakralną do tekstów w języku niemieckich i uważam, że płyta w sumie mogłaby się bez tego dodatku obyć, ale skoro już jest, to warto jej się przyjrzeć i docenić decyzję wykonawców oraz producentów nagrania o zamieszczeniu owej ciekawostki chociażby w celach poznawczych, zwłaszcza że wykonanie nie opiera się na zasadzie „taryfy ulgowej” i nie różni się poziomem od pozostałych kantat. Utwór w pełni odpowiada swoim włoskim odpowiednikom w zakresie trzyczęściowej konstrukcji (aria-recytatyw-aria), jak i obsady, a przede wszystkim typowej tematyki, opisującej gorzki zawód z powodu miłosnych perypetii nieszczęśliwie zakochanego, podejmującego decyzję o uwolnieniu się od trosk uczuciowych i podjęciu życia bez zobowiązań, w spokoju i wolności.

Tak przedstawia się program krążka wytwórni Claves. Uczestniczący w nagraniu artyści zasługują zdecydowanie na ocenę pozytywną z racji dogłębnego zrozumienia treści literackich oraz zawartości muzycznej poszczególnych kompozycji oraz oddania ich odpowiednimi środkami retoryki oraz interpretacji. Oczywiście, mamy do czynienia z występem wokalno-instrumentalnej genewskiej formacji Gli Angeli, doskonale zaznajomionej z barokowym repertuarem i jego stylowym wykonawstwem. Dzieła Jana Sebastiana Bacha prezentują na koncertach od wielu lat. Muzycy posługują się instrumentami historycznymi, brzmiąc spójnie jako mała orkiestra, wśród której na wyróżnienie zasługują soliści, mający sporo do powiedzenia w poszczególnych kantatach; mowa jest o oboiście, skrzypaczce czy klawesyniście, będących mistrzami w swoim fachu. Wokaliści, starannie wykształceni absolwenci prestiżowych artystycznych uczelni, tworzą niewielki liczebnie, lecz starannie dobrany zespół brzmiący pięknie i nastrojowo w chorałach – nie brakuje im przecież doświadczenia w wykonywaniu podobnych fragmentów większych form, jako że w tej samej wytwórni mają już na koncie realizację chociażby Pasji wg św. Mateusza, nie mówiąc o wspomnianej na wstępie wartościowej i poruszającej wizji Mszy h-moll, która wywarła na mnie pozytywne wrażenie. To samo mogę powiedzieć o całości najnowszej płyty, za którą odpowiedzialność ponownie ponosi występujący w podwójnej roli dyrygenta oraz solisty Stephan MacLeod. Fakt, że para się i jednym, i drugim zajęciem, nie dziwi, mamy przykłady takiego rozdwojenia często w przypadku zespołów muzyki dawnej, ale nie czynię z tego absolutnie zarzutu, bowiem jest to artysta o wieloletnich i gruntownych doświadczeniach artystycznych, zdobytych na obu ważnych i trudnych polach muzycznej aktywności. Prowadzi całość pewnie i konsekwentnie, również jego udział jako basa nie daje powodów do narzekań, ani pod względem dykcji, ani techniki czy warsztatu. Wręcz przeciwnie, śpiewa z wyczuciem i zaangażowaniem. Jego dość jasny, wysoki bas o lirycznym zabarwieniu oddaje niuanse swojej partii i przyciąga uwagę słuchacza. Nie dominuje nad zespołem, ale na odwrót – wydaje się być jednym z jego członków, co jest bardzo ciekawym zabiegiem interpretacyjnym i koncepcyjnym. Mnie się ono podoba.

To wszystko sprawia, że prezentowane wydawnictwo, jak zawsze starannie przygotowane pod względem edytorskim przez Claves, jest interesującą pozycją wśród najnowszej dyskografii kantat Jana Sebastiana Bacha. Cechuje się odpowiednim, godnym podziwu poziomem wykonana, jest też satysfakcjonujące pod względem jakości dźwięku. Miłośnicy muzyki kompozytora nie powinni być nim rozczarowani. Obiecuję jeszcze co najmniej raz opisać swoje wrażenia odniesione podczas słuchania kreacji szwajcarskich artystów, co będzie o tyle interesujące nie tylko dla mnie i polskich melomanów, że przedmiotem przyszłych rozważań będzie muzyka pochodząca z siedemnastowiecznego Wrocławia:




Płytomaniak


Johann Sebastian Bach

Kantaty basowe

Ich will den Kreuzstab gerne tragen, BWV 56; Ich habe genug, BWV 82; Der Friede sei mit dir, BWV 158; Amore traditore, BWV 203

Stephen MacLeod , bas Emmanuel Laporte, obój; Eva Saldin, skrzypce; Bernard Cuiller, klawesyn Gli Angeli Genève Stephan MacLeod, dyrygent

Claves 50-3049 w. 2022, n. 2021 CD, 64’32” ●●●●●○


Przedmiotem omówienia jest nagranie w postaci fizycznego CD, nadesłanego do autora bezpośrednio przez wydawcę, wytwórnię Claves. Jej polski przedstawiciel w żaden sposób nie przyczynił się w uzyskaniu materiału do recenzji.



Komentarze

Popularne posty