Pianiści grają Brahmsa - III Sonata w roli głównej (1).

 


Poniższa recenzja otwiera małą serię omówień nagrań muzyki fortepianowej Johannesa Brahmsa, których wspólną cechą jest wykonanie III Sonaty f-moll oraz innych kompozycji wypełniających program. W ciągu ostatnich lat, jako uważny wielbiciel tego repertuaru dopatrzyłem się co najmniej kilka interesujących propozycji fonograficznych z udziałem pianistów młodego i średniego pokolenia, pomyślałem więc sobie, że taki przegląd płyt może być całkiem interesujący i wpisujący się idealnie w moje muzyczne gusta. Sądzę również, że nikt nie będzie mi mieć za złe, że ów cykl otworzy jedna z najnowszych, a jednocześnie najciekawszych i najwybitniejszych pod względem artystycznym rejestracji arcydzieł twórczości niemieckiego mistrza, będąca zasługą Aleksandra Kantorowa. Młody pianista jest dobrze znany również z recenzji Płytomaniaka, który obiecał omówić wszystkie płyty sygnowane nazwiskiem artysty i publikowane przez wytwórnię BIS. Co prawda, nie zawsze się udaje zachować porządek chronologiczny, jako że w tym przypadku mamy jeszcze drugą i czwartą z pięciu pozycji dotychczas wydanych przez szwedzkiego wydawcę, ale z racji tego, że jest to świeża nowość, w dodatku entuzjastycznie przyjmowana przez krytykę i słuchaczy, postanowiłem zająć się nią w pierwszej kolejności – i nie żałuję, albowiem jest to produkcja zasługująca na najwyższe uznanie pod każdym względem.

Bardzo się cieszę, że w końcu Aleksander Kantorow sięgnął po muzykę Brahmsa, odgrywającą przecież niezwykle ważną rolę w jego życiu artystycznym. Warto przy tej okazji przypomnieć, że młody wirtuoz grał piekielnie trudny II Koncert B-dur na prestiżowym Konkursie im. Piotra Czajkowskiego, którego zwycięzcą stał się w wieku 22 lat. Kompozytorowi poświęcił też znaczną cześć (II Sonata, I Rapsodia) przedostatniej płyty, wydanej w roku 2020 i obsypanej nagrodami przez zagraniczne opiniotwórcze media. Przyjdzie może czas, że ujrzy światło dzienne album z Koncertami, o czym niżej podpisany marzy od momentu zetknięcia się po raz pierwszy ze sztuką pianisty. Sam Aleksander Kantorow, że Brahmsa po prostu uwielbia, uznaje go za swojego ulubionego kompozytora, toteż nie dziwi fakt, że poświęcił mu całą płytę, trwającą imponujących 85 minut. Płytę wspaniałą pod względem artystycznym i jakości dźwięku – pozycją obowiązkową dla wielbicieli artysty, twórcy i generalnie wielbicieli wielkiej pianistyki.

Program krążka ułożono w porządku chronologicznym – otwierają go przepiękne i nastrojowe Ballady op. 10, następnie sednem programu jest wielka i wspaniała III Sonata f-moll, zaś godnym zwieńczeniem całości jest opracowanie na lewą rękę Chaconny z II Partity na skrzypce solo Jana Sebastiana Bacha. Pierwsza i ostatnia pozycja znalazła się m.in. na chwalonym przeze mnie albumie wytwórni Arts z interesującą, skupioną i wybitną interpretacją Benjamina Engelego. Wykonanie Aleksandra Kantorowa przynosi jeszcze więcej pozytywnych wrażeń, oszałamiając wręcz słuchacza mistrzostwem kreacji, doskonałą techniką, a przede wszystkim perfekcyjnym, dogłębnym zrozumieniem muzyki Johannesa Brahmsa.

Od początku do końca gra artysty porywa odbiorcę swoją wizją, skupieniem się na szczegółach, wrażliwością na barwę i jakość dźwięku, pokazaniem głębi myśli, ogromu emocji oraz czysto brzmieniowego piękna ukrytego w każdej z zaprezentowanych pozycji, ale szczególnie przemawiających do serca w czterech Balladach. W kreacji francuskiego wirtuoza można się w nich zakochać od pierwszego „usłyszenia”, mimo że znamy je doskonale z innych interpretacji, czasami naprawdę wybitnych, ale wizja Aleksandra Kantorowa bije je wszystkich na głowę i wysuwa się, w moim przekonaniu, na czoło fonograficznych rejestracji op. 10. Imponuje i zachwyca stosunek do tempa – słyszymy bardzo skupioną interpretację, pozwalającą muzyce wybrzmieć za sprawą wolniejszej niż zazwyczaj, ale bardzo konsekwentnie poprowadzonej narracji, co doskonale przysłużyło się Balladzie d-moll (nr 1). Jest w niej dzięki temu wyjątkowa atmosfera, niezwykle romantyczna, przeszywająca do szpiku kości podczas słuchania za sprawą rewelacyjnego stosunku wykonawcy do kwestii czasu oraz ciszy. Części skrajne generują odpowiedni emocjonalny wymiar kreacji, przenoszącej podczas słuchania odbiorcę w niezwykłe światy wyobraźni, zaś ustęp środkowy wprowadza należyty kontrast wyrazowy oraz agogiczny. Aleksander Kantorow imponuje tutaj wspaniale zrealizowanym crescendo i ogromną rozpiętością dynamiki, pozwalającej zabrzmieć instrumentowi w pełnej krasie, zwraca przy tym uwagę główny rytmiczny motyw złożony z trzech ósemek (triol) oraz półnuty, przypominający poniekąd swoja strukturą jeden z tematów pierwszej części I Symfonii, zwłaszcza jej dramatycznego przetworzenia. Idyllicznym klimatem i pięknem cechują się również podobne odcinki następnego utworu, Ballady D-dur, rozdzielonej bardzo burzliwym i efektownym epizodem środkowym; w jego przypadku kompozytor zdecydował się na znacznie szybsze tempo niż analogiczne miejsce u poprzedniczki (za sprawą rad Roberta Schumanna). I tutaj bogactwo dźwięku i wolumenu brzmienia, jak również wyrazistość artykulacji wystawiają jak najlepsze świadectwo wykonawcy, który, pokazując tam gdzie trzeba lwi pazur, nie zapomina o subtelności i pięknie. Trzecia pozycja cyklu (Intermezzo h-moll), różni się od poprzedniczek: rozpoczyna się gwałtownymi akordami w tonacji mollowej w żywym tempie, zaś część środkowa zachwyca skupieniem i dźwiękami w wysokim rejestrze w Fis-dur, o wybitnych walorach kolorystycznych i ekspresji; przyznam się, że uwielbiam ten fragment, a pod wspaniałymi palcami Aleksandra Kantorowa brzmi on przejmująco i wzruszająco – przepięknie. I wreszcie najbardziej rozbudowana, bo trwająca aż 8 minut Ballada H-dur, której forma i treść jest najbardziej swobodna, niemalże kapryśna, ale pomimo tego naprawdę poetycka i nastrojowa. Młody artysta fenomenalnie radzi sobie z narracyjnymi meandrami utworu, przykuwając uwagę słuchacza od pierwszej do ostatniej nuty, co zasługuje na podkreślenie ze względu na fakt, że czwarta część cyklu jest, przynajmniej teoretycznie, najmniej efektowna i wpadająca w uszy. Pomimo tego uznaję ją za naprawdę fascynującą pod względem brzmieniowym, wybiegającą daleko w przyszłość – niektórych fragmentów stworzonych przez 21-latka nie powstydziłby się Johannes Brahms niemalże pół wieku później, u schyłku życia, tworzący przejmujące i piękne opp. 116-119. Nie powstydziłby się ich nawet sam Claude Debussy ze swoimi impresjonistycznymi Preludiami w zupełnie innej muzycznej epoce. Podsumowując: zaprezentowane na krążku Ballady op. 10 są w moim przekonaniu najpiękniejszą i najpełniejszą pod względem interpretacyjnym i dźwiękowym wersją nagrań dostępną na płytach. Pasja i wrażliwość pianisty, wspaniałe zrozumienie treści i formy utworów i oddanie ich za pomocą różnych środków techniki wykonawczej oraz sposobu interpretacji, głównie doskonałych temp, nieco wolniejszych od większości konkurencyjnych rejestracji, sprawiły, że słuchanie z owym cyklem jest doznaniem wyjątkowym dla wielbicieli wielkiej pianistyki.

Równie przekonująco w wersji Aleksandra Kantorowa zabrzmiało dzieło wielkiego formatu, zarówno pod względem wartości w dorobku kompozytora i historii muzyki, jak i rozmiarów (41 minut). To ciekawe, że pianista jest o kilka lat starszy (rocznik 1997) od zaledwie dwudziestoletniego Brahmsa, rozpoczynającego swoją „prawdziwą” i autoryzowaną twórczość od najbardziej wymagającego gatunku – sonaty. Jak pisze w monografii (PWM, 1969) Ludwik Erhardt:

Sonata f-moll op. 5 jest trzecią i ostatnią sonatą fortepianową Brahmsa. Nigdy potem nie wrócił do tej formy. Jest to zrozumiałe: w muzyce orkiestrowej odkrył wkrótce możliwości wypowiedzenia tego wszystkiego, do czego fortepian był za ubogi. (…) Jest chyba najdoskonalszym i najgłębszym dziełem z młodzieńczego okresu twórczości: to także jedno z największych fortepianowych arcydzieł romantyzmu.

Można by się zastanawiać, jak potoczyłyby się losy autora i dzieje muzyki, gdyby na trzech pozycjach nie poprzestał, ale z drugiej strony mamy przecież w jego dorobku wspaniałe dzieła kameralne z udziałem fortepianu- Kwintetem oraz Kwartetami Płytomaniak obiecuje się zająć. Aleksander Kantorow za to zajął się na poważnie op. 5 – ze znakomitym efektem końcowym. Wspomniałem o młodym wieku wykonawcy i autora, ale zarówno w samym dziele, jak i jego kreacji słychać imponującą dojrzałość i mądrość obydwu. Doskonale buduje formę – nietypową, bo złożoną aż z pięciu części, z których każda ma swój właściwy rys: pierwsze Allegro maestoso jest dramatyczne i bohaterskie, drugi ustęp, oznaczony jako Andante espressivo przynosi chwile spokoju i liryzmu, środkowe Scherzo przypomina szybkiego i trochę szalonego walca, czwarte ogniwo, króciutkie, trwające niespełna cztery minuty i trafnie nazwane jako Intermezzo, ma charakter wybitnie refleksyjny i poważny, przypominając wręcz marsza żałobnego. W finałowym rondzie pianista nie zapomina o intencji kompozytora: przywoływaniu tematów z poprzednich części, dzięki czemu kompozycja jako całość jest bardzo spójna, a przy tym porywa majestatem, temperamentem i siłą wyrazu. Spore rozmiary utworu, aż 41 minut, nie są dla pianisty przeszkodą, jego gra uwzględnia niuanse wszelkiego rodzaju, a przy tym utrzymuje w napięciu odbiorcę od początku do końca. Sądzę, że kreacja tak ważnego i wybitnego dzieła, jakim jest III Sonata f-moll, jest wielkim sukcesem młodego francuskiego wirtuoza.

Podobnie się rzecz ma z ostatnią pozycją krążka – opracowaniem fragmentu II Partity na skrzypce solo Jana Sebastiana Bacha. Słynna Chaconna d-moll w wersji na lewą rękę jest ogromnym wyzwaniem dla pianistów – nie tylko pod względem technicznym, ale przede wszystkim interpretacyjnym. Jak sam autor opracowania przyznawał, w owej kompozycji zawarte są „najgłębsze myśli i poruszające emocje”. Mistrzostwo, z jakim Brahms podszedł do niełatwego zadania przełożenia skrzypcowego dzieła wyłączenia na lewą rękę, jest godne podziwu, tym bardziej, że zrobił to z ogromnym szacunkiem dla oryginału, a jednocześnie napełnił najbardziej znaną Etiudę wg Bacha typowymi dla siebie cechami: trudnościami warsztatowymi w zakresie gry, a także rysem powagi i poruszającą ekspresją. Ten element jest istotny przy słuchaniu wybitnej kreacji Aleksandra Kantorowa. Na przestrzeni 17 minut trwania, z każdą kolejną wariacją odczuwać można ogromny zachwyt i podziw dla obu kompozytorów i wzruszeń, jakie daje słuchaczowi obcowanie z tym arcydziełem. Słowa uznania należą się też oczywiście pianiście – za odwagę, bezkompromisowość, wnikliwość interpretacji i artystyczną dojrzałość, a to wszystko sprawia, że jego kreacje są bardzo poruszające i przenoszą odbiorcę w wyjątkowy wymiar piękna i głębi.

Z każdą kolejną nagraną płytą zachwycam się coraz bardziej tym, co Aleksander Kantorow ma do powiedzenia w swoich starannie dobranych i niezwykle spójnie wykonanych programach. Niniejszy album łączy bardzo dobrą realizację dźwięku, typową dla wytwórni BIS, z rewelacyjną kreacją ciekawego i pięknego repertuaru, bliskiego sercu zarówno młodego pianisty, jak i wielbicieli muzyki Johannesa Brahmsa, w tym niżej podpisanego. Słucha się go od początku do końca z zachwytem i satysfakcją. Coś pięknego.


Paweł Chmielowski


Johannes Brahms

Ballady op. 10; Sonata nr 3 f-moll, op. 5; Chaconna (wg J. S. Bacha)

Alexandre Kantorow, fortepian

BIS-2600 w. 2021, n. 2021 (SACD), 85’16” ●●●●●●


Nagranie zostało udostępnione w formie elektronicznej przez wydawcę, wytwórnię BIS.


Komentarze

Popularne posty