Andrzej Borejko i Symfonie D. Szostakowicza (1).

 


Nie jestem pewien, czy powstanie niniejszego albumu związane było ze 100. rocznicą urodzin Dymitra Szostakowicza, wydarzenia bardzo obfitującego w fonograficzne nowości i wznowienia, co niezmiernie cieszyło wielbicieli twórczości Rosjanina, w tym niżej podpisanego. W każdym razie dobrze się stało, że ujrzał on światło dzienne i zapoczątkował małą serię nagrań poświęconych kompozytorowi z udziałem Andrzeja Borejki i Orkiestry Symfonicznej Radia Niemieckiego w Stuttgarcie, wydawanych przez ową instytucję na przestrzeni następnej dekady, co będzie przedmiotem zainteresowania Płytomaniaka w co najmniej kilku tekstach. Powiększył również chyba dość skromną w owym czasie ofertę z muzyką Rosjanina w wytwórni Hänssler Classics, zaś ostatnia pozycja owego projektu, zawierająca VIII Symfonię, ukazała się już wyłącznie pod szyldem SWR Music.

Mamy do czynienia z produkcją na pewno ciekawą, zawierającą repertuar wybitny i niezwykle ważny w dorobku Dymitra Szostakowicza. Zamykająca płytę krótka, bo ledwie siedmiominutowa suita z opery Lady Macbeth mceńskiego powiatu, jest, jak głosi wydawca, światową premierą fonograficzną jej oryginalnej i przez wiele lat niewykonywanej wersji. Nie wydaje się to do końca prawdą, bo sprawdzenie tego w internecie pokazuje np. albumy wytwórni Deutsche Grammophon czy Cappriccio, zawierający identyczny materiał dyrygowany przez odpowiednio: Thomasa Sanderlinga oraz Michała Jurowskiego. Pozostawiwszy na uboczu ową kwestię, warto zauważyć, że na Suitę składają się interludia, pełne dźwiękowej agresji, pasji, brutalności, zagrane brawurowo i z odpowiednią siłą wyrazu przez Orkiestrę Radia ze Stuttgartu i współpracującego z nią od dawna dobrze znanego u nas artysty – Andrzeja Borejki, aktualnego szefa muzycznego Filharmonii Narodowej. Wtedy – od 2005 roku pierwszego dyrygenta niemieckiego zespołu. Muzyk wydawał się idealnym kapelmistrzem, jeśli weźmie się pod uwagę pochodzenie (polskie i rosyjskie korzenie), a przede wszystkim rozmiłowanie w muzyce XX wieku, w tym twórców zza naszej wschodniej granicy. Warto przy tej okazji wspomnieć o co najmniej kilku propozycjach fonograficznych z udziałem dyrygentów z krajów byłego ZSRR, prowadzących niemieckie formacje w nagraniach muzyki Dymitra Szostakowicza: od historycznych już zapisów występów Kiryłła Kondraszyna ze Staatskapelle Dresden (Profil), po bardziej współczesne kreacje Siemona Byczkowa z Filharmonikami Berlińskimi (Philips) i WDR Sinfonie-Orchester z Kolonii (Avie), z którą bardzo dobry cykl Symfonii nagrał sam Rudolf Barszaj (Brilliant Classics), po ważne dokonania Marissa Jansonsa i Orkiestry Symfonicznej Radia Bawarskiego (EMI oraz BR Klassik).

Centralny punkt programu płyty, IV Symfonia c-moll op. 36, jawi się zatem jako pozycja nieprzypadkowa, a co więcej, jako gruntownie przemyślana i opanowana na odpowiednim poziomie techniki i interpretacji całość. Jest nie lada sztuką przekonać „zwykłych” słuchaczy i krytyków do swojej wizji potężnej, trwającej ponad godzinę partytury, jeśli uwzględni się jej rozmiary, ogromną obsadę, a także wymagania stawiane wykonawcom oraz odbiorcom. Przypomnieć można fakt, że powstała dzięki znajomości z osobą niezwykle ważną w życiu kompozytora – Iwanem Solertyńskim, którego zasługą było m.in. zapoznanie młodego wówczas kompozytora z muzyką Gustawa Mahlera. Ślady tego są wyraźnie rozpoznawalne w Czwartej, jak mało której z Symfonii Szostakowicza, co przejawia się w swobodnie ukształtowanej, lecz monumentalnej formie, specyficznym sposobie myślenia o powiązaniach między architekturą a treścią dzieła, wypełnieniu go oryginalnym językiem i ekspresją, nadaniu mu porywającego kształtu dźwiękowego dzięki wspaniałej instrumentacji. Kompozycja tak nowa i ważna w dorobku autora okazała się dla niego niebezpieczna ze względów praktycznych, czytaj: politycznych, dlatego przeleżała w szufladzie ponad 25 lat, aż do pamiętnego koncertu w 1961 roku, którego triumf miał ogromne znaczenie nie tylko artystyczne.

Powiedzieć, że Andrzej Borejko i jego zespół skutecznie przedstawili wizję autora zawartą w tej przejmującej, dramatycznej muzyce, pełnej pasji, grozy i rezygnacji, wypełnionej złożonymi rytmami, kontrapunktami oraz harmoniami, byłoby banałem i niedocenieniem ogromnej pracy artystów włożonej w przygotowanie tak wymagającego dla nich utworu. Sięgnąwszy po latach po recenzowane nagranie, odkryłem je na nowo i doceniłem niewątpliwe zalety: świetnie dobrane tempa, interpretację utrzymaną na naprawdę wysokim poziomie, niedającym żadnego powodu do narzekań, doskonale poprowadzoną od początku do końca narrację oraz imponujące brzmienie. Jest pełne blasku i barw wynikających z mistrzowskiej instrumentacji oraz biegłości, z jaką dyrygent podszedł do każdej sekcji. Zachwycił mnie także dynamizm gry oraz zaangażowanie wykonawców, bez którego tak obfitująca w emocje i zróżnicowana wyrazowo IV Symfonia nie wywarłaby odpowiedniego wrażenia, tymczasem przykuła moją uwagę w każdej z trzech mistrzowsko zaprojektowanych i bardzo dobrze zagranych części: potężnego, wstrząsającego i pełnego grozy pierwszego Allegretto, krótszego, ale nie mniej intensywnego Moderato con moto, jak również będącego prawdziwym konglomeratem myśli i struktur Finału. Jest on jednak z tego powodu najtrudniejszym ogniwem i nie zawsze udaje się oddać sprawiedliwość jego znaczeniu i wartości, grając przekonująco przez 27 minut od początku do końca, w należyty sposób oddając ogrom emocji, włącznie z tymi lżejszymi, z groteską i ironią na czele. Wydaje mi się, że nie bohaterowie niniejszego przedsięwzięcia również nie odnieśli całkowitego sukcesu w tym zakresie, aczkolwiek generalnie rzecz ujmując, ich występ, jeśli chodzi o ogólne wrażenia odniesione po wysłuchaniu całego utworu, zasługuje na naprawdę gorące brawa. Miałbym tylko jedną krytyczną uwagę co do układu programu na krążku; wydaje mi się dość absurdalne, że po niesamowitych, tajemniczych (partia czelesty) i zamierających w absolutnej ciszy ostatnich taktach Symfonii, z następną ścieżką rozpoczyna się głośny, bombastyczny łomot pierwszej części Suity, wyprowadzając słuchacza ze stanu poruszenia głębią i powagą Czwartej, sprawiając mu dość przykrą niespodziankę – kontrast między tymi fragmentami jest zbyt duży, by można to było pominąć milczeniem. Zdecydowanie sensowniej byłoby zmienić kolejność nagranych pozycji, uwzględniając również chronologię powstania dzieł, na odwrotny: Suita - Symfonia.

Stałą się rzecz warta odnotowania: słuchając ponownie prezentowanego nagrania, na nowo pojąłem i pokochałem Czwartą, której oszałamiająca ekspresja i olśniewająca instrumentacja wywarła na mnie piorunujące wrażenie, każąc mi sięgać po op. 36 tak często, jak się da. Choć spośród dzieł tego gatunku w bogatym dorobku Szostakowicza mam swoich faworytów, to do ich grona dołącza wreszcie IV Symfonia c-moll, prawdziwe arcydzieło muzyki XX wieku. Nie sądzę, bym mylił się w wysokiej ocenie wykonania – przekonało mnie w pełni pasją, dynamizmem, skrupulatnością w realizacji potężnej i piekielnie trudnej partytury. Cieszę się, że moje pierwsze recenzenckie nagranie wspaniałego utworu utwierdziło mnie w przekonaniu nie tylko do wartości samej rejestracji, jak i znaczenia dzieła – od teraz bardzo mi bliskiego.

Warto się uważnie przysłuchać zarówno samej IV Symfonii, nieczęsto goszczącej w programach koncertów naszych filharmonii, jak też docenić wartość wykonania i trud włożony w prezentację trudnego, lecz fascynującego dzieła, będącego wstrząsającym świadectwem czasów, w których powstało. Co prawda omawiane nagranie z pewnym trudem może zostać uznane za jedyne i najlepsze, jeśli chodzi o dość bogatą dyskografię Czwartej, lecz nikt nie powinien być nim szczególnie rozczarowany, również pod względem odpowiedniej jak na koncertowe warunki jakości technicznej i realizacji dźwięku, co ma niebagatelne znaczenie przede wszystkim w przypadku spektakularnej Symfonii, zarejestrowanej, podobnie jak Suita, „na żywo” w Liederhalle we Stuttgarcie.


Paweł Chmielowski


Dymitr Szostakowicz

Symfonia nr 4 c-moll op. 36; Suita z opery Lady Macbeth mceńskiego powiatu op. 29a

Radio-Sinfonieorchester Stuttgart des SWR • Andrey Boreyko, dyrygent

Hänssler Classics CD 93.193 • w. 2007, n. 2005/2006 • CD, 72’23” ●●●●○○


Komentarze

Popularne posty