Wybitna kreacja dyrygencka - Riccardo Muti i IX Symfonia Brucknera.

 


Nie wiem, czy ktoś z Czytelników bloga dostrzegł fakt, że niektóre z zamieszczonych tutaj recenzji stanowią swoisty przegląd dokonań i działalności orkiestr symfonicznych z USA, nagrywających bądź dla światowych wytwórni, bądź w ramach własnych agend fonograficznych, wpisując się w popularny trend, trwający już od dobrych kilkunastu lat. Przypomnijmy, że jak na razie omawiałem albumy zespołu z Bostonu z Symfoniami D. Szostakowicza, z Pittsburgha – z kompozycjami L. van Beethovena, R. Straussa oraz tą samą Dziewiątą Antona Brucknera, będącą właśnie teraz moim kolejnym obiektem zainteresowania na albumie Orkiestry Symfonicznej z Chicago, ale to nie wszystko. Płytomaniak zajmie się też wydawnictwami tradycyjnymi lub cyfrowymi Filharmoników Nowojorskich, Orkiestry z San Francisco, Filadelfii, Utah, Minnesoty a przede wszystkim prowadzącej chyba najaktywniejszą działalność Seattle Symphony Orchestra. Okazji do porównań i analiz nie zabraknie, ale najważniejsze, że nie będzie można narzekać na ilość i jakość nagrań klasycznego, romantycznego, dwudziestowiecznego i współczesnego repertuaru.

W tej drugiej kategorii niewątpliwe osiągnięcia wykonawcze w postaci imponującej dyskografii ma Orkiestra Symfoniczna z Chicago, przede wszystkim za sprawą szefowania jej przez sir Georga Soltiego jako szefa w latach 1961-1991 (nad jego następcą, Danielem Barenboimem, wypadałoby spuścić zasłonę milczenia). Dopiero objęcie funkcji naczelnego dyrygenta przez Bernarda Haitinka w roku 2006 przyniosło impuls do powstania własnego wydawnictwa płytowego, CSO Resound, prezentującego zapis wybranych koncertów z udziałem swoich muzycznych dyrektorów: wspomnianego powyżej holenderskiego maestro, a przede wszystkim piastującego ową funkcję od roku 2010 Riccardo Mutiego. W tym kontekście żałować można jedynie faktu, że CSO Resound jest dość oszczędne i kolejne nowości niezbyt często pojawiają się na rynku, dość powiedzieć, że cały katalog liczy jak dotąd mniej niż dwadzieścia tytułów, co nie jest zbyt imponującą liczbą jak na istniejące od roku 2007 wydawnictwo. Sądzę jednak, że nie jest to jakaś szczególny problem do słuchaczy i sympatyków Chicagowskiej Orkiestry, której każdy występ oraz nagranie płytowe zwykło się było traktować jako wielkie wydarzenie.

Myślę, że podobnie było z koncertami Riccarda Mutiego w czerwcu 2016 roku, podczas których poprowadził IX Symfonię Antona Brucknera. Fani urodzonego w Neapolu już 80 lat temu artysty doskonale wiedzą, że dysponuje on szerokim repertuarem i wielkie dźwiękowe konstrukcje Austriaka nie są w nim niczym nowym, zaś mniej obeznani z dorobkiem dyrygenta powinni się dowiedzieć, że Muti sięga do Brucknera już od dawna – pierwsze nagrania z Filharmonikami Berlińskimi powstały bodajże w latach 80 (EMI), z późniejszych warto wspomnieć rejestrację Drugiej na Festiwalu Salzburgu przy udziale Filharmoników Wiedeńskich (DG).

Jego Dziewiąta jest jednym z najlepszych nagrań twórczości Brucknera w ostatnich latach. Mało która rejestracja wywarła na mnie równie doskonałe wrażenie spójnością koncepcji i jej konsekwentną realizacją, całościową wizją dyrygenta i skupieniem na szczegółach, siłą wyrazu i doskonałą konstrukcją formalną. O Riccardo Mutim jest wśród krytyków i recenzentów dobrym tonie mówić niezbyt przychylnie, co mnie akurat dziwi, jest to jakby nie patrzeć kapelmistrz światowej sławy, o imponującym dorobku artystycznym oraz fonograficznym, w którym znalazły się chociażby zapisy kompletów Symfonii J. Brahmsa, F. Schuberta. L. van Beethovena, R. Schumanna, P. Czajkowskiego czy A. Skriabina. Artysta doskonale rozumie wielkość dzieła i jego potęgę – to Dziewiąta monumentalna, pełna pasji, dramatyzmu i ekspresji, unikająca przerysowań czy kontrowersji, oparta za to na niezwykle starannym odczytaniu partytury, co jest dla włoskiego maestro typowe. Bardzo dobre są tempa: choć czas trwania utworu oscyluje wokół „przepisowych” 62 minut, nie ma się nigdzie wrażenia jakiegokolwiek pośpiechu, zaś poszczególne odcinki, tam gdzie potrzeba, są kształtowane odpowiednio elastycznie i przekonująco. Wspaniale poprowadzona jest potężna część pierwsza, wręcz idealne pod względem wymiarów czasowych jest efektowne Scherzo (ciut wolniejsze niż zazwyczaj, zachwyca potęgą i ekspresją, nie jest to zwykły łomot z zagonionym do przesady pulsem, typowym dla wielu innych wykonań), również wzruszające do głębi Adagio cechuje się płynnością, nie grozi mu niebezpieczeństwo rozwlekłości, w niczym nie traci na swoich estetycznych walorach. Zasługą doświadczenia i maestrii dyrygenta jest nie tylko idealne poprowadzenie narracji przez ponad godzinę trwania dzieła, nadanie mu doskonałych ram formalnych i czasowych, ale również uwypuklenie niewątpliwego potencjału melodycznego w postaci umiejętnego posługiwania się poszczególnymi grupami instrumentów, wśród których wiodą prym pełne wyrazu skrzypce, wiolonczele oraz rogi. Mało kto chyba zdaje sobie sprawie, jak wiele pięknych brzmieniowo jest w partyturze Dziewiątej miejsc o wybitnie romantycznym charakterze – i to nagrania zapada w pamięć pod tym względem. Nie muszę specjalnie dodawać, że szczególnie imponujące pole do popisu ma w niej sekcja blachy, zwłaszcza w przejmującym, powolnym finale, zawierającym wspaniałe chorały puzonów, rogów i tub. Ta sekcja Orkiestry z Chicago od dawna cieszy się zasłużoną renomą jako jedna z najlepszych na świecie i niniejsza kreacja pokazuje, że owe opinie są uzasadnione, aczkolwiek ja osobiście przy tej okazji zdecydowanie przypomnę również fantastycznie sprawującą się grupę blaszaną amsterdamskiej Concertgebouw Orchestra.

Do tej beczki miodu muszę jednak wrzucić łyżkę dziegciu. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie realizacja techniczna nagrania, która nie pozwala się w pełni sycić naprawdę wybitną kreacją dyrygencką w genialnej Symfonii Brucknera. Dziwi mnie, że tak renomowana instytucja, czyli płytowa agenda Orkiestry z Chicago, nie dba o lepsze pod względem dźwiękowym przygotowanie zarejestrowanego materiału, zasługującego na naprawdę dobry mastering, bo tylko w takim wypadku kolejne nagranie doskonale znanego repertuaru, z po raz setny zamieszczoną pozycją, ma szansę przebicia się na współczesnym rynku płytowym. Doskonale rozumieją to najsłynniejsi europejscy konkurenci zespołu – Filharmonicy Berlińscy oraz Królewska Orkiestra Concertgebouw, wypuszczający swoje nagrania w sposób nie tylko absolutnie profesjonalny, ale także technicznie przekonujący w najwyższym stopniu. Również sama Chicago Symphony Orchestra ma w swoim dorobku płytowym rejestracje IX Symfonii Brucknera, pośród których kreacja sir Georga Soltiego (Decca) z 1985 roku, zrealizowana co prawda jako nagranie studyjne, ale w tej samej Orchestra Hall co niniejsze nagranie, mimo upływu ponad 30 lat, wytrzymuje próbę czasu i pod tym względem.

Moja końcowa ocena całości wynika przede wszystkim z podziwu dla naprawdę imponującej kreacji dyrygenckiej Riccarda Mutiego i wspaniałej grającej Chicago Symphony Orchestra i żałuję, że podobnego zachwytu naprawdę nie mogę skierować również pod względem lepszej jakości dźwięku, a szkoda. Mielibyśmy w takim przypadku jedną z najciekawszych i najwybitniejszych wersji IX Symfonii Antona Brucknera zrealizowanych w ostatnich dekadach.


Paweł Chmielowski


Anton Bruckner

Symfonia nr 9 d-moll

Chicago Symphony Ochestra • Riccardo Muti, dyrygent

CSOR 901 1701 • w. 2017, n. 2016 • (CD), 62’20” ●●●●●○

Komentarze

Popularne posty