Muzyka pełna fantazji i odkryć - Goldmund Quartet gra dzieła J. Haydna.
„Przez
lata chodziła mi po głowie pewna melodia, którą uważam za
absolutnie najpiękniejszą ze wszystkich mi znanych i cały ten czas
wyobrażałem sobie, że jej autorem jest Mozart. Później okazało
się jednak, że była to melodia z któregoś kwartetu
Haydna. Uzmysławia to, jak często o Józefie Haydnie właściwie
się zapomina. Mówimy o Mozarcie, Beethovenie, mamy tendencję do
skupiania uwagi na jednej osobie (taka sama sytuacja zachodzi w
dziedzinie literatury). Magia nazwiska, uprzedzenie czy przygotowania
jest na tyle silna, że nie wiedząc, czyja to melodia, założyłem,
że musi to być Mozart” (Cieszę się darem życia.
Rozmowy z Wojciechem Kilarem. PWM, 1997).
Niech
te słowa wybitnego kompozytora posłużą za dobry wstęp do
omówienia płyty, którą z niewątpliwą przyjemnością
przedstawiam, a powodów do zadowolenia jest co najmniej kilka.
Pierwszy – twórczość wielkiego klasyka, ujawniająca tutaj swoje
najlepsze zalety: doskonałość formalną, zwięzłość myśli,
prostotę w doborze tematów i wyrafinowanie w przekształcaniu ich,
ogromną fantazję twórczą, a przede wszystkim rys humoru i pogodę.
Miłośnicy kameralistyki epoki klasycyzmu z pewnością powinni
docenić omawiane nagranie i zainteresować się nim już choćby z
ww. względów. Sama muzyka, choćby najbardziej doskonała w treści
i formie, nie wystarczyłaby jednak do wzbudzenia tak pozytywnych
odczuć, gdyby jej nie odpowiednie wykonanie, dzięki któremu ona
żyje i zachwyca odbiorcę (wielbiciela Józefa Haydna i gatunku
kwartetu smyczkowego – niżej podpisanego). Cieszę się, że
kolejną propozycję wytwórni Naxos mogę poświęcić nie tylko
jednemu z ulubionych kompozytorów i epoce, ale także nowym
talentom, a do nich należy debiutujący w barwach fonograficznego
potentata zespół młodych niemieckich artystów, pochodzących z
Monachium. Choć od momentu rynkowej premiery prezentowanego
wydawnictwa minęło już kilka lat, nagranie z trzema dziełami
wiedeńskiego klasyka nie straciło nic na atrakcyjności, sprawiając
mi tę samą radość zarówno w trakcie pierwszego, jak i
wielokrotnego odtwarzania.
Goldmund
Quartet układa program swojego krążka w określonym porządku
chronologicznym, co zasługuje na pochwały, ponieważ na przykładzie
trzech pozycji można prześledzić rozwój warsztatu i języka
Józefa Haydna, będącego przecież niekwestionowanym mistrzem
gatunku, opierającego się na połączeniu pierwszych i drugich
skrzypiec, altówki oraz wiolonczeli. W Kwartecie B-dur op. nr
1 i ukształtowanie pięciu części, przypominających raczej
divertimento i typ faktury z wyraźną supremacją prymariusza
jeszcze nie w pełni odpowiadają kanonom, co może nie dziwi,
ponieważ utwór został opublikowany w roku 1764. Nie zmienia to
jednak faktu, że jest godny swego twórcy, skrzy się pomysłami, a
wolne ogniwo zachwyca głębią, spokojem, linią melodyczną oraz
ekspresją. Kolejny datowany jest już na rok 1781 i nosi już
znamiona rozwoju techniki kompozytorskiej i operowania obsadą,
łącząc w doskonałej równowadze sztukę twórczą najwyższej
rangi i rozrywkę w dobrym sensie tego słowa. O
poczuciu humoru
autora świadczy chociażby sam początek otwierającego
całość Vivace
assai z Kwartetu
G-dur op. 33 nr 5 – dwa
enigmatyczne takty pojawiają się na samym wstępie, a następnie
„normalnie” na końcu tego ogniwa, mogąc wprawiać słuchacza w
zamierzone zapewne celowo zakłopotanie i zdumienie. Klasyczna
stylistyka kompozycji i jej przejrzystość nie ulegają tu
najmniejszej wątpliwości, dowodząc postępu poczynionego przez
Józefa Haydna. Głowna rola pierwszych skrzypiec nie jest już tak
ewidentna, również partie pozostałych instrumentów dochodzą do
głosu i stają się bardziej samodzielne. Warto zauważyć, że
właśnie w owym zbiorze sześciu dzieł pojawia się zamiast
zwyczajowego menueta scherzo na określenie trzeciej części, zwykle
utrzymanej w metrum na trzy i mającej taneczny charakter. Tak więc
ci z mniej
zaawansowanych słuchaczy, którzy dopiero w Ludwiku van Beethovenie
widzą pioniera tej zmiany, mogą się zdziwić, że uczynił to
właśnie autor Stworzenia
świata. Z
późnej, fascynującej fazy twórczości, a dokładniej z roku 1797,
kiedy
praca nad ww. oratoryjnym arcydziełem jeszcze trwała, pochodzą
Kwartety
op. 76 – uznawane za najsławniejsze, jakie Haydn napisał. Nie
są ostatnimi w kolejności, ale stanowią godne zwieńczenie jego
kameralnej spuścizny. Zadziwia mistrzostwo kompozytora w
posługiwaniu się materiałem i jakością oraz wielostronnością
jego opracowania: wychodzi z nieskomplikowanych tematów, czyniąc z
pracy tematycznej doprowadzonej do perfekcji czynnik formotwórczy.
Jedynie Ludwik van Beethoven, który również z prostych wątków i
myśli muzycznych kształtował przebieg utworu, budując z nich całe
części, może być wymieniony obok starszego mistrza pod względem
maestrii i fantazji w tej dziedzinie.
Bardzo
chwalę decyzję niemieckich artystów o
nagraniu wybranych Kwartetów
Józefa Haydna – mam nadzieję, że na jednym krążku z tym
wybitnym, interesującym i wdzięcznym repertuarem nie poprzestaną.
Klasyczna w stylu i treści twórczość Austriaka daje smyczkowcom
pole do popisu, ale jednocześnie jest interpretacyjnym i
warsztatowym wyzwaniem w zakresie wypracowania artykulacji, jakości
i spójności brzmienia, cieniowania dynamiki, frazowania, wreszcie
zaś – muzykalności. Goldmund Quartet jest zespołem młodym, jeśli
chodzi o wiek swych członków, ale już doświadczonym, przeszedł
bowiem drogę od wspólnego grania
szkolnych przyjaciół do profesjonalnej formacji, nagradzanej przez
krytykę i cieszącej się wsparciem, również finansowym, poważnych
instytucji kultury. Zapewne czas jeszcze bardziej pomoże wykonawcom
w doszlifowaniu warsztatu i pogłębieniu strony wyrazowej swoich
kreacji, ale z całą mocą chciałbym stwierdzić, że niniejsza
interpretacja jest w pełni satysfakcjonująca i nie daje mi
najmniejszych powodów do narzekań. Słuchając Kwartetów
Haydna po prostu odpoczywałem, ciesząc serce i ucho nie tylko samą
piękną, uroczą muzyką. Doceniłem szczerość i zaangażowanie
młodych kameralistów, darzących twórczość autora Pór
roku autentycznym
zainteresowaniem i uwielbieniem, co przełożyło się na efekt
końcowy – nagranie. Jego bardzo
dobra jakość dźwięku tylko
spotęgowała pozytywne odczucia odniesione podczas obcowania z
prezentowanym wydawnictwem. Słychać świetnie dobrane tempa,
czystość intonacji, przejrzystość brzmienia, klarowność formy,
dzięki czemu podążanie za tokiem narracji nie nastręcza żadnych
problemów. Pod względem stylistycznym i interpretacyjnym wykonanie
jest zdecydowanie przekonujące, technicznie – również. Goldmund
Quartet
od początku do końca pokazuje
walory wybranego przez siebie repertuaru i udowadnia,
że „Fantazja Haydna jest niemalże nieograniczona. Jest u niego
ciągle co odkrywać” - jak przyznali w
zapisie krótkiej rozmowy o tym
przedsięwzięciu, zamieszczonej w niedługiej książeczce albumu.
Melomanom
pragnącym odkrywać bogatą twórczość wiedeńskiego
klasyka płyta wytwórni Naxos daje znakomitą okazję do poszerzenia
horyzontów i czerpania niewątpliwej satysfakcji z gry młodych
niemieckich muzyków. Może odbiorcę zaintrygować, zachwycić,
lecz także wprawić w zadumę i pobudzić do refleksji – co
potwierdzam na własnym przykładzie. Nie wiem, czy o którymś z
tematów z trzech nagranych Kwartetów mówił przywołany na wstępie Wojciech Kilar, ale życzę
potencjalnym odbiorcom, by i w nich odkryli pokłady piękna,
wartości i wszystkiego, co pozytywne, czym muzyka Józefa Haydna od
ponad dwóch stuleci tak bardzo cieszy kolejne pokolenia i samych artystów, i słuchaczy.
Paweł
Chmielowski
Józef
Haydn
Kwartety
smyczkowe: B-dur op. 1 nr 1; G-dur op. 33 nr 5; G-dur op. 77 nr 1
Goldmund
Quartet: Florian Schötz (1. skrzypce); Pinchas Adt (2. skrzypce);
Christoph Vandory (altówka); Raphael Paratore (wiolonczela)
Naxos
8.573701 • w. 2016, n. 2016 • CD, 56’68” ●●●●●○
Autor
dziękuję pani Blance Llamas z Naxos of America za udostępnienie
nagrania w formie elektronicznej.
Płytomaniak.blogspot
would like to thank Ms. Blanca Llamas from Naxos of America for a
possibility to download the album and make my review possible.
Komentarze
Prześlij komentarz