Beethoven 2020 (6) - Koncert skrzypcowy, który zapada głęboko w pamięć.




Kolejna pozycja z cyklu „Beethoven 2020” pojawiła się na stronie znacznie szybciej, niż początkowo planowałem, ale chyba mi nikt tego nie będzie miał za złe. Okoliczności, które na to wpłynęły, są co najmniej trzy. Pierwszą jest obchodzona przez muzyczny świat 250. rocznica urodzin twórcy Fidelia, w której w skromnym wymiarze stara się uczestniczyć również Płytomaniak, prezentując od czasu do czasu na stronie co ciekawsze nagrania z muzyką wiedeńskiego klasyka, zarówno nowości, jak i te starsze. Nie mogło oczywiście w tym miejscu zabraknąć nie tylko jego wielkich Symfonii, ale również pozostałych gatunków, co zresztą anonsowałem stosunkowo niedawno, przy okazji omawiania płyty wytwórni Pentatone. Tym razem przyszła pora na niewątpliwe arcydzieło – Koncert skrzypcowy D-dur, utwór, do którego żywię bardzo osobisty i wręcz nabożny stosunek, uważając go za jeden z najwspanialszych owoców geniuszu Ludwika van Beethovena. Mój stosunek do op. 61 przepełniony jest miłością, trwającą już bodajże 25 lat od pierwszego zetknięcia się z nim, miłością „od pierwszego usłyszenia”. Czy dziwi wobec tego fakt, że przegląd fonograficznych wydawnictw w roku jubileuszowym mógłby się obejść bez tak bliskiej mi kompozycji? Cieszę się zatem, że będę mógł na stronie przedstawić co najmniej dwie ciekawe i bardzo dobre rejestracje Koncertu, a jeśli pozwolą okoliczności oraz czas, być może pojawi się i trzecia.

Ostatnim powodem, który skłonił mnie do słuchania i pisania, jest przyczyna nie tak wzniosła i pozytywna, jak wymienione wcześniej. Niech Czytelników bloga nie dziwi fakt, że coraz więcej będzie na blogu recenzji nagrań pochodzących z pięciu czy dziesięciu lat wstecz, a nawet jeszcze starszych. Wyjaśnienie jest proste: zamierzam na miarę skromnych możliwości nadrobić braki, ale nie swoje, tylko podmiotów odpowiedzialnych, przynajmniej w teorii, bo w praktyce jest, jak jest, za dystrybucję ciekawych zagranicznych wytwórni i ich ofert, o których w momencie rynkowych premier nie za bardzo było słychać. Dopiero po latach, m.in. dzięki współpracy ze świadomymi i odpowiedzialnymi wydawcami czy dystrybutorami (oczywiście nie tymi działającymi w Polsce, ich nazwy pominę milczeniem; uważni Czytelnicy moich tekstów wiedzą, o kogo chodzi) oraz dostępowi do serwisów sprzedaży plików z nagraniami i albumami w formie elektronicznej, mogę dokładnie przyjrzeć się wartościowym propozycjom fonograficznym, zasługującym na omówienie i docenienie. Do takich bez wątpienia zalicza się album nieistniejącej już chyba francuskiej wytwórni Zig-Zag Territoires, wchodzącej obecnie w skład większej grupy wydawniczej Outhere Music, która, nawiasem mówiąc, nie ma też nic wspólnego z ukazaniem się tej recenzji i pomocy dla autora w zdobyciu nagrania; nie jest zainteresowana współpracą w promocji swoich tytułów, nie zaszczyca Płytomaniaka nawet odpowiedziami na e-maile.

Pozostawię to bez komentarza, by przedstawić prezentowany krążek, wypełniony w całości muzyką Ludwika van Beethovena. Jego bohaterami są artyści należący do młodszej i średniej generacji, wywodzący się z francuskiego i belgijskiego środowiska muzycznego. Lorenzo Gatto, skrzypek urodzony w Brukseli, mający w momencie rejestracji materiału na płytę lat 28, jest laureatem Konkursu Królowej Elżbiety w roku 2009 (drugie miejsce i nagroda publiczności), o bogatym doświadczeniu artystycznym i ciekawej dyskografii, w której muzyka Ludwiga van Beethovena odgrywa ważną rolę (dla Alphy zarejestrował Sonaty skrzypcowe). Towarzyszy mu istniejąca od 2004 roku Orkiestra Kameralna Pelléas, prowadzona przez 40-letniego wtedy francuskiego kapelmistrza Benjamina Levy’ego, artysty prowadzącego aktywną działalność koncertową i współpracującego z renomowanymi instytucjami w Europie.

Omówienie albumu wytwórni Zig-Zag zacznijmy od jedynej pozycji repertuaru, w którym nie bierze udział solista, znakomity zresztą, Lorenzo Gatto. Płytę otwiera bardzo dobry, krótki co prawda, ale efektowny „numer”, wspaniale zresztą pasujący w kontekście sąsiedztwa z kompozycjami na skrzypce i orkiestrę, do genialnego Koncertu – uwertura do baletu Twory Prometeusza. Można trochę żałować, że nie było nam dane usłyszeć całego dzieła scenicznego w tym wykonaniu, ponieważ jego wstęp daje przedsmak wysokiej wartości wykonania, a przy okazji potencjału zespołu. Nie ulega wątpliwości, że i dyrygent, i grający pod jego dyrekcją muzycy inspirowali się w jakimś stopniu dokonaniami grup HIP-owych, aczkolwiek wykorzystując współczesne instrumenty. Sposób wydobywania dźwięku, podejście do temp, artykulacji oraz specyficzna żywiołowość każą bez wahania wskazywać na unikanie tendencji romantyzujących. Uwertura podana jest bardzo żwawo, energicznie, chwilami zastanawiałem się, czy przypadkiem nie uczestniczę w jakimś wyścigu na szybkość, tak wartkie było tempo, ale, o dziwo, nie spowodowało to u mnie jakiegoś specjalnego dyskomfortu, a wręcz przeciwnie, wzbudziło uznanie nad sprawnością techniczną i możliwościami wykonawczymi muzyków. Okazało się godnym i spektakularnym początkiem nagrania, satysfakcjonującym w efekcie końcowym i wyrażam przy tym pochwały nie tylko nad samą interpretacją, ale przede wszystkim nad dobrym doborem repertuaru, doskonale sąsiadującego z dziełami napisanymi na skrzypce i orkiestrę. I w nich Pelléas pod dyrekcją Benjamina Levy’ego pokazał się z bardzo dobrej strony pod względem jakości brzmienia, fraz, zróżnicowania dynamiki, zgrania poszczególnych sekcji. Mimo że zespół jest niewielki pod względem obsady (liczy około 35 członków), nie czuć w ogóle jakichś negatywnych ograniczeń: brzmienie jest pełne, wyraziste, wolumen naprawdę imponujący, a to wszystko wystawia jak najlepsze świadectwo zarówno orkiestrze, jak i dyrygentowi. Ich udział jest jedną z niewątpliwych zalet prezentowanego wydawnictwa.

Głównym bohaterem jest jednak Lorenzo Gatto, mierzący się z wielkim wyzwaniem, najpiękniejszym i najwspanialszym dziełem w swoim gatunku całej literatury muzycznej – Koncertem skrzypcowym D-dur op. 61. Po kilkukrotnym wysłuchaniu prezentowanego nagrania nie opuszcza mnie entuzjazm i zachwyt, jaki odczułem przy pierwszym kontakcie z albumem Zig-Zag. Trudno jest opisać całość emocji, powstałych przy obcowaniu z grą Belga oraz towarzyszącej mu Orkiestry Kameralnej Pelléas i Benjamina Levy’ego. Od pierwszych taktów, z charakterystyczną formułą rytmiczną ćwierćnut, przewijających się w rozmaitych wariantach przez całe, szeroko zakrojone ogniwo, słuchacza ogarnia zdumienie i podziw nie tylko dla szlachetności i głębi samego dzieła, ale również świeżości interpretacji i wyczuwalnego zapału wykonawców. Grają tak, jak należy, realizując perfekcyjnie nutowy zapis, podobnie jak poprzednicy w setkach wcześniejszych nagrań, ale wkładają do swojego występu rys indywidualny, jakąś wyjątkową i daną tylko im szczerość, pasję, autentyczność. Ich wspólna produkcja wywiera niesamowite wrażenie i zapada głęboko w pamięć. Lorenzo Gatto prezentuje się wspaniale: imponuje techniką, ale przede wszystkim muzykalnością i zaangażowaniem: dzieło Beethovena jest mu bliskie, co przekłada się na jakość wykonania i intensywność emocji. Jego gra jest bezbłędna, ton śpiewny i czysty, wzruszający, wspaniale porusza się w wysokim i najwyższym rejestrze, w których Beethoven zapisał szczególnie wyraziste pasaże, popisując się pewnością intonacji i artykulacji. Komunikuje się z dyrygentem i orkiestrą w sposób godny podziwu, czego dowodzą liczne interakcje z pozostałymi instrumentami, a te, zwłaszcza w sekcji dętej, mają sporo do powiedzenia. Niewielki skład zespołu sprzyja odchudzeniu i czytelności brzmienia, słuchać liczne partie instrumentalne, które w innych nagraniach mogły ginąć w masywie dźwięku i liczniejszej obsady. Koncert jawi się jako prawdziwe arcydzieło, utrzymane w bardzo dobrych, nieprzesadzonych, ale wyrazistych tempach, trafnie charakteryzujących każdą ze swoich trzech części: długie i szlachetne Allegro non troppo, uduchowione, zachwycające melodyką i nastrojem Larghetto, porywające witalnością i rytmiką finałowe Rondo, w którym słychać temperament twórczy kompozytora i wykonawczy solisty oraz jego partnerów. Kolejnym owocem ich wzajemnego porozumienia podczas sesji nagraniowych są dwa urocze Romanse: G-dur op. 40 oraz F-dur op. 50. Niekiedy można spotkać opinie zarzucające Beethovenowi brak talentu melodycznego (dobre!); owe dwie drobniejsze pod względem rozmiarów kompozycje na skrzypce i niewielką orkiestrę dowodzą czegoś przeciwnego. Wzruszają śpiewnością tematów i lirycznym nastrojem, ale zasługą bohaterów omawianego nagrania jest fakt, że odnajdują w nich sporo innych zalet: nie są to dzieła ani, błahe ani banalnie proste pod względem technicznym (proszę np. posłuchać dwudźwięków solisty rozpoczynających op. 40),a przy tym nie traktują ich jako dźwiękowych kołysanek służących do uśpienia publiczności ociężałością czy rozczarowujących brakiem większej inspiracji. Nie stosują wobec nich taryfy ulgowej. I Lorenzo Gatto, i Pelléas pod batutą Bejamina Levy’ego utrzymują uwagę słuchacza w napięciu, stosując płynne, lecz niezwykle trafne tempa, prowadząc wyraziste dialogi między sobą. Muzyka Ludwika van Beethovena w ich wykonaniu zachwyca – i wzrusza. Słucha się jej z prawdziwą przyjemnością.

W jubileuszowym roku 2020 nie można narzekać na niedostatek nagrań z twórczością autora Missa solemnis, lecz warto sięgać do płyt wydanych wcześniej, bo jak dowodzi album wytwórni Zig-Zag Territoires, można wśród nich odnaleźć klejnoty. Wielbicielowi osoby ulubionego kompozytora, wspaniałego repertuaru, wybitnych kreacji wykonawczych, zarejestrowanych pod względem jakości dźwięku na naprawdę satysfakcjonującym poziomie, nie trzeba więcej do szczęścia.

Paweł Chmielowski

Ludwig van Beethoven
Uwertura do baletu „Twory Prometeusza” op. 43; Koncert skrzypcowy D-dur op. 61; Romanse na skrzypce i orkiestrę: G-dur op. 40, F-dur op. 50
Lorenzo Gatto, skrzypce • Orchestre de Chambre Pelléas • Benjamin Levy, dyrygent
Zig-Zag Territoires ZZT354 • w. 2015, n. 2014 • CD, 63’10 ●●●●●●

Recenzja była możliwa dzięki korzystaniu przez autora z zagranicznych platform internetowych, sprzedających nagrania w wersji elektronicznej. Ani sama wytwórnia, ani jej grupa wydawnicza, ani tym bardziej polski dystrybutor, nie przyczynili się w żaden sposób do ukazania się tekstu na stronie.

Komentarze

Popularne posty