Przegląd nagrań Orkiestry Concertgebouw (16) - Mariss Jansons i Dvořák (1).
Pisałem ostatnio o dwóch obliczach genialnej twórczości Wolfganga Amadeusza Mozarta, co przyniosło tak przekonujący i udany efekt artystyczny w przypadku nagrania wytwórni Ars Produktion, ale podobne stwierdzenie mógłbym odnieść do albumu z dwoma arcydziełami Antonína Dvořáka. Czas wydaje się być ku temu odpowiedni z racji przypadających przed tygodniem kolejnych urodzin czeskiego mistrza, jak również ze względu na trwający właśnie w Pradze festiwal poświęcony temu kompozytorowi, który nie jako kontra do majowej „Praskiej Wiosny”, ale raczej jej uzupełnienie, kieruje uwagę wykonawców i publiczności ponownie w stronę muzyki czeskiej. W porównaniu do wspomnianego powyżej wydawnictwa, chodzi tym razem o kolejną propozycję RCO Live, czyli zapis koncertów mających miejsce w stolicy Holandii i prowadzonych mistrzowską batutą nieodżałowanego Marissa Jansonsa. W ich programach znalazły się dwie kompozycje, których znaczenie i zawartość treściowo-emocjonalna nawiązuje do przywołanego na wstępie dualizmu (kontrastu). Nie może być inaczej, jeśli odniesiemy go do dwóch powstałych w stosunkowo bliskim odstępie czasu utworów: Requiem b-moll op. 89 oraz VIII Symfonii G-dur op. 88.
Z jednej strony mamy zatem do czynienia z dziełem, które mimo upływu lat nadal walczy o przebicie się do powszechnej świadomości melomanów i wykonawców jako najgłębsze i najdoskonalsze osiągnięcie Antonína Dvořáka na polu muzyki wokalno-instrumentalnej, z czego on sam zdawał sobie dobrze sprawę („Próbowałem iść znowu o krok lub więcej dalej, niż to było w przypadku na przykład Stabat Mater czy w innych mych większych pracach”). Kompozycja o imponujących rozmiarach czasowych i wielkiej obsadzie, obejmującej rozbudowaną orkiestrę symfoniczną, kwartet solistów oraz chór mieszany, cechująca się wielką siłą wyrazu i mistrzowską konstrukcją, nie powstała, co ciekawe, w reakcji na tragiczne czy smutne wydarzenia z życia kompozytora, była wynikiem zamówienia z festiwalu muzycznego z Birmingham, tego samego, dla którego napisał Sen Geroncjusza Edward Elgar, niejako w „zastępstwie” za Dvořáka – ale to już jest zupełnie inna historia. Zlecenie nadeszło w dobrym momencie, w okresie ogromnego natężenia sił twórczych dojrzałego i doświadczonego autora, który w mszy dla umarłych znalazł odpowiedni temat dla siebie jako artysty, jak i człowieka, wyznającego swój stosunek do wiary i spraw ostatecznych.
Osobiście żałuję, że Requiem op. 89 w dalszym ciągu nie cieszy się takim uznaniem i popularnością, na jakie zasługuje, ponieważ jest to dzieło od pierwszego do ostatniego taktu głęboko przeżyte, starannie zaprojektowane, odznaczające się monumentalną formą, porywającą ekspresją, dające okazję do zaprezentowania się z najlepszej strony wszystkim wykonawcom, ze szczególnym uwzględnieniem chóru i solistów. Dobrze się stało, że Mariss Jansons, który lubił i cenił muzykę czeską, o czym świadczą jego ciekawe i bardzo dobre nagrania datujące się od prowadzenia Filharmoników z Oslo aż do ostatniego okresu na stanowisku naczelnego szefa Orkiestry Symfonicznej Radia Bawarskiego, włączył arcydzieło muzyki sakralnej Dvořáka do swojego repertuaru i wykonał je w lutym 2009 roku w Amsterdamie, przy współudziale „swojej” Orkiestry Concertgebouw, Wiedeńskiego Stowarzyszenia Śpiewaczego, a także międzynarodowego kwartetu solistów. Końcowy rezultat jest na pewno interesujący, ale nie stanowi przełomu w dość skromnej dyskografii dzieła, na czele której stoją wybitne produkcje studyjne. Wspomniam o tym dlatego, że nie sposób przeoczyć faktu rejestracji utworu podczas koncertów, co ma swoje lepsze i gorsze strony. W tym przypadku realizacja techniczna nie jest idealna, ma się niekiedy wrażenie, że śpiewacy są nagrani w pewnych miejscach zbyt daleko od mikrofonu, co nie wpływa dobrze na efekt artystyczny. Jest to istotne w kontekście interakcji z chórem o dużej obsadzie, jak też przy wzjamenych dialogach w obrębie kwartetu. Soliści, należący do europejskiej i światowej czołówki, wywierają dobre wrażenie. Krassimira Stojanova, mającą na początku najtrudniejsze zadanie, bowiem do niej tylko należała partia solowa we wstępnym Graduale, dopiero potem się należycie„rozgrzała” ; japoński alt Mihoko Fujimura z wieloletnim doświadczeniem w wykonywaniu wielkich dzieł wokalno -instrumentalnych (np. Symfonii Gustawa Mahlera), Klaus Florian Vogt, którego bardzo młodo i wątło brzmiący tenor na znanych mi nagraniach nigdy mnie specjalnie nie porywał, ale tutaj o dziwo sprawdził się całkiem dobrze, wnosząc rys świeżości i jasnej barwy do swojej partii, w końcu zaś jego rodak, znany niemiecki bas-baryton Thomas Quasthoff, śpiewający jak zawsze niezwykle sumiennie i odpowiedzialnie. Za sprawą mistrzowskiej konstrukcji formalnej element wokalny odgrywa w Requiem pierwszoplanową rolę, więc staranny dobór śpiewaków jest znaczącą częścią składową ostatecznego sukcesu wykonania, tutaj ogrom ensambli i solówek, którymi kompozytor rozdzielił czwórkę wokalistów, wywarł ogólnie pozytywne wrażenie jak na współczesne standardy wokalistyki, choć absolutną pełnię w tym zakresie można podziwiać tylko w najlepszej rejestracji utworu – nagraniu z katalogu wytwórni Supraphon ze wspaniałymi kreacjami solistów, prowadzonych rewelacyjną batutą Wolfganga Sawallischa. Chór, mający pole do popisu i odgrywający w utworze główną rolę od jego początku do końca również sprawdził się dobrze, ale to, co przykuło moją szczególną uwagę, jest dyrygencki akt Marissa Jansonsa i znakomita gra Orkiestry Concertgebouw. Maestro nadał muzyce odpowiedni wymiar dramatyczny i refleksyjny jednocześnie, narracja wciąga słuchacza i nie pozwala mu się nudzić ani przez chwilę, dobrze dobrane tempa współgrają z monumentalnymi rozmiarami dzieła. Wpisują się, jak na mój gust, w rodzaj szeroko pojętych umiarkowanych, co sprawia, że mamy do czynienia z kompozycją wykraczającą ponad półtorej godziny trwania, a żadnego niepotrzebnego pośpiechu nie słychać. Jest tu wiele pięknych i wzruszających momentów, kulminacje i szczególnie spektakularne efekty są po prostu porywające (dynamizm i potęga brzmienia w Dies irae czy w triumfalnym zakończeniu Tuba mirum z udziałem dzwonów), zaś sama kompozycja w sposób wyjątkowy łączy w sobie pierwiastek żałoby czy smutku z pociechą, a nawet radosnym podziękowaniem za dobre i udane życie, co znajduje nie tylko odpowiedni wymiar czysto dźwiękowy, ale również w budowie formalnej - podzieleniu utworu na odpowiednio osiem i pięć części składających się na całość. Aż dziw bierze, że tak misternie zaprojektowana kompozycja, odznaczająca się nadzwyczajną ekspresją, piękną melodyką, mistrzowską instrumentacją, efektownymi partiami wokalnymi, nie znalazła jeszcze swojego miejsca w gronie największych arcydzieł muzyki wokalno-instrumentalnej. Jej zalety można usłyszeć w niniejszym nagraniu, nawet jeśli nie jest ono wolne od pewnych niewielkich wad i nie można go uznać za najlepsze w dotychczasowej dyskografii, o czym już wspomniałem. Jest jej ciekawym i zdecydowanie wartościowym wzbogaceniem, zasługującym na uwagę słuchaczy, a miłośników twórczości Antonína Dvořáka w szczególności.
Z drugiej strony mamy porywającą rytmiką, śpiewnymi melodiami i ogólnie pogodnym charakterem VIII Symfonię G-dur op. 88, skomponowaną tuż w bezpośrednim sąsiedztwie Requiem, z którym łączy ją również związek z Wielką Brytanią w postaci światowej premiery, mającej tam miejsce w 1890 r. Przez dziesięciolecia nazywano ją „Angielską”, co jest absurdem samym w sobie, trudno jest bowiem znaleźć kompozycję bardziej słowiańską w charakterze, na dodatek dowodzącą wyraźnie indywidualności swojego twórcy, opartą nie tylko na jego mistrzostwie i doświadczeniu, ale również na inspiracji muzyczną tradycją swojego rodzinnego kraju. W odróżnieniu od Requiem cieszy się ogromną popularnością wśród wykonawców i publiczności na całym świecie, co oczywiście nie dziwi, bowiem i sam niżej podpisany zalicza się do jej wielbcieli. Dyskografia utworu pęka w szwach od licznych nagrań i, co ciekawe, Ósma, jak większość dorobku orkiestrowego czeskiego mistrza nie stała się ofiarą pseudowykonań historycznie „poinformowanych”. Co prawda pewien zmarły niedawno najgorszy dyrygent świata już bodajże trzydzieści lat temu majstrował przy Mojej Ojczyźnie Bedřicha Smetany, a co gorsza, znalazł nawet wśród rodaków kompozytora towarzyszy grających na co dzień muzykę barokową, ale na szczęście muzyka czeska jak na razie skutecznie opiera się temu żenującemu szaleństwu. Wracając do niniejszego albumu i jego zawartości, ponownie mamy do czynienia z rejestracją koncertów live, tym razem datujących się na grudzień 2007 i październik 2008 roku. Słychać, że VIII Symfonia jest dziełem lubianym i rozumianym przez Marissa Jansonsa, o czym świadczą bodajże trzy oficjalne nagrania płytowe, włącznie z niniejszym. Wykonanie "na żywo" w pełni przemawia do emocji odbiorcy: narracja poprowadzona jest perfekcyjnie, wszystkie grupy w orkiestrze maja pole do popisu, co dotyczy zwłaszcza sekcji dętej i jej licznych solówek i dialogów, z wykonawców promieniuje energia i radość gry. Tempa mogą się naprawdę podobać: tam gdzie tego wymaga kompozytor, Mariss Jansons daje muzyce odetchnąć i uspokoić się, czego dowodzi przepiękna, zadumana i chwytająca za serce część wolna (Adagio), a także elegancki i zachwycający instrumentacyjnymi i melodycznymi pomysłami walc, jedyny przykład tego gatunku w symfonicznej twórczości Antonína Dvořáka. Części skrajne imponują zmysłem konstrukcyjnym i konsekwencją w doborze i celowych subtelnych zmianach temp, a ich „podkręcenia” w ostatnich fragmentach poszczególnych ogniw są naprawdę spektakularne – nic dziwnego, że wykonanie całości wbudziło owację holenderskiej publiczności. Dzięki rejestracji koncertów słuchacze mogą i teraz poczuć ich atmosferę, rozkoszując się znakomitą grą Orkiestry Concertgebouw i porywającą kreacją dyrygencką jej ówczesnego szefa.
Prezentowany album pokazuje arcydzieła Antonína Dvořáka i jego samego jako autora wszechstronnego, poruszającego się w różnych gatunkach i formach z imponującą biegłością, dzięki czemu można z jednej strony odnieść się do wymiaru ostatecznego i pytań o najważniejsze wartości, z drugiej zaś dać wyraz nieskrępowanej radości życia. Ciekawe, nieczęsto spotykane połączenie dwóch wspaniałych dzieł daje kolejną okazję do podziwu dla czeskiego mistrza, z czego Płytomaniak przy każdej możliwej okazji korzysta. Kompozytor w pełni swych twórczych sił napotyka na albumie RCO Live na dyrygenta znajdującego się w najlepszej życiowej formie, prowadzącego jeden z najlepszych zespołów symfonicznych na świecie. Nie trzeba lepszej zachęty, by zainteresować się takim spotkaniem „na szczycie”.
Płytomaniak
Antonín Dvořák
Requiem op. 89; Symfonia nr 8 G-dur op. 88
Krassimira Stoyanova, sopran; Mihoko Fujimura, alt; Klaus Florian Vogt, tenor; Thomas Quasthoff, bas • Wiener Singverein • Royal Concertgebouw Orchestra • Mariss Jansons, dyrygent
RCO 100001 • w. 2010, n. 2997/2008 • 2 SACD, 136'46” ●●●●●○
Nagranie w postaci fizycznego dysku audio zostało nadesłane do autora bezpośrednio przez wydawcę, wytwórnię RCO Live. Ani polski, ani światowy dystrybytor tej wytwórni nie przyczynil się w żaden sposób do uzyskania materiału do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz