Przegląd nagrań The Cleveland Orchestra - na płytach i w sieci (1).

 


Skoro ostatnio podjąłem miły memu sercu, aczkolwiek niepoprawny politycznie wątek muzyki rosyjskiej, to będę kuł żelazo póki gorące i zatrzymam się jeszcze nad twórczością Piotra Czajkowskiego. W poprzednim tekście relacjonowałem swoje wrażenia związane z londyńskim wykonaniem V Symfonii sprzed kilku lat, teraz zaś przedstawiam kolejne „żywe” nagranie, dostępne wyłącznie jako produkt cyfrowy na platformach streamingowych i w formie plików elektronicznych do ściągnięcia, zawierające jedynie jedną pozycję: poprzedniczkę powyższej, czyli IV Symfonię f-moll op. 36. To kolejny dźwiękowy przykład długiej, bo trwającej bodajże od dwudziestu lat współpracy Orkiestry z Cleveland z Franzem Welserem-Möstem, wobec którego mam raczej mieszane uczucia i którego wysoka pozycja we współczesnym muzycznym świecie zawsze mnie bardzo dziwiła, ponieważ bodajże żadne z jego wielu nagrań, a nagrywa sporo, nigdy nie wywołało u mnie specjalnego zachwytu, że o żywszym biciu serca z emocji nie wspomnę. Tak czy siak, austriacki kapelmistrz od dwóch dekad współpracuje z jedną z czołowych amerykańskich orkiestr, czego przykłady można znaleźć na nagraniach produkowanych własnym sumptem owej formacji, zarówno w coraz bardziej popularniejszej elektronicznej postaci, jak niniejsze, oraz w nielicznych tradycyjnych „fizycznych” produkcjach w formie krążków audio lub SACD.

Ambiwalentne uczucia wspomniane powyżej dają o sobie znać również w kontekście poznania prezentowanego nagrania. Z jednej strony imponuje brzmieniowym przepychem, techniczną sprawnością, bardzo dobrą dyspozycją orkiestry i energią, o czym świadczy chociażby czas trwania całości, który nie przekracza 40 minut, wpisując się w szybsze wykonania Czwartej. Nie muszę chyba dodawać, że fakt ów nie budzi mojego specjalnego entuzjazmu, ale niech będzie, dałem szansę kapelmistrzowi, by przekonał mnie do swojej wizji utworu w zakresie temp – jednym może się podobać, innym przypadną do gustu ulubione interpretacje o bardziej wyrafinowanym charakterze. Z drugiej strony nie mogę nie wspomnieć o wrażeniu odniesionym podczas słuchania jednej z najbardziej emocjonujących symfonii okresu romantyzmu, na dodatek zajmującej tak ważną pozycję w twórczości samego Piotra Czajkowskiego, który bardzo ją sobie cenił, nazywał ją wręcz „swoim najlepszym dziełem symfonicznym”. Co prawda często taki entuzjazm go po czasie opuszczał, ale trudno się mu dziwić, nawet jeśli historia przyznała mu definitywnie rację w przypadku jego ostatniego ukończonego dzieła – poruszającej do szpiku kości i otoczonej legendą VI Symfonii h-moll. O Czwartej pisał tak: „Nie ma w tej symfonii ani jednej nuty, której nie odczułem głęboko i która by nie była echem szczerych impulsów w mojej duszy”.

Słuchając kompozycji o tak wielkiej wadze dla autora, zakładać można, a nawet trzeba, ogrom emocji i doznań, jakie się z nią wiążą, tymczasem w przypadku wizji Franza Welsera-Mösta bogactwo treści i siła wyrazu, jakie zawsze cechowały silnie przeżyte dzieła Piotra Czajkowskiego, są elementem właściwie nieobecnym. To tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że po pierwsze, za muzykę mojego ukochanego rosyjskiego kompozytora nie powinni się zabierać wszyscy dyrygenci, zwłaszcza ci, którym do pewnego typu intensywności muzycznych przeżyć i romantycznej ekspresji jest dość daleko. Jest to przypadek austriackiego kapelmistrza, którego płytowe dokonania nie tylko pozostawiają mnie generalnie obojętnym, ale jego reperturową specjalizację umiejscawiałbym raczej w muzyce XX wieku lub współczesnej, lecz nigdy w słowiańskiej symfonice okresu romantyzmu. Z tego zaś wynika konsekewncja: brakuje tu ducha i emocji, co z tego, że zewnętrzna szata dźwiękowa jest spektakularna, zapis partytury zrealizowany starannie, co akurat jest bardzo chwalebne i pod tym względem nie mogę na Franza Welsera-Mösta powiedzieć złego słowa, ponieważ jego analityczne, rzeczowe podejście skutkuje uchwyceniem wielu szczegółów w bogatej warstwie instrumentacji; sporo tu momentów przykuwającej uwagę słuchacza w kontekście prowadzonej narracji i wzajemnych dialogów seksji w orkiestrze. Szkoda tylko, że w moim przekonaniu IV Symfonia nie jest w odpowiednim stopniu wypełniona pasją, szczerym zaaganżowaniem, a przede wszystkim gorącym uczuciem ze strony dyrygenta, co nie wychodzi całości wykonania na dobre, jakkolwiek by nie było efektowne, przyjemne w słuchaniu i bardzo porządne pod względem warsztowym. Może się podobać, ujmuje energią i wirutozerią, wspaniałą grą orkiestry, sporo tu jest momentów splendoru i porywających energią i siłą dźwięku, co wynika ze znakomitej instrumentacji, której wielkim mistrzem był Piotr Czajkowski. Mój zarzut odnoszę przede wszystkim do najważniejszej, szeroko zakrojonej i niezwykle dramatycznej w wyrazie części pierwszej; zamiast wstrząsać i wbijać w fotel, ujmuje urodą dźwięku, wypieszczeniem frazy i bogactwem dynamiki, pięknem brzmienia zespołu. Owszem, to bardzo ważne, ale nie najważniejsze, w przypadku muzyki inspirowanej dramatycznymi przeżyciami autora z nieudanym małżeństwem i próbą samobójczą na czele. Choć znalazłem w niej sporo pięknych momentów, zwłaszcza szeroko zakrojony, liryczny temat drugi w tempie spokojnego walca, który oszałamia śpiewnością, melodyką i ślicznymi partiami instrumentów dętych oplatających główne myśli eksponowane przez smyczki, to poczułem pewien niedosyt, który nie opuścił mnie aż do końca trwania utworu, nawet jeśli pozostałe ogniwa nie dały mi istotnego powodu do niezadowolenia.

Chcę podkreślić, że o ile ów aspekt, odczuwany przeze mnie zdecydowanie subiektywnie, jest istotny i odgrywa ważną rolę w ocenie całości przedsięwzięcia, to pod innymi względami wykonanie z jesieni 2021 roku może wzbudzić uznanie, o czym już kilka razy wspomniałem. Cechuje się bardzo dobrą jakością dźwięku, pomimo powyższego zastrzeżenia nie pozostawia odbiorcy obojętnym, dowodzi bardzo dobrej dyspozycji Orkiestry z Cleveland, jest w jakimś stopniu instrygujące, już z racji dość szybkiego tempa całości, które, o dziwo, aż tak bardzo mu nie zaszkodziło. Konieczność zapoznania się z kolejnymi nagraniami muzyki romantycznej pod dyrekcją Franza Welsera-Mösta, w tym II Symfonii Piotra Czajkowskiego, budzi już teraz u mnie dość duży niepokój, ale nie podchodzę negatywnie do omawianego przedsięwzięcia, ponieważ moje zastrzeżenia moja podzielić lub nie, a poza tym na jego korzyść przemawiają zalety, których nie mogłem pominąć. Ostateczna ocena była dla mnie dość trudna do wyrażenia jednym zdcydowanym symbolem, gestem czy liczbą, w tym przypadku konieczne były szczegółowe wyjaśnienia. Sądzę, że podczas kolejnych odsłuchów będę się nadal wahać i rozważać zalety oraz wady tego, co dane mi było usłyszeć w cyfrowym zapisie koncertów z jesieni 2021 roku.

Poniekąd powtarza się sytuacja z nagraniami LSO, o których donosiłem na blogu i które sygnował swoim nazwiskiem i muzycznym autorytetem Gianandrea Noseda; nie zawsze kreacje „specjalisty” od rosyjskiego repertuaru są naprawdę porywające i przekonujące w pełni. Niech nie dziwi zatem fakt, że wśród ostatnich nagrań IV Symfonii jedynie Rafael Kubelík sprostał niełatwemu zadaniu, jakim jest za każdym razem twórcze i przemawiające do emocji wykonanie owej kompozycji, co oczywiście nie dziwi, jeśli znamy dokonania jednego z największych mistrzów batuty XX wieku. W gronie mnóstwa konkurencyjnych nagrań z przeszłości bez wahania wymienię kilka z tych, które nie tylko porywają gra orkiestry, ale przede wszystkim empatią dla kompozytora i wczuciem się w ducha utworu przez dyrygenta – i wywierają na mnie oszałamiajace wrażenie. Do moich ulubionych należą mistrzowskie lub wręcz genialne kreacje Igora Markiewicza (Philips), Herberta von Karajana (DG), Leonarda Bernsteina (DG) czy – zupełnie wyjątkowe w swoim rodzaju – Sergiu Celibidache (EMI/Warner). Obawiam się, że jeszcze przez długi czas nie będą miały sobie równych.


Płytomaniak


Piotr Czajkowski

Symfonia nr 4 f-moll op. 36

The Cleveland Orchestra • Franz Welser-Möst, dyrygent

TCO0009-D • w. 2023, n. 2021 • DOR (Digital-only Recording), 39'46” ●●●●○○

Komentarze