Absolutne mistrzostwo muzyki i wykonania - Symfonie W. A. Mozarta (2).

 


Kolejna solidna porcja wielkiej symfoniki, ale nie rosyjskiej, którą się zajmowałem ostatnio, lecz pochodzącej z innego kręgu kulturowego i epoki, będzie obiektem zainteresowania Płytomaniaka przy kilku następnych okazjach. Sięgam znowu, po dość długiej przerwie, po znakomite nagrania wytwórni Pentatone, mającej sporo do zaoferowania wielbicielom wybitnych kreacji dyrygenckich w doskonale znanym reperuatarze klasycznym i romantycznym, a w nich od dawna święci triumfy Andrew Manze i Filharmonia Radiowa z Hannoweru, na czele której stał jako naczelny dyrygent w latach 2014-2023. Mają na koncie bardzo dobrze przyjete nagrania z Symfoniami Feliksa Mendelssohna Bartholdy'ego, Ludwiga van Beethovena czy Wolfganga Amadeusza Mozarta, o czym miałem już zresztą przyjemność donosić w swoim czasie. Szkoda by było, gdyby tak pięknie rozwijająca się współpraca miała się zakonczyć w momencie odejścia angielskiego maestra ze stanowiska szefa zespołu; mam nadzieję, że mimo zmian personalnych w kierownictwie tegoż jeszcze nie raz będziemi dane poznawać i doceniać kolejne płyty z ich udziałem, ponieważ są gwarancją najwyższej muzycznej jakości.

Niniejszym tekstem niejako zapowiadam dość dużą ilość omówien muzyki Wolfganga Amadeusza Mozarta, które nastąpią w następnych tygodniach i miesiącach. Sporo się dzieje obecnie dzieje w tym zakresie w fonografii, tymczasem przedstawiam nagranie z roku 2021 i nawiązujące do omawianego przeze mnie dysku, zawierającego dwie ostatnie Symfonie wiedeńskiego klasyka. Na omawianym krążku poruszamy się po tym samym repertuarze, jeśli potraktujemy kilka ostatnich dzieł tego gatunku jako nieformalny cykl, to niniejsza płyta będzie jego perfekcyjnym uzupełnieniem, jako że zawiera nie tylko Symfonię Es-dur K. 543, tradycyjnie otwierającą tryptyk kompozycji – ukoronowanie tego rozdziału w twórczości geniusza, ale, i to jest bardzo mądra decyzja pomysłodawców przedsięwzięcia, również Symfonię D-dur K. 504, powstałą półtora roku wcześniej od wyżej wymienionej, w roku 1786 i umieszczonej na krążku zgodnie z chronologią jako pierwsza w kolejności. Mamy zatem dwa dzieła, opatrzone numerami porządkowymi 38 i 39, co nadaje projektowi odpowiednią logikę, sens i jest jak najbardziej uzasadnione muzycznie, ponieważ oba są prawdziwymi arcydziełami, na dodatek wykonanymi i nagranymi w sposób bardzo satysfakcjonujący.

Dwie Symfonie wykazują zarówno różnice, jak i podobieństwa. Dzieli je czas powstania, stosunkowo niewielki w „normalnym” pojmowaniu, ale dość duży w bogatej twórczości Wolfganga Amadeusza Mozarta, który komponował szybko i dużo. Wcześniejsza z nich po raz pierwszy zabrzmiała w stolicy Czech, wbudzając zresztą entuzjastyczne reakcje słuchaczy, i z tego powodu jest nazywana Praską, potwierdzając znakomite relacje łączące autora z tamtejszym prężnym ośrodkiem kulturalno-muzycznym, co przybrało jakiś czas później, jak wiemy, postać opery wszech czasów – Don Giovanniego. Składa się z trzech części, zaś jej następczyni zawiera się już w klasycznym schemacie, opierającym się na czterech ogniwach. Obsada instrumentalna nie jest taka sama: Symfonia Es-dur K. 543, otwierająca cykl trzech dzieł powstałych w zaledwie w kilka tygodniu lata 1788 roku, ogranicza grupę drewna do fletu, pary fagotów i klarnetów, których nie ma w Praskiej, za to są tam dwa oboje, uzupełnione przez rogi, trąbki, kotły i smyczki. Obie za to cechują się kompozytorskim mistrzowstwem, dojrzałością i artystyczną oryginalnością, wpisujących Wolfganga Amadeusza Mozarta do historii muzyki jako symfonika pierwszej wielkości.

Nie ulega to najmniejszej wątpliwości podczas słuchania Filharmonii Radiowej z Hannoweru. Słyszymy co prawda tradycyjną orkiestrę, ale perfekcja wykonawcza, staranność w realizacji zapisów partytury i znajomość materii sprawiają, że absolutnie nie odczuwa się braku instrumentów historycznych. Andrew Manze ma także bogate doświadczenia artystyczne w tym nurcie wykonawstwa na wcześniejszych etapach swojej kariery, również jako skrzypek. Doskonale zna epokę i repertuar, co sprawia, że pod względem stylistycznym omawiana produkcja jest w pełni przekonująca. Mamy zatem do czynienia ze wspaniałą muzyczno-ideową symbiozą, znaną już w poprzedniego nagrania, zawierajacego Symfonię g-moll nr 40 i C-dur 41, co wzbudziło mój entuzjazm. Podobnie rzecz się ma w przypadku prezentowanego nagrania.

Jego pierwszą połowę wypełnia Symfonia D-dur K. 504, moje ulubione dzieło tego gatunku, nie tylko dlatego, że historia jego powstania związana jest z Czechami i jego stolicą. Kocham ją, bo jest znakomita, porywająca i wywiera na mnie za każdym razem oszałamiające wrażenie. Niezrównana maestria, jaką wypełnił Mozart partyturę, jest tutaj wyraźnie słyszalna w każdym wręcz takcie wszystkich trzech części. Wykonanie w pełni oddaje wielkość utworu. Imponujący, szeroko rozbudowany wstęp (Adagio), który ustala wysoką temperaturę emocjonalną i budzi napięcie, rozładowane przejsciem do „właściwego” ustępu, utrzymanego już w szybkim tempie (Allegro), ze znakomitymi, plastycznymi tematami, przekształcanymi przez Mozarta w ramach pracy tematycznej, zwłaszcza w dość długim przetworzeniu, w równie genialny sposób, co odpowiednie fragmenty Jowiszowej. Refleksyjna część wolna, zadziwiająco często zahaczająca o tonację mollową i ciemniejsze barwy, kieruje uwagę słuchacza w stronę operowych arcydzieł Mozarta i ich piękna. Stosunkowo krótki Finał, utrzymany w bardzo szybkim tempie (Presto), unika tradycyjnej wesołości, znanej chociażby z podobnych dzieł Józefa Haydna, zaś żywioł rytmu i wyrazista ekspresja z typowymi dla kompozytora zmianami trybu z dur na moll „nie jest następstwem niezdolności do wzlotu w wyższe rejony, lecz dowodzi szlachetnego, pełnego umiaru wyrówniania wszystkich sił, utrzymujących się w nawzajem w najpiękniejszej równowadze”. Andrew Manze prowadzi Praską pewną ręką, dobiera bardzo dobre tempa, respektuje znaki powtórzeń we wszystkich trzech częściach, co poszerza czas trwania całości do imponujących 39 minut, Znakomicie posługuje się grupami instrumentów z uwzględenieniem sekcji drewna, której Wolfgang Amadeusz Mozart przeznaczył imponujące i ambitne zadania, wykorzystując maestrię i wirtuozerię praskich muzyków. Słucha się tej kreacji z poczuciem obcowania z arcydziełem w bardzo dobrym wydaniu.

Podobnymi zaletami cechuje się wykonanie Symfonii Es-dur, mającej bardziej pogodny charakter, aczkolwiek niewolnej od momentów refleksji, zwłaszcza w zamyślonym i zadziwiajaco krótkim Andante con moto (część druga). Blask, siła wyrazu i piękna melodyka, jakie tchną z utworu, budzą u mnie „słoneczne” skojarzenia; inni uznają ją za „wiedeńsko-romantyczną”, niektórzy, z przesadą właściwej romantycznej epoce, widzieli w niej „łabędzi śpiew” autora. Czegokolwiek by nie myśleć, kompozycja jest jedną z najpiękniejszych i najbardziej uduchowionych w dorobku Wolfganga Amadeusza Mozarta. Pierwsze ogniwo imponuje ekspresją powolnego, imponującego wstępu i utrzymanego w rytmie trójdzielnym Allegra, ze znakomitymi pomysłami melodycznymi i konstukcyjnymi. Część trzecia (Allegretto) rezygnuje, pomimo swej nazwy, z gracji i poświągliwości dworskiego menueta na rzecz bardziej rustykalnych, czy nawet ludowych inspiracji w postaci wyrazistego rytmu, swoistej zadziorności i energii; w jego środkowym fragmencie w pełnej krasie prezentują się klarnety w zapadającym zawsze w pamięć epizodzie. Finał jest równie zwięzły i pełen niespodziewanych zwrotów muzycznej akcji, co analogiczne ogniwo Praskiej, i podobnie jak tam, dyrygent starannie realizuje zapis partytury w postaci potwórzeń, co jest dobrą decyzją w kontekście architektury całości i zmysłu formalnego. Właśnie tutaj Wolfgang Amadeusz Mozart „wymija szczęśliwie wszystkie rafy zamyślenia, jakie mogłyby popsuć nastrój nadziei, i zamyka akcentami wiary, która nie zna przeszkód”. Blask, żywe, lecz nieprzesadnie szybkie tempa, znakomicie poprowadzona narracja i utrzymana na najwyższym poziomie kreacja Radiowej Filharmonii sprawiają, że Symfonii Es-dur słuchałem z zachwytem i przejęciem.

Po raz kolejny Andrew Manze i jego zespół odnaleźli się perfekcyjnie w stylistyce epoki klasycyzmu i mimo współczesnego instrumentarium udało im się stworzyć kreację żywo przemawiającą do uczuć i poczucia piękna odbiorcy: ciepłą, wyrazistą, porywającą od pierwszego do ostatniego taktu. Potęguje ją bardzo dobra realizacja techniczna nagrania z wyraźnym, czystym, bogatym w szczegóły dźwiękiem, co przynajmniej w moim przypadku jest gwarancją częstego słuchania płyty wytwórni Pentatone. Jej warstwa edytorska jest dość skromna, ale zawiera wszystko, co niezbędne, z dwujęzyczną książeczką na czele. Okładka albumu kieruje uwagę nabywcy w stronę Mostu Karola i Zamku Praskiego. Sympatyczne...


Płytomaniak


Wolfgang Amadeusz Mozart

Symfonie: nr 38 D-dur KV 504 „Praska” i 39 Es-dur KV 543

NDR Radiophilharmonie • Andrew Manze, dyrygent

Pentatone PTC 5186 765 • w. 2021, n. 2021 • CD, 71'21” ●●●●●●

Nagranie w wersji fizycznego dysku audio zostało nadesłane do autora bezpośrednio przez wydawcę, wytwórnię Pentatone. Jej polski dystrybutor nie przyczynił się w żaden sposób do uzyskania materiału do recenzji.

Komentarze