Przegląd nagrań Orkiestry Concertgebouw (14) - Szostakowicz (1).
Nadrabiam zaległości i sięgam ponownie po muzykę Dymitra Szostakowicza, którego 50. rocznica śmierci przypada właśnie w tym roku, wybierając dzieło, które ze sprawami ostatecznymi i przeczuciem końca ma sporo wspólnego. Taka jest XV Symfonia op. 141, ukończona na trzy lata przed odejściem kompozytora, zmagającego się z poważną chorobą i stopniową utratą wzroku, choć pierwotnie przewidziana była jako uświetnienie 65. rocznicy urodzin. Granica między początkiem i końcem w twórczości autora Nosa okazywała się krucha i płynna, czego przykłady można było usłyszeć w dwóch wokalnych poprzedniczkach, opartych na tekstach opisujących tragedię Żydów podczas II wojny światowej (Babi Jar) czy poetyckich wizjach śmierci autorstwa wybitnych mistrzów słowa różnych epok, co przybrało wybitnie wyrafinowaną postać (Czternasta). Ostatnie wielkie osiągnięcie w gatunku symfonii rozpościera się między retrospekcją a poczuciem końca, stanowiąc swoistą muzyczną zagadkę, niejednorodną stylistycznie, pełną znaczących cytatów z twórczości swojej oraz innych, utrzymaną w wyjątkowo ciemnych barwach. Niełatwą w kontekście zrozumienia i oddania jej sensu odpowiednimi środkami interpretacji.
Przedstawiam kolejny znaczący dźwiękowy dokument z Amsterdamu, wydany na krążku zapis wykonania XV Symfonii Dymitra Szostakowicza przez tamtejszą Królewską Orkiestrę Concergebow pod dyrekcją swojego legendarnego szefa, Bernarda Haitinka, co miało miejsce w marcu 2010 r. Jej kreacja dopełniała koncert, w programie którego znalazł się wcześniej Koncert skrzypcowy D-dur Johannesa Brahmsa z udziałem Franka Petera Zimmemanna, również opublikowany na podwójnym albumie, zrecenzowanym przeze mnie – z nieukrywaną satysfakcją – prawie cztery lata temu. Owo wydarzenie było znaczącą częścią tamtego sezonu, o czym świadczyła transmisja radiowa i telewizyjna, do których w roku następnym (2011) dołączył album SACD z zapisem dzieła.
Uważni melomani pamiętają, że wybitny holenderski dyrygent w trakcie swojej długoletniej kariery poświęcał sporo uwagi twórczości Dymitra Szostakowicza, co znalazło swą kulminację w komplecie Symfonii nagranym ze „swoimi” orkiestrami dla wytwórni Decca na przełomie lat 70. i 80. ubiegłego stulecia. Piętnastą nagrał stosunkowo wcześnie, jako drugą w kolejności, z Londyńskimi Filharmonikami. W trakcie kilku dekad aktywnej działalności artystycznej i obcowania z utworem z pewnością pogłębiła się jego znajomość, co znalazło odzwierciedlenie w przekonującej i udanej kreacji z marca 2010 roku z Amsterdamu, kiedy Bernard Haitink co prawda nie stał na czele Królewskiej Orkiestry Concertgebouw jako szef, zastąpili go w międzyczasie Riccardo Chailly i Mariss Jansons, ale jako zasłużony dyrygent-lauerat. Również później maestro chętnie dyrygował Piętnastą, o czym świadczy niedawno wypuszczony na rynek album Radia Bawarskiego, również z interpretacją „na żywo” z koncertu z lutego 2015 r.
Zapaleni kolekcjonerzy nagrań mogą zatem porównywać co najmniej trzy oficjalne rejestracje XV Symfonii z udziałem Bernarda Haitinka, przy czym ja osobiście zdecydowanie preferuję drugie z nich, zapisane na dysku RCO Live. Lubię i cenię starsze nagrania tego kapelmistrza, również cykl poświęcony Dymitrowi Szostakowiczowi, ale czas niestety poszedł do przodu, zarówno w kontekście poziomu interpretacji, jak i przede wszystkim jakości technicznej, co ma przecież niebagatelne znaczenie. Nie odnoszę się do zarzutów wobec holenderskiego dyrygenta o powielanie repertuaru i nagrywanie/wykonywanie tego, co już zrobił, przy każdej możliwej okazji na późniejszym etapie swojej imponującej kariery. Co prawda, jest w tym jakieś ziarnko prawdy, bowiem szczególnie albumy BR Klassik z zapisem koncertów prowadzonych przez Bernarda Haitinka zawierają doskonale znaną wielką symfonikę i dzieła oratoryjne, uwiecznione wcześniej dla takich wytwórni jak Decca i Philips; często nawet ja uśmiecham się pod nosem na wieść o nowym krążku z Radia Bawarskiego, zawierającym kolejną wersję którejś Symfonii Brucknera czy Mahlera. O ile czasami sięgam z uznaniem do najwcześniejszej fonograficznej wersji z 1978 roku, o tyle znacznie częściej wybieram niniejszą kreację, w któej dyrygent i „jego” orkiestra zaprezentowali się w naprawdę dobrej formie, przekonując mnie w pełni do swojej wizji.
Choć krążek zawiera wyłącznie XV Symfonię, nie czuć tutaj względnie krótkiego czasu trwania, może dlatego, że trudno by było tak znaczące dzieło uzupełnić czymś o równie wielkiej wadze emocjonalnej i artystycznej. Sama kompozycja zawiera się w bardzo solidnych ramach czasowych, wynoszących 47 minut, co wpisuje się w nurt wykonań monumentalnych, starannych, skupionych, unikających nadmiernego pośpiechu, co może oczywiście spolaryzować krytykę czy słuchaczy. Mnie się to podoba, lubię rozkoszować się narracją logiczną i konsekwentną, która nie narusza istoty muzyki i jej sensu, a tak jest w tym przypadku, co jest oczywistą zasługą Bernarda Haitinka, doświadczonego, wytrwanego znawcy wielkiej symfoniki. Tempa zostały dobrane wyjątkowo trafnie, wstępne Allegretto jest odpowiednio żwawe, ale bez przesady, co pozwala docenić wspaniałe brzmienie zwłaszcza sekcji dętej i odgrywającej ważną rolę w przebiegu całości perkusji. Utrzymane w bardzo ciemnych barwach ogniwo drugie i czwarte (finałowe), przedzielone krótkim, trwającym niewiele ponad 4 minut trwającym ogniwem oznaczonym tak samo, jak część pierwsza, operują różnymi wariantami tempa wolnego lub bardzo wolnego (adagio, largo), z nieznacznymi tylko przebłyskami ożywienia (allegretto), są poprowadzone z wyczuciem i znawstwem, co sprawia, że ich statyczność nie nudzi odbiorcy, a wręcz przeciwnie – w połączeniu z posępnym charakterem i siłą ekspresji wywiera wstrząsające wrażenie. Uwagę zwraca wyraźny pierwiastek rytmiczny, imponujące kulminacje z udziałem orkiestry w pełnym składzie, nie tak dużym jak w u wcześniejszych Symfonii, ale i tak brzmiącym znakomicie. Przy omawianiu poprzednich pozycji z katalogu RCO Live zwracałem uwagę na bardzo dobrą jakość dźwięku, co wprost fenomenalne potwierdzenie znajduje w przypadku omawianej kreacji; wyrafinowanie i piękno instrumentacji zastosowanej przez kompozytora dochodzi tutaj w pełni do głosu. Dyrygent, który ma tak wspaniale dysponowany zespół, może w pełni wykorzystać jego potencjał, i tak się stało w przypadku amsterdamskiego koncertu. Fenomenalnie brzmiące sekcje orkiestry w pełni realizują zadania postawione przez kompozytora, interpretacja przykuwa uwagę od początku do końca i nie ma słabych punktów. Jej słuchanie jest estetyczną przyjemnością, ale także doznaniem każącym pomyśleć o sprawach wielkiej wagi.
Jeśli tylko uda się czytelnikom zdobyć prezentowane nagranie, bądź w tradycyjnej postaci krążka SACD, bądź w formie plików elektronicznych do ściągnięcia, polecam bez wahania je nabyć, bowiem znakomita jakość techniczna i przejmująca, niezwykle skupiona kreacja czynią z prezentowanego albumu pozycję atrakcyjną i przekonującą pod każdym względem. Potwierdziły to entuzjastyczne głosy krytyki zarówno po samym koncercie, jak i w reakcji na premierę rynkową tego bardzo udanego wydawnictwa, niewątpliwej ozdoby katalogu wytwórni RCO Live.
Płytomaniak
Dymitr Szostakowicz
Symfonia nr 15 op. 141
Royal Concertgebouw Orchestra • Bernard Haitink, dyrygent
RCO 11003 • n. 2010, w. 2011 • SACD, 47'11” ●●●●●○
Nagranie w wersji fizycznedo dysku audio zostało nadesłane do autora bezpośrednio przez wydawcę, Orkiestrę Concertgebouw z Amsterdamu. Ani polski, ani światowy dystrybutor wytwórni RCO Live nie przyczynił się w żaden sposób do uzyskania materiału do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz