Muzyka Józefa Haydna - nie tylko na Wielki Piątek.

 


Mury, okna i kolumny katedry były pokryte czarną tkaniną, wielka lampa wisiała w centrum oświetlając mistyczną ciemność. O północy drzwi katedry zostały zamknięte i orkiestra zaczęła grać. Biskup stanął za pulpitem, wypowiedział pierwszą z fraz z komentarzem, opadł na kolana przed ołtarzem i przeżywał. Biskup wstawał i klękał tak siedem razy i za każdym razem orkiestra grała po jego komentarzu. Moja kompozycja musi być osądzana w tym aspekcie. Zadanie stworzenia siedmiu części, z których każda powinna trwać 10 minut, bez zmęczenia słuchaczy, nie było proste. Wkrótce odkryłem, że nie utrzymałem zadanego czasu trwania”.

Tak szczegółowo opisywał okoliczności powstania i pierwszego wykonania jednego ze swoich dzieł sam Józef Haydn, któremu jeden z hiszpańskich kościelnych dostojników zlecił napisanie utworu dla wzbogacenia uroczystości wielkopiątkowych, pobudzającego przy dźwiękach muzyki do refleksji nad ostatnimi słowami umierającego na krzyżu Jezusa, przytaczanymi następnie przez ewangelistów. Kompozytor wywiązał się ze swojego zadania w pełni, dostarczając biskupowi Kadyksu szeroko zakrojoną pod względem czasowym partyturę przeznaczoną pierwotnie na orkiestrę, ale później będącej obiektem opracowań na różne obsady, m.in. na kwartet smyczkowy, z chórem i solistami, a nawet na fortepian. U progu Wielkanocy 1787 roku zabrzmiało po raz pierwszy Siedem ostatnich słów Chrystusa na krzyżu i szybko zdobyło powszechne uznanie na kontynencie, ugrunowując renomę autora, mającego ogromne osiągnięcia nie tylko w dziedzinie kameralistyki czy symfoniki, ale także na polu muzyki religijnej, co nie dziwi w przypadku człowieka głębokiej i szczerej wiary, jakim był.

Dawno nie słuchałem tej kompozycji, więc sięgnąłem po jedno z wielu nagrań Słów, mających zresztą bogatą fonograficzną reprezentację, opierających się na oryginalnej, orkiestrowej wersji. Zbudowana jest z niedługiego wstępu, a także siedmiu części, nazwanych sonatami, nawiązujących do wypowiedzi Jezusa, a także nakrótszego, żywiołowego finałowego ustępu, będącego dźwiękową ilustracja trzęsienia ziemi (wł. Il trremonto). Oryginalny kształt formalny nie jest jedyną cechą charakterystyczną utworu. Od początku aż prawie do samego końca wykonawcy muszą się poruszać w muzyce uduchowionej, pełnej ekspresji i powagi, utrzymanej w wolnym tempie. Dodać do tego należy spore rozmiary czasowe, co sprawia, że arcydzieło Haydna nie należy do łatwych, nie jest muzyczną błyskotką, lekką, łatwą i przyjemną w najbardziej dosłownym sensie słowa, wymaga kreacji przemyślanej i skupionej.

Z taka mamy do czynienia w niniejszym nagraniu, dostępnym wyłącznie w wersji elektronicznej (stąd inna niż zazwyczaj uwaga w opisie tytułu), opublikowanym przez wytwórnię Claves zarówno na swej stronie internetowej, jak i platformach streamingowych. Jego słuchanie z pewnością może dostarczyć głębokich przeżyć za sprawą poruszającej, utrzymanej na wysokim poziomie interpretacji, jak również bardzo dobrej jakości dźwięku. Tę pierwszą gwarantuje Ton Koopman, artysta doskonale znający repertuar epoki baroku oraz klasycyzmu nie tylko jako organista czy klawesynista, ale również jako dyrygent. Z ogromnym wyczuciem prowadzi Orkiestrę Symfoniczną z Berna, dbając o stosowne relacje między sekcjami z główną rolą pełnioną przez smyczki, ale także o subtelność i czystość brzmienia, które pozbawione jest masywności. Waga tematu, będącego inspiracja dla kompozytora, jest zrozumiana perfekcyjnie, mamy bowiem do czynienia z kreacją przemawiającą do wyobraźni odbiorcy od początku do końca dzieła, trwającego prawie 70 minut. Można przy tej okazji podkreślić, że jest to wręcz idealny wymiar czasowy przewidziany przez Józefa Haydna, który musiał respektować zamówienie na siedem utworów trwających około dziesięć minut. Jest to rzecz istotna, albowiem całość "nie męczy słuchaczy", choć zarówno intrudokcja, jak i poszczególne Sonaty operują różnymi wariantami tempa rozumianego jako wolne (adagio, largo, grave, lento). Nadaje to interpretacji odpowiednią głębię i powagę, ale nie można tu mówić o jednym i tym samym – zasługą dyrygenta i orkiestry jest umiejętne przeprowadzenie odbiorcy przez ponad godzinę muzyki statycznej, pięknej, poważnej. Dopiero ostatni fragment ożywia atmosferę, ilustrując trzesięnie ziemi, w czym kompozytor przewidział udział pełnej orkiestry, z kotłami i blachą. Choć można go usłyszeć w wersjach naprawdę spektakularnych pod względem przyśpieszenia tempa i operowania całą obsadą (nie nadarmo nosi wskazówkę Presto e con tutta la forza), to niniejsze wykonanie oddaje mu sprawiedliwość, a przy okazji potwierdza bardzo staranną realizację partytury z oddaniem szczegłów instrumentacyjnych i głównych wątków, które dobrze słychać.

Podsumowując swoje rozważania na temat prezentowanego nagrania mogę stwierdzić, że nie żałuję ponad godziny z nim spędzonej i mam nadzieję, że każdy, kto zechce po nie sięgnąć i włoży sporo wysiłki w uważne słuchanie i podążanie poszczególnymi częściami Siedmiu ostatnich słów Chrystusa na krzyżu, z pewnością doceni piękno oraz siłę wyrazu samej kompozycji, jak też zasługującą na uznanie i szacunek interpretację. Jej walory powiększa bardzo dobra jakość dźwięku: klarownego, bez pogłosu, o dobrym balansie. To wszystko sprawia, że wydawnictwo wytwórni Claves z przekonaniem uznaję za odpowiednią nie tylko do przeżywania Wielkiego Piątku, ale także do zaspokojenia niezależnej od niego czysto muzycznej potrzeby.


Płytomaniak


Józef Haydn

Siedem ostatnich słów Chrystusa na krzyżu, Hob.XX:1

Berner Symphonieorchester • Ton Koopman, dyrygent

Claves DO 50-1911 • w. 2020, n. 2018 • DDR (Download Digital Release), TT: 69'14” ●●●●●○


Komentarze