Debiut z Lutosławskim - udany, lecz nie idealny.
Bardzo
cieszy fakt, że na swój debiutancki krążek Krzysztof Urbański
wybrał w całości dzieła polskiego kompozytora. Co prawda,
miłośnicy twórczości autora nagranych kompozycji na brak
zainteresowania ze strony krajowych i zagranicznych wykonawców nie
mogą w żadnym razie narzekać i można by było sobie naiwnie
życzyć, by młody maestro sięgnął może po mniej znany
repertuar, ale i tak warto docenić decyzję zarówno jego, jak i
wytwórni Alpha, by płytę poświęcić wyłącznie muzyce Witolda
Lutosławskiego.
W
ciągu kilku ostatnich lat Krzysztof Urbański zrobił wprost
oszałamiającą jak na młodego dyrygenta karierę.
Trzydziestoczterolatek ma już na koncie występy z najlepszymi
orkiestrami na świecie, by wspomnieć chociażby tak renomowane
formacje jak Berliner czy Münchner Philharmoniker, New York
Philharmonic, Wiener Symphoniker, Staatskapelle Dresden, NDR
Sinfonieorchester Hamburg, Tonhalle-Orchester Zürich, San Francisco
Symphony Orchestra czy London Symphony Orchestra. Z orkiestrą z
Hamburga, z którą w latach 2014-15 nagrał dla Alphy trzy dzieła
Lutosławskiego, współpracuje regularnie jako pierwszy dyrygent
gościnny, co jest o tyle nobilitujące, gdy sobie przypomnimy, że
niemieckiej formacji szefowali w przeszłości tacy geniusze batuty,
jak np. Klaus Tennstedt czy Günter Wand. Cieszy również fakt, że
artysta w programach swoich koncertów ze słynnymi zespołami
umieszcza dzieła polskich kompozytorów; co prawda, nie wychodzi na
razie poza najsłynniejsze pozycje, typu Orawa,
Tren pamięci ofiar Hiroszimy
czy Koncert na orkiestrę,
ale miejmy nadzieję, że poszerzy ich grono o kolejne, atrakcyjne
pozycje.
W
wykonaniu Krzysztofa Urbańskiego i Orkiestry Radia Niemieckiego z
Hamburga nie sposób odmówić atrakcyjności zaprezentowanym dziełom
Witolda Lutosławskiego, co jest komplementem dla bohaterów nagrania
i szokującą konstatacją dla tych sceptyków, którzy nie wierzą,
że muzyka tego akurat kompozytora może być uznana za atrakcyjną.
Podana jest bardzo błyskotliwie, z pasją, entuzjazmem, w sposób
bardzo świeży, co doskonale wpisuje się w stylistykę Małej
suity, pełnej żywiołowych
melodii, zróżnicowanej rytmiki i efektownej instrumentacji.
Otwierający płytę Koncert na
orkiestrę również wywołuje
pozytywne odczucia. Dyrygent stara się pokazać zewnętrzne,
dźwiękowe bogactwo wspaniałej partytury, umiejętnie posługując
się ogromnym aparatem wykonawczym i poszczególnymi grupami
instrumentów, dając możliwość zapoznania się z możliwościami
każdej z nich. Dzięki temu słyszymy interesujące szczegóły
niejednokrotnie mało dotychczas uwypuklane, lecz przykuwające uwagę
słuchacza, jak np. miejsce w zakończeniu pierwszej części, które
za sprawią omawianego wykonania stało się moim ulubionym, gdy na
tle wybijanego przez triangel charakterystycznego rytmu grupa dęta
drewniana gra pełną swoistego uroku partię o niebagatelnych
walorach kolorystycznych; niby drobiazg w mało eksponowanym miejscu,
a jednak zapada głęboko w pamięć. Formalnie dzieło wykonanie bez
zarzutu, z typowymi, niekontrowersyjnymi tempami dla poszczególnych
części, znajduje bardzo kompetentnych interpretatorów w postaci
pełnego pasji młodego dyrygenta i znakomitej orkiestry, dzięki
maestrii której może zabrzmieć w pełnej krasie. Niezmiernie
satysfakcjonująca jest dla mnie za każdym razem możliwość
usłyszenia Koncertu
granego przez znakomity zespół. Mam jednak pewne zastrzeżenia
natury interpretacyjnej. Dzieło brzmi efektownie, lecz dźwiękowe
bogactwo i olśniewająca oprawa instrumentalna nie są jego jedynymi
walorami. W omawianym wykonaniu zabrakło mi pogłębienia strony
wyrazowej, a przecież owo dzieło ma pod tym względem ogromny
potencjał, co udowadnia np. recenzowany przeze mnie krążek NOSPR
pod dyrekcją Alexandra Liebreicha, na którym utwór Lutosławskiego
ujął mnie większym dramatyzmem, mrokiem, intensywniejszą
ekspresją. Program zamyka IV
Symfonia, ostatnie wielkie dzieło
autora. Zaskakuje w nagraniu Alphy wyjątkowo szybkim tempem, trwając
zaledwie osiemnaście i pół minuty, co stanowi dużą różnicę w
porównaniu z innymi płytowymi rejestrami dzieła, jak np.
recenzowaną w swoim czasie i w innym miejscu niż Płytomaniak wizją
Edwarda Gardnera i BBC Symphony Orchestra (Chandos), gdzie jest
prawie o cztery minuty dłuższa. Niestety, wolę akurat tę wersję,
w której nie ma pośpiechu, a słuchacz może skupić się na
śledzeniu ważnych myśli ukrytych w mistrzowskiej oprawie
instrumentalnej. Wystarczy posłuchać samego wspaniałego, pełnego
wyrazu wstępu, opartego na akordach smyczków i melodii klarnetu, by
usłyszeć różnicę i dać pierwszeństwo Brytyjczykom, w
interpretacji których IV Symfonia
trafia mi bardziej do przekonania.
Zaletą płyty firmy Chandos jest też lepszy dźwięk, podczas gdy
na krążku Alphy częstokroć nie słychać fragmentów utrzymanych
w najcichszej dynamice, jak np. początku passacaglii z Koncertu
(wyraźnie wejście rożka angielskiego następuję dopiero po ponad
minucie trwania owego ogniwa; również ww. tajemniczy początek
Symfonii
trzeba odtwarzać przy zwiększonym wolumenie głośności).
Płyta
niewątpliwie atrakcyjna w odbiorze, dzięki błyskotliwej,
zaangażowanej kreacji wyśmienitej orkiestry i pełnego entuzjazmu
młodego dyrygenta. Mam nadzieję, że płyta Alphy będzie
początkiem znakomitej kariery fonograficznej Krzysztofa Urbańskiego,
oby równie udanej jak ta koncertowa. Prezentowany album z muzyką
Witolda Lutosławskiego może się podobać, choć w moim przekonaniu
pozostawia pewien niedosyt. Pomimo subiektywnego zastrzeżenia warto
go posłuchać, nawet jeśli się dotychczas stroniło od twórczości
klasyka muzyki XX wieku.
Paweł
Chmielowski
(plytomaniak.blog@gmail.com)
(plytomaniak.blog@gmail.com)
Witold Lutosławski
Koncert
na orkiestrę, Mała suita, Symfonia nr 4
NDR
Symphony Orchestra • Krzysztof Urbański, dyrygent
Alpha
232 • w. 2015, n. 2014/15 • 56’15” ●●●●○○
Komentarze
Prześlij komentarz