Muzyka miłości, muzyka śmierci - Azrael Josefa Suka.
Rok Muzyki Czeskiej się kończy, więc trzeba korzystać z każdej nadarzającej się okazji, by zaprezentować jak najwięcej ciekawych nagrań. Choć zasłużonym jubilatem jest Bedřich Smetana, to nie mogę nie wspomnieć o innych twórcach, a przecież właśnie teraz przypada równie imponująca rocznica 150. urodzin Josefa Suka (1874-1935), którą również trzeba świętować; szkoda tylko, że chyba mało kto o niej pamiętał, a i nowych płyt poświęconych temu twórcy nie ukazało się zbyt wiele. Nic dziwnego, że jestem zmuszony sięgnąć po starsze, ale wartościowe fonogramy, godne przypomnienia przy tak zobowiązującej dacie.
Jednym z nich jest album, będący wynikiem pracy nie czeskich, ale zagranicznych artystów oraz wydawcy. Z dużym zainteresowaniem śledzę działalność Władimira Aszkenazego w roli dyrygenta, o czym donosiłem jakiś czas temu chociażby przy omawianiu drugiego kompletu Symfonii Sergiusza Rachmaninowa, zawierającego koncertowe wykonania ze „swoją” Orkiestrą Philharmonia. W ostatnich dekadach maestro sporo nagrywał dla fińskiej wytwórni Ondine, sięgając po dzieła ważne i wielkiego formatu, zajmujące poczesne miejsce w orkiestrowym repertuarze. Wymienić tutaj można projekty poświęcone muzyce Sergiusza Taniejewa, Richarda Straussa, Antonína Dvořáka czy Bohuslava Martinů. Zwraca uwagę obecność kompozytorów od naszych południowych sąsiadów, nie tylko dlatego że artysta przez kilka lat (1998-2003) stał na czele Czeskiej Filharmonii. Kolekcję muzyki im poświęconych powiększył krążek zawierający Azraela Josefa Suka.
Symfonia c-moll op. 27, bo o niej jest mowa, nie jest niestety utworem znanym, zwłaszcza u nas, mimo że należy nie tylko do szczytowych osiągnięć jej autora, ale również największych i i najważniejszych symfonicznych pozycji początku XX wieku, choć w tej dziedzinie działo się wówczas sporo (Gustaw Mahler, Richard Strauss). Suk napisał ją dotknięty tragicznymi wydarzeniami ze swojego życia, które w konsekwencji skłoniły go do pracy nad tą kompozycją. Nazwał ją imieniem biblijnego anioła śmierci, przenoszącego dusze zmarłych do raju, co nie było dziełem przypadku. Pierwszym impulsem do powstania dzieła była śmierć nie byle kogo, bo samego Antonína Dvořáka, poważanego mistrza, mentora i nauczyciela, wreszcie zaś ojca ukochanej Otylii, która umarła rok później (1905). Głęboko poruszony bolesną stratą, Suk napisał dzieło monumentalne, poważne, pełne ekspresji, mające charakter wspomnienia-upamiętnienia obu najważniejszych osób.
Azrael jeszcze do niedawna stosunkowo rzadko gościł w programach koncertów czy na płytach, choć powoli zaczyna się to zmieniać nie tylko dzięki propagowaniu go przez czeskich dyrygentów, ale także zainteresowaniu zagranicznych mistrzów batuty. Od zawsze, co oczywiste, prym w jego wykonywaniu wiedli rodacy autora, by przypomnieć wybitne kreacje Václava Talicha, Václava Neumanna, Rafaela Kubelíka, Karla Ančerla, Libora Peška. W nowszych czasach gorliwym propagatorem utworu był Jiří Bělohlávek, który pasję do muzyki Josefa Suka (dwa nagrania Azraela) skutecznie zaszczepił u swojego najsłynniejszego podopiecznego, jakim jest robiący imponującą międzynarodową karierę Jakub Hrůša. Coraz częściej po potężną i efektową symfonię sięgają również cudzoziemcy, o czym świadczą nagrania wytwórni BIS, Fuga Libera czy Ondine – będące tematem mojej recenzji.
W roku 2008 dla ostatniej z nich Azraela zarejestrował na płycie Władimir Aszkenazy, prowadzący Filharmoników z Helsinek. Ich interpretację bez żadnej przesady można uznać za jedną z najlepszych w dość nielicznej dyskografii kompozycji, pośród najnowszych wyróżnia się się też bardzo dobrą realizacją techniczną. Co prawda starsze nagrania, zwłaszcza legendarnych czeskich mistrzów batuty są fascynujące pod względem artystycznym, ale przyjemność rozkoszowania się dobrym, czytelnym i wyrównanym dźwiękiem jest też istotna, zwłaszcza w przypadku utworu tak istotnego w repertuarze. Doceniam świetnie sprawującą się orkiestrę, udowadniającą, że jest zespołem wysokiej klasy i mającą na koncie wybitne osiągnięcia artystyczne. Omawiane nagranie jest też dużym sukcesem kapelmistrzowskim Władimira Aszkneazego. Niełatwo jest bowiem poradzić sobie z potężną, szeroko zakrojoną, trwającą godzinę symfonię, rozpisaną na dużą obsadę instrumentalną, a także jej pięcioczęściową formę. Maestro skutecznie pokonał wielkie wyzwania związane z przeprowadzeniem narracji, osadzeniem jej w ramach właściwych temp, z zawiłościami kontrapunktycznymi, harmonicznymi i gęstą fakturą. Wykonanie ujmuje logiką i autentycznością przeżycia, muzyka od początku do końca rozwija się konsekwentnie i naturalnie, pomysł na odczytanie partytury jest jasny i w pełni zrealizowany, zaś bardzo ważna warstwa emocjonalna/ideowa uchwycona i przekazana niejako do wyobraźni słuchacza – z sukcesem. Dobra realizacja dźwiękowa pozwala na docenienie szerokiego spektrum dynamiki, zwłaszcza imponujących kulminacji z ważna rolą instrumentów blaszanych i perkusji. To wykonanie Azraela intryguje i wciąga swą atmosferą, buduje odpowiednie napięcie, rozładowane w spokojnym zakończeniu ostatniej, piątej części, nigdy nie pozostawiając odbiorcy obojętnym.
Bardzo cenię twórczość Josefa Suka, dlatego z wielką satysfakcją odnotowałem w momencie premiery rynkowej pojawienie się prezentowanego nagrania i doceniam w pełni jego niewątpliwe zalety. Z upływem czasu nie straciły na wartości, co sprawia, że największe dzieło wybitnego, choć mało u nas niestety znanego kompozytora, pełen wyrazu i ciemnych barw Azrael jest w stanie usatysfakcjonować nawet najbardziej wymagających słuchaczy. Do czego zachęcam - nie tylko w Roku Muzyki Czeskiej.
Płytomaniak
Josef Suk
Azrael
Symfonia na wielką orkiestrę c-moll op. 27
Helsinki Philharmonic Orchestra • Vladimir Ashkenazy, dyrygent
Ondine ODE 1132-5 • w. 2009, n. 2008 • SACD, 61'32” ●●●●●○
Nagranie w wersji fizycznego dysku audio zostało nadesłane do autora bezpośrednio przez wydawcę, wytwórnię Ondine. Jej polski dystrybutor nie przyczynił się w żaden sposób ani do uzyskania materiału do recenzji, ani do opublikowana tejże na stronie.
Komentarze
Prześlij komentarz