Rozśpiewane skrzypce w pełnej krasie muzyki Maxa Brucha - na płycie wytwórni Tudor.

 


Rzecz dziwna, ale jak dotąd Płytomaniak nie zajmował się muzyką Maxa Brucha, choć nie ma nic przeciwko niej, a wręcz przeciwnie – ceni zarówno ją samą, jak i jej autora. Dobrze, że przemysł fonograficzny nie cierpi na podobną przypadłość, ale wykazuje dolegliwości w innym zakresie, popadając generalnie w skrajność, a mianowicie wykorzystuje od dawna bez żadnego oporu popularność I Koncertu skrzypcowego g-moll, a przecież kompozytor napisał sporo innych ciekawych rzeczy. Sam zresztą uskarżał się na to za swojego życia, potępiając obdarzonych co prawda talentem, lecz małą intelektualną wyobraźnią wirtuozów smyczka, sięgających wyłącznie po jego najsłynniejsze dzieło. Na brak repertuaru ich współcześni koledzy naprawdę nie mogą narzekać, ponieważ komplet kompozycji na skrzypce z orkiestrą Brucha zajmuje trzy pełne kompakty, co za jakiś czas będzie tematem kolejnego omówienia tej pięknej, śpiewnej i przepełnionej wyjątkowo romantycznym duchem muzyki. Jest co grać i jest czego słuchać!

W przypadku prezentowanej pozycji nie mogło zabraknąć słynnego Koncertu, ulubionego przez publiczność i samych skrzypków, ale jego istotnie ogromna popularność nie była dla mnie powodem do jakichś ustykiwań, bo zastał wykonany, podobnie jak cały program albumu wytwórni Tudor, wprost fantastycznie. Nie przeszkadza również fakt, że omawiane przedsięwzięcie nie jest inicjatywą nową, nagranie zostało opublikowane przed dekadą. W niczym to jednak nie umniejsza jego wartości, ogromnej zresztą, za sprawą niezwykle atrakcyjnego repertuaru, wspaniałej gry solisty i orkiestry, prowadzonej przez bardzo dobrego dyrygenta, a to wszystko ze znakomitym dźwiękiem.

Prawdziwym bohaterem albumu jest Guy Braunstein, izraelski skrzypek, rocznik 1971, starannie wykształcony w ojczyźnie i poza nią u znakomitych pedagogów i wirtuozów, działający jak solista, kameralista, a także dyrygent. W latach 2000-2013 był koncertmistrzem Filharmoników Berlińskich, a niniejsze nagranie powstało jeszcze w czasie, kiedy piastował tę prestiżową funkcję, powierzoną mu jako trzydziestolatkowi. W dekadę później, jak dowodzi prezentowane nagranie, artysta znajdował się w rewelacyjnej formie i z pewnością może być dumny ze swojego imponującego płytowego osiągnięcia, tym większego, że naprawdę dobrych i porywających nagrań najsłynniejszego dzieła Maxa Brucha jest wprost zatrzęsienie. Pomimo tego, propozycja wytwórni Tudor zasługuje na zainteresowanie kolekcjonerów płyt i wielbicieli wiolinistyki w najlepszym wydaniu, bo słuchanie nawet tak dobrze znanego I Koncertu g-moll jest tutaj doznaniem niezwykłym. Ma się wręcz wrażenie poznawania utworu od nowa, ale nie za sprawą jakichś szczególnie nowatorskich rozwiązań interpretacyjnych, lecz sztuki wykonawczej na najwyższym poziomie współpracy skrzypek-orkiestra-dyrygent. To samo dotyczy również popularnej Fantazji szkockiej op. 46, znajdującej na dysku Tudor jedną z najbardziej wzruszających i porywających fonograficznych wersji. Oba dzieła utrzymane są w znakomitych tempach, pozwalających na zabłyśnięcie soliście, którego wirtuozeria, absolutna swoboda w intonacji i frazowaniu, szlachetność i piękno tonu oszałamiają. Nie dziwi to również dlatego, że Guy Braunstein posługuje się wspaniałym i cennym instrumentem – stworzył go Francesco Ruggeri we włoskiem Cremonie w roku 1679.

Imponująca kreacja wykonawcza solisty znajduje odpowiedni rezonans w grze Bamberskich Symfoników, formacji, której, mam wrażenie nie od dziś, nasi „specjaliści” od muzyki klasycznej nie zauważają, spoglądając jedynie w stronę Berlina, Monachium czy Hamburga. A przecież znakomitych orkiestr w Niemczech jest więcej niż dwie lub trzy, co potwierdzają liczne nagrania, a tych ma na koncie występująca tutaj formacja sporo. Muzycy grają z pasją i energią, sądzę, że w jakiś fantastyczny sposób uskrzydla ich autorytet solisty i jego znakomita wizja wszystkich trzech pięknych pozycji programu. Rumuński dyrygent Ion Marin, gościnnie prowadzący Symfoników z Bambergu, sprawdza się znakomicie, nadając muzyce Maxa Brucha odpowiedni blask, temperament, głębię. Głębię? Owszem, dzieła tego kompozytora nie są tylko dźwiękowymi świecidełkami, ich popularność nie wynika tylko z atrakcyjnej oprawy, są też muzyką starannie i kunsztownie skonstruowaną, zawierają piękne, wyraziste tematy i wspaniałe melodie, a błyskotliwość i żywioł rytmu idą w parze z odpowiednim nastrojem, wyjątkową romantyczną atmosferą i liryzmem. Polecam to pod rozwagę zwłaszcza przy słuchaniu naprawdę poruszającej i świeżo brzmiącej Fantazji szkockiej, a przede wszystkim miłego dodatku – Romansu F-dur op.85, zamykającego całość krążka. Dodam jeszcze jedną uwagę, choć chwaliłem bardzo dobrą jakość dźwięku już wcześniej – jest on wyjątkowo czysty, czytelny i przejrzysty, muzyka brzmi wspaniale w bardzo dobrej akustyce Sali Koncertowej im. Josepha Keilbertha w Bambergu, zaś szczególnie warto odnotować idealny wprost, ale nie tak znowu często spotykany na płytach, balans między solistą a orkiestrą. Tego albumu po prostu słucha się znakomicie.

Tak rozśpiewanych i brzmiących w pełnej krasie skrzypiec nie słyszałem już od dawna, co wydaje się odpowiednią rekomendacją dla wielbicieli jednego z najsłynniejszych i najbardziej lubianych dzieł swojego gatunku. Gra Guya Braunsteina oraz Bamberskich Symfoników jest tak wyjątkowa, efektowna, a zarazem poruszająca, że nie popełnię błędu nagradzając niniejsze nagranie z pełną świadomością najwyższą notą.

Płytomaniak


Max Bruch

Fantazja szkocka op. 46; Koncert skrzypcowy nr 1 g-moll op. 26; Romans F-dur op. 85

Guy Braunstein, skrzypce • Bamberger Symphoniker • Ion Marin, dyrygent

Tudor 7188 • w. 2013, n. 2011 • SACD, 64'53” ●●●●●●

Autor składa serdeczne podziękowanie wytwórni Tudor za nadesłanie egzemplarza płyty do recenzji.

Komentarze

Popularne posty