Piękna, ale wymagająca - VI Symfonia A. Dvořáka.

 


Nie planowałem omawiania niniejszego nagrania na blogu, ponieważ nie uznaję go za jakieś szczególnie wybitne, o czym będzie mowa poniżej, nie jest też nowością, ale przede wszystkim dlatego, że nie spełnia moich wymagań odnośnie wypełniania kompaktów odpowiednią dawką materiału. Tego rodzaju wątpliwości wyrażałem chociażby przy omawianiu interpretacji Krzysztofa Urbańskiego, w tym prawdziwie kuriozalnego przedsięwzięcia, jakim było zamieszczenie na jednym krążku wyłącznie trwającego 35 minut Święta wiosny Igora Strawińskiego. W przypadku V Symfonii Dymitra Szostakowicza, zawierającej się w czasie o 10 minut dłuższym, można by podejść do problemu z większą wyrozumiałością, co też uczyniłem, ale i tak nie rozwiało to wątpliwości odnośnie rozumu decydentów wytwórni Alpha oraz samych artystów, którym powinno zależeć na tym, co firmują swoim nazwiskiem i jak się to ma do szacunku dla słuchacza. Podobnie rzecz się ma z jedną z pierwszych dysków opublikowanych przez LSO Live, płytową agendę Londyńskiej Orkiestry Symfonicznej, bardzo przeze mnie cenioną, która na przestrzeni kilkunastu lat przebyła długą drogę od okazjonalnych przedsięwzięć wykazujących niedostatki opisywane przeze mnie powyżej do naprawdę dopracowanych i wartościowych projektów.

W roku 2005, kiedy ta działalność dopiero raczkowała, uwagę osób odpowiedzialnych za fonograficzne projekty przyciągnęła muzyka czeska, toteż już niedługo ukazały się na rynku krążki z koncertowymi wykonaniami VII i VIII Symfonii Antonína Dvořáka, po sukcesie których opublikowano jeszcze dwa: z Dziewiątą oraz Szóstą, będącą teraz przedmiotem mojej recenzji. Można je było nabyć pojedynczo, machnąwszy ręką na zastrzeżenia odnośnie wydawania płyt trwających trzy kwadranse, istnieje też nadal możliwość nabycia ich wszystkich w ramach większego, kilkupłytowego zestawu. Nie posiadam go, ani też nie znam pozostałych pozycji owego projektu, nie zamierzam też go specjalnie poznawać, obiektem moich uwag jest wyłącznie nagranie VI Symfonii D-dur op. 60, zarejestrowane w Barbican Hall we wrześniu 2004 roku, kiedy Londyńską Orkiestrą Symfoniczną kierował jako naczelny dyrygent sir Colin Davis.

Znając jego renomę jako jednego z najwybitniejszych kapelmistrzów naszych czasów, znawcę wielkiej symfoniki, spodziewałem się naprawdę wyjątkowej kreacji, ale końcowy rezultat raczej mnie rozczarował, niż zachwycił. Oczywiście, wspaniale grająca Londyńska Orkiestra Symfoniczna nie dała mi powodu do narzekań, jej muzykalność i profesjonalizm, gwarantujące przeżycia naprawdę wysokiej próby, i tutaj doszły do głosu. Całkiem niezła jakość dźwięku również nie była powodem mojego dyskomfortu. Niestety, zawiodła mnie interpretacja sir Colina Davisa. Jest ona mistrzowska pod względem technicznym i czysto warsztatowych komponentów wykonania związanych z relacją dyrygent-orkiestra, takich jak staranne odczytanie partytury, frazowanie, uwaga skupiona na artykulacji i umiejętnym posługiwaniu się grupami instrumentów, co w przypadku tak doświadczonego artysty nie dziwi. Gorzej jest, niestety, z jego sposobem rozumienia pięknego, porywającego i pozostającego w cieniu swoich późniejszych sióstr utworu, jakim jest VI Symfonia D-dur, zasługująca na większe zainteresowanie wykonawców oraz publiczności. Dla mnie osobiście, jest jednym z najbardziej fascynujących i wzruszających utworów Dvořáka, kwintesencją czeskości, co czuć od początku do końca, a przy tym dziełem pełnym wspaniałych melodii, wyrazistych rytmów z furiantem w trzeciej części na czele, wyśmienicie zinstrumentowanym i doskonale zaprojektowanym. Aż dziw bierze, że tak efektowna kompozycja rozbrzmiewa jedynie od czasu do czasu na koncertach poza ojczyzną autora, rzadziej też pojawia się na płytach jako samodzielna pozycja. Szkoda! W prezentowanym nagraniu Colin Davis poprowadził ją bardzo szybko, o czym być może łączny czas – 46 minut nie mówi zbyt wiele, ale części skrajne z „podkręconym” tempem są dla mnie nie do przyjęcia. W otwierającym całość szeroko zaprojektowanym i imponującym pod względem ilości i jakości melodycznych i muzycznych pomysłów pierwszym ogniwie jak byk widnieje oznaczenie – Allegro non tanto, czyli „niezbyt szybko”. Niezbyt szybko! Tymczasem tutaj słychać pęd, który ani nie pozwala rozkoszować się owymi cechami, ani szlachetnością wyrazu i potęgą inspiracji, cechującymi ową muzykę. Warto przy tym zauważyć, że zdecydowano się na powtórzenie ekspozycji, co nie dzieje się zbyt często, zważywszy na ogrom materiału w niej zawartego. Osobiście, wolę granie bez repetycji, za to z większym wyczuciem. I chociaż wizja sir Colina Davisa jest jedynie o około pół minuty krótsza od jednego z konkurencyjnych nagrań cenionych przeze mnie, to w tym drugim stosunek do pulsu i wzajemne relacje między tempem a interpretacją i pokazaniem walorów muzyki są dla mnie o wiele bardziej przekonujące. Podobnie rzecz ma się w porywającym finale, niezwykle ruchliwym i żywiołowym, a przy tym trudnym zwłaszcza dla smyczkowców, w którym ustalony na początku zbyt szybki puls nie sprawia, że czujemy gradację tempa w wieńczącej całość spektakularnej codzie, a ta powinna przecież wprowadzać odpowiedni kontrast do tego, co działo się wcześniej – toż to jest klęska interpretacyjna, zadziwiająca jak na doświadczonego mistrza batuty. Co z tego, że całość jest efektowna, szybka, głośna, skoro sensu muzycznego w tym brak? Wspomniany powyżej furiant (czeski taniec ludowy w metrum na trzy czwarte) sprawdza się przy takim podejściu, słychać w nim żywioł i pasję, ale i tak nie wiem, czy odpowiednio głęboko zapada mi w pamięć, zwłaszcza jego środkowy, liryczny i natchniony, po prostu przepiękny fragment, na który zawsze czekam – jego słuchanie jest dla mnie powodem wielu wzruszeń. Na szczęście część wolna zabrzmiała tak jak należy, z odpowiednim oddechem i spokojem, ale zabawne jest, że to, co akurat mi się pod tym względem podoba, jest powodem krytyki u innych recenzentów, narzekających z kolei na opieszałość dyrygenta. Cóż, trudno jest dogodzić wszystkim! Powyższe zastrzeżenia spowodowały, że Symfonia nie wywarła na mnie odpowiedniego wrażenia, zamieniając się w efektowną, szybką, popisową błyskotkę, podczas gdy w innych wykonaniach przybiera należną jej postać wspaniałego dokonania twórczego, dzieła o wielkiej piękności i – natchnionego, a przy tym bardzo, ale to bardzo czeskiego. Niestety, owych cech zabrakło mi w nagraniu LSO Live.

Cenię, lubię i szanuję nieżyjącego już wybitnego angielskiego mistrza batuty, autora wielu wspaniałych nagrań muzyki symfonicznej, oratoryjnej, a przede wszystkim operowej, ale mam dosyć mieszane wrażenia po zapoznaniu się z ową interpretacją. Maestro Davis nie gustował specjalnie w muzyce czeskiej, choć cztery ww. nagrania w katalogu LSO Live wydają się rzucać na ów problem inne światło, podobnie jak jego wcześniejsze dokonania fonograficzne dla nieistniejącej już wytwórni Philips z Orkiestrą Concertgebouw (i chyba one powinny być przedmiotem większego zainteresowania, jeśli chodzi o słowiański repertuar artysty). Nie mogę również przeoczyć oczywistego faktu, że Londyńscy Symfonicy mają w swoim niezwykle bogatym dorobku dwa cykle wszystkich Symfonii Antonína Dvořáka, zrealizowane w latach 60. ubiegłego stulecia dla wytwórni Decca oraz Philips. Wyśmienite nagrania Istvána Kertésza oraz naszego Witolda Rowickiego pomimo upływu lat (prawie sześćdziesięciu!) nadal cieszą się kultowym statusem wśród krytyki i kolekcjonerów i nowsze nagrania w niczym nie zagrażają ich pozycji. To właśnie owe rejestracje, jak również wielkie kreacje Rafaela Kubelíka z Filharmonikami Berlińskimi (Deutsche Grammophon) bez najmniejszego wahania polecam melomanom szukających referencyjnych wersji nie tylko wspaniałej i porywającej Szóstej, ale również pozostałych Symfonii czeskiego mistrza. Jeśli się weźmie powyższe pod uwagę, okazać się może, że nie brakuje bardzo dobrych wykonań op. 60 – do powyższych rekomendacji należy bezwzględnie dodać nagrania Czeskiej Filharmonii z Václavem Neumannem i sir Charlesem Mackerrasem (Supraphon) oraz Liborem Peškem (Virigin/Erato).


Paweł Chmielowski


Antonín Dvořák

Symfonia nr 6 D-dur op. 60

London Symphony Orchestra sir Colin Davis, dyrygent

LSO Live LSO0526 w. 2005, n. 2004 (CD), 46’05 ●●●○○○

Komentarze

Popularne posty