Udana interpretacja znanej symfonii. Z polskim akcentem.
Okładkę tego recenzowanego nagrania przykuwa dość wątpliwy estetycznie i mało czytelny portret Dymitra Szostakowicza z papierosem, co budzi u mnie niewesołą refleksję, że osoby odpowiedzialne za produkt i promocję chyba zapomniały o haśle „okładka – sprzedaje”. Z tęsknotą wracam do czasów, kiedy wytwórnia Alpha nadawała ton swoim albumom, zarówno pod względem jakości muzycznych produkcji i ciekawego, oryginalnego repertuaru, głównie dawnych wieków i w nurcie historycznych praktyk wykonawczych, jak i oprawy plastycznej czy edytorskiej wypuszczanych przez siebie wydawnictw. Aż przyjemnie było wziąć je do ręki, odznaczały się taką estetyką i dopracowaniem: utrzymane były w formie tzw. digipacku, z czarną, lśniącą oprawą, na okładce, a także na wewnętrznych, „zamykanych” stronach książeczki widniała reprodukcja obrazu, z reguły nieprzypadkowo dobieranego, łącząc sztuki plastyczne i muzyczne w jednym, sam booklet, zawierający sporo fotografii, wydrukowany był na dobrej jakości, prawdopodobnie kredowym papierze. Niestety, czasy tych wysmakowanych produkcji się skończyły, z tego co wiem, zmieniło się kierownictwo Alphy, sama zaś wytwórnia weszła w skład grupy Outhere, w związku z tym uległy przeobrażeniu nowo publikowane przedsięwzięcia, na gorsze, a także na takie, które nie wnosiły nic nowego. Od jakiegoś czasu w katalogu można znaleźć absolutnie wszystko, włącznie z żelaznym repertuarem, często powtarzanym, znanym z setek innych propozycji, nagranych wcześniej i często lepiej przez fonograficznych potentatów. Również i na mniej efektowne w porównaniu ze wcześniejszymi w warstwie edytorskiej. Można by to zrozumieć, czego dowodem jest kilka posiadanych nowych przedsięwzięć francuskiego wydawcy po owych transformacjach, ale nie jestem w stanie wybaczyć zamieszczania na stronie tytułowej, by rzucał się w oczy potencjalnemu odbiorcy, dość wstrętnego bohomazu, z estetyką mającego mało wspólnego i niewywierającego, przynajmniej na mnie, dobrego wrażenia. Sprawiedliwie muszę jednak docenić fakt, że pozostałe strony książeczki zredagowane zostały na dobrym poziomie i ich profesjonalizmowi w postaci tradycyjnego układu nie można niczego zarzucić.
Dodam również, jeszcze tytułem wstępu, że przedmiotem niniejszej recenzji, jest nagranie w formie elektronicznej z mojej własnej kolekcji, a nie udostępnione autorowi przez samego wydawcę. Zmieni się to za jakiś czas. Biedny Płytomaniak może sobie pomarzyć o obcowaniu z produkcjami Alphy, ale również pozostałych wytwórni wchodzących w skład grupy Outhere, w typowej postaci fizycznej. Kilka razy wspominałem o tym, jak wygląda „dystrybucja” zagranicznych podmiotów w Polsce w postaci ich oficjalnych przedstawicieli, którzy nie są w ogóle zainteresowani promocją swoich wydawnictw i nie zaszczycają niżej podpisanego nie tylko współpracą, ale nawet odpowiedzią na próby kontaktu. Widocznie odległość z Opola do Wrocławia – godzina jazdy – jest przeszkodą nie do pokonania! Przy tej okazji napomknę, choć być może przekształci się to w formę odrębnego i szerzej rozbudowanego wpisu na blogu, że recenzuję wyłącznie produkcje nadesłane do mnie w formie fizycznej lub udostępnione jako pliki cyfrowe przez samych wydawców; odpowiednia informacja znajdzie się przy opisie w tekście. Ponieważ polscy dystrybutorzy jak jeden mąż, z imponującą konsekwencją, nie robią mi tej łaski i nie nadsyłają płyt do recenzji, ukazywać się będą wyłącznie nagrania firm i podmiotów współpracujących z Płytomaniakiem na powyższej zasadzie. Tytuły innych wytwórni ignorujących autora i jego pracę nie będą omawiane na stronie, chyba, że będzie ku temu szczególnie ważny powód; sądzę jednak, że będą to naprawdę wyjątkowe sytuacje.
Inna refleksja poniekąd związana jest z powyższym wywodem i dowodzi zmian na gorsze w przemyśle fonograficznym, bądź po wszelkiego rodzaju zmianach w strukturze własnościowej czy organizacyjnej, bądź bez nich. Prezentowane nagranie zawiera tylko jedno dzieło: V Symfonię Dymitra Szostakowicza, zawierającą się w czasie 46 minut. Od biedy można to zaakceptować i zrozumieć, uwzględniając wyjątkową pozycję owej kompozycji w twórczości kompozytora i w repertuarze. Mimo wszystko jednak nasuwa się myśl, że autorzy przedsięwzięcia mało szanują odbiorcę i jego kieszeń, każąc mu kupować za pełną cenę (68 zł na stronie polskiego dystrybutora) płytę trwającą niewiele ponad trzy kwadranse. Może decydentom nie chciało się inwestować większych środków na dodatkowe pozycje, ale muszę ich przy tej okazji zmartwić: przy mizernej sprzedaży nagrań muzyki klasycznej, w kraju nad Wisłą szczególnie, nie zarobią na tym w ogóle. Szefowie Alphy zadecydowali tak a nie inaczej, ale czy osoby najbardziej zainteresowane – bohaterowie albumu, czyli kierownictwo Orkiestry Filharmonicznej Radia Północnoniemieckiego w Hamburgu oraz prowadzący ją polski dyrygent, Krzysztof Urbański, naprawdę nie myślą o rynkowych realiach i wydaje im się, że płyta z czasem trwania 46 minut i jednym utworem podbije świat? Jeśli tak myślą, są albo bardzo naiwni, albo bardzo leniwi, albo bardzo….Czy nie można było uzupełnić albumu o kolejne kompozycje, których w dorobku Dymitra Szostakowicza przecież nie brakuje? Zmieściłaby się tam chociażby VI czy już na pewno najkrótsza ze wszystkich czysto instrumentalnych pozycji tego gatunku IX Symfonia, o mniejszych Suitach czy Uwerturach nie wspominając! Czy zrealizowanie płyty trwającej chociażby przyzwoitą godzinę przekracza możliwości ich wszystkich? O zgrozo, owa tendencja ma się coraz lepiej, czego przykładami się stosunkowo nowe albumy kanadyjskiej Atmy z I Symfonią Jana Sibeliusa (41 minut) czy angielskiego Signum Classics, u którego melomani mogą obcować wyłącznie z Piątą Sergiusza Prokofiewa, trwającą od dwie minuty dłużej od ostatniej z wymienionych. Ciekawe, że takie przedsięwzięcia firmują młode, mówiąc z pewną nieścisłością, gwiazdy batuty, cieszące się już światowym rozgłosem; jest wśród nich i Krzysztof Urbański, bohater innego wcześniejszego nagrania Alphy ze Świętem wiosny Igora Strawińskiego (36 minut). Owszem, można doceniać i podziwiać w większym lub mniejszym stopniu poziom artystyczny owych produkcji, które do złych raczej nie należą, i wybaczyć ograniczony czas trwania krążków. W moim przekonaniu jednak jest to wada, na dodatek poważna. Nie czuję się w tym kontekście jako szanowany potencjalny nabywca.
Skoro o wadach mowa, poświęćmy nieco uwagi jakości dźwięku omawianego nagrania. Niestety, pozostawia sporo do życzenia – nie jest „czyste”, przejrzyste, słychać dość wyraźne echo wybrzmiewających dźwięków. Za plus, i to duży, jednak muszę uznać bardzo szeroką i właściwą rozpiętość ujętej w nim dynamiki – od ledwie słyszalnych partii w różnych stopniach piana i pianissima po kulminacje. Co ciekawe, jest to rezultat sesji w nowej, wybudowanej za grube pieniądze, siedziby hamburskiego radiowego zespołu – Filharmonii nad Elbą. Osobiście, dziękuję za takie nowe budynki i sale koncertowe – wolę posłuchać płyt „starej” Orkiestry NDR pod rewelacyjną batutą Güntera Wanda z drugiej połowy lat 80. ubiegłego stulecia, a więc sprzed ponad 30 lat w ówczesnej lokalizacji. Ich wartość artystyczna jest najwyższej miary, realizacja techniczna bije na głowę omawiane przedsięwzięcie ale nie tylko – podobne refleksje słabego i nieprzystającego do renomy wydawcy, artystów oraz repertuaru dźwięku miałem w przypadku płyty Deutsche Grammophon z dziełami na fortepian i orkiestrę Fryderyka Chopina z udziałem Jana Lisieckiego – byłem nim, i jestem nadal, bo sięgam po ów krążek rzadko, raczej rozczarowany. Niestety, na wspomnianej płycie na podium dyrygenckim ponownie zagościł Krzysztof Urbański. Artyście, związanemu głównie z Alphą, ale pojawiającemu się gościnnie na różnych innych wydawnictwach, doradzałbym zainteresowanie się tym aspektem sygnowanych przez siebie nagrań, tym bardziej, że tak wspaniale zinstrumentowana i pięknie brzmiąca V Symfonia Dymitra Szostakowicza zasługuje nie tylko na interpretację wybitną w zakresie koncepcji i jej realizacji, ale również na najlepszą z możliwych rejestracji pod względem czystości i jakości dźwięku. Tego ostatniego elementu zabrakło na omawianym albumie i żadne pliki elektroniczne, nawet wyższej jakości, w słuchaniu raczej nie pomogą.
I tym samym przechodzimy już, niestety na końcu, ale nie jako mniej ważny element mojego omówienia, do oceny wykonania. Może sprawić naprawdę sporą satysfakcję za sprawą doskonałego przygotowania dyrygenta, w repertuarze którego jest już od dawna, co przekłada się na stopień rozmienia jej formy i treści. Artystyczna wizja Krzysztofa Urbańskiego pod względem prowadzenia narracji z wyczuciem, ale i stanowczością, doboru sugestywnych temp, kształtowania formy, architektury i spójności całości oraz poszczególnych części, jest zdecydowanie przekonująca. Nie można przy tym uskarżać się na nijakość warstwy wyrazowej wykonania, wręcz przeciwnie – wyraźnie obecne emocje zawarte w muzyce mogą trafić do przekonania co wrażliwszych i życzliwszych odbiorców. Bardzo dobrze sprawuje się orkiestra w ramach poszczególnych głównych sekcji oraz w licznych, zapadających w pamięć solówkach: jest precyzyjna, zaangażowana, znakomicie realizuje zapisy niełatwej, bogatej w szczegóły partytury. To wszystko działa na korzyść prezentowanego nagrania, które należy do zdecydowanie udanych pod względem samej interpretacji.
Piąta ma szczęście do dobrych interpretacji oraz rejestracji płytowych, choć konkurencja jest tutaj naprawdę spora. Płytomaniak poświęci jej trochę uwagi, a jednocześnie zachęci mało zorientowanych w materii, ale na pewno zainteresowanych repertuarem słuchaczy, do skierowania się w stronę nagrań Naxosu (Wasyl Petrenko), Sony Classical (Michael Sanderling), Deutsche Grammophon (Andris Nelsons) czy niedawno wydanego pięknego i imponującego boxu z kompletem Symfonii w wytwórni BIS (Mark Wigglesworth). Podobne przedsięwzięcie, i bardzo, ale to bardzo ciekawe pod względem jakości dźwięku oraz autentyczności i wysokiego poziomu gry, jest udziałem efektownego zestawu rosyjskiej Melodii (Narodowa Orkiestra Symfoniczna Tatarstanu pod dyrekcją Aleksandra Sładkowskiego).
Paweł Chmielowski
Dymitr Szostakowicz
Symfonia nr 5 d-moll op. 47
NDR Elbphilharmonie Orchestra • Krzysztof Urbański, dyrygent
Alpha 427 • w. 2018, n. 2017 • (CD), 46”16” ●●●●○○
Nagranie pochodzi z własnej kolekcji autora.
Komentarze
Prześlij komentarz