Requiem A. Dvořáka z Warszawy - na albumie wytwórni Naxos.

 


Wracam po latach do jednego z ostatnich nagrań Antoniego Wita i Filharmonii Narodowej zrealizowanego dla wytwórni Naxos, co jest wydarzeniem o tyle znaczącym, że wybór padł bardzo rzadko wykonywane i nagrywane miłe mojemu sercu arcydzieło – Requiem b-moll op. 89 Antonína Dvořáka. Jestem ogromnym entuzjastą tej wspaniałej, potężnej kompozycji, której powstanie wiąże się z licznymi pobytami autora w Anglii i napisaniem na zamówienia tamtejszych instytucji wielkich dzieł wokalno-instrumentalnych, lecz nie tylko. Używając epitetu „wielki”, nie popełniam zbytniej przesady, gdy przejrzymy ich listę: znajdziemy na niej oratorium Święta Ludmiła, Stabat Mater, kantatę Białe koszule czy genialną VII Symfonię d-moll. Sięgam ponownie po ów album, by przekonać się, czy coś się u mnie zmieniło w ocenie od momentu jego poznania i opisania moich pierwszych wrażeń na jego temat przed laty, czy doceniam go bardziej lub mniej i by odpowiedzieć na pytanie, czy warto się nim zainteresować?

Podobnie jak w przypadku „tragicznej” Szóstej Gustawa Mahlera, również Requiem Czecha powstało w bardzo szczęśliwym dla niego okresie, wypełnionym intensywną pracą twórczą i odnoszonymi ogromnymi sukcesami wykonań swej twórczości. Rzecz to przedziwna, ponieważ potężnych rozmiarów kompozycja, napisana na kwartet solistów, chór mieszany i dużą orkiestrę, oddziałuje z ogromną siłą na co wrażliwszego słuchacza. Mistrzostwo, z jakim Dvořák operuje aparatem wykonawczym i napełnia partyturę ważną i przejmującą treścią, wysuwa jego dzieło na szczyty w jego religijnym dorobku. Zawsze mnie zdumiewa fakt, że tak wspaniałe dzieło, doskonale zinstrumentowane, z porywającymi muzycznymi pomysłami, wspaniałą melodyką, pełnymi wyrazu partiami solowymi i efektownymi fragmentami chóralnymi, nie cieszy się poza ojczyzną autora należytym uznaniem wykonawców i publiczności. W ostatnich czasach fonografia zaczyna sobie jednak przypominać o op. 89, czego przejawem są rzadkie, bo rzadkie, ale coraz częściej pojawiające się rejestracje płytowe Requiem. O dziwo, dopiero niedawno brak owej istotnej pozycji w swoim bogatym katalogu zauważyła wytwórnia Naxos, stąd angaż Chóru i Orkiestry Filharmonii Narodowej pod batutą Antoniego Wita, specjalistów od wielkiego wokalno-instrumentalnego repertuaru, wspartych siłami polsko-niemieckiej grupy solistów.

Niestety, nie mogę uznać proponowanej pozycji za udaną i przekonującą pod każdym względem i mam raczej mieszane wrażenia po ponownym zetknięciu się z prezentowanym nagraniem. Największe uznanie należy się dyrygentowi, który doskonale rozumie specyfikę przygotowania i wykonanie wielkich form, a przy tym dobrze zna twórczość kompozytora, czego świadectwem są wcześniejsze płyty z muzyką symfoniczną Dvořáka, zrealizowane ponad dwie dekady wcześniej z ówczesnym WOSPR-em. Antoni Wit nie zapomina o przekazie płynącym z muzyki, dba również o płynne tempa i absolutnie pierwszorzędną dramaturgię, Co mi się szczególnie spodobało i od razu przykuło uwagę, był początek dzieła, pokazujący w smyczkach składający się z czterech nut motyw, przewijający się przez całą kompozycję. Ten krótki, lecz bardzo istotny wstęp jest nosicielem głębi i ekspresji dzieła, wprowadza w jego nastrój i powagę. Jest bardzo charakterystyczny, nic więc dziwnego, że stał się źródłem częstych cytatów w innych wybitnych kompozycjach czeskiego repertuaru, ponieważ sięgał po niego zarówno sam Dvořák, jego zięć, Josef Suk we wspaniałym Asraelu, a także Bohuslav Martinů w swojej III i VI Symfonii. Już tym krótkim, lecz ważnym fragmentem otwierającym całość, Antoni Wit dowiódł swojego dogłębnego zrozumienia dzieła i umiejętności nadania mu odpowiedniej temperatury wyrazowej. Zwróciłem także uwagę na wysiłki maestra do ukazania całego bogactwa partytury poprzez podkreślenie partii instrumentalnych odcinkom śpiewanym przez chór czy solistów, co nie zawsze słychać w każdym nagraniu. Wspaniale na przykład brzmi sekcja dęta otwierająca bardzo przeze mnie lubiane Offertorium – Domine Jesu Christe. Uważne przesłuchanie nagrania pozwoli dostrzec znacznie więcej podobnych przykładów.

Jeśli chodzi o śpiewaków, ich polska część wypada wg mnie lepiej, zwłaszcza Ewa Wolak może mówić o swoim sukcesie. Jego głos, niski, piękny i ekspresyjny alt nie wykazuje żadnych interpretacyjnych czy technicznych problemów, zaś sama artystka imponuje kulturą wykonawczą oraz zaangażowaniem. Niestety, nie da się tego zawsze powiedzieć o gościach z Niemiec: tenorze oraz sopranistce. Christine Libor prezentuje się znacznie lepiej niż w fatalnie w jej wersji brzmiącym i na szczęście jedynym tylko fragmencie Niemieckiego requiem Johannesa Brahmsa, nagranym również dla Naxosu przy udziale zespołów Filharmonii Narodowej i Antoniego Wita, ale i tutaj daleko mi do jakiegoś specjalnego entuzjazmu. Potwierdza to początek Quid sum miser, utrzymany w wysokim rejestrze, w którym nie czuje się zbyt pewnie. Nie czuję również szczególnego powodu do radości podczas słuchania Daniela Kircha, odniosłem wrażenie, że przydałoby się go ustawić bliżej mikrofonu, by jego partia była lepiej słyszalna. Sądzę też, że niemieccy wokaliści, wykazujący pewne problemy w długich i wolnych frazach, dobrze się odnajdują we fragmentach wymagających śpiewu głośnego oraz w szybszych tempach, co potwierdza choćby dramatyczna ekspresja całego kwartetu solistów w niektórych odcinkach Recordare czy Lacrimosa.

Pewien problem w ostatecznej ocenie mam również z chórem. Jego potencjał artystyczny jest ogromny, renoma całkowicie zasłużona i w niniejszym nagraniu wspaniale śpiewający członkowie formacji są ozdobą albumu. Niestety, realizacja techniczna pozostawia sporo do życzenia w szczególnie spektakularnych odcinkach, w których ów podmiot jest głównym bohaterem – mam tu na myśli chociażby krótkie, dramatyczne, efektowne Dies irae. Chór brzmi jakby z oddali, ustawiony dość daleko od mikrofonów i naprawdę trudno poczuć grozę podczas słuchania kulminacyjnego fragmentu opisującego sąd ostateczny. Na próżno oczekiwać tu prawdziwego fortissimo, które kompozytor wyraźnie zamieścił w partyturze. Różnice dynamiki są w przypadku tak ważnej części obsady wykonawczej zbyt mało skontrastowane a ekspresja śpiewu w jakimś stopniu zaburzona, co rzutuje na jakość oddania zapisu nutowego i prawdę przekazu. Nie sposób uniknąć wrażenia, że formacja chóralna o sporej obsadzie i mająca tak ważne zadanie, wypada w najbardziej efektownych ustępach nie tak, jak powinna, pozostawiając spory niedosyt, a zamiast tego na plan pierwszy wysuwają się instrumenty z orkiestry. Nie jest to jakaś straszna zbrodnia, ale osobom odpowiedzialnym za powstanie nagrania i jego montaż przydałoby się trochę refleksji, czy aby na pewno odpowiednia równowaga została zachowana?

Wspaniała kompozycja Antonína Dvořáka zasługuje na naprawdę dopracowane technicznie i interpretacyjnie wykonanie, dlatego trochę żałuję, że opublikowana wersja wytwórni Naxos nie spełnia moich wymagań i nie mogę jej, mimo szczerych chęci, nagrodzić wyższą notą. Stanowi interesujący polski punkt odniesienia w dotychczasowej dyskografii Requiem i w sumie nie brak w niej wprawdzie naprawdę przekonujących i pięknych momentów, lecz jako całość ustępuje najbardziej znanym konkurencyjnym nagraniom z klasycznymi kreacjami Istvána Kertésza (Decca), Karla Ančerla (Supraphon) na czele czy absolutnie pierwszorzędnej i wybijającej się od prawie 40 lat wizji Wolfganga Sawallischa (Supraphon).


Paweł Chmielowski



Antonín Dvořák

Requiem op. 89

Christiane Libor, sopran; Ewa Wolak, alt; Daniel Kirch, tenor; Janusz Monarcha, bas • Chór Filharmonii Narodowej • Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Narodowej • Antoni Wit, dyrygent

Naxos 8. 5722874-75 • w. 2014, n. 2012 • 2 CD, 97’56” ●●●○○○

Komentarze

Popularne posty