Muzyka życia, muzyka śmierci - Walery Gergiew i Symfonie P. Czajkowskiego (1).



Dość często będą się w najbliższym czasie pojawiać recenzje Symfonii Piotra Czajkowskiego, a przede wszystkim Szóstej. Ukażą się co najmniej trzy. Nie napiszę „niestety”, bo jestem ostatnią osobą, która żałowałaby kontaktu z arcydziełem romantycznej muzyki, na dodatek jednego ze swoich najukochańszych twórców. Pojawienie się jej właśnie w tym momencie jest subiektywnie uzasadnione z racji nadal przeze mnie przeżywanego tragicznego wydarzenia, o czym można przeczytać w poprzednim wpisie na blogu. Patetyczna, tak bogata w symbole i znaczenia, zaprząta moje niewesołe myśli podczas słuchania od jakiegoś czasu i jak żadna inna kompozycja zasługuje na omówienie jako następna po tekście poświęconym osobom Dominika i Krzysztofa. Niezwykłym zbiegiem okoliczności – ale czy na pewno to przypadek? - jest fakt, że moja praca nad analizą poniższego nagrania zbiegła się w czasie ze wspomnianą wcześniej tragedią, z jej przetwarzaniem w myślach i emocjach w postaci publikacji na stronie. Wydaje się potwierdzać absolutnie wyjątkowy kontekst i wręcz wstrząsający, namacalny, pozamuzyczny wymiar najwspanialszej z siedmiu (włącznie z ManfredemSymfonii Piotra Czajkowskiego. Nie jestem zbyt przesądny, ale w takich chwilach myślę o tym, jakie znaczenie ma Szósta dla Rosjan: zwiastuje śmierć. Sam kompozytor cenił ją najwyżej ze wszystkich, uważając za najlepsze i najbardziej osobiste dzieło. Patetyczna obrosła w legendę już od początku swojego istnienia, bowiem w zaledwie 9 dni po jej prawykonaniu autor zmarł w tajemniczych i do dziś w sumie niewyjaśnionych okolicznościach (oficjalnie na cholerę po wypiciu szklanki nieprzegotowanej wody, lecz bardziej prawdopodobna jest wersja o samobójstwie, i to wymuszonym).

Przed nami kolejna fonograficzna rejestracja Symfonii h-moll, dokonana przez doskonale znanego melomanom Walerego Gergiewa. Uważni kolekcjonerzy płyt wiedzą, że dla niestniejącej już wytwórni Philips nagrał ją dwa razy: najpierw z tym samym zespołem co teraz, noszącym wtedy nazwę Orkiestry Teatru Kirowa, a następnie z Filharmonikami Wiedeńskimi (ta wersja nie przypadła mi do gustu). Na płycie wydanej przez agendę Tetatru Maryjskiego mamy zapis koncertu z paryskiej Sali Pleyela z października 2010 roku. Artyści wykonywali wtedy trzy ostatnie Symfonie Czajkowskiego, co zostało udokumentowane na filmie jako płyta DVD i Blu-ray. Owe występy doceniła publiczność i krytyka, zaś dopiero teraz, prawie dekadę później, ukazują się w wersji audio. Również Płytomaniak poświęci swoją uwagę kolejnemu albumowi, na którym znalazły się opp. 36 oraz 64. 



Są to oczywiście zapisy koncertów na żywo, ale ten będący przedmiotem niniejszej recenzji nie zawiera śladów obecności publiczności, nie zamieszczono w nim braw po zakończeniu. Szósta rozpoczyna się w ciszy: w ponurych niskich dźwiękach fagotu oraz smyczków i w podobnej przejmującej ciszy kończy. Choć pod względem technicznym i realizacji dźwiękowej odbiega nieco od sterylnych produkcji studyjnych, to ma na pewno swój charakter, a ten udziela się odbiorcy i wywiera na nim odpowiednie wrażenie.

Wykonanie Patetycznej z Paryża można określić jako wybitne, poruszające. Nie ulega wątpliwości zżycie się muzyków z orkiestry z genialną kompozycją, co przecież nie dziwi, jeśli weźmie się pod uwagę, jak bardzo wrosła w rosyjską muzyczną tradycję. Doceniam również zaangażowanie Gergiewa, prowadzącego zespół ze stosunkowo rzadką u niego pasją i empatią – nie ma tu mowy o rutynie czy powierzchowności. Obawiałem się, jak kapelmistrz podejdzie do zagadnienia tempa, kwestii dla mnie bardzo ważnej, bo w przypadku tego dyrygenta można się często spodziewać niespodzianek i kontrowersji. Nie mam za bardzo się do czego „przyczepić”, może za wyjątkiem naprawdę szybkiej trzeciej części (Allegro molto vivace), dla mnie o wiele za szybkiej, za to obfitującej w dźwiękowe efekty, olśniewającej przepychem instrumentacji, użyciem perkusji (wielki bęben, talerze), wirtuozerią grających. Poprzedzające ją ogniwo  (Allegro con grazia) ma należytą śpiewność, elegancję i taneczność, stanowiąc zasłużoną chwilę oddechu po niezwykle dramatycznej i szeroko rozbudowanej części pierwszej, „symfonii samej w sobie”, jak to określił pewien internauta, bardzo słusznie zresztą. Warto zwrócić uwagę, że w tym nietypowym walcu w rytmie na pięć, a nie na trzy, w jego środkowej części Gergiew nieco zwalnia, podkreślając tym samym przejmujący wyraz melancholii owego fragmentu i dostosowując się do zaleceń Czajkowskiego, by grać go ze skargą i słodyczą. Ogólnie doceniam staranność, z jaką szef Teatru Maryjskiego podszedł do zrealizowania zapisów partytury wymagającej naprawdę wiele od wykonawców pod kątem subtelnych modyfikacji temp, czego przykłady mamy w ogniwach skrajnych, najbardziej wyrazistych pod względem ekspresji. Kompozytor bardzo często zmienia oznaczenia, domagając się przyśpieszania i zwalniania narracji. Choć dokładne studiowanie nut pokazuje, że Waleremu Gergiewowi nie zawsze w stu procentach udaje się podążać tokiem rozumowania autora, to ostatecznie nie ma to aż tak wielkiego znaczenia, a całość jego koncepcji zasługuje na uznanie. Artysta nadaje każdej z czterech części właściwy jej rys. O środkowych już wspomniałem. Skrajne za to porażają grozą, dramatyzmem i ogromną ekspresją z jednej strony, z drugiej zaś przejmującym liryzmem i przepiękną melodyką. Zwłaszcza finałowe Adagio jest pod tym względem bardzo charakterystyczne. Jest to zamierzony przez samego Piotra Czajkowskiego i należycie oddany przez wykonawców prawdziwy lament, kończący się po wybuchach rozpaczy i kulminacji, zamierający w absolutnej ciszy i najniższych dźwiękach wiolonczel i kontrabasów pianissimo, milknący na zawsze – jak życie...Nic dziwnego, że podczas słuchania człowiek naprawdę myśli o nieuchronnym, tym bardziej, że w pewnym miejscu, kompozytor wykorzystuje tam-tam – instrument perkusyjny brzmiący złowieszczo (coś o tym mógłby powiedzieć Sergiusz Rachmaninow) i głucho – słychać tylko jedno jego uderzenie przed żałobnym chorałem puzonów i tuby w odcinku oznaczonym w partyturze literą L.

Stanowczo uważam, że to najlepszy, a przede wszystkim najbardziej szczery ze wszystkich moich utworów. Kocham go tak, jak nie kochałem żadnego innego ze swych muzycznych dzieci.

Jestem dumny z tej Symfonii i myślę, że to najlepszy utwór, jaki kiedykolwiek napisałem.

Historia przyznała rację Piotrowi Czajkowskiemu. VI Symfonia stanowi szczyt jego twórczości, jest i dzisiaj wstrząsającym świadectwem autentyzmu i głębokiego przeżycia, wyznaniem niezwykle osobistych emocji i przeczuciem końca, porywającym ekspresją i smutnym pięknem. Sądzę, że nikt ze słuchaczy, którzy sięgną po zaprezentowaną wersję dzieła, nie rozczaruje się jakością interpretacji i siłą wyrazu, jakie są obecne w nagraniu Orkiestry Teatru Maryjskiego pod dyrekcją Walerego Gergiewa. Mam oczywiście swoich faworytów spośród licznego grona dyrygentów i orkiestr w bardzo bogatej dyskografii dzieła, lecz w tym konkretnie niełatwym czasie niniejsza kreacja Patetycznej towarzyszy mi często i z pewnością będę do niej powracać.


Autor dedykuje tekst pamięci Dominika Sochy i Krzysztofa Polaka (21.02.2020).


Paweł Chmielowski


Piotr Iljicz Czajkowski
Symfonia nr 6 h-moll op.74, „Patetyczna”
Mariinsky Orchestra Walery Gergiew, dyrygent
Mariinsky MAR0019 • w. 2019, n. 2010 • CD, 49’45” ●●●●●○

Autor bloga dziękuje wytwórni LSO Live, fonograficznej agendzie Londyńskiej Orkiestry Symfonicznej, odpowiedzialnej za dystrybucję płyt Teatru Maryjskiego, i panu Thomasowi Rozwadowskiemu za nadesłanie albumu do recenzji. Polski dystrybutor tego wydawcy, który nie jest w ogóle zainteresowany współpracą i promowaniem swoich tytułów na blogu, nie przyczynił się w żaden sposób do ukazania się omówienia powyższego nagrania na stronie.

Płytomaniak.blogspot would like to thank LSO Live and Mr. Thomas Rozwadowski for sending the album and making this review possible.

Komentarze

Popularne posty