Beethoven 2020 (2). Beethoven Haitinka : rewolucja i klasyka.


Londyńską Orkiestrę Symfoniczną można chyba uznać za pioniera ciekawego trendu w przemyśle fonograficznym, polegającego na zakładaniu przez same zespoły wydawnictw płytowych, choć, o ile mnie pamięć nie myli, w tym przypadku pierwszeństwo należy się bodajże Królewskim Filharmonikom. Na swoim koncie ma liczne nagrania dokonywane przy współpracy z wybitnymi solistami oraz mistrzami batuty, z tymi ostatnimi w roli dyrygentów gościnnych lub artystycznych. Do najważniejszych produkcji LSO Live, mimo upływu lat, należy zaliczyć cykl wszystkich Symfonii Ludwiga van Beethovena pod dyrekcją Bernarda Haitinka. Krytycy i melomani zgodnie chwalili i nadal chwalą owo przedsięwzięcie, nie brakowało nawet opinii, że jest to „Beethoven naszych czasów”, z czym akurat niżej podpisany mógłby się warunkowo zgodzić, choć na ten moment recenzja powstaje po wysłuchaniu tylko jednego, choćby nawet znakomitego albumu, otwierającego cały projekt. Z pełną świadomością mógłby się pod powyższym sformułowaniem podpisać dopiero po zapoznaniu się ze wszystkimi płytami cyklu, zrealizowanego przez Londyńskich Symfoników i Bernarda Haitinka podczas koncertów w Barbican Hall w roku 2006. Zostały wydane przez LSO Live w jednym zbiorczym pudełku o następującej szacie graficznej:




Nie obiecuję, że na blogu pojawią się omówienia wszystkich pozycji tego arcyciekawego zestawu, a taka możliwość mnie bardzo kusi, na pewno znajdzie się teraz miejsce na przedstawienie krążka z zamieszczonymi w odwrotnej kolejności I Symfonią C-dur op. 21 i V Symfonią c-moll op.67. Nie jest to aż tak nietypowe zestawienie, jakie mogłoby się wydać, jeśli przypomnimy sobie co najmniej kilka podobnych propozycji innych orkiestr i dyrygentów, by wspomnieć chociażby Riccardo Mutiego i jego Filadelfijczyków (EM), Stefana Bluniera i Orkiestrę Beethovenowską z Bonn (MDG), czy, najnowsze nagranie w owym wyliczeniu, kreację Ivána Fischera i jego Budapesztańskiej Orkiestry Festiwalowej (Channel Classics).

Nie ulega najmniejszych nawet wątpliwości, że w osobie słynnego holenderskiego mistrza batuty oraz Londyńskich Symfoników dzieła Beethovena znalazły najlepszych możliwych wykonawców. Zadziwia niezwykła klarowność i czystość dźwięku, staranna artykulacja, przejrzystość formy, precyzja gry, wydobycie wielu detali oraz szybkie tempa. Te ostatnie są żwawe, ale w moim przekonaniu są do przyjęcia i bardzo właściwie; nie wyrządzają krzywdy muzyce, jej zawartości i bogactwu myśli, jak to się bardzo często zdarza w przypadku zagonionych i niewiele wnoszących interpretacji, zwłaszcza z gatunku historycznie „poinformowanych”, czytaj: cechujących się niepotrzebnym i wulgarnym pośpiechem. Trzeba jednak zwrócić uwagę, że obecny od kilkudziesięciu już lat nurt wykonawstwa na dawnych instrumentach i takich praktykach wywiera wpływ nawet na tradycyjne filharmoniczne zespoły i ich dyrygentów. Przejawia się to np. w respektowaniu znaków repetycji, szybszych tempach, użyciu lżejszego, zwrotnego dźwięku, innego kształtowania frazy czy artykulacji, wyeksponowaniu sekcji dętej, zwłaszcza blachy, oraz perkusji (brawa dla słyszalnego od początku do końca, zwłaszcza v Piątej, wyraźnie zaznaczającego swój udział kotlisty Antoine’a Bedewiego, mającego tam największe pole do popisu). Sądzę, że jest to przypadek również niniejszego nagrania, różniącego się znacznie od wcześniejszej rejestracji Symfonii Beethovena, dokonanego przez Bernarda Haitinika pod koniec lat 80. z Concertgebouw Orkest dla Philipsa. Tamtej wersji nie znam, nie była też już od dawna dostępna, podczas gdy obecna, powstała w Londynie, może się uplasować naprawdę wysoko na liście współczesnych wykonań tego repertuaru. Wynika to również z nowej edycji partytur z katalogu wydawnictwa Bärenreiter, oficyny niezwykle zasłużonej nie tylko w niemieckim życiu muzycznym.

Otwierająca dysk Piąta, dzieło-legenda, wywarło na mnie jak najlepsze wrażenie, o czym donosiłem w akapicie powyżej. Zagrana z pasją, energicznie, z odpowiednią dawką ekspresji, mistrzowsko skonstruowana w zakresie formy przez Haitinka, udowadnia rewolucyjność sztuki kompozytora, nie tylko ze względu na czas powstania (okres wojen napoleońskich), ale również wrażenie, jakie musiała wywierać na ówczesnej publiczności. Wiedeńczycy pierwszej dekady XIX wieku muzyki z takim ciężarem emocjonalnym i bogactwem dźwięku do czasów premiery op. 67 nie słyszeli, a odpowiadającej jej rangą, symboliką i treściową zawartością nie mieli już słyszeć nigdy. Równie przekonująco brzmi Pierwsza – dość lekka, żwawa, oczywiście stylistycznie nieco inna od Piątej, ale też zgorszyła publiczność podczas swojej premiery, więc nie jest taka grzeczna i poprawna, jak może się wydawać - w końcu jej autorem jest sam Ludwig van Beethoven, nawet jeśli dopiero zaczyna swoją drogę twórczą na polu gatunku symfonii.  Pod batutą Haitinka nie ulega wątpliwości jej klasyczna forma i takaż zawartość, zagrana z imponującą kulturą, ale jednocześnie wyrazistością, przez Londyńską Orkiestrę Symfoniczną. Narracja jest przekonująca od pierwszej do ostatniej nuty, ekspresja odrobinę stonowana, tempa bardziej wyważone, choć akurat druga część, Andante cantabile con moto, cechuje się dość energicznym pulsem, jest raczej „con moto”, choć śpiewności też jej nie brakuje. Imponują bardzo sprawne smyczki, zachwyca sekcja drewna, nie sposób zapomnieć o parze rogów. Słychać dobrze rejestr basu.

Słucha się omawianej interpretacji z prawdziwą przyjemnością dzięki wyśmienitej formie muzyków i mistrzostwu doświadczonego dyrygenta, zaprawionego w prezentacji wielkiego symfonicznego repertuaru. Kolejną zaletą jest bardzo dobra realizacja techniczna – nagranie zostało opublikowane w formacie SACD, więc miłośnicy specjalnych odtwarzaczy mogą nacieszyć uszy pięknym, wielokanałowym dźwiękiem i delektować się brzmieniem Londyńskiej Orkiestry Symfonicznej. Podziwiam od lat formę tego wybitnego zespołu i jego niezwykle aktywną działalność fonograficzną, o czym można przeczytać również tutaj. Nie będzie zbytnią przesadą stwierdzenie, że wykonanie zarówno V, jak i I Symfonii  nosi cechy interpretacji modelowej. Jeśli będę mieć okazję do zapoznania się ze wszystkimi płytami cyklu, przyznam rację tym odbiorcom, którzy twierdzą, że Londyńska Orkiestra Symfoniczna w pierwszym dziesięcioleciu naszego wieku ustaliła najwyższe standardy wykonywania muzyki Ludwiga van Beethovena.

I na zakończenie małe wyjaśnienie od autora tekstu. Zakładając bloga zapowiadałem, że będę sięgał również do mojego archiwum. 250. rocznica urodzin Ludwiga van Beethovena, świętowana przez cały muzyczny świat, jest przecież ku temu bardzo dobrą okazją. Sądzę, że nikt nie będzie mi mieć za złe przypomnienie tego interesującego nagrania, które było przedmiotem bodajże dwunastej w kolejności napisanej przez mnie recenzji (łącznie ich liczba wynosi ponad 700). Przedstawiam teraz gruntowanie zrewidowaną wersję publikacji z maja 2007 roku.  Jak ten czas szybko leci…



Paweł Chmielowski


Ludwig van Beethoven

Symfonia nr 5 c-moll op. 67, Symfonia nr 1 C-dur op. 21

London Symphony Orchestra • Bernard Haitink, dyrygent

LSO Live LSO0590 • w. 2006, n. 2006 • SACD, 57’00” ●●●●●○



Płyta została nadesłana bezpośrednio przez Londyńską Orkiestrę Symfoniczną i jej płytową agendę, LSO Live.



Komentarze

Popularne posty