Energia i pasja - Wasyl Pietrenko i Symfonie Piotra Czajkowskiego (1).




Niedawno, bo w grudniu, z radością przyjąłem ukazanie się na rynku pierwszej pozycji nowej serii nagrań, które w Oslo realizuje Wasyl Pietrenko; mam nadzieję, że będę mieć jeszcze okazję omawiać kolejne pozycje projektu poświęconego Ryszardowi Straussowi na stronach bloga. Teraz jednak cofam się trochę w czasie, aby zarekomendować kolejne, równie znakomite i na dodatek obsypane nagrodami międzynarodowej krytyki przedsięwzięcie, a mianowicie pierwszy wolumin kompletu Symfonii Piotra Czajkowskiego. Dyrygent nagrał go ze „swoją” Królewską Orkiestrą Filharmoniczną z Liverpoolu dla wytwórni Onyx. Uważni melomani wiedzą zapewne, ze ci wykonawcy mają już na koncie doskonałe rejestracje dzieł zarówno autora Jeziora łabędziego (rewelacyjny Manfred), jak i kilkanaście krążków z utworami Dymitra Szostakowicza. Zyskały powszechne uznanie wśród słuchaczy oraz w fachowych kręgach prasy i internetu.

Do listy kolejnych fonograficznych sukcesów mogą szkoccy filharmonicy oraz rosyjski dyrygent z całkowitą odpowiedzialnością dopisać prezentowany teraz przeze mnie album, zawierający trzy kompozycje Piotra Czajkowskiego. Ich słuchanie sprawiło mi ogromną radość. Przyznam się, że bardzo, ale to bardzo lubię wcześniejsze Symfonie, które nie tak często goszczą w programach koncertów czy na płytach w porównaniu z późniejszymi pozycjami gatunku, znanymi z dziesiątek, jeśli nie setek, nagrań. Ich potencjał melodyczny i instrumentacyjny, a co za tym idzie, oddziaływanie na słuchaczy, jest przecież ogromne, co udowadniają nie tylko same dzieła, ale ich fantastyczne wykonanie będące przedmiotem mojej recenzji. Wasyl Pietrenko prowadzi Zimowe marzenia i Małorosyjską z ogromną energią i pasją, które natychmiast udzielają się odbiorcy. Z wykonania bije radość, entuzjazm, zaangażowanie kapelmistrza oraz orkiestry. I i II Symfonia po prostu porywają nasyconym brzmieniem, rytmiką, charakterem, ogromnym bogactwem melodii (zainspirowanych folklorem) i elementów tanecznych, by wspomnieć o najpiękniejszym wg mnie walcu, jaki Czajkowski stworzył (środkowa część trzeciej części Pierwszej). Za sprawą samego kompozytora ich dźwiękowa szata jest wprost olśniewająca – w finałach autor wprowadził perkusję, potęgującą efekt. Słucha się tych kreacji z zapartym tchem.




To samo można w sumie powiedzieć o V Symfonii e-moll, tylko że w jej przypadku miałbym akurat trochę zastrzeżeń co do tempa, a to jest co prawda płynne, lecz bardzo szybkie (dzieło trwa niecałe 44 minuty). W arcydziele romantycznej muzyki instrumentalnej, a takim jest niewątpliwie op. 64, dzieje się sporo ważnych i ciekawych rzeczy, nie tylko w czysto zewnętrznej, dźwiękowej oprawie, ale wewnątrz w niej, w warstwie wyrazowej. Osobiście, wolę bardziej stonowaną narrację, unikającą pośpiechu, za to pozwalającą na odkrywanie głębi i poruszających emocji, jakimi Czajkowski nasycił jedno ze swoich najbardziej udanych i szczerych utworów. Można by wysunąć hipotezę, że nawet u muzyków średniej i młodszej generacji wyczuwać można inspirację kreacjami Eugeniusza Mrawińskiego (ten na słynnym albumie wytwórni Deutsche Grammophon prowadził Piątą o minutę szybciej). Doskonałe opanowanie materii i znajomość partytury, pewna powściągliwość emocjonalna i unikanie niebezpieczeństwa popadania w nadmierny sentymentalizm, mistrzostwo techniczne orkiestry i precyzja jej gry, osiągająca poziom wirtuozowski – tymi cechami, przywodzącymi na myśl dokonania legendarnego mistrza batuty i Filharmoników z Leningradu, można by obdarzyć autorów prezentowanej kreacji. Rozwodzę się nad tym dość szczegółowo, ale pragnę jednoznacznie podkreślić, że mam co prawda nieco odmienną wizję V Symfonii, to jednak uznaję kreację Wasyla Pietrenki i Orkiestry z Liverpoolu za absolutnie przekonującą oraz spójną. Wywiera bardzo dobre wrażenie. Wspomnę o jednym szczególe, będącym moim skromnym zdaniem jednym z wielu probierzy wykonań prezentowanego dzieła, mającego dla mnie ogromne znaczenie muzyczne i osobiste. Przy wejściu głównego, szybkiego tematu w czwartej części zdecydowana większość orkiestr i dyrygentów, niestety, nawet najsłynniejszych, gra go źle pod względem akcentowania i frazowania (można to sprawdzić, jeśli się umie czytać partyturę). Bohaterowie niniejszego nagrania wykonują owo miejsce, ważne ze względu na eksponowanie istotnej w przebiegu całego finału figury rytmicznej i melodycznej, tak jak należy – chwała im za staranne przygotowanie, właściwe odczytanie zapisu kompozycji i szacunek dla intencji autora.

Wasyl Pietrenko i Królewska Orkiestra Filharmoniczna z Liverpoolu pokazują, że twórczość Piotra Czajkowskiego jest im bliska, dobrze się w niej czują i mają sporo do pokazania, nawet tym słuchaczom, którzy rosyjski repertuar symfoniczny znają doskonale. Potwierdza to w pełni świadomie autor recenzji. Nie może się doczekać, kiedy będzie mógł zaprezentować drugi wolumin serii i przekonać się, czy kolejny tytuł również wywrze na nim bardzo dobre wrażenie zarówno pod względem interpretacji i emocji, jak również odpowiednio dobrej realizacji technicznej nagrania z  wyraźnym dźwiękiem.



Paweł Chmielowski


Piotr Czajkowski
Symfonie: nr 1 g-moll op.13 „Zimowe marzenia”, nr 2 c-moll op. 17 „Małorosyjska”, nr 5 e-moll op. 64
Royal Liverpool Philharmonic Orchestra • Vasily Petrenko, dyrygent
Onyx ONYX 4150 w. 2016, n. 2014/15 2 CD, 118’01” ●●●●●○

Autor bloga dziękuje wytwórni Onyx za nadesłanie albumu w formie plików dźwiękowych do recenzji. Polski dystrybutor tego wydawcy, który nie jest w ogóle zainteresowany promowaniem swoich wydawnictw na blogu, nie przyczynił się w żaden sposób do ukazania się omówienia powyższego nagrania na stronie.

Płytomaniak.blogspot would like to thank Onyx and Ms. Debra Jameson for sending the files and making this review possible.

Komentarze

  1. Bardzo ciekawie napisane. Jestem pod wielkim wrażaniem.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty