Muzyka z serca kompozytora - Bachowskie Kolegium z Japonii i Missa solemnis Beethovena.


Przed nami kolejny album z interpretacjami bardzo cenionej w świecie muzyki dawnej formacji, Bachowskiego Kolegium z Japonii. Znamy ją doskonale z nagrań repertuaru epoki baroku, w szczególności z dzieł swojego patrona, Jana Sebastiana, a w tej dziedzinie na uwagę zasługuje chociażby rejestracja jego wszystkich kantat religijnych oraz świeckich. Owa inicjatywa znalazła wprawdzie swój koniec, ale niewyczerpana jest energia zarówno Kolegium, jak i jego artystycznego dyrektora. Masaaki Suzuki, będący też klawesynistą i organistą, coraz śmielej spogląda na dorobek epok późniejszych, co jest, niestety, dość powszechną tendencją w dobie dzisiejszej u tzw. zespołów historycznie poinformowanych, by użyć niezbyt zręcznego tłumaczenia z języka angielskiego. Nie zawsze z dobrym skutkiem, zresztą, o czym świadczą liczne nagrania muzyki klasycyzmu, czy, o zgrozo, romantyzmu (nie mam tu na myśli akurat Suzukiego, jest to ogólna refleksja). Osobiście, z jego bardzo licznej dyskografii w barwach wytwórni BIS cenię na przykład rejestracje Nieszporów Maryjnych (1610) Claudia Monteverdiego czy wspaniałą, uduchowioną kreację Geistliche Chor-Music (1648) Heinricha Schütza. Można je znaleźć np. w tej ciekawej kompilacji:



Na dysku, będącym przedmiotem mojego omówienia, znalazło się tylko jeden- ale za to jaki! utwór – Missa solemnis D-dur op.123 Ludwiga van Beethovena.

Wziąwszy pod uwagę powyższe, niełatwo mi przyszło podjąć decyzję o wielokrotnym słuchaniu prezentowanego albumu zawierającego dzieło napisane u progu romantyzmu, wykonane przez zespół, dla którego chlebem codziennym jest repertuar sięgający stulecie lub nawet dwa, wstecz. Nie jestem wielbicielem tego typu kuriozalnych rozwiązań, nie jestem fetyszystą dawnych instrumentów, tak jak co niektórzy zapaleni słuchacze, lub, co gorsza, decydenci, również w polskich, narodowych instytutach. W wykonaniach cenię natomiast kilka rzeczy: szacunek dla partytury oraz intencji kompozytora, skrupulatność w przygotowaniu dzieła, a w przypadku dzieł wokalno-instrumentalnych o charakterze religijnym odpowiednio zaprezentowany element duchowy. Przy poznawaniu albumu z Mszą uroczystą Ludwiga van Beethovena kierowałem się powyższymi przesłankami, konfrontując je z tym, co usłyszałem.

Ponieważ w chwili pisania recenzji nie mam przy sobie pełnego albumu z książeczką i nie przypominam sobie, czy został w niej podany pełen skład osobowy Bachowskiego Kolegium z Japonii (sam booklet opracowano bardzo fachowo ze szczegółowymi informacjami o Mszy), bazuję w tym fragmencie tekstu na urywku video dostępnym w internecie na portalu You Tube, pokazującym wykonanie utworu z tymi samymi solistami na koncercie w dniu 3. lutego 2017 r. Doliczyłem się tam 30 chórzystów i około 45 instrumentalistów, co nie jest zbyt imponujące pod względem obsady w porównaniu z tradycyjnymi prezentacjami arcydzieła, opartymi na większych składach. Słychać to i w nagraniu płytowym: brakuje mi smyczków, skoro samych kontrabasów jest zaledwie trzy, podobnie wiolonczel. I to ma być obsada pozwalająca na zmierzenie się z pierwszą nowożytną mszą typu symfonicznego? Z drugiej strony jednak nie da się zaprzeczyć, że brzmienie orkiestry, nawet mniejszej ilościowo, może się spodobać. Oczywiście mamy do czynienia z instrumentami historycznymi – ich użycie w dziele Beethovena, mającym swą premierę w roku 1824, jest wg mnie kuriozalne w przypadku formacji specjalizującej się w repertuarze dwóch poprzednich stuleci. Smyczków jest co prawda mało, ale nadrabiają to bardziej wyeksponowane niż zazwyczaj instrumenty dęte, mające sporo ważnych rzeczy do powiedzenia – uważne wsłuchanie się w ich partię zaowocuje nowymi doznaniami i spotęguje wrażenie swoistej świeżości oraz czystości, jakie emanują z nagrania. Sekcja blachy, z dawnymi rogami, trąbkami oraz puzonami jest także wyraźnie obecna i dodaje splendoru najbardziej efektownym fragmentom partytury. Warto przy tej okazji zwrócić uwagę na kotły – fakt, że to instrument z epoki, nie ulega najmniejszych wątpliwości, a ich udział w niektórych fragmentach budzi wręcz militarne skojarzenia, jak np. w środkowym fragmencie wieńczącego całość Agnus Dei. Znawcy życia kompozytora i epoki mogą się zastanowić, czy nie jest to odbicie wspomnień ze strasznego czasu wojen napoleońskich? By zakończyć rozważania o instrumentalnym elemencie wykonania, warto docenić udział artysty, którego miłośnicy muzyki dawnej dobrze znają – Ryo Terakado. Jego długie i ważne solo skrzypiec w Benedictus jest piękne i wzruszające.

Kiedyś napisałem o Mszy C-dur op.86, że zawiera najpiękniejsze pasaże napisane dla ludzkiego głosu przez Beethovena. Mógłbym to samo stwierdzenie odnieść do Missa solemnis, co może wydawać się paradoksalne lub wręcz obrazoburcze, jeśli weźmie się pod uwagę, jak trudne i w wielu miejscach niewdzięczne są partie wokalne w tym arcydziele. Już same pierwsze takty początkowego Kyrie są tego najlepszym dowodem. A jednak, za sprawą bardzo dobrze sprawujących się śpiewaków, genialna kompozycja porywa i zachwyca. Głosy kwartetu solistów są wyrównane, zestrojone, doskonale brzmią współdziałając ze sobą (solowych arii praktycznie tu nie ma), zaś chórzyści z Bachowskiego Kolegium, zaprawieni w repertuarze dawnych epok, imponują precyzją oraz zdyscyplinowaniem. Szczególnie dobrze jest to słyszalne w niezwykle efektownych i mistrzowsko zaprojektowanych przez Beethovena wielkich fugach kończących Glorię oraz Credo. Masaaki Suzuki bardzo w nich podkręcił tempo i mniej doświadczony zespół poległby z pewnością w tych fragmentach, ale japońska precyzja i doświadczenie dały tu o sobie znać. Dodam jeszcze, że kapelmistrz prowadzi Mszę pewnie i energicznie, czasami może zbyt szybko (przydałoby się niekiedy więcej uroczystości zawartej w samym tytule). Utwór trwa, wg informacji w książeczce, 74 minuty i 7 sekund, podczas gdy na stronie internetowej wydawcy widnieje czas trwania wynoszący 73’43”.

Omawiany album przedstawia świeże i intrygujące spojrzenie wykonawcze na arcydzieło muzyki sakralnej i symfonicznej jednocześnie. Choć ja osobiście jestem zwolennikiem innej estetyki, doceniam zalety nagrania i podczas wielokrotnego słuchania Mszy uroczystej miałem za każdym razem poczucie obcowania z kreacją na bardzo wysokim poziomie zarówno technicznym, jak i interpretacyjnym. Zdecydowanie warto jej posłuchać w niniejszej wersji i przekonać się samemu, czy spełniła się idea Ludwiga van Beethovena, piszącego na partyturze swojego arcydzieła takie oto słowa: „ Z serca – niech znowu do serc powraca”.

Paweł Chmielowski
(plytomaniak.blog@gmail.com)


Ludwig van Beethoven
Missa solmemnis D-dur op.123
Ann Hoelen Moen, sopran; Roxana Constatinescu, mezzosopran; James Gilchrist, tenor; Benamin Bevan, baryton
Bach Collegium Japan Masaaki Suzuki, dyrygent
BIS-2321 w. 2018, n. 2017  SACD, 74’07” ●●●●●○

Recenzja płyty była możliwa dzięki współpracy autora z Fonoteką Dolnośląskiej Biblioteki Publicznej we Wrocławiu.

Komentarze

Popularne posty