Pianiści grają Brahmsa - III Sonata w roli głównej (3).

 


Istotne okoliczności związane są z ukazaniem się niniejszej recenzji. Kolejna odsłona omówień nagrań z muzyką Johannesa Brahmsa i z jego III Sonatą fortepianową w roli głównej. Następny album w wykonaniu cenionego i lubianego przeze mnie młodego pianisty Adama Lalouma i przy tej okazji warto zwrócić na fakt, jak wiele tego repertuaru ukazuje się w interpretacjach artystów z Francji, czego świadectwem jest co najmniej kilka tekstów Płytomaniaka. Miło mi również powitać po długiej przerwie wytwórnię Harmonię Mundi, której wydawnictwa, dzięki szczęśliwej zmianie dystrybutora na terenie Polski, będą miały być może okazję częściej gościć na blogu. Same dobre wiadomości!

Posłuchajmy na początku III Sonaty fortepianowej f-moll op. 5, autorstwa zaledwie dwudziestolatka, co zasługuje cały czas na podkreślenie, ale w tym miejscu muszę również zwrócić uwagę czytelników na fakt, że w ramach mojej serii jej wykonawcami są również artyści młodego pokolenia, co dobrze wpisuje się w relację zachodzącą między autorem a jego interpretatorami, stanowiąc z drugiej strony również wyzwanie natury artystycznej. Dzieje się tak dlatego, że Sonata jest dziełem zadziwiająco mistrzowskim i ważnym w romantycznym repertuarze, tym bardziej zadziwia dojrzałość jej twórcy. I jeszcze jedna refleksja: Johannes Brahms nigdy później już nie sięgnął po ten gatunek, tworząc na fortepian. Przypomina się przypadek Sonaty h-moll Ferenca Liszta – i kolejna wielka tajemnica historii muzyki.

Z jednej strony młodzieńcze uniesienia i romantyczny nastrój, z drugiej zaś powaga, głębia i doskonałość formalna, godna kompozytora o znacznie większym dorobku i doświadczeniu – między tymi ekstremami muszą się poruszać śmiałkowie, sięgający po jeden z największych, również rozmiarami, ale przede wszystkim rangą, utwór XIX wieku. Adam Laloum sprawdza się w moim przekonaniu bardzo dobrze w tak szeroko zakrojonej kompozycji cyklicznej, obejmującej aż pięć części trwających łącznie 39 minut. Starannie prowadzi narrację, nadając jej przekonujący wymiar czasowy i kształtując swobodnie, wg potrzeb. Dużą uwagę poświęca kontrastom, stanowiącym istotną cechę Trzeciej: początek pierwszej części, zawsze wywiera wielkie wrażenie za sprawą potężnych akordów w dynamice fortissimo, podobnie jak wyrazistość rytmiczna Scherza, wykonanego wg mnie w dobrym i odpowiednim tempie czy błyskotliwość żywego Finału. ale z drugiej strony przepiękne i nastrojowe stronice ogniw wolnych (drugiego i czwartego) zapowiadają już intymność i liryzm powstałych o prawie cztery dekady później miniatur, ujętych w całość jako op. 116. Nie przypadkiem ów czwarty ustęp nosi nazwę Intermezzo, przeznaczony dla wypowiedzi głęboko osobistej, stanowiąc jednocześnie swoiste wytchnienie, przerwę pomiędzy muzyką znacznie bardziej energiczną i wymagającą pokazania temperamentu ze strony wykonawcy. Adam Laloum gra z należytą pasją, ale i niekwestionowaną wrażliwością, umiejętnie łącząc owe sprzeczne cechy materii i ducha III Sonaty, tworząc kreację własną, przemyślaną i skupiającą na siebie uwagę słuchacza. Jego sposób interpretacji jest konsekwentny, przekonujący, elegancki i trafiający do wyobraźni i emocji odbiorcy. Walory czysto pianistyczne, ze wspaniałą techniką, szlachetnością tonu, piękną frazą i cieniowaniem dynamiki na czele, idą w parzę z niebanalną refleksją i zrozumieniem utworu, który do łatwych pod żadnym względem nie należy. Tym bardziej doceniam interesującą i utrzymaną na wysokim poziomie kreację, która wywarła na mnie bardzo dobre wrażenie.

Po wielkiej i dramatycznej Sonacie f-moll, skomponowanej na początku wspaniale rozpoczętej kariery pianistycznej i kompozytorskiej, przychodzi na muzykę utrzymaną w zupełnie innym stylu. Przed nami zbiór siedmiu miniatur o nazwie Fantazje op. 116, aczkolwiek żadna w nich jako pojedyncza kompozycja nie jest w ogóle tak nazwana. Rozpoczyna cykl utworów fortepianowych, składających się z drobnych dzieł i pogrupowanych w opp. 116-119, powstałych na kilka lat przed śmiercią autora i będących jego pożegnaniem z ukochanym instrumentem – i spojrzeniem w przeszłość, podsumowaniem swojej długiej i intensywnej drogi twórczej. Rozpoczętej wszystkimi trzema Sonatami oraz Balladami, tworzącymi łącznie pięć pierwszych opusów. I tutaj Adam Laloum sprawdza się jako doskonale obeznany z repertuarem artysta: jego pierwszy album studyjny w barwach wytwórni Miarare, poświęcony był w całości twórczości Johannesa Brahmsa, stanowiąc jej swoisty przegląd; z utworów ostatnich zarejestrował wtedy przepiękne i natchnione Intermezzi op. 117. Mam nadzieję, że sięgnie jeszcze po dwa ostatnie cykle, tym bardziej, że na prezentowanej płycie, nagranej w 10 lat po poprzedniej, nie wygasła u niego miłość do muzyki wielkiego romantyka. Siedem miniatur, ukształtowanych przez autora z jednej strony ze swobodą i fantazją, z drugiej zaś jak zawsze u niego żelazną dyscypliną, co daje fascynujący rezultat. Na uwagę zasługuje jedyna sytuacja, kiedy zbiór, niczym klamra, rozpoczyna się i kończy utworem o charakterze bardzo energicznym, operującym pełną dynamiką i wszystkimi rejestrami; dodatkowo taki jest jeszcze jeden środkowy "numer", będący trzecim w kolejności – noszą nazwę Capriccio. Pianista pokazuje tutaj "lwi pazur" wirtuoza, gra pewnie, energicznie, z pasją, nadając swej interpretacji rys dramatyczny. Zasadniczny kontrast wobec powyższych stanowią pozostałe miniatury, przypominające charakterem nokturn; utrzymane w wolnych tempach, cechujące się liryzmem, melancholią i głębią – "brewiarze pesymizmu", by użyć określenia sławnego krytyka, Edwarda Hanslicka, noszą tytuł Intermezzo. Gra Adama Lalouma odznacza się skupieniem, mądrym stosunkiem do tempa, wrażliwością; poświęca uwagę partiom obu rąk, dba o piękno brzmienia i zróżnicowanie głośności, by oddać najmniejsze nawet niuanse tych małych i niezwykle przejmujących arcydzieł, mających wyjątkowo "jesienny" charakter. I choć najgorsza część tej pory roku jest dopiero przed nami, to i tak warto już teraz poświęcić swój czas i koncentrację na poznanie muzyki pięknej i refleksyjnej, trafiającej do najgłębszych zakamarków ludzkiej duszy. Po raz kolejny francuski pianista sprawdza się znakomicie w repertuarze wymagającym pokory, uczucia i przemyślenia ze strony wykonawcy – z bardzo dobrym efektem końcowym. W pełni odpowiada wymaganiom postawionym przez kompozytora, grając elegancko, z kulturą, a jednocześnie nadaje swej kreacji charakter osobistego i przeznaczonego tylko dla najbliższych (wielbicieli muzyki Johannesa Brahmsa) szczerego i wzruszającego wyznania.

Mam nadzieję, że Adam Laloum sięgnie jeszcze do twórczości Johannesa Brahmsa i ponownie pokaże się z najlepszej strony jako wrażliwy, kompetentny i mający sporo do powiedzenia interpretator muzyki mistrza. Artysta gra na fortepianie marki Steinway, ale uczciwość recenzencka każe mi przy tej okazji poczynić uwagę, że jeśli chodzi o stronę wykonawczą prezentowanego nagrania nie mam żadnych zastrzeżeń, a co więcej, bardzo mi się ono podoba, to brzmienie nie zawsze przekonuje, zwłaszcza we fragmentach najgłośniejszych, najszybszych i "najgęstszych" pod względem faktury. Wykonanie znakomitego pianisty we wspaniałym i atrakcyjnym repertuarze aż się prosi o jak maksymalnie dopracowaną realizację techniczną, a ta w niniejszym przypadku nie zawsze odpowiada najlepszym standardom. Niemniej, nie przeszkadza w zdecydowanie pozytywnym odbiorze całości, ale gdyby się udało przy kolejnych okazjach pogodzić jedno z drugim, niewiele by mi brakowało do prawdziwego muzycznego szczęścia.


Płytomaniak


Johannes Brahms

Sonata fortepianowa nr 3 f-moll op. 5; 7 Fantazji op. 116

Adam Laloum, fortepian

Harmonia Mundi HMM 902666 w. 2021, n. 2020 CD, 62'36” ●●●●●○

Autor dziękuje za nadesłanie nagrania firmie [Pias] Poland & Eastern Europe, dystrybutorowi wytwórni Harmonia Mundi.

Komentarze

Popularne posty