Władimir Aszkenazy i Symfonie S. Rachmaninowa - po raz trzeci (1).
To już bodajże trzecie omówienie Płytomaniaka nagrania z II Symfonią Sergiusza Rachmaninowa – i nie ostatnie, ponieważ zamierzam sięgać zarówno po pojedyncze rejestracje owego arcydzieła, jak i wielopłytowe wydawnictwa z muzyką orkiestrową jednego z moich ulubionych kompozytorów. Jak nigdy przedtem ta twórczość cieszy się zainteresowaniem wydawców, wykonawców i publiczności, całkowicie zasłużenie zresztą, a melomani mają spore możliwości wyboru ulubionych i interesujących propozycji z udziałem najsłynniejszych artystów. Do takich zalicza się bez wątpienia Władimir Aszkenazy, którego oczywiście nie zamierzam szczegółowo przedstawiać, jako że jest to jeden z najsłynniejszych pianistów i dyrygentów drugiej połowy ubiegłego wieku oraz doby dzisiejszej, mimo zaawansowanego wieku nadal czynnie koncertujący przede wszystkim w roli mistrza batuty. I właśnie z roku 2015 pochodzi koncertowy zapis wykonania II Symfonii, mający miejsce w Londynie, a dokładnie w Southbank Centre’s Royal Festival Hall z udziałem Philharmonia Orchestra, z którą rosyjskiego maestro łączą dziesięciolecia współpracy oraz przyznany mu w roku 2000 zaszczytny tytuł Dyrygenta Laureata.
Niniejsze omówienie poświęcone jest nagraniu rozpoczynającemu mini-serię trzech albumów ze wszystkimi Symfoniami Sergiusza Rachmaninowa, zrealizowanymi dla wytwórni Signum Classics przez ww. filharmoniczny zespół pod batutą jednego ze swych najbardziej zasłużonych dyrygentów. Uważni melomani, a miłośnicy kompozytora z pewnością pamiętają, że rosyjski maestro ma już na koncie co najmniej jeden komplet płyt z tym samym repertuarem, zarejestrowany 40 lat lat temu dla wytwórni Decca z Royal Concertgebouw Orchestra, powtórzony w ćwierć wieku później dla mało u nas znanej i trudno osiągalnej firmy Exton. Można się zastanawiać, jaki sens ma powtarzanie identycznych dzieł na przestrzeni dekad, co zdarza się wyjątkowo często najsłynniejszym lub najwybitniejszym kapelmistrzom (wbrew pozorom, oba pojęcia nie są synonimami!). Ponieważ darzę Aszkenazego sympatią i szacunkiem, zaś Rachmaninowa uwielbiam, postanowiłem przymknąć oko na podobne rozważania.
Z wymienionych powyżej fonograficznych dokonań rosyjskiego artysty jestem posiadaczem pierwszego cyklu, zrealizowanego dla wytwórni Decca i mającego, wbrew upływu czasu, nadal referencyjny charakter. Najnowsza kreacja Drugiej, może nie cechuje się podobną świeżością i siłą, jak owa pierwsza wersja, na której Ashkenazy prowadził Orkiestrę Concertgebouw, ale za sprawą ogromnego doświadczenia i doskonałej znajomości partytury, wywiera bardzo dobre wrażenie. Muszę jednak stwierdzić, że na pewnych spraw nie mogę jednak pominąć, na przykład faktu obcowania z zapisem koncertu na żywo, który do sterylnych i absolutnie perfekcyjnych nie należy. Uprzedzam szczególnie wrażliwych na tym punkcie słuchaczy, że jeśli chodzi o jakość dźwięku, nie można się tu spodziewać jakichś szczególnych rewelacji. Ważniejsza jest jednak kreacja dzieła, a to do najłatwiejszych nie należy, choć jest „łakomym kąskiem” dla orkiestr, pokazujących w nim pełnię swoich możliwości technicznych i brzmieniowych. Spore rozmiary (utwór trwa prawie lub ponad godzinę, w zależności od czasu wykonania), dość duża obsada instrumentalna, ale daleka od Mahlerowskich czy Straussowskich extremów, umiejętność bezbłędnego konstruowania formy oraz poruszania się w kalejdoskopowej materii i prowadzenia logicznej narracji, a przede wszystkim należyta wrażliwość i wyczucie specyficznej ekspresji cechującej kompozycję, stawiają mistrzom batuty interpretacyjną poprzeczkę naprawdę wysoko. Na szczęście, w przypadku Władimira Aszkenazego mamy do czynienia z artystą doświadczonym, od dziesięcioleci dyrygującego Drugą, znającym od podszewki jej pułapki, trudności, ale i piękności.
Podoba mi się jego stosunek do tempa: idealnie zrozumianego, oddanego przez muzyków orkiestry, wyrazistego, odpowiedniego dla każdej z czterech części, umiarkowanego, płynnego, trafiającego do percepcji odbiorcy. Pozwala również na uchwycenie szczegółów instrumentacji, a poświęcenie uwagi przez dyrygenta na naprawdę staranne odczytanie partytury, pomaga w tym niełatwym zadaniu – wreszcie mogę usłyszeć cały powolny wstęp do szeroko rozbudowanej pierwszej części bez konieczności manipulacji pokrętłem w odtwarzaczu. Kapelmistrz dba o odpowiednie proporcje architektoniczne utworu i choć opuszczenie powtórzenia ekspozycji we wstępnym, najdłuższym ogniwie, nie wpisuje się zupełnie w idealne respektowanie zamierzeń autora, to w moim przekonaniu nie czyni tego ze szkodą dla formy długiej i wymagającej Symfonii. Choć w tym miejscu pomija zalecenia twórcy, to w innych pozostaje mu wierny, nie dodając „efektownych” uzupełnień, znanych z niektórych radzieckich i rosyjskich nagrań (ostatni akord pierwszej części bez kotłów, zaś początek repryzy drugiego tematu w finale bez uderzenia talerzy). Kolejny ustęp, żywe Scherzo, cechuje się błyskotliwością i temperamentem grających, ale nie brak w nim również partii śpiewnych i wprowadzających potrzebne uspokojenie, którymi przepełnione jest z kolei trzecie w kolejności przepiękne, liryczne Adagio z natchnioną melodią klarnetu. Liryzm i niezwykle intensywna romantyczna ekspresja przybiera tutaj za sprawą geniuszu Rachmaninowa oraz pełnej wyrazu kreacji orkiestry wyjątkowo poruszający wymiar. Efektowny finał jest polem do popisu dla całego zespołu i wszystkich jego secji, z blachą i perkusją na czele, ale mistrzowskie prowadzenie dyrygenta i bardzo wysoki poziom gry Philharmonia Orchestra pozwalają docenić szlachetność i blask jednego z najbardziej spektakularnych, a zarazem misternie skomponowanych finałów w całej symfonicznej literaturze. Dodam, że słuchając Drugiej, nie czułem pośpiechu ani rozwlekłości, nie było mowy o znużeniu czy uzyskanym tanim kosztem sentymentalizmie. Wręcz przeciwnie – doceniłem kulturę gry, naturalność narracji, bardzo dobre kontrasty dynamiczne i agogiczne, zaimponowała mi precyzja oraz ekspresja muzyków i dyrygenta. Burzliwe oklaski londyńskiej publiczności, wieńczące Finał, zamieszczone na krążku, uznaję za zasłużone.
Za jakiś czas sięgnę po pozostałe dwie Symfonie, by przekonać się, czy pozytywne wrażenia wyniesione ze słuchania Drugiej potwierdzą się lub nie. Uwzględniając jednak ilość i jakość emocji doznanych przy okazji poznania niniejszego nagrania, śmiem liczyć na naprawdę interesujące i utrzymane na wysokim poziomie wykonania nieśmiertelnej symfoniki Sergiusza Rachmaninowa. Będzie jej omówień w najbliższych miesiącach sporo – i bardzo się z tego cieszę.
Paweł Chmielowski
Sergiusz Rachmaninow
II Symfonia e-moll op. 27
Philharmonia Orchestra • Vladimir Ashkenazy, dyrygent
Signum Classics SIGCD530 • w. 2018, n. 2015 • (CD), 58’42” ●●●●●○
Komentarze
Prześlij komentarz